„Kopnąłem w tyłek idealną kobietę, bo bałem się ślubu. Nie chciałem się tłumaczyć z wyjść czy wydatków przed babą. Teraz żałuję”

Nie chciałem się żenić fot. Adobe Stock, Dragana Gordic
„Mimo jej niewątpliwych zalet, nie zmieniłem zdania na temat instytucji małżeństwa. Od żonatych kumpli słyszałem, że ich żony też były kiedyś słodkie i potulne. Ale gdy już im założyli obrączki na palce, zamieniły się w hetery… Ciągle tylko jęczenie, narzekanie i polecenia. A to śmieci wyrzucić, a to dać pieniądze na książki dla dzieci” .
/ 27.10.2022 08:30
Nie chciałem się żenić fot. Adobe Stock, Dragana Gordic

Zanim poznałem Kasię, nawet nie myślałem o małżeństwie. Owszem spotykałem się z kobietami, ale każdą uczciwie uprzedzałem, że nie zamierzam wiązać się na stałe. Gdy więc tylko zaczynały wspominać o wspólnej przyszłości, rodzinie, dzieciach, kończyłem znajomość. Byłem przekonany, że jeśli dam się zaciągnąć przed ołtarz, to stracę wolność i niezależność.

Te dwie rzeczy ceniłem sobie najbardziej

Nie zamierzałem jak moi żonaci kumple wracać potulnie po pracy do domu, wysłuchiwać pretensji, że znowu o czymś zapomniałem, w czymś nie pomogłem. Podobało mi się, że mogę robić to, co chcę, nie muszę się z nikim liczyć, nikogo słuchać. Miałem ochotę na na weekend w górach? To jechałem. Wyskoczyć na piwo? W ciągu pół godziny byłem w pubie. Połowić ryby? Wędka w rękę i nad jezioro. I tak dalej…

Cieszyłem się z życia i nie sądziłem, że kiedykolwiek zatęsknię za drugą połówką. A jednak… Na początku znajomości z Kasią myślałem, że będzie jak zwykle. Pobędziemy troszkę razem, a potem, gdy ona zacznie paplać o małżeństwie, wymienię ją na inny model. Im jednak lepiej ją poznawałem, tym mocniej kiełkowała mi w głowie myśl, że rozstanie z nią nie będzie takie proste jak z poprzednimi partnerkami. Była ideałem. Nie mizdrzyła się, nie dąsała z byle powodu, nie zamęczała mnie swoimi problemami. Orientowała się w polityce, wiedziała, o co chodzi w piłce nożnej. Nie próbowała mnie ograniczać, osaczać, nie denerwowała się, gdy wychodziłem gdzieś z kolegami. W ogóle świetnie rozumiała moje potrzeby.

Jak chciałem pogadać, to gadała, jak chciałem pooglądać telewizję, to siadała koło mnie na kanapie, gdy mówiłem, że chcę zostać sam, zostawiała mnie w spokoju. No i była cudowna w łóżku… Było mi z nią tak dobrze, że w duchu modliłem się, by jak najdłużej nie wspominała o zalegalizowaniu naszego związku. Mimo jej niewątpliwych zalet, nie zmieniłem zdania na temat instytucji małżeństwa. Od żonatych kumpli słyszałem, że ich żony też były kiedyś słodkie i potulne. Ale gdy już im założyli obrączki na palce, zamieniły się w hetery…

Kasia wytrzymała w wolnym związku dwa lata

Potem jednak i ona zaczęła coraz częściej wspominać o ślubie, dzieciach. Najpierw delikatnie, między wierszami, potem coraz śmielej i dobitniej. Żal mi się było z nią rozstawać, więc zamiast swoim zwyczajem od razu czmychnąć w siną dal, udawałem, że nie słyszę lub szybko zmieniałem temat. Ona jednak się nie poddawała. Przez następne miesiące tak naciskała, tak mi wierciła dziurę w brzuchu, że w końcu podjąłem temat.

– Kochanie, po co nam jak jakieś deklaracje, papierki? Czy nie może zostać tak jak jest? – uśmiechnąłem się.

– A jak powiem, że nie?

– E tam, na pewno nie powiesz, przecież mnie kochasz – chciałem ją przytulić, ale mnie odepchnęła.

– Owszem, kocham, ale chcę wiedzieć, na czym stoję. A więc?

– Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Ale pomyślę, obiecuję – podniosłem do góry dwa palce.

Byłem pewien, że to jej wystarczy a ja zyskam trochę cennego czasu. Nic z tego. Gdy następnego dnia wróciłem z pracy do domu jej szafa była pusta.

Na stole leżał list

Pisała w nim, że jak podejmę decyzję, to mam do niej zadzwonić. I że woli poczekać na wiadomość z dala ode mnie. Wkurzyła mnie tym swoim niespodziewanym odejściem. Nie podobało mi się, że stawia mnie pod ścianą. Zamiast więc od razu chwycić za telefon i próbować załagodzić sprawę, zaciąłem się w sobie jak stary zamek. Przez ponad pół roku korzystałem z wolności jak nigdy dotąd. Bawiłem się w nocnych klubach a panienki zmieniałem jak rękawiczki. Mimo to nie potrafiłem zapomnieć o Kasi. Wręcz przeciwnie, coraz mocniej za nią tęskniłem.

W pewnym momencie zrozumiałem, że nie potrafię i nie chcę bez niej żyć. I że jestem gotowy się z nią ożenić. Tak, ożenić! Kupiłem pierścionek, zamówiłem wielki bukiet kwiatów i pojechałem do mieszkania Kasi. Nie uprzedziłem jej, chciałem, żeby to była niespodzianka. Otworzyła od razu. Wyglądała naprawdę cudownie! Wzruszony padłem na kolana i poprosiłem ją o rękę. Spodziewałem się, że z radosnym okrzykiem „tak” rzuci mi się na szyję. Tymczasem ona milczała zmieszana.

– Wybacz, ale muszę odmówić – wykrztusiła w końcu.

– Słucham? Ale dlaczego? – podniosłem się z kolan.

Poznałam kogoś trzy miesiące temu… Ma na imię Artur…

– Artur? Co za Artur? Przecież dałaś mi czas na zastanowienie. I jestem – jęknąłem.

– Za długo myślałeś, mój drogi, przykro mi – uśmiechnęła się przepraszająco i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

Od tamtego fatalnego dnia jestem sam. Nie mam ochoty nawet na krótkie romanse, bo mimo poniżenia nie potrafię zapomnieć o Kasi. Kilka razy do niej dzwoniłem, ale nie odbiera. Nie tracę jednak nadziei. Może ten Artur się jej znudzi i do mnie zadzwoni? Będę czekał… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA