Zakochać się? O nie, to nie było w moich planach. Ostatecznie... kto przewiduje coś takiego?! Po prostu się to zdarza – i tyle!
Owszem, kiedy usłyszeliśmy, że do naszego teamu dołączy dziewczyna, koledzy nabijali się „Uwaga, będą kłopoty!”. Ja jednak tego nie traktowałem na serio. Dziewczyny u nas zdarzały się, ale zwykle nie zostawały na długo. Zadania były takie, że żadne równouprawnienie nie mogło tego zmienić.
Sprawy zaczęły się komplikować
Przecież to żadne wykroczenie ze strony tej dziewczyny, że była taka ładna. I że tak ślicznie rozdawała uśmiechy. A te uśmiechy miała wręcz idealne, niczym z pierwszej strony ekskluzywnego żurnalu. Dodatkowo przypadło mi to zadanie, że to ja miałem ją wprowadzić we wszystko. Ta niezbyt radosna odpowiedzialność za opiekę nad nowymi pracownikami przechodziła na nas na zmianę.
I tym razem przyszła moja kolej.
– No nieźle, ja trafiłem na Stacha, zamiast na jakąś sympatyczną dziewczynę – powiedział bez ogródek Jacek. I za to poszedł na dywanik do kierownika – nie wolno było w zespole robić seksistowskich uwag, żeby nie przestraszyć dziewczyn. Takie zachowanie nie jest tolerowane w dużej, międzynarodowej korporacji.
Niemniej jednak – dział techniczny miał swoje zasady. Ze względu na bezpośredni sposób mówienia i specyficzne poczucie humoru, "szefostwo" traktowało nas prawie jak trolli. Cóż, takie rzeczy się zdarzają.
– Jeśli jest ładna, to na pewno jest głupia – mówił Stach, który kiedyś był nowicjuszem jak Kinga, a teraz jest już doświadczonym weteranem.
– Bo wiesz, kobiety są dobre tylko do jednej rzeczy – zasugerował Tomek.
– Do jednej czy do dwóch rzeczy? – podchwycił Stach.
– To zależy, czy ma narzędzie w rękach, czy gdzieś indziej. – Tomek śmiał się do rozpuku, korzystając z chwili, gdy kierownika zespołu nie był w pobliżu.
Kiedy szef był z nami, wszystko było spokojne. Ale kiedy go nie było, moi koledzy z pracy nie przestawali ze mnie żartować. Byłem najmłodszy i jedyny samotny. Ciągle słyszałem, że nasza firma robi się rodzinnie przyjazna, wprowadzając nowy program rozwoju o nazwie „Swatka”. I inne takie bzdury.
Nie chciałem, żeby to słyszała
Bardzo ciężko było się skupić na pracy, a potem jeszcze wytłumaczyć Kindze, czym dokładnie się zajmujemy. W tych pierwszych miesiącach, zarówno ona jak i ja, byliśmy oceniani przez instruktora. Wszystko to wydawało mi się nie rokować zbyt dobrze.
– Nieszczęsny Czaruś – Jacek westchnął patrząc na mnie. – Co to ci z kieszeni wystaje... Oj, to śrubokręt! – zadrwił złośliwie.
Wkurzali mnie, a ja nie chciałem, żeby Kinga dosłyszała któryś z tych niestosownych dowcipów. Z jednej strony dlatego, że na pewno poczułaby się bardzo źle, a z drugiej... żartownisie na pewno narobiliby sobie biedy.
Nie chciałem robić komplikacji moim znajomym – musiałem chronić ich przed nimi samymi! W końcu, w taki czy inny sposób, musiałem ograniczyć kontakt Kingi z resztą grupy. Dzięki temu miała możliwość nauki, a moi koledzy nie mieli okazji do żartów.
Niestety, ten plan szybko się na mnie zemścił, bo nagle zacząłem spędzać prawie cały czas sam ze śliczną Kingą. Tylko nas dwoje. Cały czas i bez żadnej przerwy.
Ta dziewczyna wiedziała, co robi
A Kinga była nie tylko piękna. Była również mądra. W mig rozumiała wszystko i można było z nią podyskutować na wiele tematów. Myślałem, że nie będziemy mieć nic wspólnego, bo przecież nie znam się na dziewczęcych sprawach, ale wiele razy zaskoczyła mnie swoją wiedzą.
Rozpromieniona, kiwając głową na tak, patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami i kokieteryjnie zwracała się do mnie: "Czarku", szczególnie podkreślając to "r". Po upływie pierwszego miesiąca, mogłem ją ocenić bardzo pozytywnie przed naszym szefem. Ta dziewczyna naprawdę wiedziała, co robi, nie obawiała się trudów i radziła sobie fantastycznie! Byłem oczarowany jej postępem.
I nagle kpiny kolegów się skończyły – tak szybko, jak się zaczęły.
– Bądź ostrożny, młody – teraz nie tyle już kpił, co przyjacielsko doradzał mi Jacek. – Ona zdaje sobie sprawę, że to od ciebie zależy, co się z nią stanie. Może spróbować to obrócić na swoją korzyść.
Swój chłop, chciał dobrze, ale ja wówczas na takie uwagi reagowałem z dezaprobatą lub znudzony potakiwałem. Byłem pewien, że Kinga nie mogłaby tak wrednie postąpić.
Była odpowiedzialną dziewczyną, traktującą swoje obowiązki bardzo poważnie. No, czasem popełniała błędy, to oczywiste. Każdy musi się nauczyć, nikt nie jest od razu specjalistą. Nie przeszkadzało mi pomaganie jej, wyjaśnianie tego czy tamtego.
– Czasem zastanawiam się, ile z tej pracy naprawdę robi ona, a ile... ty za tę spryciulę – drwił ze mnie Tomasz.
Ignorowałem jego komentarze. Miałem na głowie więcej istotnych kwestii. Drugi miesiąc dobiegał końca, co oznaczało drugą generalną ocenę postępów Kingi i moim zadaniem było upewnić się, że nikt nie odkryje, że czasami umawiamy się poza biurem.
Wszystko zaczęło się od kawy
Nawet już nie wiem, kto wpadł na ten pomysł z kawą. I tak jakoś nie mogliśmy przestać rozmawiać. Oczywiście, poza smaczną kawusią i interesującą rozmową, nic więcej się nie zadziało, ale ktoś w pracy mógł to inaczej zinterpretować. Wiadomo kto – znałem swoich kolegów i ich złośliwe dowcipy.
Znowu dałem mojej koleżance najbardziej pochlebną opinię. Czemu miałbym zrobić coś innego? W końcu była niezwykle zdolna i pilna. I naprawdę nie miało to nic wspólnego z tym, co mi powiedziała w kawiarni. To były nasze prywatne rozmowy.
– Ta praca to dla mnie ogromna szansa – mówiła Kinga podczas naszej ostatniej rozmowy. – Ukończyłam takie bezsensowne studia, przez długi czas nie mogłam znaleźć pracy... jestem w totalnej finansowej dziurze. Dziękuję, że mi pomagasz. Nie wiem, jak poradziłabym sobie, gdyby nie ty. Albo co by było, gdyby to Tomek mnie doszkalał Pewnie uciekłabym już pierwszego dnia!
Zacząłem się głośno śmiać, a ona dołączyła do mojego śmiechu. Wzięła do ręki kubek z kawą i jakby niechcący dotknęła mojej dłoni. Odpowiedziałem niemal automatycznie – przez chwilę trzymając jej dłoń w swojej. Uśmiechnęła się i odrzuciła do tyłu swoje jasne włosy.
– Mój czas próbny zaraz dobiegnie końca... – powiedziała.
– Na pewno przedłużą ci kontrakt – odpowiedziałem z pełnym przekonaniem.
– Mam nadzieję – westchnęła. – Bo inaczej nie mam pojęcia, co się ze mną stanie. Pewnie będę musiała dobrze wyjść za mąż! – zażartowała, po czym spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem, że cały płonę.
Trzeci miesiąc pracy Kingi u nas już dobiegał końca. To był kluczowy moment.
Nagle atmosfera w pracy pogorszyła się
Pewnego dnia kosztowny sprzęt prawie całkowicie się zepsuł. Stach, będący najmniej doświadczonym w zespole, wpadł w panikę. Jacek zaczął krzyczeć, a Tomek... Na szczęście Tomek zdecydował się działać. Zapewne tylko dzięki niemu udało nam się naprawić urządzenie. Był starszym, doświadczonym inżynierem i majsterkowiczem. Przez lata pracował w różnych miejscach i zawsze zachowywał spokój.
Gdy już zakończył naprawę urządzenia, zaproponował mi męską dyskusję.
– Cezary, obaj wiemy, kto tutaj nawalił – rozpoczął.
– Tak, to ja – przyznałem z ciężkim sercem. – Poinformuję szefa...
– Przecież wiemy, że to ona – przerwał mi kolega. – Ta dziewczyna po prostu nie daje rady.
Potrząsnąłem głową.
– Ale przecież to ja jej wszystko tłumaczyłem.
– Jedni się nadają do tej roboty, a inni nie – powiedział Tomek, trzymając poważną minę. – Dodatkowo, pamiętam jak jej to wyjaśniałeś, a ona i tak się pomyliła. Nie możesz cały czas brać na siebie odpowiedzialność za błędy innych. Musisz pamiętać, że też tu pracuje i dostaje za to kasę.
– Mnie nie zwolnią za jedną wpadkę, a jej nie przedłużą kontraktu. Wiesz, ona ma teraz ciężki czas... – próbowałem się tłumaczyć.
Tomek spojrzał na mnie w sposób, który od razu zrozumiałem.
– Używaj mózgu, a nie... czegoś innego. Nic nie powiem, bo przecież nic się nie wydarzyło. Ale bądź ostrożny, kolego, żeby cię nie wykiwano. I teraz mówię serio. Aż żal na to wszystko patrzeć, chłopie.
Mam nadzieję, że przynajmniej ci podziękuje.
Kiedy dobiegał końca okres próbny Kingi, ponownie ją pozytywnie oceniłem przed naszym szefem. Powiedziałem, że jest odpowiednia do pracy w naszym zespole i że będzie dla nas cennym wzmocnieniem. Dzięki temu Kinga otrzymała stałą umowę o pracę, tak jak to u nas zwykle bywa.
Wszyscy się na mnie pogniewali.
– Ty będziesz się nią opiekować – powiedział gwałtownie Jacek. – Ja mam swoje obowiązki.
– I mam nadzieję, że przynajmniej ci podziękuje, bo jeśli nie, to jesteś frajerem – Tomek nie odpuścił sobie uwagi.
Ale oni nie potrafili tego zrozumieć. Kinga nie była taka... I ja również. Coś nas faktycznie złączyło. Przecież ludzie muszą się gdzieś spotykać, prawda? Więc dlaczego nie w biurze?
Nagle poczułem dreszcze
Gdy zbliżał się koniec naszej zmiany, zdobyłem się na odwagę, aby podejść do Kingi i zapytać, czy chciałaby jakoś świętować podpisanie stalej umowy o pracę.
– A może by tak kawka? – zacząłem rozmowę. – Dzisiaj mam wolne.
Nawet nie spojrzała w moją stronę.
– Słuchaj, Czarek, z przyjemnością, ale... Już coś zaplanowałam. Za chwilę mój chłopak po mnie przyjeżdża i idziemy na obiad. Będziemy oblewać moje nowe stanowisko!
Nagle poczułem, jak przechodzą przeze mnie zimne dreszcze. Chłopak? O jakim chłopaku mowa?!
Byliśmy ze sobą przez trzy miesiące, dużo czasu spędzaliśmy razem, ale Kinga nigdy mi nie powiedziała, że jest z kimś innym. Prawda, nie zadałem jej tego pytania, ale myślałem, że... Tomek miał rację, zachowywałem się jak głupiec. Kiedy tego potrzebowała, uwodziła mnie, a teraz odsunęła mnie na dalszy plan. To najstarszy numer na świecie.
Czekały mnie kłopoty
Ale historia się nie skończyła... Po tygodniu, a może dwóch, szef kazał mi przyjść do niego. Wyszło na jaw, że Kinga poprosiła o zmianę działu, tłumacząc to moim niestosownym zachowaniem. W dużych firmach takie rzeczy nie są ignorowane. Ona od razu dostała pozwolenie na przeniesienie, a ja... czekały mnie kłopoty.
Jednakże z tego wszystkiego wyniknął co najmniej jeden pozytyw: nie jestem już czarnym koniem w zespole. Koleżanki i koledzy przestali być obrażeni i zaczęli mi pomagać. Nie jestem pewien, czy to dlatego, że naprawdę mnie polubili, czy może są zadowoleni, że Kinga odeszła i teraz będzie pakować w kłopoty kogoś innego.
– Co myślisz, Czaruś, pójdziemy na browara? – zasugerował Jacek, a Tomek uderzył mnie lekko w ramię. – Leczymy złamane serce?
Nie miałem zamiaru się zakochać i żałuję, że tak łatwo się złapałem. Pozwoliłem, aby ktoś mnie wykorzystał, ale cóż... Serce ma swoje racje, których rozum nie ogarnia. Jedno wiem – następnym razem będę jednak miał się na baczności.
Czytaj także:
„Zdradziłam męża i nie żałuję. Mam ochotę draniowi o tym powiedzieć, gdy znów mnie upokorzy. Niech teraz on cierpi”
„Krewni uważali, że bez faceta jestem bezwartościowa. Chcieli mi zabrać kota, bo twierdzili, że przez niego jestem sama”
„Oglądałam kasetę z wesela koleżanki i oniemiałam. Moja miłość do przystojniaka ze szkolnych czasów odżyła”