„Koleżanki zazdroszczą mi męża. Nie wiedzą, że ten przystojniak w łóżku jest jak kłoda i muszę radzić sobie sama”

obrażona kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Ale Patrycja, przestań dramatyzować, wszystko jest w porządku. Po prostu przyszedł w naszym małżeństwie bardziej stabilny, spokojniejszy czas – bagatelizował mąż. – Ale nie mamy nawet trzydziestu lat! Czy kochanie się raz w miesiącu cię satysfakcjonuje?”.
/ 22.02.2024 21:15
obrażona kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions

Mateusz był pierwszym mężczyzną, który natychmiast wzbudził moje zaufanie. Po prostu czułam, że to nie jest facet, który kiedykolwiek mnie skrzywdzi. Był szczery, wrażliwy, troskliwy i niezwykle dojrzały. Był idealnym materiałem na męża.

Pierwszy rok był jak bajka

Początki naszej relacji, jak to zwykle bywa, były iście bajkowe. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, nie umieliśmy się od siebie oderwać. Wieczorne randki zamieniały się w śniadania, a śniadania w kolacje i kolejne randki. Tematy nam się nie kończyły. Całymi dniami i nocami mogliśmy rozmawiać o swoich zainteresowaniach, marzeniach i bez przerwy wyznawać sobie wzajemną miłość i fascynację.

Czekałam na ciebie przez całe życie – szeptałam mu z miłością.

– A ja na ciebie. Jesteś po prostu wyjątkowa... – odpowiadał mi z uśmiechem Mateusz.

Przez pierwszy rok naszego związku unosiłam się nad ziemią, a nie chodziłam. Śpiewałam, a nie mówiłam. Nie wyobrażałam sobie dotąd, że można być aż tak szczęśliwym. Gdy po wspólnym roku, Mateusz mi się oświadczył, myślałam, że oszaleję ze szczęścia.

– Tak, oczywiście, że tak! – odpowiedziałam szybko ze łzami w oczach i pozwoliłam sobie założyć na palec lśniący pierścionek.

Nie miałam wątpliwości

Sprawnie zabraliśmy się za organizację ślubu. Chociaż nasi rodzice również cieszyli się naszym szczęściem, moje przyjaciółki podchodziły do zmian w moim życiu z rezerwą.

– Patrycja, jesteś pewna? Przecież nie jesteście ze sobą tak znowu długo... Nie chcesz go lepiej poznać, zanim za niego wyjdziesz? – zapytała mnie z obawą Tatiana.

– Ależ ja już wiem o nim wszystko, co powinnam! – zaśmiałam się. – Rok to wcale nie jest tak krótko.

– Ale nadal trwa wasz miesiąc miodowy... Czy na pewno wiesz, jakim Mateusz będzie człowiekiem, gdy już przejdzie ta lukrowana faza?

– Pewnie, że tak! Będzie dokładnie tak samo – odpowiedziałam pewnie, ale Tatiana spojrzała na mnie tylko z dziwnym wyrazem twarzy.

Po ślubie wszystko się zmieniło

Skąd mogłam wtedy wiedzieć, że przyjaciółka ma rację? Że oceniam Mateusza tylko przez pryzmat naszej idealnej fazy zadurzenia? Być może byłam naiwna.

Dzień naszego ślubu był perfekcyjny i pełen wzruszeń. Pierwsze zmiany zaczęłam zauważać jakieś cztery miesiące po ceremonii, gdy już wróciliśmy z podróży poślubnej i zatopiliśmy się w codziennej rutynie. Nagle Mateusz zaczął okazywać mi mniej uczuć, zaczął częściej wychodzić beze mnie... Skończyły się prezenty bez okazji, śniadania do łóżka i romantyczne randki.

– Kochanie, co się dzieje? Wszystko jest w porządku? – pytałam z troską.

– Tak, oczywiście, że tak. Dlaczego pytasz? – odpowiedział zdziwiony.

– Bo jakoś tak ostatnio mniej okazujesz mi uczucia niż wcześniej... – szepnęłam niepewnie.

– Skarbie, to przecież normalne, kiedyś trzeba wyjść z tej fazy miesiąca miodowego – uśmiechnął się i spojrzał na mnie pobłażliwie.

– Trzeba? – puściłam do niego oko.

– No trzeba, trzeba, ale to przecież nie zmienia tego, że bardzo cię kocham i zawsze będę – objął mnie.

Nie dbał o mnie

Na chwilę zrobiło mi się lepiej i znowu poczułam się dopieszczona, ale deficyt uwagi dał o sobie znać już kilka dni później. Przez następne kilka miesięcy sytuacja tylko się pogarszała. Mateusz nie był dla mnie chłodny czy nieprzyjemny, ale po prostu zupełnie zapomniał o wszystkich romantycznych gestach, które wykonywał w moim kierunku wcześniej. Co ciekawe, w towarzystwie zachowywał się zupełnie inaczej! Obejmował mnie, trzymał za rękę i całował.

O ironio, im bardziej się od siebie oddalaliśmy, tym większe zaufanie mój mąż wzbudzał wśród moich przyjaciółek.

– Kurczę, może faktycznie ci się poszczęściło z tym Mateuszem... Takich facetów to ze świecą szukać – skomentowała z podziwem Tatiana na jednym ze wspólnych przyjęć.

– O tak, zdecydowanie! – przyklasnęła jej Kasia, moja druga bliska koleżanka. – To, jak on na ciebie patrzy, jak cię obejmuje, jak nie może się od ciebie odkleić... Trafiłaś na skarb!

– Ech, może i tak, może macie rację... – przytaknęłam smętnym głosem siląc się na sztuczny uśmiech.

Najbardziej bolała mnie oziębłość 

Chociaż z brakiem bukietów i czekoladek przy moim łóżku czy końcem ze skrupulatnie zaplanowanymi, uroczymi randkami mogłam się pogodzić, ciężko było mi zaakceptować istotną zmianę, która zaszła w naszym pożyciu małżeńskim... Mateusz coraz częściej zaczął mi odmawiać zbliżeń, a sam praktycznie zupełnie przestał je inicjować. Chociaż przy pierwszych kilku razach, gdy taka sytuacja miała miejsce, starałam się nie brać tego do siebie, z czasem przychodziło mi to z coraz większym trudem.

„Okej, może jest zmęczony, może ma dużo pracy, może się stresuje... To przecież normalne. Na facetów to chyba mocno wpływa”, myślałam, pocieszając się. Gdy jednak takie sytuacje zaczęły się powtarzać, a nasze zbliżenia zrobiły się naprawdę rzadkie, zaczęłam się poważnie martwić.

Naprawdę starałam się subtelnie na nowo rozbudzić w mężu zainteresowanie. Kupowałam zmysłową bieliznę, zawsze byłam wysmarowana balsamem i pachnąca, nie pozwalałam sobie na chodzenie po domu w brudnych, porwanych dresach... Nic nie pomagało.

Szukałam powodu

Gdy zaś starałam się jakoś podjąć temat, Mateusz odpowiadał wymijająco.

– Słuchaj, zauważyłam, że nie kochamy się już tak często, jak kiedyś... Powiedz mi szczerze, czy jest jakiś powód? – pytałam delikatnie.

– Patka, daj spokój! Przecież nie będziemy tego robić cały czas jak króliki! – odpowiadał mi nerwowo mąż, co natychmiast sprawiało, że zamykałam się w sobie i traciłam odwagę do kontynuowania rozmowy.

Próbowałam nawiązać z mężem jakąś szczerą rozmowę kilkukrotnie, na różne sposoby, ale zawsze bezskutecznie.

– Mateusz, proszę cię, czy coś się zmieniło? Czy przestałam ci się podobać? Nie możesz mnie wiecznie zbywać, bo przecież widzę, że coś jest nie tak! I ciągle obwiniam o to siebie, całymi dniami zastanawiam się, co robię nie tak – pewnego dnia uderzyłam w bardziej stanowcze tony.

– Ale Patrycja, przestań dramatyzować, wszystko jest w porządku. Po prostu przyszedł w naszym małżeństwie bardziej stabilny, spokojniejszy czas – bagatelizował mąż.

– Ale nie mamy nawet trzydziestu lat! Czy seks raz w miesiącu cię satysfakcjonuje?

Mąż tylko wzruszył ramionami, po czym zamknął się w łazience.

Nie podobało mi się to

Chociaż dla niektórych może się to wydawać błahe, to dziwne, zakamuflowane odrzucenie, które serwował mi mąż, bardzo mocno wpłynęło na moje samopoczucie i samoocenę. Snułam się po domu ze smętną miną i ciągle rozmyślałam o losach swojego małżeństwa. Odechciało mi się chodzić do pracy, na imprezy, spotykać z przyjaciółkami... Przestałam czerpać satysfakcję z własnego ładnego wyglądu. Gdy zakładałam na siebie nową sukienkę, albo robiłam staranny makijaż, myślałam tylko o tym, jak mąż prawdopodobnie znowu zignoruje moje starania i nie uraczy mnie ani jednym komplementem.

Nasze zbliżenia miały miejsce maksymalnie raz na trzy albo cztery tygodnie i to najczęściej, gdy Mateusz był po alkoholu. Nie wiem, czy to w jakiś sposób go rozluźniało, czy co... Z początku mnie to cieszyło i z radością przyjmowałam każdy ochłap uwagi, który mi dawał. Cieszyłam się, gdy udało mi się „skorzystać z okazji” po jakiejś zakrapianej imprezie. Z czasem jednak fakt, że Mateusz kleił się do mnie i zupełnie zmieniał swoje nastawienie wyłącznie po alkoholu zaczął być dla mnie odpychający.

To było upokarzające

– Proszę cię, zostaw mnie – odpowiedziałam mu któregoś razu z goryczą, gdy poczułam, że zaczyna jeździć rękami po moich udach w sugestywny sposób.

Był wtedy po jakiejś służbowej imprezie.

– Nie chcesz? – zdziwił się. – Przecież zawsze chcesz.

– Ale nie, kiedy za każdym razem robimy to tylko po alkoholu... Jakbyś nie potrafił się zmusić do seksu z własną żoną na trzeźwo. Jakby to było dla ciebie czymś niewykonalnym... – wysyczałam ze złością, gdy moje emocje w końcu znalazły ujście.

– Aj tam, jak chcesz – machnął gniewnie ręką Mateusz, po czym odwrócił się obrażony na drugi bok.

Wyszłam z łóżka i poszłam do łazienki, gdzie przepłakałam następną godzinę. Co ja mam zrobić? Przecież nie zaciągnę go do terapeuty na siłę, musi sam tego chcieć... Czy tak będzie już zawsze i będę musiała się z tym po prostu pogodzić? Nie ma opcji!

Czytaj także:„Córka miała wprowadzić się na miesiąc, a zaraz minie rok. Mam dość odrabiania pańszczyzny przy jej dzieciach” „Doniosłam na brata i dobrze się z tym czuję. Nie miałam skrupułów, bo swój mózg rozpuszczał w kieliszku” „Po 50-tce ogień rozpalił we mnie obcy facet. Czułam się jak rozochocona nastolatka i nie miałam hamulców”

 

Redakcja poleca

REKLAMA