„Koleżanka zamiast pracować, wolała plotkować przy kawie. Gdy poszła fama, że chcą ją zwolnić, stanęłam za nią murem”

koleżanki z pracy rozmawiają przy kawie fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Krysia powiedziała dziewczynom przy taśmie, że idziemy na chwilę do socjalnego. Nasza brygada jest ze sobą bardzo zżyta, więc tylko skinęły głowami na znak zgody. Usiadłyśmy przy stoliku, a ja zaczęłam wylewać z siebie żale, jakbym odwiedziła poradnię małżeńską”.
/ 12.04.2023 10:30
koleżanki z pracy rozmawiają przy kawie fot. iStock by Getty Images, fizkes

Pewnego dnia w naszym zakładzie pracy wybuchła mała bomba. Po jej odkryciu to my zamierzałyśmy wysadzić w powietrze naszego kierownika i dać nauczkę dyrekcji zakładu.

Zwalniają Krysię! – usłyszałam, gdy weszłam rano do szatni i zaczęłam wkładać ubranie robocze.

– Jak to? Ale za co? – spojrzałam zaskoczona na koleżankę. – Przecież wszyscy ją tak u nas lubią!

Krysia była naszym firmowym słoneczkiem. Zawsze dla każdej miała dobre słowo, a gdy któraś z nas miała w domu kłopoty, potrafiła wesprzeć ją dobrą radąTak właśnie było ze mną, gdy przed dwoma laty mój mąż zaczął popijać z kolegami. Raz, drugi i trzeci nic nie powiedziałam. Ot, spotkał znajomych sprzed lat, no i poszli, jak to faceci, na jednego.

Do tamtego czasu Janusz nigdy nie nadużywał alkoholu. Pił tyle co inni, przy okazji, a i to nie za dużo. Ale pewnego dnia się zaczęło. Za czwartym razem, kiedy wrócił do domu, ledwie stojąc na nogach, kazałam mu iść spać do dużego pokoju. Obraził się, jakbym to ja była nawalona jak stodoła. Nie miałam jednak ochoty przez całą noc wdychać wyziewów miejskiej bimbrowni. Niestety, nie pojął lekcji i przez kolejne tygodnie sytuacja powtórzyła się parę razy.

Pewnego dnia, kiedy stałyśmy przy taśmie, na której kleiłyśmy pudełka do produktów spożywczych, Krysia zobaczyła moją markotną minę.

Co ci się stało? – spytała.

– Nic, po prostu życie.

– W życiu trzeba się uśmiechać – oznajmiła. – Ale ty, jak widzę, nie bardzo masz na to ochotę.

– Mąż zaczyna zaglądać do kieliszka – westchnęłam.

Przez chwilę milczała.

– Chciałabyś pogadać?

– Chętnie – westchnęłam, bo naprawdę nie wiedziałam, co robić.

Jej rada okazała się wyjątkowo dobra

Krysia powiedziała dziewczynom przy taśmie, że idziemy na chwilę do socjalnego. Nasza brygada jest ze sobą bardzo zżyta, więc tylko skinęły głowami na znak zgody. Usiadłyśmy przy stoliku, a ja zaczęłam wylewać z siebie żale, jakbym odwiedziła poradnię małżeńską. Kiedy już powiedziałam jej wszystko, Krysia przez chwilę podumała, a potem orzekła, że jest jeszcze czas, żeby chłopu przemówić do rozsądku.

– Musisz postawić sprawę jasno. Nie ma co owijać w bawełnę. Powiedz mu tak: „Jeszcze jeden taki wybryk i wysyłam do sądu papiery rozwodowe”.

– No co ty! Tak od razu? – wystraszyłam się nie na żarty.

– Owszem – przytaknęła. – I jak się nie poprawi, naprawdę to zrób. Złóż te papiery. Niech się chłopina porządnie przejmie, to może coś do niego w końcu dotrze. Nie ma innej metody.

– Sama nie wiem… – jęknęłam.

– Oczywiście nie musisz korzystać z mojej rady – wzruszyła ramionami. – Możesz jeszcze raz go grzecznie poprosić, żeby wracał trzeźwy o normalnej porze albo udać, że nic takiego się nie dzieje. W efekcie za 20 lat będziesz starą sfrustrowaną jędzą. W dodatku biedną, bo chłop ci wszystko wyprzeda na wódkę.

Zrobiłam, jak poradziła Krysia. Oczywiście Janusz tylko się uśmiechnął i trzy dni później wrócił tak pijany, że nie mógł zmieścić się w drzwiach. No cóż, słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Następnego dnia złożyłam pozew do sądu. Miesiąc później mąż dostał papiery i to go w końcu otrzeźwiło. Zobaczył, że nie rzucam słów na wiatr i nie zamierzam reszty życia spędzić z pijakiem. Znów wrócił mój kochany Staś.

Taka właśnie była nasza Krysia, pomocna, serdeczna i życzliwa. Kiedy zatem usłyszałam, że chcą ją zwolnić, wkurzyłam się nie na żarty. A że byłam przedstawicielem załogi do kontaktów z dyrekcją, to mogłam zrobić coś więcej, niż tylko powiedzieć koleżankom: „Nie zgadzam się”. Mogłam powiedzieć to szefowi.

Najpierw chciałam porozmawiać z Krysią, ale nie mogłam jej znaleźć, chociaż tego dnia miała tę samą zmianę, co ja.

– Dzwoniła dziś rano, że źle się czuje i poszła na zwolnienie lekarskie – poinformowała mnie kadrowa.

– Przecież Krysia nigdy nie chorowała... – zdziwiłam się.

Pani Helena tylko wzruszyła ramionami.

– Mnie się wydaje, że ona wcale nie jest chora. Najwyraźniej przejęła się tym, że chcą ją zwolnić – powiedziała. – Wczoraj po zmianie miałyśmy wyjść razem, kiedy przyszedł kierownik i powiedział, że chce z nią pogadać na osobności. A dzisiaj miała mieć rozmowę w dyrekcji.

– Jak takiego człowieka można zwolnić? – dziwiła się Alina. – Dobra, sumienna, nigdy nie spóźniała się do pracy, prawie nie chorowała…

– Ale niedawno skończyła 52 lata… – dorzuciła Elwira.

– Myślicie, że to przez jej wiek? – Alina spojrzała na nas zdumiona.

– Na pewno przez to – orzekła Elwira. – Jak jesteś młody i można z ciebie wycisnąć wszystkie soki, to duszą cię, że ledwo zipiesz. Ale jak jesteś trochę starszy, to widzą, że niewiele już da się wydusić. I won!

– Oj, nie gadaj – Jadwiga machnęła ręką, jakby odganiała się od muchy. – Ja skończyłam 54 lata i nikt nie chce wysłać mnie na zieloną trawkę.

– To nie robimy nic w sprawie Krystyny? – Alina zerknęła na mnie.

– Kto powiedział, że nic nie robimy? – obruszyłam się. – Zaraz idę do kierownika i sobie z nim pogadam!

Nie mogłam nie przyznać mu racji

Kiedy stanęłam przed jego biurkiem, spojrzał na mnie, jakby nie bardzo wiedział, z czym przyszłam. Udawał, czy miał tyle pracy?

– Ja w sprawie Krysi – oznajmiłam mu, ale on nadal wyglądał, jakby nic nie rozumiał, więc dodałam: – Słyszałam, że chcecie ją zwolnić.

Szef zamrugał oczami i potrząsnął głową, jakby opanowując senność.

– Przepraszam – uśmiechnął się szeroko. – Mam na głowie zlepienie nowego planu zmian na najbliższy kwartał. No więc w czym rzecz?

– Chodzi o Krystynę – powtórzyłam. – Chcecie ją zwolnić, więc w imieniu zespołu przyszłam do pana z prośbą, żebyście tego nie robili. To znaczy, żeby wytłumaczył pan dyrekcji, że my się na to nie zgadzamy.

Pan Ludwik patrzył na mnie przez chwilę uważnie, ale nie powiedział ani słowa. A potem poprosił, żebym przyprowadziła do niego po dwie dziewczyny z każdej brygady.

– Po co? – wystraszyłam się, że może i nas zwolnią za bunt.

– Chcę z wami pogadać, nic więcej.

No więc poszłam po dziewczyny i 15 minut później wróciłam z Jadwigą, Aliną i Elwirą. Było nas cztery, tak, jak sobie życzył kierownik.

– Przed chwilą pani Ola powiedziała mi, że nie zgadzacie się na zwolnienie waszej koleżanki, Krystyny. To prawda? – spytał nas.

Wszystkie skinęłyśmy głowami.

– Rzecz w tym, że ta fabryka należy do kogoś innego, nie do was, drogie panie. I to właściciel decyduje, czy chce kogoś zatrudniać czy też nie – oznajmił nam. – Przyszłyście panie do tej pracy dobrowolnie, a ktoś dobrowolnie was do niej przyjął. Nigdzie tutaj nie ma miejsca na przymus. Nie możecie więc panie żądać, by szef postępował według waszego, nie zaś swojego uznania.

Przerwał na chwilę, po czym widząc nasze miny, westchnął.

– O Krystynę długo walczyłem i wielokrotnie z nią rozmawiałem, żeby zmieniła swój stosunek do pracy, ale ona miała swoje „widzimisię”. Kiedy pytałem, czy przyjdzie na zastępstwo, zawsze słyszałem: „Nie przyjdę”. Kiedy prosiłem, żeby Krystyna, jak wy wszystkie, pomogła w sprzątaniu hali, również słyszałem: „Nie”. W ciągu ostatnich dwóch lat każda z was przeszła po kilka szkoleń. Kiedy zatem mamy opakowania spożywcze, wiecie jak należy postępować przy wtryskarkach. Jak idzie produkcja opakowań medycznych, też nie trzeba mówić wam, co i jak. Krystyna nie chciała chodzić na żadne szkolenia, nie miała zamiaru podnosić swoich umiejętności.

Ona nie zgodziłaby się tak harować...

– Ale panie Ludwiku, ona jest taką dobrą osobą! – zawołała Alina. – To nasze zakładowe „słoneczko”!

– Wybaczcie, miłe panie, ale zakład pracy to nie miejsce na grzanie się przy słoneczku i plotkowanie przy kawie – upomniał nas kierownik. – Z danych statystycznych wynika, że wasza zmiana pracuje 14 procent mniej wydajnie od pozostałych dwóch. Te brakujące procenty to niestety wina Krystyny.

Powiedział nam jeszcze, że mimo poważnych rozmów z Krystyną, wytykania jej niewłaściwego podejścia do wykonywanych obowiązków i tłumaczenia, że coś się musi zmienić, nie zmieniało się nic. Dlatego podjęto decyzję o jej zwolnieniu.

– Ona rzeczywiście jest duszą towarzystwa. To bardzo przyjemna osoba – usłyszałyśmy. – Kiedy jednak poprosiłem ją, żeby zmieniła stanowisko pracy, gdyż była mi potrzebna w innym dziale, znowu usłyszałem protesty. Przykro mi, ale decyzja zarządu jest nieodwołalna.

I tak Krysia została zwolniona.

A ja, mimo całej sympatii dla niej, zrozumiałam tę decyzję i nawet zgodziłam się z nią. Początkowo dziewczyny były oburzone.

– No wiesz, Ola! Ona pomogła ci odzyskać męża, mnie dzieciaki i w ogóle... A ty tak ją zdradzasz.

Nie wiedziałam, jak zareagować. Skoro to, co powiedział kierownik nie wystarczy, to co ja mogę?

Miesiąc później poszły słuchy, że zakład może zostać zamknięty, bo nie dotrzymujemy terminów zamówień. Zaczęłyśmy więc zostawać po godzinach, żeby nadrobić opóźnienia. Pewnego dnia, gdy zmęczone szykowałyśmy się do domu, Alina rzuciła:

– Krysia nigdy nie zgodziłaby się na taką ciężką harówkę

– Ale w przeciwieństwie do niej, my mamy pracę – stwierdziła Jadwiga.

No cóż, przynajmniej ona zrozumiała, o czym mówił kierownik… 

Czytaj także:
„Koleżanki z pracy poszły na emeryturę, a mój wniosek ZUS odrzucił. Żyję za 1000 zł, bo w tym kraju są równi i równiejsi”
„Koleżanki z pracy zrobiły ze mnie kozła ofiarnego. No tak, co samotna rycząca czterdziestka ma do roboty wieczorami”
„Koleżanka z pracy kopała pode mną dołki i sama w nie wpadła. Obrzucała mnie mięsem w sieci, żeby wykurzyć mnie z pracy”

Redakcja poleca

REKLAMA