„Wnuczka cierpiała, bo koleżanki wyśmiewały się z naszego mieszkania. Utarłam im nosa w pięknym stylu”

smutna nastolatka z książkami fot. Getty Images, Tetra Images
„– Wydawało mi się, że są fajne, ale się pomyliłam. Zaczęły komentować, że meble są stare i w ogóle. Szybko sobie poszły, a potem rozpowiedziały wszystkim w klasie, jak brzydko mieszkam. Śmiały się, że mamy taki stary rezerwuar w ubikacji i pytały, czy on w ogóle działa”.
/ 13.09.2023 09:45
smutna nastolatka z książkami fot. Getty Images, Tetra Images

Młodzież w tych czasach potrafi być naprawdę okrutna. Dla większości z nich liczy się tylko, jak gruby portfel mają rodzice i  jakimi metkami na ubraniach przychodzą do szkoły.

Gdy moja wnuczka zaczęła mieć problem, nie sądziłam, że będą one spowodowane tak głupią sprawą. Szybko znalazłam na to sposób.

Zaopiekowałam się wnuczką

– Kochanie, przecież spóźnisz się do szkoły! – zapukałam do pokoju wnuczki po powrocie z przychodni.

Byłam pewna, że zastanę ją ubraną i jedząca śniadanie, a tymczasem nawet jeszcze nie wstała z łóżka.

– Babciu, nie pójdę dzisiaj do szkoły, dobrze? Brzuch mnie boli – usłyszałam od Kasi.

Gdyby nie to, że wnuczka jest bardzo pilną uczennicą, pomyślałabym, że to wymówka. Ale tak się zaniepokoiłam, bo to nie był pierwszy raz w tym miesiącu, gdy Kasia źle się czuła i wolała zostać w domu. Snuła się potem przez cały dzień w piżamie z książką w ręku. Mówiła, że się uczy i chyba faktycznie tak było. Stopnie zresztą nadal miała bardzo dobre, zupełnie jak w podstawówce, którą skończyła ze świadectwem z czerwonym paskiem.

Moja wnusia to naprawdę dobre dziecko, córka dobrze ją wychowała, chociaż samotnie. Zięć zmarł kilka lat temu na raka, Renata nie wyszła po raz drugi za mąż, poświęcając cały swój czas wpół osieroconemu dziecku. Wiedziałam, że dobrze im było ze sobą. Ale i nielekko, bo w domu się nie przelewało. Asia jako kucharka zarabiała niewiele. Dopiero kilka miesięcy temu dostała propozycję pracy za granicą, jako opiekunka do starszej osoby. Wahała się, czy ją przyjąć, bo to oznaczało rozstanie z córką. Ale i większe pieniądze, które bardzo były potrzebne.

– Tym bardziej teraz, kiedy przed Kasią trzy lata liceum, a potem studia. Nie wiadomo, czy dostanie się na dzienne, czy trzeba będzie za nie płacić – przejmowała się córka.

W takim wypadku Kasia musiałaby zamieszkać ze mną, w innym mieście.

– Poradzisz sobie, mamo? Nie wrzucam ci za wiele na głowę? – pytała.

– Nie żartuj! Nie jestem zniedołężniała, a i Kasia to już nie dziecko. Poradzimy sobie doskonale – zapewniłam ją. – To doskonały moment, bo Kasia i tak zmieni szkołę. Pójdzie do dobrego liceum w mieście, to może łatwiej się potem dostanie na studia – oceniłam.

– W sumie fakt – przyznała mi rację córka, a i wnuczka nie miała nic przeciwko temu, żeby się przeprowadzić do W.

Może tylko trochę na początku obawiała się nowej szkoły, ale wiadomo, zawsze tak jest.

Coś przede mną ukrywała

Przez pierwsze miesiące wszystko było w porządku. Kasia była szczęśliwa, że dostała się do renomowanego liceum i od pierwszych dni uczyła się jak szalona. Jak dla mnie to może nawet i za dużo, bo co to za nastolatka, która siedzi w książkach, zamiast spotykać się z koleżankami?

– Kasiu, może powinnaś pójść do lekarza? Coś chyba za często ostatnio boli cię brzuch i głowa… – zagaiłam.

– Nic mi nie jest. To okres…

Wiedziałam, że to guzik prawda, bo miesiączkę miała tydzień wcześniej. No, ale nie drążyłam. Tymczasem jej niechęć do szkoły zaczęła się pogłębiać. Coraz częściej mówiła, że źle się czuje i woli pouczyć się w domu. Dawałam jej usprawiedliwienia i dawałam, aż w końcu powiedziałam: dość.

– Moja droga, tak nie może być, przecież obecność w szkole także się liczy! – zaprotestowałam, gdy Kasia po raz kolejny powiedziała, że wolałaby nie iść do szkoły. – Ubieraj się. Nie dostaniesz ode mnie już usprawiedliwienia.

Twarz wnuczki stężała, ale nic nie powiedziała, tylko ubrała się i wyszła do szkoły. Byłam z siebie bardzo zadowolona, że okazałam stanowczość, dopóki nie przyszło mi do głowy, że to, że Kasia wyszła z domu, nie oznacza wcale, że dotarła na lekcje. „A może poszła na wagary, skoro nie dostała ode mnie pomocy? To jeszcze gorzej!” – pomyślałam.

Postanowiłam to sprawdzić. W końcu byłam za Kasię odpowiedzialna! Podjechałam pod liceum o godzinie, o której powinna kończyć lekcje i ukryłam się w jednym ze sklepów naprzeciwko szkoły. Udawałam, że przeglądam towar na półkach i zerkałam dyskretnie przez okno. W końcu z ulgą zobaczyłam wnuczkę wychodzącą przez bramę. Ale zaraz potem aż serce mi się ścisnęło.

Ze szkoły wychodziły grupki rozgadanej młodzieży, a moja Kasia szła zupełnie sama… I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że od początku roku szkolnego nie widziałam jej z żadną koleżanką. Nikogo nie zapraszała do domu. Czyżby żadnej nie miała?

Do tej pory nie zwróciłam na to uwagi. Sądziłam, że młodzież komunikuje się przez te swoje tablety i smartfony. Tamtego dnia uzmysłowiłam sobie, że nie jest to tak do końca prawda, że dziewczyny normalnie się spotykają i plotkują. Tylko Kasia jest sama…

Dla nich nie liczyła się Kasia

W domu próbowałam spokojnie porozmawiać z wnuczką na ten temat. Odpowiadała niechętnie i półgębkiem. Zorientowałam się, że do niczego nas to nie zaprowadzi, więc zapytałam ją wprost, jak jej się układa z rówieśnikami. Początkowo się wykręcała, że dziewczyny w klasie nie są fajne, ale potem przyznała, że kiedyś już dwie z nich zaprosiła.

– Przyszły, kiedy nie było cię w domu… Wydawało mi się, że są fajne, ale się pomyliłam. Zaczęły komentować, że meble są stare i w ogóle. Szybko sobie poszły, a potem rozpowiedziały wszystkim w klasie, jak brzydko mieszkam. Śmiały się, że mamy taki stary rezerwuar w ubikacji i pytały, czy on w ogóle działa i czy ta woda, którą zbieramy w łazience do miski, to jest potem do spuszczania.

Zatkało mnie. Faktycznie przez chwilę podstawiałam w łazience miskę, bo poszła mi w kranie uszczelka i woda kapała do wanny, wydając nieprzyjemne dźwięki. Ale w ciągu kilku dni przyszedł mój sąsiad, bardzo zawsze mi pomocny i życzliwy pan Witek i wszystko naprawił. Że też musiały przyjść akurat wtedy…

– Nie przejmuj się nimi – zaczęłam ją pocieszać, ale nieskutecznie.

– A najgorsze, że Alek się ze mnie zaczął nabijać – wyznała.

Aha, chodziło o chłopaka! Od słowa do słowa okazało się, że mojej wnuczce spodobał się kolega z klasy. Myślała, że on też jest nią zainteresowany, dopóki nie zapytał jej, trzymając w ręku butelkę, że zostało mu trochę wody i czy chcę wziąć ją do domu, żeby spłukać ubikację. „Niedobrze” – pomyślałam.

Mieszkania nie zmienię. Dobrze wiem, że moje meble są stare jak ja sama. Ale przecież wszystko jest zadbane i czyste. I jakoś nie sądzę, by te wszystkie dzieciaki z jej klasy miały mieszkania jak z żurnala. Co robić?
Zastanawiałam się przez jakiś czas, podpytując wnuczkę o różne rzeczy. Dowiedziałam się, że ten Alek jest bardzo przystojny i dziewczyny z klasy są w niego wpatrzone jak w obrazek. W końcu obmyśliłam plan działania i zaczęłam go wprowadzać w życie.

Znalazłam sposób na jej problemy

– Trzeba zacząć obłaskawiać chłopaka. A moje bogate babcine doświadczenie mi podpowiada, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek – powiedziałam Kasi.

Zawsze piekę ciasta, ponieważ to moja pasja, a poza tym jestem strasznym łakomczuchem. Wnusia nigdy ich nie zabierała do szkoły, tylko wciąż te kanapki i kanapki. Ale teraz się uparłam, że powinna zabierać też moje wypieki. I przez kolejnych kilka dni Kasia dostawała ode mnie do szkoły smakowite brownie, roladę z ciasta marchewkowego, obłędnie pachnącą cynamonem, oraz mój popisowy numer, czyli ciasto ze świeżymi morelami.
Specjalnie zjadała to wszystko w klasie, żeby wszyscy poczuli niesamowity aromat moich wypieków.

W końcu Alek znowu zaczął z niej żartować, że jest łakomczuchem, a ona, zamiast się speszyć, zaproponowała mu, żeby się poczęstował. Zrobił to. I już był nasz! Moje ciasto mu tak zasmakowało, że zaczął się dopytywać, kto je upiekł. Następnego dnia sam zapytał, czy Kasia nie ma przypadkiem przy sobie czegoś słodkiego na ząb. A po kilku dniach takiego dokarmiania zaprosił wnuczkę do kina. W ramach rewanżu.

Odprowadził potem Kasię do domu, ponieważ był już późny wieczór i wszedł do nas do mieszkania. Rozejrzał się po nim i nagle stwierdził.

– Meble z lat sześćdziesiątych? To autentyki? Ależ one są cool! Czy ty wiesz, ile taka lampa teraz kosztuje? – powiedział do wnuczki, pokazując moją starą lampę do czytania.

– Ale ja jej nie zamierzam sprzedawać, bo ją bardzo lubię – odezwałam się wesoło, wychodząc z kuchni.

– Też bym jej nie sprzedał na pani miejscu. A w ogóle to piecze pani po prostu epickie ciasta! – usłyszałam.

Epickie?” – zdziwiłam się, ale na szczęście nie zapytałam, co to znaczy.

Kasia mi potem wyjaśniła, że to oznacza, że rewelacyjne, świetne.
Przeciągniecie na swoją stronę Alka, najfajniejszego chłopaka w klasie, okazało się strzałem w dziesiątkę. Nagle Kasia stała się dziewczyną, z którą warto się przyjaźnić. Wyraźnie odżyła. I już nie było mowy o tym, że nie idzie do szkoły, bo ją brzuch boli albo głowa.

A ja zostałam poproszona o przygotowanie ciast na bal karnawałowy. Bardzo mi to pochlebiło. Wiem, że wszystkim smakowało, a i ja, starsza pani, przydałam się na coś młodym.

Czytaj także:
„Zwiędły mi uszy, gdy wnuczka zrobiła przede mną rachunek sumienia. Tatuś na nią krzyczy, a mamusia namawia do grzechu”
„Wnuczka okłamuje mnie i wyciąga ode mnie pieniądze. Udaję, że we wszystko wierzę, bo tylko dzięki temu mam z nią kontakt”
„Dzieci bogatych rodziców to pijawki, żerujące na moim wnuczku. Kpią, że zamiast drogim BMW do szkoły jeździ tramwajem”

Redakcja poleca

REKLAMA