„Teściowa wiecznie nade mną wisi, chce się ze mną przyjaźnić. Od zwierzania się mam przyjaciółki, a nie matkę męża!”

Teściowa chciała się ze mną przyjaźnić fot. Adobe Stock, Drobot Dean
– Udała mi się synowa. Traktuje mnie jak matkę, o wszystko pyta, zwierza z każdej sprawy - słyszałam, jak chwaliła się sąsiadkom. Tyle że ja wcale tego nie chcę! Wolałabym w końcu wrócić do domu i spędzić wieczór w ciszy, bez trajkotania z teściową.
/ 31.08.2021 12:34
Teściowa chciała się ze mną przyjaźnić fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Moja teściowa to dobra kobieta, nie mogę o niej powiedzieć złego słowa. Nieraz, jak słyszę od koleżanek upiorne opowieści o matkach ich mężów, to mam ochotę sama sobie pogratulować, że to nie moje problemy. Jedna teściowa jest na przykład straszną plotkarą, druga rozpuszcza wnuki, niszcząc wszystko, co uda się w ich wychowaniu osiągnąć koleżance, kolejna znów nawet wnuków nie odwiedza, bo nie lubi synowej.

My dzieci jeszcze nie mamy, ale jestem pewna, że w razie czego mama Mariusza jak na skrzydłach przyleci, żeby się nimi zająć. I nie będzie chciała niczego robić po swojemu, wręcz przeciwnie – zapyta mnie o każdy, nawet najmniejszy drobiazg.

No cóż, prawda jest taka, że nawet kota da się zagłaskać na śmierć!

I tak właśnie czuję się w towarzystwie własnej teściowej… Moje kochane dzieci, jak tu pięknie urządziliście! Może to był błąd, że zamieszkaliśmy z nią pod jednym dachem? Ale wtedy takie rozwiązanie wydawało się całkiem logiczne. Mój mąż został z matką sam, bo jego starsze siostry wyprowadziły się z rodzinnego domu już dawno temu, a ojciec umarł na kilka miesięcy przed naszym ślubem.

Teściowa bardzo przeżyła śmierć męża i wydawało się, że tylko w naszym towarzystwie choć przez chwilę zapomina o swojej tragedii. Mariusz miał do dyspozycji całe piętro domu, obszerne i wygodne, a kiedyś, w przyszłości, miał odziedziczyć cały dom. Zamiast więc wyrzucać kasę na wynajem, zdecydowaliśmy się na generalny remont.

Wiadomo, jak to jest z domami stawianymi u schyłku PRL-u  – wydają się porządne i solidne, ale czego się nie dotknie, to się sypie.

To podczas remontu teściowa po raz pierwszy dała mi się we znaki

Nie żeby do czegoś się wtrącała – skąd. Nie narzucała nam swojego zdania, a wręcz przyklaskiwała każdemu pomysłowi. Wydaje mi się, że gdybym powiedziała jej, że zamierzam pomalować sypialnię na czarno, też byłaby zachwycona. Problem w tym, że ona o wszystkim chciała wiedzieć!

Ledwo wróciłam z pracy, teściowa już stawiała przede mną talerze z zupą i drugim daniem, referowała, co działo się w domu i jak sprawuje się ekipa remontowa. Ja wolałabym usłyszeć o tym od własnego męża, nacieszyć się każdym drobiazgiem… Robiłam jednak dobrą minę do złej gry, mówiłam sobie, że teściowa jest w trudnym okresie, w żałobie i w ogóle, siedziałam i potakiwałam, pokazywałam jej katalogi z meblami i próbkami farb, słuchałam podpowiedzi.

Przyzwyczaiłaś kobietę do takiego zachowania, to masz – orzekła moja koleżanka, kiedy zwierzyłam jej się, że choć raz chciałabym wrócić z pracy i zjeść w ciszy obiad, który sama ugotuję własnemu mężowi. – A będzie coraz gorzej, zobaczysz!

Nie wierzyłam w to. W końcu remont się skończy, my z Mariuszem zamieszkamy na górze i teściową będę widywać o wiele rzadziej.

Jak się okazało, to było marzenie ściętej głowy

Po remoncie mama Mariusza była tak zachwycona nowym wyglądem domu, że sprowadziła swoje sąsiadki, żeby pochwalić się, jakie młodzi mają teraz warunki. Zapytała o zgodę, oczywiście, no ale jak ja miałam odmówić?

Skończyło się na tym, że cały wieczór, zamiast świętować z mężem, wreszcie na swoim, podawałam sałatkę jarzynową i kawę paniom Helence i Krysi. Po prostu głupio mi było zostawiać teściową samą. Z początku rzeczywiście nasze życie układało się wzorcowo. Przychodziłam z pracy, gotowałam obiad, wracał Mariusz, razem robiliśmy coś w domu albo gdzieś szliśmy.

Do teściowej schodziliśmy na niedzielne obiadki, ewentualnie pomóc przy jakichś cięższych pracach. Z czasem jednak zauważyłam, że matka Mariusza znów staje się coraz bardziej obecna w naszym życiu.

Opowiadaj, opowiadaj! Ja tu się bez ciebie nudzę

Kiedy tylko po powrocie z pracy zdjęłam buty i kurtkę, ona już stała w progu kuchni i zapraszała mnie na kawę.

– Chodź, opowiesz, co się dzieje – zachęcała mnie, krojąc mi do tego kawał ciasta. – W urzędzie cały dzień masz styczność z ludźmi, to musisz wiedzieć, co tam słychać na mieście!

No właśnie. Cały dzień użerałam się z ludźmi, a że z natury jestem zamknięta w sobie, to miałam ochotę rzucić się na sofę z książką, posłuchać radia, pobyć trochę sama ze sobą, a nie zdawać teściowej relację z całego dnia, bo do tego zwykle się sprowadzały nasze posiedzenia.

Czułam się potem tak, jakby ktoś przekręcił mnie przez wyżymaczkę. Teściowa za to była zachwycona.

– Udała mi się synowa – nieraz słyszałam, jak chwaliła się sąsiadkom. – Traktuje mnie jak matkę, o wszystko pyta, zwierza z każdej sprawy…

Tyle że ja wcale tego nie chcę! Od zwierzania się mam przyjaciółki, a nie matkę męża! Zresztą koleżanki przez długi czas też nie widziały mojego problemu.

Do czasu, kiedy zaprosiłam je do domu, kiedy Mariusz wyjechał w delegację.

Teściowa aż uszami strzygła, kiedy przyszły, więc żeby nie robić jej przykrości, posiedziałyśmy chwilę z nią na dole, wypiłyśmy kawę. Potem ruszyłyśmy na górę, gdzie miałyśmy w planie miły wieczór przy winie i jakimś dobrym filmie. Niestety, teściowa nie zamierzała tak łatwo odpuścić.

Przypomniało jej się, że koniecznie musi ode mnie pożyczyć płyn do płukania, bo chce zrobić pranie. Tak, akurat w piątkowy wieczór. Jak weszła, tak już została. Od razu dorwała się do wina, zaczęła opowiadać jakieś dykteryjki o chłopakach z czasów swojej młodości…

O ile to mogło być zabawne przez chwilę, to potem zrobiło się krępujące. Chciałyśmy pogadać z dziewczynami o swoich sprawach, ale przy teściowej? Dopiero koło północy udało mi się sprowadzić ją na dół, dobrze już zawianą. Z miłego wieczoru nic nie wyszło, za to dziewczyny miały ubaw z tego, że poczuły się znów jak nastolatki – z matką wiszącą nad głową.

Mnie już jednak nie było do śmiechu 

– Ja wszystko rozumiem – mówiłam – jest samotna, nie ma co robić, okej. Ale przecież nie może żyć moim życiem! Może zapisz ją na zajęcia uniwersytetu trzeciego wieku czy co… Przecież ja zwariuję, jak jeszcze raz będę musiała jej opowiedzieć, kto dziś przyszedł do urzędu!

Mariusz problemu nie widział – ale przecież on całe dnie siedział w pracy. Kiedy wspomniałam teściowej o uniwersytecie, orzekła, że jest dla starych ludzi i ona się nigdzie nie wybiera.

– Oleńko, od kiedy z nami zamieszkałaś, czuję się, jakby ubyło mi dwadzieścia lat! – powiedziała entuzjastycznie. – Może wybierzesz się ze mną na zakupy i pomożesz mi wybrać coś bardziej na czasie?

Poszłam z nią, a jakże. I myślałam, że rzucę się z ruchomych schodów. Wszystko, co mi się spodobało – podobało się i teściowej. W rezultacie wyszłyśmy z takimi samymi ciuchami. Ona zachwycona, a ja w podłym nastroju. Mariusz wciąż nie rozumie, o co mi chodzi.

– To chyba dobrze, że się dogadujecie? – pyta.

A ja, gdy widzę teściową ubraną tak jak ja, mam ochotę krzyczeć. Wiem, że nie ma niczego złego na myśli, że to w gruncie rzeczy dobra kobieta… Ale ile głaskania można znieść? 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA