„Koleżanki pytały, dlaczego córka nie jest do nas podobna. Nie przyznawaliśmy się do tego, że jest adoptowana”

Nie powiedzieliśmy córce, że jest adoptowana fot. Adobe Stock, nelen.ru
„Uciekła z domu, kiedy dowiedziała się, że jest adoptowana. Mówiła do kamery: „Nie mogę darować ludziom, którzy mnie wzięli, że nie powiedzieli mi prawdy”. Słowo „rodzice” nie mogło jej przejść przez gardło”.
/ 09.04.2022 05:23
Nie powiedzieliśmy córce, że jest adoptowana fot. Adobe Stock, nelen.ru

Nigdy wcześniej nie widziałam tego programu, włączyłam go przypadkiem. W pewnym momencie na ekranie pojawiła się nastolatka. Z zaciętością i złością na twarzy opowiadała swoją historię. Otóż kilka miesięcy wcześniej dowiedziała się od jakichś przypadkowych osób, że została adoptowana. Uciekła z domu. Mówiła do kamery: „Nie mogę darować ludziom, którzy mnie wzięli, że nie powiedzieli mi prawdy”.

Słowo „rodzice” nie mogło jej przejść przez gardło.

Rozpłakałam się jak dziecko

Kasia to usłyszała i przybiegła przerażona ze swojego pokoju.

– Mamo, co się stało? Dlaczego płaczesz? – przytuliła się do mnie.

– A nic… Ten serial jest taki wzruszający. Nie mogłam się opanować – odparłam i szybciutko przełączyłam na inny kanał.

Nie chciałam, żeby się zorientowała, co tak naprawdę doprowadziło mnie do łez. Przecież ona nie wie, że z nią jest tak samo, jak z tamtą dziewczyną. Też została adoptowana!

Zawsze chciałam mieć dzieci. Marek też. Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy, że nie będziemy czekać z powiększeniem rodziny, aż się dobrze ustawimy w życiu. Od razu rozpoczęliśmy starania. Ale mijały kolejne miesiące, potem lata, a my ciągle byliśmy sami. W końcu poszliśmy na badania. Trochę się bałam o wyniki, ale miałam nadzieję, że wszystko z nami w porządku. Prawda była jednak bardzo bolesna. Dla mnie. Okazało się bowiem, że Marek może być ojcem, ale ja nigdy nie będę matką.

Po tej diagnozie kompletnie się załamałam

Czułam się winna, bezwartościowa… I pewnie wpadłabym w depresję, gdyby nie mąż. Pewnego dnia usiadł koło mnie i mocno mnie przytulił.

– Nie zamartwiaj się tak. Przecież jest tyle niechcianych dzieci na świecie. Adoptujemy jedno z nich – powiedział.

Na początku nie chciałam się zgodzić. Bałam się, że nie pokocham cudzego dziecka. Ciągle byłam wściekła na los, że nie chce dać mi własnego. Ale Marek nalegał, przekonywał. No i w końcu się zgodziłam. Przeszliśmy odpowiednie kursy, badania psychologiczne i półtora roku później wróciliśmy do domu z Kasią. Miała wtedy niespełna pół roku.

O jej prawdziwej matce wiedzieliśmy tyle tylko, że ma męża hulakę, mieszka na wsi, ma już sześcioro dzieci i nie jest w stanie zająć się siódmym. Nie zamierzaliśmy ukrywać przed córką, że została adoptowana. Gdy pojawiła się w naszym życiu, ustaliliśmy, że gdy przyjdzie właściwy moment, to jej o tym powiemy. Ale minęło już prawie jedenaście lat, a my z Markiem ciągle milczymy. Kilka razy zbieraliśmy się, żeby powiedzieć jej prawdę, ale w końcu rezygnowaliśmy. Najpierw tłumaczyliśmy sobie, że jest za malutka i nic nie zrozumie, później, gdy trochę podrosła, że nie będzie jeszcze w stanie udźwignąć tej prawdy.

Dziś wiem, że odwlekaliśmy tę chwilę ze strachu. Baliśmy się, że Kasia przestanie nas kochać…

Program w telewizji otworzył mi jednak oczy

Zrozumiałam, że nie możemy dłużej oszukiwać córki. Zwłaszcza że Kasia dorasta i zaczyna zadawać niewygodne pytania. Ostatnio na przykład chciała wiedzieć, dlaczego tata, ja, babcia i dziadek mamy ciemne włosy i brązowe albo zielone oczy, a ona jest niebieskooką blondynką.

– A czemu cię to interesuje? – zaskoczona odpowiedziałam pytaniem.

– Koleżanki w szkole zapytały. I stwierdziły, że to dziwne – odparła.

Tak mnie zmroziło, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Na szczęście Marek zachował zimną krew i odparł, że prababcia miała jasne włosy. I że pewnie po niej odziedziczyła urodę. Ta odpowiedź na razie ją zadowoliła, ale co będzie za rok, dwa? Poza tym nie mamy gwarancji, że nie znajdzie się ktoś życzliwy i nie powie jej o adopcji. Na razie wszyscy w rodzinie dotrzymują tajemnicy, ale kto wie, jak długo to potrwa…

Zawsze ktoś może coś chlapnąć w złości lub z głupoty. Dlatego już podjęłam decyzję. Jutro porozmawiamy z córką. Zdaję sobie sprawę z tego, że dużo ryzykujemy, że Kasia może się zbuntować, zamknąć w sobie albo uciec jak tamta nastolatka. Jest jednak nadzieja, że tylko nas przytuli i powie, że to my jesteśmy jej prawdziwymi rodzicami.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA