Samotność nie jest przyjemna. Wiem coś o tym, bo wiele lat byłem samotnikiem. Zawarte na studiach małżeństwo z Elą, koleżanką z roku, okazało się nieudane. Mieliśmy różne poglądy na wychowanie dziecka, podział domowych obowiązków i sposób spędzania wolnego czasu.
Córka Zuzanna została z matką
Odwiedzałem ją często do momentu, gdy była żona wyszła drugi raz za mąż. Stateczny, przystojny Janusz okazał się, co niechętnie lecz uczciwie przyznam, doskonałym ojczymem dla Zuzi. Niestety, zamieszkali w Krakowie, więc siłą rzeczy dużo rzadziej spotykałem się z córką. Poza tym byłem zajęty i pracą zawodową, i bujnym życiem towarzyskim. W tamtym okresie miałem sporo przygód i romansów.
W pewnym momencie planowałem nawet ponownie się ożenić, ale w końcu nic z tego nie wyszło. Przyjąłem to z ulgą. Właściwie podobała mi się niezależność, fakt, że jestem panem samego siebie i nikt mnie nie ogranicza. A chciałem mieć święty spokój podczas podróży! Rzadko telefonowałem do córki, jeszcze rzadziej przyjeżdżałem do Krakowa. Usiłowałem zagłuszyć wyrzuty sumienia przekazami pieniężnymi i prezentami, ale i tak zgubiłem drogę do serca Zuzi. Czas mijał i działał na moją niekorzyść.
W końcu po wielu latach z dala od siebie nie mieliśmy już o czym rozmawiać
Córka traktowała mnie z rezerwą, a ja z utęsknieniem wyglądałem chwili pożegnania. Zuzanna skończyła studia i rozpoczęła pracę w szkole językowej. Potem dowiedziałem się, że ma narzeczonego, a wkrótce otrzymałem zaproszenie na ślub i wesele. Do Krakowa jechałem z pewnymi obawami. Nie znałem nikogo z weselnych gości, nie miałem pojęcia, jak się zachować. Oficjalnie? Niedobrze. Serdecznie? Jeszcze gorzej. Przecież każdy od razu się zorientuje, że to nienaturalne. Było duszno, więc otworzyłem drzwi przedziału i wyjrzałem na korytarz.
– Przepraszam, czy jest może wolne miejsce? – zapytała jakaś kobieta.
– Oczywiście – odpowiedziałem uprzejmie, choć w duchu byłem na siebie zły – po jakiego czorta wyglądałem na zewnątrz?!
Spokojną podróż w samotności szlag trafił. Chociaż... Kobieta usiadła naprzeciwko, wyjęła laptopa i natychmiast zatopiła się w studiowaniu wykresów. Bąknęła, że jedzie na spotkanie służbowe. Ucieszyłem się, że nie muszę silić się na rozmowę i wróciłem do swojej gazety. Na dworcu w Krakowie powiedzieliśmy sobie „do widzenia” i udałem się do hotelu.
– Witam pana. Mamy mały problem z pokojem – oznajmił recepcjonista.
– Jak to? – zaniepokoiłem się. – Robiłem rezerwację ponad miesiąc temu.
– Mieliśmy awarię systemu komputerowego, a dziś gościmy uczestników konferencji naukowej... Skomplikowana sprawa, można dużo opowiadać, ale jeśli zgodzi się pan na zamianę pierwszego piętra na czwarte i apartament zamiast jedynki… Oczywiście cena bez zmian.
– Tylko tyle? Zgadzam się.
– Wie pan, straszne zamieszanie.... Musieliśmy odsyłać gości do innych hoteli. Na przykład dla tej pani zabrakło miejsca. Może mogłaby przenocować u pana? – recepcjonista spojrzał na mnie z nadzieją, a ja rozejrzałem się po holu i zobaczyłem przycupniętą na kanapie w rogu moją towarzyszkę podróży.
Minę miała smętną. „Co to ma być? – pomyślałem. – Komedia romantyczna? Tylko w filmach zdarzają się podobne sytuacje. A potem przypadkowa znajomość przekształca się w miłość...”. Ale to nie jest film.
Do ołtarza poprowadzi ją Janusz?! To moja rola!
Uśmiechnąłem się szeroko i odparłem:
– Mowy nie ma, mam jutro rodzinną uroczystość i muszę wypocząć.
– Ależ wypocznie pan! – zawołał facet. – Nasze apartamenty składają się z kilku pomieszczeń z osobnym wejściem. Pani Joanna jest naszą stałą klientką i zaręczam, że nie będzie przeszkadzać...
Co miałem zrobić? Skrzywiłem się, ale machnąłem ręką i wyraziłem zgodę. W pokoju rozpakowałem się, wziąłem szybki prysznic i niechętnie pojechałem do mieszkania byłej żony. Chciałem porozmawiać o jutrzejszym dniu. Zdałem sobie sprawę, że bardzo tęsknię do Zuzi. I oto ona we własnej osobie otworzyła mi drzwi.
– Tato! – krzyknęła uradowana. – Usiądź, zrobię herbatę i porozmawiamy.
Przywitałem się również z byłą żoną i jej mężem, a potem zaczęliśmy wszyscy omawiać uroczystość zaślubin i przyjęcie weselne. W pewnej chwili usłyszałem coś, co niezbyt mi się spodobało.
– Jak to do ołtarza poprowadzi cię Janusz? – spytałem córkę. – Przecież to moja rola! No i... Widzę, że będzie też siedzieć niedaleko ciebie przy stole.
Córka wyglądała na zmieszaną.
– Tato, zrozum... – zaczęła. – To Janusz mnie wychowywał, wspierał w trudnych chwilach... Jest dla mnie bardzo ważną osobą. Chcę, żeby on mnie poprowadził.
Córka patrzyła na mnie ze smutkiem, a jednocześnie wyzywająco. Spuściłem głowę, bo doskonale wiedziałem, że ma rację. Ale i tak było mi strasznie przykro. Po ślubie złożyłem młodym życzenia, wręczyłem prezent i poszedłem przed siebie. Miałem koszmarny nastrój. Postanowiłem, że nie pójdę na wesele, tylko wieczornym pociągiem wrócę do domu.
Wszedłem do apartamentu 232 i zacząłem się pakować
Nagle usłyszałem coś, co brzmiało jak kobiecy szloch. Zapukałem do sąsiednich drzwi.
– Co się stało? – zapytałem z troską. – Mogę pani w czymś pomóc?
– Przepraszam. Rozkleiłam się – odparła pani Joanna. – Już pan wyjeżdża?
– Najpierw musi się pani uspokoić.
– Głupstwo, nie ma o czym mówić. Spotkanie skończyło się wcześniej i wtedy zadzwoniła moja matka. To mnie trochę wytrąciło z równowagi – westchnęła.
– Dorosła kobieta przejmuje się czymś takim? – nie kryłem rozbawienia.
– Nie biorę sobie uwag mamy do serca – wyjaśniła cierpko. – Tylko przykro mi trochę, że wciąż ma do mnie pretensje. Jej zdaniem niepotrzebnie się rozwiodłam, powinnam zmienić pracę na lepszą, moje koleżanki są sprytniejsze i tak dalej...
– Trzeba zerwać kontakty – poradziłem.
– Co pan mówi! – oburzyła się. – Mimo wszystko kocham matkę. Nie poradzi sobie beze mnie. Jest już stara i schorowana.
Spojrzałem na panią Joannę i zrozumiałem, że palnąłem głupotę. Ta kobieta miała przecież rację. Rodzina, to rodzina.
– Wcześnie pan wyjeżdża – powiedziała.
– Miałem zostać do jutra, ale… – machnąłem ręką i opowiedziałem o wszystkim.
– Uważam, że powinien pan iść na wesele – stwierdziła, gdy skończyłem. – To pańska córka! Jeśli pan tego nie zrobi, rozwieją się szanse na porozumienie.
– Nie znam tam nikogo – westchnąłem. – No, chyba że... pójdzie pani ze mną.
Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Ot, nagły impuls. Ale dobrze zrobiłem.
– Bardzo chętnie – uśmiechnęła się, a w jej oczach błysnęły figlarne iskierki. – Muszę tylko kupić jakąś elegancką bluzkę. Niedaleko jest centrum handlowe. Chodźmy tam, na pewno coś znajdę.
Na weselu bawiliśmy się z Joanną świetnie…
Po godzinie z uznaniem patrzyłem na jedwabną fioletową tunikę, dyskretny makijaż i pantofle na wysokim obcasie mojej towarzyszki. I choć nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale na tych całych ciuchowych zakupach było bardzo przyjemnie... Na przyjęcie weselne dotarliśmy spóźnieni, ale przywitano nas serdecznie.
– Tato, myślałam, że się obraziłeś i nie przyjdziesz. Cieszę się, że jesteś – zawołała Zuzia, zerkając w stronę Joanny.
Przedstawiłem je sobie. Zuzanna poprosiła nas o zajęcie miejsca, a potem bardzo szybko zostaliśmy wciągnięci w wir zabawy. Tańczyłem z Zuzią, z Joanną, z byłą żoną, znowu z Joanną… Miałem okazję porozmawiać z córką i obiecałem, że będę ją odwiedzać.
– Do tej pory nie brałem udziału w twoim życiu – powiedziałem jej. – Cieszę się, że Janusz zastąpił ci ojca, ale daj mi szansę, żebym stał się kimś ważnym dla ciebie.
– Dobrze, tato – szepnęła Zuzia i przytuliła się mocno do mojej piersi.
Wesele skończyło się dopiero nad ranem. Wyszliśmy z Joanną na puste o tej porze Planty i usiedliśmy na ławce.
– Dziękuję za wszystko. Było cudownie, Joasiu – objąłem ją ramieniem.
– Ja też dziękuję – odparła. – Dawno się tak wspaniale nie bawiłam. Nawet telefony od mamy przestały mnie denerwować.
– Zostaniemy jeszcze jeden dzień?
– Dobry pomysł – zgodziła się. – A potem wrócimy razem do Warszawy i pomyślimy o kolejnym spotkaniu.
Czytaj także:
Teściowa sfałszowała badania DNA, by rozbić nasze małżeństwo
Gdy zaszłam w ciążę ze Zbyszkiem, najpierw kłamałam że to nie jego dziecko
Zbliżały się moje 30-te urodziny, a mój facet nawet nie myślał o ślubie