Wigilia była coraz bliżej, a ja wciąż odwlekałam świąteczne porządki. Codziennie po południu, wracając z pracy, obiecywałam sobie, że dziś już na pewno coś zrobię. Może wypiorę obrusy, może odkurzę porcelanową zastawę albo umyję okna. Ale gdy przekraczałam próg domu, plany szły w odstawkę. A to trzeba było sprawdzić lekcje Jędrkowi, a to wyprasować Adamowi koszulę, a to wysłuchać opowieści szkolnych Inki, no i zrobić kolację… Potem nagle robił się wieczór i czułam się już tak zmęczona, że porządki były ostatnią rzeczą, o której chciałam myśleć.
– Jutro to zrobię – mruknęłam do siebie, leżąc w łóżku i wtulając się w ciepłe ramiona Adama.
– Co jutro zrobisz? – spytał sennie.
– Porządki świąteczne.
– Nie martw się sprzątaniem. Załatwimy to razem, rodzinnie – Adam pocałował mnie w czoło. – Jak co roku.
– Niby tak, ale wiesz…
Zaczęłam opowiadać o tym, że koleżanki w pracy przechwalają się, co już przygotowały, co zamroziły, że zakupy w większości zrobione, a prezenty schowane. O tym, że w czasopismach podają tysiąc rad, jak sprzątać szybko i dokładnie, bo przecież trzeba pieczołowicie wypucować każdą łyżeczkę, a do świąt zostały dwa tygodnie. I że przyjaciółki mają już kreacje sylwestrowe, nie wspominając o sukienkach, w których siądą do Wigilii…
Niepostrzeżenie minęła północ. Na szczęście mąż był moim najlepszym przyjacielem, więc słuchał i nie narzekał. Komu miałam się wygadać, jeśli nie jemu? Teraz też byłam wdzięczna, że mimo zmęczenia nie zasnął w trakcie mojego monologu.
– Kochanie – przytulił mnie mocniej – nie musisz być taka jak twoje przyjaciółki, znajome czy panie z gazet.
– Wiem, no przecież wiem, tylko…
– Chociaż co do tych pań z gazet… – seksownie obniżył głos – wszystko zależy, o jakich gazetach mowa…
– A idź ty! – szturchnęłam go w bok i roześmiałam się kokieteryjnie mimo zmęczenia. – Panie z tych gazet to przynajmniej mają ładną bieliznę…
– Jak będziesz grzeczna, to może coś koronkowego znajdziesz pod choinką. – Ciepły oddech znowu owionął moje ucho. – A o tych pooorządkach… – ziewnął – pogadamy jutro, okej? Wybacz, kochanie, ale wstaję przed piątą.
– Jasne, śpij. Też cię kocham.
Prawdziwa kobieta wszystko robi sama
Dźwięk budzika wwiercił mi się w uszy. Mimo niewyspania musiałam wstać. Adama już nie było, a ja miałam niewiele czasu, by wyprawić dzieci do szkoły, a siebie do pracy. Ledwo weszłam do pokoju, w którym pracowałyśmy, a już usłyszałam podniecone głosy koleżanek.
– Mak to zawsze dwa razy mielę i gotuję w mleku – mówiła jedna.
– Moje firanki już czyste, wyprane – chwaliła się druga.
Chciałam złośliwe spytać o pucowanie okien, ale sobie darowałam, bo pewnie okazałoby się, że lśnią.
– Hej, Elka, a coś ty dzisiaj taka ponura? – zainteresowała się Krystyna.
– Zmęczona jestem.
– Nie dziwota – Iza spojrzała na mnie ze zrozumieniem. – Te porządki każdego wykończą. A jeszcze trzeba gotować, odkurzać, mrozić, biegać po sklepach… – wymieniała.
– Kiedy powiedziałam wczoraj mężowi, żeby włożył naczynia do zmywarki, to się obraził! – prychnęła Jola. – Znowu palcem nie kiwnie, a ty, kobieto, wszystko rób sama.
– I tego należy się trzymać, by uniknąć rozczarowań – odezwała się Anna. – Prawdziwa kobieta nie dość, że wszystko potrafi zrobić, to jeszcze zrobi to najlepiej. Zresztą to na naszych kobiecych barkach spoczywa troska dbania o dom, porządek, posiłki, trwałość domowego ogniska. Nasze babki i prababki nigdy nie angażowały do tego mężów.
– Ani dzieci – wymknęło mi się.
Anna spojrzała na mnie surowo.
– To są święta – podkreśliła. – Robimy je dla naszych bliskich. Dla mężów, dzieci, ciotek, wujków, kuzynów i… – zawahała się – kto tam kogo ma w rodzinie. To my mamy zadbać o dobrą atmosferę, pyszne jedzenie, wspaniałe prezenty. Jako kobiety…
– Feministki byłyby oburzone – wtrąciłam, narażając się na krytykę.
Sama nie wiem, co mnie dziś ugryzło, przecież znałam konserwatywne poglądy Anny na temat matek Polek oraz mężów w roli świętych krów.
– Feministki, też mi coś! – burknęła, patrząc na mnie tak, że powinnam z miejsca zapaść się pod ziemię. – Stare baby, których nikt nie chciał. Zajęłaby się jedna z drugą domem, założyła rodzinę, to zaraz by im te bzdury…
Zanosiło się na dłuższy wywód
– Witam! – drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich kierowniczka referatu ze stosem teczek w rękach. – Skoro panie macie tyle energii, to proszę zająć się pracą, a nie plotami
– położyła teczki na biurku. – Trzeba te materiały przejrzeć, ułożyć, sprawdzić, czy załączono wszystkie dokumenty, a petentów wezwać do wyjaśnienia.
Wyszła, a my spojrzałyśmy po sobie.
– No i dobrze, bo jeszcze chwila i zaczęłybyśmy sobie skakać do oczu – mruknęła Iza.
W południe przełożona przyniosła kolejne teczki, więc nie miałyśmy czasu na gadanie, a z pracy wyszłyśmy pół godziny później niż zwykle. W drodze powrotnej zrobiłam zakupy i… znowu byłam zbyt zmęczona, żeby zabrać się za te piekielne świąteczne porządki. Takie, o których mówiła Anna.
Generalne, z którymi tylko prawdziwa kobieta sobie poradzi. Wieczorem podczas kąpieli w wannie przeglądałam kolorowe czasopismo i poczułam się dziwnie, czytając kolejny artykuł, który miał pomóc kobietom w przedświątecznej gorączce. Radzono tam, jak należy sprzątać, od czego i kiedy zacząć, co ugotować, jak ugotować, jak przystroić choinkę, w co się ubrać, jak kupować i pakować prezenty – i tak dalej, i tak dalej.
Zupełnie, jakbym naprawdę musiała to wszystko zrobić. I jakbym potrzebowała do tego światłych rad, bo już sama pomyśleć nie umiem… A umiesz? – odezwał się zaraz wewnętrzny głos krytyki. – Od początku grudnia obiecujesz sobie, że w tym roku zrobisz wszystko jak należy. I co? I nic nie jest zrobione. Westchnęłam ciężko, kiedy to sobie uświadomiłam.
– Kochanie, kolacja! – zawołał Adam. – Wychodź z wanny, bo zupełnie się rozmoczysz.
– Wychodzę! – odkrzyknęłam do niego przez zamknięte drzwi.
Prędko się wytarłam, owinęłam włosy ręcznikiem, opatuliłam się grubym szlafrokiem i poczłapałam do kuchni. Dzieci siedziały już przy stole, mąż nakładał właśnie na talerze jajecznicę pachnącą boczkiem i szczypiorkiem.
– Pyszności – pochwaliłam szczerze to proste, ale wyborne danie.
Zajadaliśmy ze smakiem, rozmawiając o minionym dniu. Nasz rodzinny rytuał. Wspólna kolacja i rozmowa.
Przecież sprzątamy na bieżąco!
– Dobra, pora ustalić, co i jak robimy – Adam w pewnej chwili rozpoczął naradę o porządkach.
– Oj, tato, o czym tu deliberować, przecież standardowo robimy. My cięższe prace, one lżejsze – syn wskazał brodą mnie i swoją siostrę. – My wozimy zakupy, wieszamy firany i zasłony, ubijamy karpia, targamy choinkę… – wyliczał.
– A co z porządkami? – weszłam mu w słowo, a Adam się uśmiechnął.
– Kochanie, rozejrzyj się po mieszkaniu. Uważasz, że jest brudno? Przecież sprzątamy na bieżąco.
Racja! Z powodu świątecznego szaleństwa umykał mi ten fakt.
– A jak się coś robi regularnie, to potem wystarczy tylko przelecieć ścierką, zetrzeć odrobinę kurzu i jest w porządku – powiedziała Inka, cytując moje własne słowa. – Po co mam wyciągać wszystko z szafy i układać od nowa, skoro w listopadzie zrobiłam przegląd ubrań, oddałam te, których już nie noszę, a resztę poukładałam?
– Ja tak samo – poparł siostrę Jędrek. – Nawet odkurzyłem za tapczanem i biurkiem. Zresztą i tak odkurzam co tydzień, bo inaczej się czepiasz.
– Sama widzisz, Elu, że nie ma co przesadzać z tymi porządkami.
– No ale trzeba umyć okna i odkurzyć zastawę porcelanową, tę, którą dostaliśmy w prezencie ślubnym.
– To już są drobiazgi, kochanie – upierał się Adam.
Miał rację. Jak co roku.
– I jak, humor lepszy? – spytał mąż, gdy leżeliśmy już w łóżku.
– Lepszy – przyznałam. – Ale wiesz… czasami, a konkretnie przed świętami, mam wrażenie, że w porównaniu z innymi jestem kiepską gospodynią. Anna uważa, że kobieta powinna sama wszystko robić w domu.
Adam przytulił mnie i cmoknął w czubek głowy.
– Kochanie, jesteś wspaniałą kobietą, cudowną żoną, fantastyczną matką naszych dzieci. Jakbym chciał służącą, to bym ją zatrudnił. A Anna… – chrząknął znacząco – czy jej mąż wciąż pije tyle, ile pił?
Adam zaśmiał się cicho
Przytaknęłam.
– No to co się dziwisz, że ona musi wszystko robić sama? Tyra za niego i za dzieciaki, a do tego jeszcze ma etat… Nie zazdroszczę jej. Z drugiej strony jej zachowanie to typowy mechanizm obronny.
– Skąd ty taki mądry jesteś, co? Studiujesz amatorsko psychologię?
– Kto z mądrym przestaje, takim się staje – odpowiedział.
– To dlatego sam z siebie wkładasz naczynia do zmywarki?
– Zapewne. Albo trafił ci się anioł, nie mąż. A teraz spać, bo jutro sobota i mam zamiar zabrać cię na zakupy.
– Na jakie zakupy?
– Jak to jakie zakupy? Przedświąteczne. Najwyższa pora uzupełnić lodówkę. No i może jeszcze twoją szufladę z bielizną…
Czytaj także:
„Zakochałem się w koleżance z pracy, ale zrezygnowałem z tej miłości przez głupie plotki. Prawie ją straciłem”
„Koleżanki z pracy poszły na emeryturę, a mój wniosek ZUS odrzucił. Żyję za 1000 zł, bo w tym kraju są równi i równiejsi”
„Koleżanka z pracy zaszła ze mną w ciążę i nie chce mnie znać. Twierdzi, że nie jestem ojcem, a ja wiem, że to brednie”