Mija rok od chwili, kiedy postanowiłam zmienić miejsce pracy. Choć obecnie zarabiam nieco mniej, to bardzo cenię sobie atmosferę w firmie i spokój, który tutaj panuje.
Dom jest moją oazą spokoju
Nareszcie mogłam zapomnieć o przymusowym zostawaniu w biurze do późnych godzin wieczornych oraz pożegnać się z ciągłym załatwianiem wszystkich spraw na ostatnią chwilę. Na takie tempo pracy nie mam już ani sił, ani zdrowia. Teraz kończę pracę o 16:00 i wszystko, co z nią związane, zostaje za drzwiami biura.
Nie zabieram jej do domu, gdzie czekają na mnie mój mąż i syn. Od czasu do czasu odwiedzi nas także moja córka, zięć i wnuczka. W towarzystwie moich najbliższych czuję się naprawdę szczęśliwa. Jestem z nich wszystkich niezmiernie dumna i niezwykle wdzięczna losowi za to, że na mojej życiowej ścieżce spotkałam Artura. Pomimo wielu lat spędzonych wspólnie, moja miłość do niego z każdym dniem jest coraz silniejsza. Czuję się przy nim komfortowo, niczego się nie boję i dosłownie cieszę każdym dniem.
W domu nie doświadczam żadnego stresu, tak samo, jak w pracy. Chociaż tam czasami irytują mnie dziwaczne poglądy i przekonania współpracownic, z którymi dzielę biuro. Krysia jest żoną prawnika, a Zdzisia wdową i aktualnie szuka sobie nowego partnera na resztę swojego życia. Ale to oczywiście nie może być jakiś tam hydraulik, ponieważ obie moje koleżanki dokonują podziału ludzi na gorszych i lepszych, bazując głównie na ich wykształceniu.
Koleżanki czuły się lepsze
Gdy po raz pierwszy zauważyłam, że Krysia przechodzi obok pani sprzątającej bez słowa, pomyślałam, że jest zamyślona i po prostu nie zauważyła pani Alinki. Następne dni pokazała jednak, że to u niej standard – nie raczyła nic powiedzieć, ani nawet nie kiwnęła nawet głową na powitanie. Nie rozumiałam tego. Czy dla żony renomowanego prawnika przywitanie się z panią sprzątającą jest czymś poniżej jej godności? Czy ona naprawdę uważa się za osobę dobrze wychowaną?
Kiedy moje współpracowniczki dyskutowały na temat kolejnych, niezbyt udanych randek, starałam się skupić na pracy. Ich ciągłe narzekanie dosłownie doprowadzało mnie do szału. Ten facet był beznadziejny, ponieważ skończył tylko technikum, inny nie potrafił się poprawnie wyrażać, jeden nie chodził do teatru, a kolejny według nich nie wykazywał ambicji i pracował jako zwykły mechanik. Zdzisia miała o sobie bardzo wysokie mniemanie. Uważała, że zasługuje wyłącznie na kogoś pokroju profesora lub ordynatora szpitala.
Nie brałam udziału w ich rozmowach, bo obawiałam się, że powiem coś, co na zawsze zepsuje atmosferę w zespole. W końcu byłyśmy zmuszone do codziennego przebywania w jednym pomieszczeniu, więc lepiej było unikać wzajemnych konfliktów. Ostatecznie jednak moje towarzyszki przesadziły i moja cierpliwość się skończyła. Powiedziałam im wszystko, co myślę! Pretekstem była kolejna opowieść Zdzisi przy kawie o jej sobotniej randce.
Nie mogłam tego słuchać
– Okazało się, że pracuje jako spawacz! – wybuchła gniewem, Jakby ten mężczyzna był co najmniej więziennym recydywistą. – Co sobie myślał? Niektórzy nie wiedzą, gdzie jest ich miejsce.
Poczułam, jak robię głęboki wdech i odpowiedziałam, próbując zachować spokój:
– Wydaje mi się, że trochę przesadzacie. Nie należy tak generalizować. Znam wartościowe i inteligentne osoby bez wyższego wykształcenia, i na odwrót. Jesteście już dojrzałe, powinnyście zrozumieć, że liczy się charakter, a nie dyplom.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale Krysia natychmiast mi przerwała:
– Ja na pewno nie mogłabym być z mężczyzną, który ukończył szkołę zawodową i zarabia fizycznie, a nie umysłowo.
– Zgadza się – potwierdziła Zdzisia. – To przecież byłby... hmm... mezalians intelektualny. Taki mężczyzna to po prostu nieporozumienie. Jaskiniowiec.
Przypadkiem obraziły też mojego męża
Nie mogłam uwierzyć, że te dwie kobiety nie wstydzą się wygadywać takich obraźliwych uwag. A przecież obie miały pełne pojęcie o zarobkach mojego męża. Artur był osobą o wielu talentach manualnych, prowadził własny jednoosobowy biznes, wykonując drobne naprawy.
Także im często spieszył z pomocą, aby pomóc w naprawie jakiejś pilnej awarii i nigdy nie przyjął od nich złamanego grosza. Uważał, że byłoby to niestosowne wobec przyjaciółek żony. A teraz zamiast wdzięczności, otrzymał etykietę faceta z zawodówki?
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie byłam pewna, czy chce mi się płakać ze złości, czy z powodu doznanej krzywdy. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam.
– Chciałam tylko zaznaczyć, że oprócz charakteru ważna jest też kultura osobista. To jest coś, co nabywa się w domu, nie na studiach, więc dla was to chyba już za późno. W każdym razie wy już wszystko potraficie, wszystko wiecie i umiecie. Skoro tak, to następnym razem same sobie wymieniajcie gniazdko albo naprawiajcie pralkę – powiedziałam i opuściłam pokój.
Dałam im do myślenia
Kiedy powróciłam, moje współpracownice niezwykle skupione analizowały jakieś dokumenty. Do czwartej po południu nie odezwały się do mnie jednym słowem. W kolejnych dniach nie opowiadały już tych bzdurnych historii o nieudanych randkach i mężczyznach bez wyższego wykształcenia.
Teraz konwersacje w naszym biurze skupiają się przede wszystkim na kwestiach związanych z pracą. I jestem z tej zmiany zadowolona. Czasami jedna z nich opowie żart, poleci przeczytaną książkę lub obejrzany film. Nawet lepiej, przynajmniej z tych rozmów czerpię jakiś pożytek.
Pewnego poranka, przypadkowo usłyszałam, jak Zdzisia mówi „dzień dobry” pani, która u nas sprząta. Krysia już wcześniej zaczęła ją witać kiwnięciem głowy. Uważam to za swój mały sukces pedagogiczny. Cóż, okazuje się, że nigdy nie jest za późno na naukę.
Czytaj także: „Sprzedaliśmy ziemię, bo skusiła nas duża kasa. To miał być interes życia, a daliśmy się nabrać jak dzieci” „Albo zoperuję biust, albo stracę męża. Przyjaciółki mi zazdroszczą, a ja płaczę w ukryciu, bo czuję się niekochana” „Wychowałam męża i dzieci na nierobów. Musiałam zachorować, żeby przestali traktować mnie jak sprzątaczkę