No i czego ty teraz ode mnie chcesz, babo, po co mnie nachodzisz? Mogłaś odejść, ja cię na siłę nie trzymałem. Trwałaś przy mnie z własnej woli!
Przyjmowałem kondolencje, kiwałem głową i robiłem zbolałe miny, ale w gruncie rzeczy chciałem tylko, żeby ten smutny cyrk już się skończył. Miałem niewygodne buty, za ciasno zapiąłem pasek przy spodniach, a nie wypadało się poprawiać w takiej chwili, więc stałem jak kij i udawałem zrozpaczonego wdowca.
Chyba nawet nieźle mi to wychodziło, bo prawie wszyscy mi współczuli. No, z wyjątkiem szwagierki, ale z nią zawsze byłem na noże… Stała naprzeciwko i wlepiała we mnie te swoje czarne ślepia, jakby chciała się nimi dowiercić aż do mojego mózgu! Zawsze mówiła, że ja to tylko rozum bez serca, więc pewnie przez rozum próbowała poznać, co naprawdę czuję. Głupia!
Mogła zapytać, powiedziałbym, że tylko ulgę…
Jestem po sześćdziesiątce, z tego prawie trzydzieści lat zmarnowałem jako mąż niekochanej kobiety. Czemu nie odszedłem? A w sumie po co? Miałem przy niej jak w raju. Podane pod nos, ugotowane, sprzątnięte, wydmuchane, wygłaskane. Mogłem robić, co chciałem, więc niby czemu miałbym uciekać? Zaraz po ślubie wziąłem w garść cały dom, wprowadziłem swoje zasady i konsekwentnie ich pilnowałem.
Kryśka była z natury uległa, cicha, wystarczyło ostrzej popatrzeć, a już kładła uszy po sobie, a poza tym kochała mnie jak głupia. Do ostatniej chwili, wiem to na pewno. Nie lubiłem przy niej siedzieć, kiedy chorowała. Mnie stresują takie sytuacje, zaraz się zaczynam zastanawiać, co by było, gdyby mnie dopadło jakieś paskudztwo, i psuje mi się humor na cały dzień. Wolę się nad tym nie zastanawiać, bo na razie jestem zdrowy, silny, mam apetyt, mój organizm pracuje jak naoliwiona maszyna. W każdym wymiarze, w seksie również!
Synowie mnie nie lubią. No i dobrze
Oczywiście, że ją zdradzałem! Co to za facet, który tkwi przy jednej babie? Choćby najpiękniejsza i tak się znudzi, a jeśli jest średniej urody, tak jak moja Kryśka, to się znudzi bardzo szybko. Ja miałem kochanki już miesiąc po ślubie.
Powiedziałem Kryśce, że musi na to przymykać oczy, jeśli chce, żebyśmy byli razem. I przymykała. Tylko raz spróbowała się buntować, i to podburzona przez siostrę. Spakowała rzeczy, wzięła dziecko pod pachę i wyniosła się do mamusi. Myślała, że po nią pojadę i będę błagał, żeby wróciła. A figa! No więc szybko pojęła, że nie ma takiej możliwości.
– Albo bez gadania wracasz, albo jutro wprowadzam do domu nową gospodynię – powiedziałem spokojnie.
– Nie ty, to będzie inna. Młodsza, lepsza w łóżku, ładniejsza. Decyduj! Nie musiałem powtarzać dwa razy, w dyrdy przyleciała i od tej pory miałem wolną rękę. Zrozumiała, że ja sobie nie pozwolę wleźć na głowę. Urlopy spędzałem osobno i po swojemu.
Mam masę znajomych, więc zawsze któraś mi załatwiła jakieś sanatorium albo atrakcyjne wczasy, albo wycieczkę zagraniczną, więc korzystałem, bo czemu nie. Nie okłamywałem Kryśki, zawsze wiedziała, gdzie jestem, w razie czego miała do mnie adres i telefon, ale skorzystała z tego tylko raz, kiedy starszy syn spadł z huśtawki i zabrało go pogotowie. Chciała, żebym natychmiast wracał.
Zadzwoniłem do tego szpitala, gdzie przewieźli chłopaka i dowiedziałem się, że jest wprawdzie wstrząśnienie mózgu, ale lekkie, i że nic mu nie będzie. Więc powiedziałem Kryśce, żeby nie robiła histerii, i że od tego jest matką, żeby sobie dawać radę.
– Lepiej go pilnuj – rzuciłem ostro. – Gówniarz cię w ogóle nie słucha, a jak coś wywinie, to lecisz do mnie. Ja bym mu jeszcze tyłek stłukł dla równowagi, może wtedy by uważał!
Na pogrzebie obaj synowie stali osobno
Nie jesteśmy w dobrych kontaktach, ale nie będę się przejmował, że dorosłe chłopy nie potrzebują tatusia. Mnie to nawet jest na rękę. Ten młodszy jest bardziej pyskaty i nieprzejednany. Powiedział na przykład, że przeze mnie ma zaburzony obraz świata, że sobie nie potrafi znaleźć dziewczyny, albo jak już znajdzie, to nie umie poukładać wzajemnych relacji. Tylko się na to roześmiałem.
– Bo cienki bolek jesteś – zakpiłem. – Matka zrobiła z ciebie taką galaretę, więc do niej miej pretensje. Dziewuchę trzeba krótko wziąć za twarz i to cała tajemnica. A może ty się w ogóle do kobiet nie nadajesz? Tylko machnął ręką i od tej pory właściwie nie rozmawiamy.
Nie robiłem żadnej stypy, uważam, że to okropny zwyczaj, więc nie pojechałem z resztą rodziny do restauracji, gdzie był jakiś obiad. Kupiłem po drodze butelkę i wróciłem do domu. Kryśka chorowała krótko, więc wszystko było tak, jak za jej czasów.
Nawet jej domowe kapcie stały pod wieszakiem, jakby miała zaraz wrócić. Nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia. Otworzyłem jakąś puszkę z klopsami, zrobiłem sobie herbatę, nalałem sporego drinka i usiadłem przed telewizorem.
Było cicho, nikt się nie kręcił po mieszkaniu, nie zawracał głowy pytaniami, nie przysiadał, żeby zobaczyć, co oglądam. Nalałem sobie drugą szklaneczkę, wypiłem i wtedy ktoś dotknął mojego ramienia… Odwróciłem się i zamarłem.
Wszędzie czyha na mnie coś złego
Obok fotela stała Kryśka, ubrana tak jak na ostatnią drogę. W ręce trzymała nasz ścienny kalendarz, ale tak, że widziałem tylko obrazek z kwiatkami w wazonie, reszta była zasłonięta.
– Co ty tu robisz? – zapytałem. – Przecież ciebie nie ma!
– Chciałbyś, co? – uśmiechnęła się. – Ale nic z tego. Jestem i mam się całkiem dobrze – odparła.
– Po co przyszłaś? Ja cię nie wołałem!
– Przyszłam, żeby ci pokazać, kiedy umrzesz – usłyszałem. – Ja już to wiem, ty też powinieneś!
– Nie chcę. Po co mi to?
– Nie masz nic do gadania. Twoje rządy nade mną się skończyły, jestem wolna i robię, co chcę, a chcę, żebyś się bał. To mi sprawi prawdziwą przyjemność! Więc słuchaj. Ta data to…
– Nieee! – wrzasnąłem i ocknąłem się na dywanie, bo spadłem z fotela. Byłem okropnie spocony ze strachu, cały się trząsłem, bolał mnie żołądek, miałem mdłości… „Zatrułem się, cholera – pomyślałem. – Te klopsy z puszki musiały być zepsute albo za dużo gorzały wypiłem, i stąd te koszmary… Rany boskie, w życiu się tak nie bałem! Co za głupoty się człowiekowi roją!”.
Wtedy spojrzałem na ścianę i zamarłem. Tam, gdzie zawsze wisiał kalendarz, teraz było puste miejsce, a on leżał na podłodze. Nie wiedziałem, czemu spadł, bo wszystko było w porządku – i uchwyt, i gwoździk w boazerii, więc naprawę wyglądało tak, że ktoś go specjalnie zrzucił, żeby mi coś udowodnić. Muszę dodać, że nie wierzę w głupoty o życiu po życiu, nie chodzę do kościoła, wszystkie metafizyczne dyrdymały są mi obce.
Dla mnie istnieje tylko to, co mogę dotknąć i zobaczyć. Kryśki w tym śnie nie dotykałem, ale widziałem ją tak wyraźnie, jakby nadal żyła, więc, co to było? Po paru minutach jakoś się uspokoiłem, wypiłem trochę wody, potem wziąłem chłodny prysznic i poszedłem spać. Wtedy znowu się zaczęło… Szarpała mnie za ramię i wołała:
– Nie śpij… słuchaj, kiedy będzie twój koniec! To wrzesień… nie, nie wrzesień, raczej październik. A może listopad? Może jeszcze później, skup się i zapamiętaj. Wpadniesz pod samochód, nie, przepraszam, pomyliłam się. Nie pod samochód, to będzie tramwaj! Albo dostaniesz zawału i się utopisz w naszej wannie… Albo cię dopadnie straszny wirus i się z tego nie wygrzebiesz.
Będziesz sam, nikt ci nie pomoże, kiedy się zadławisz tym cukierkiem. Ojej, znowu błąd, to będzie tabletka, a raczej kawałek kiełbasy… lubisz kiełbasę i cukierki, no nie? Musisz przestać je jeść, bo są dla ciebie śmiertelnie niebezpieczne. I w kąpieli uważaj, to pewnie będzie atak serca, ale też może być porażenie prądem, więc się kąp po ciemku… Chociaż nie, bo wtedy się możesz poślizgnąć i rozwalić głowę. Same zagrożenia wokół ciebie… Biedaku, już się nie uratujesz!
Zmieniłem przepoconą pościel, przeniosłem się z małżeńskiego łóżka na kanapę, spałem jak zając pod miedzą, ale ona i tak przychodziła. Stawała tuż obok i opowiadała, co mnie czeka – czasami była to śmierć w pożarze, innym razem wypadałem z łódki, więc już wiedziałem, że więcej nie pojadę na ryby. Jeszcze kiedy indziej jakieś zbiry łamały mi kości w ciemnej ulicy…
Wszędzie coś na mnie czyhało
Budziłem się i bałem poruszyć, żeby nie spełniły się te przepowiednie. Zacząłem brać leki na sen. Zawsze rozpuszczałem tabletki w wodzie, a potem piłem po łyku, żeby się nie zakrztusić. Do tego doszło! Na ulicy chodziłem pod ścianami domów, rozglądałem się na boki, dopadła mnie jakaś paranoja, czułem, że skończę w psychiatryku! Wreszcie doprowadzony do ostateczności pojechałem do szwagierki.
Tylko ona mogła mi powiedzieć, co się dzieje. Nie znosiła mnie, więc czułem, że będzie szczera.
– Proszę, proszę – powiedziała po otwarciu drzwi. – Nareszcie wyglądasz tak, jak powinieneś, chudy, brudnawy, z błędnym wzrokiem… Bardzo się cieszę, naprawdę!
– Ty mi lepiej wytłumacz, Zocha, co się dzieje. Twoja siostrunia nie daje mi spokoju. Zamęczy mnie w końcu!
– Dziwisz się? – zapytała. – Ty ją męczyłeś przez tyle lat, to teraz jej kolej! Chcesz, żebym ci współczuła?
– Nie! Tylko jej powiedz, żeby się odczepiła, bo jest jak oset. Nie chce się ode mnie oderwać, dokucza mi, straszy. Za co się tak mści?
– Nie wiesz, za co? – krzyknęła. – Za wszystko! Powinna ci jeszcze bardziej dać do wiwatu, bo zasłużyłeś! Zresztą, to nie ona cię straszy, tylko twoje własne sumienie! Myślałeś, że się nie odezwie? To się pomyliłeś. Sam sobie wyhodowałeś ten oset. Ja ci nie współczuję. Cześć! – zamknęła drzwi. Głupia baba! Cieszy się z cudzego nieszczęścia… Ale tak naprawdę, to, cholera, co ja mam robić?!
Czytaj także:
„Nikt nie potrafi tak uprzykrzyć życia, jak sąsiadka. Wścibska baba urządziła mi piekło”
„Miałem zły kontakt z córką. Ale kiedy dowiedziałem się, że to nie ja poprowadzę ją do ołtarza, byłem załamany”
„Teściowa wiecznie nade mną wisi, chce się ze mną przyjaźnić. Od zwierzania się mam przyjaciółki, a nie matkę męża!”