Większą część życia spędziliśmy we trójkę. Ojciec przebywał głównie za oceanem. Gdy zjawiał się w kraju, występował wyłącznie w roli ekonoma. Chyba nie potrafił być ojcem, który chodzi z dziećmi do kina lub gra z nimi w piłkę. W najtrudniejszych dla nich chwilach mieli tylko mnie. Ale... Coraz częściej zastanawiam się, czy aby na pewno wywiązywałam się ze swoich obowiązków.
Droga wlokła się niemiłosiernie, każdy krok sprawiał mi niewypowiedziany ból, wydawało się, że mój kręgosłup rozpadnie się na drobne kawałeczki.
– Gdybym nie narozrabiała, poprosiłabym Jurka o podwiezienie – myślałam ze złością, sama już nie wiedziałam: na niego czy raczej na siebie. – A tak, muszę sobie radzić sama. Chyba przeholowałam. A może to wina synowej, do której moje uwagi nie trafiają? Przecież przed ślubem syn zachowywał się zupełnie inaczej. Ale dość tych głupich myśli. Chociaż? Może jednak od czasu do czasu powinnam zwracać baczniejszą uwagę na to, co mówią przyjaciele? Byłam przecież pewna, że dobrze mi życzą.
Może mieli rację, że strofowali mnie, kiedy moje dzieci były małe, a ja widziałam tylko Jurka i prawie nie dostrzegałam córki? A może i dziś też wiedzą, co robią, gdy zwracają mi uwagę, że Karolina bez skrupułów obarczyła mnie zbyt wieloma obowiązkami.
Może właśnie w tej ciągłej zmianie sympatii do dzieci, tkwi tajemnica mojego niepowodzenia? Za dużo tych "może", ale tak to już jest, gdy ma się tyle wątpliwości.
Jakoś dowlokłam się do domu, a zaraz następnego dnia poleciałam ratować swój kręgosłup.
– Ależ ty jesteś beznadziejna – powiedział w przychodni zaprzyjaźniony masażysta. – Jak się jest po sześćdziesiątce, ma się kręgosłup jak sitko i za dużo ciałka, to nie dźwiga się dwuletniego wnuka. Ma nogi, niech chodzi.
– Gdyby mąż był w kraju, a nie siedział już tyle lat na saksach, wszystko wyglądałoby inaczej – próbowałam się usprawiedliwić.
– A g... – odparował masażysta. – Miałabyś więcej roboty. Prałabyś mu gacie, prasowała koszule, gotowała obiadki, piekła ciasto, myła okna, a on by się wściekał, że nazbyt często odwiedzasz swoje koleżanki...
Może rzeczywiście popełniłam jakiś błąd, gdy dzieci były małe
Pastwił się nad moimi plecami, a myśli same mi uciekły do tego, co się stało z moimi dziećmi. Przecież tak bardzo się starałam. Dałam im tyle serca, a one teraz nie mogą na siebie patrzeć, nie potrafią ze sobą rozmawiać, a do mnie mają nieustające pretensje. Karolina jest bezwzględna, bez przerwy czegoś żąda i ciągle dzwoni do ojca na skargę, Jerzy wyprowadził się i zamieszkał u rodziców żony. A nasz duży dom stoi zupełnie pusty!
A może rzeczywiście popełniłam jakiś błąd, gdy dzieci były małe. Nie da się zaprzeczyć, że trochę inaczej je traktowałam. Karolinę od wczesnych lat przygotowywałam do roli gospodyni. Musiała sprzątać swój pokój, uczyła się gotować, piec ciasta, szyć i cerować.
Buntowała się, ale polecenia wykonywała. Do awantur dochodziło tylko wtedy, gdy wracała do domu nie o wyznaczonej porze. Każde dziesięć minut spóźnienia zamieniało się na jednodniowy szlaban. Ale czy to oznacza, że byłam złą matką?
Gdy poszła na studia, odciążyłam ją z wielu obowiązków. Miała się uczyć, i tyle. Niestety, tak się przyzwyczaiła do nieróbstwa, że teraz nie tylko opiekuję się jej synkiem, ale i często robię jej zakupy, gotuję obiady, przygotowuję przetwory.
Czyżby miała rację moja najbliższa przyjaciółka, gdy parę lat temu powiedziała, że miłości się nie kupuje, ale ciężko się na nią pracuje. A na moje zdziwione spojrzenie odrzekła:
– Tak, moja droga. Gdy zauważyłaś, że Karolina cię olewa, bo jest zazdrosna o Jurka, zaczęłaś się jej podlizywać. A ona cudownie to wykorzystała. Zrobiła z ciebie posługaczkę. I bez przerwy jej mało. Kiedyś na moje pytanie, kto zaopiekuje się dzieckiem, gdy wróci z urlopu macierzyńskiego, odpowiedziała bez zażenowania: Matka, przez całe życie nic nie robiła. Czy chociaż zapytała ciebie o zgodę.
– Przyznaj jednak, że Jurek to co innego – starałam się usprawiedliwić. – Jest przecież mężczyzną, więc nie musiałam się obawiać, że coś mu się przydarzy. Do babskich prac też go nie zaganiałam. Gdy urośnie – myślałam często – będzie musiał zarabiać na dom, porządkami niech się zajmie jego żona. I tak już zostało. Ja gotowałam, prałam, prasowałam, a on robił zakupy, załatwiał rachunki, spłacał raty.
– A koszule i majtki mu prasowałaś?
– I co chcesz mi udowodnić?
– Że królewicz mógł przynajmniej o to zadbać. Usługujesz mu przy stole, sprzątasz po nim naczynia, czyścisz łazienki. Dlaczego robisz krzywdę jego przyszłej żonie. Opowiem ci pewną historię, może ona cię otrzeźwi – ciągnęła.
– Moje córki wróciły niedawno z Florencji. Zatrzymały się u rodziców swego przyjaciela. Któregoś dnia zobaczyły, jak ten ich przyjaciel wszedł do łazienki, a pod drzwiami już czekała jego mama, żeby potem po nim posprzątać. I wiesz co? Dowiedziałam się niedawno, że on się rozwiódł po roku małżeństwa, bo oczekiwał, że po ślubie będzie to robić jego żona, a ona tego nie zniosła.
Oby się tylko nie rozwiedli
Wracając z przychodni przycupnęłam na przydrożnej ławce. Byłam tak zmęczona, że musiałam chwilę odsapnąć. Spojrzałam na przechodząca parę. Byli młodzi, szczęśliwi, zakochani. A moja Karolina ciągle narzeka na męża. A to, że nie zajmuje się domem, że nie sprząta, to znów że nie bawi się z dzieckiem lub ucieka do kolegów. Oby się tylko nie rozwiedli.
Ale do tego to ja już nie dopuszczę. Niech się wszyscy śmieją, że w moim domu obowiązuje kult mężczyzny, ale tak już musi być. Ja dość wcześnie straciłam ojca, męża też właściwie nigdy nie było w domu, więc trudno się dziwić, że traktuję mężczyzn trochę inaczej niż kobiety. Przecież gdy zięć przyjeżdża z Karoliną po dziecko, to nie wypada ich nie nakarmić.
Obydwoje pracują i powinni zjeść coś ciepłego. A to, że nie dają pieniędzy, nie szkodzi. Im są bardziej potrzebne. Ale przynajmniej z nim się jakoś dogaduję. Z synową od pewnego czasu nie mam kontaktu. Ją ciągnęło do swoich rodziców, nie chciała zaakceptować wielu moich warunków, drażniło ją, że czasami musiała zajmować się synem Karoliny. I co z tego, że pracowała? Karolina też pracuje. Tak, to ona buntuje mojego Jurka. I nie może się dogadać z Karoliną. A tak się dobrze zapowiadało!
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam nawet podjeżdżającego samochodu. Dopiero, gdy kierowca się odezwał, zorientowałam się, że to mój Jurek.
– Co tu robisz mamo? – zapytał.
– Wracam z przychodni.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś, przecież bym cię zawiózł.
– Nie chciałam ci, synku, przeszkadzać – odparłam.
– Oj, chyba pora pogadać i wyjaśnić sobie wszystko jak na świętej spowiedzi – pokiwał głową mój syn.
Przegadaliśmy całą noc
Nieraz w ciągu tej rozmowy płakaliśmy oboje. Jurek wyrzucił z siebie wszystkie żale swojego ponad trzydziestoletniego życia. I to, że nie nauczyłam go prowadzenia domu, przez co dziś czuje się prawie jak kaleka, bo głupiej kolacji zrobić nie potrafi, że raz faworyzowałam Karolinę, raz jego, co poróżniło go z siostrą.
I wreszcie to, że po ostatnim wyjeździe ojca zwaliłam na niego najtrudniejsze obowiązki, że dom prowadziliśmy tylko za jego zarobione pieniądze, a Karolinie nawet do głowy nie przyszło, że skoro pracuje, to też powinna coś dorzucić do wspólnego garnuszka. Słuchałam tego jak zamurowana.
Największy żal miał jednak o to, że Karolina chciała zrobić służącą z jego żony, i to akurat wtedy, gdy ona szukała pracy. – Było jej podwójnie przykro – powiedział. – Nie czuła się w naszym domu pewnie, a ty nie stanęłaś w jej obronie i to w sytuacji, gdy była zdenerwowana brakiem pracy. Mamo, przecież ona ma skończone dwa fakultety na jednej z najlepszych polskich uczelni. A ty chciałaś, aby siedziała w domu.
Rozmowa z synem dużo mi dała. Ale czy znowu czegoś nie zepsuję? Obym tylko na siłę nie zaczęła godzić moich dzieci. Muszę zostawić to czasowi. Tylko on może uleczyć nasze rodzinne rany.
Więcej: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”