„Oglądałam kasetę z wesela koleżanki i oniemiałam. Moja miłość do przystojniaka ze szkolnych czasów odżyła”

Przyjaciólki oglądają telewizję fot. iStock by GettyImages, Olga Rolenko
„W twarzach chłopców, których spotykałam, starałam się dostrzec choćby drobne podobieństwo do niego. Znalazłam go na nagraniu z wesela”.
/ 04.03.2024 11:15
Przyjaciólki oglądają telewizję fot. iStock by GettyImages, Olga Rolenko

Tego dnia miałam dwa śluby, no ale oczywiście musiałam pójść na ceremonię kuzynki, bo byłam jej świadkową.

– No cóż, jak mus to mus, siła wyższa – powiedziała ze smutkiem Elżbieta, kiedy przekazałam jej moje przeprosiny. – W takim razie obejrzysz mój ślub na filmie, już dzisiaj zapraszam cię na uroczysty seans.

Po kilku tygodniach spotkałyśmy się w domu Elżbiety, aby obejrzeć nagranie.

– Wyglądałaś cudownie – wyznałam.

Gdy ksiądz rozpoczynał nabożeństwo, operator kamery uchwycił na taśmie wzruszone twarze nowożeńców i zebranych na ceremonii gości. Nagle w tłumie dostrzegłam osobę, na widok której, moje serce zaczęło bić szybciej.

"Marek? Nie, to nie może być prawda, przecież od wielu lat mieszka za granicą" – pomyślałam. Ale od tamtej chwili z jeszcze większą uwagą przyglądałam się obrazom na ekranie. "Pokaż go jeszcze raz" – w myślach prosiłam operatora i moja prośba została wysłuchana. Wtedy już nie miałam żadnych wątpliwości. To był Marek. Moja dawna wielka miłość.

Co skłoniło mnie do takiego zachowania?

Zaczął mi się podobać jeszcze w liceum. Zakochałam się w nim. Chodził do równoległej klasy, ale nie mieliśmy wspólnych przyjaciół, więc nie było okazji, żeby go poznać. Też nigdy nie zdobyłam się na to, żeby do niego podejść i porozmawiać. Jego obecność sprawiała, że czułam się nieswojo. Gdy tylko na mnie spojrzał, moja twarz stawała się czerwona jak burak. Nie miałam szans, żeby go zdobyć...

Kiedy studiowałam, wróciłam do domu na weekend. W niedzielę poszłam na mszę. Wśród zebranych ludzi nagle poczułam, że robi mi się słabo, więc zaczęłam się przeciskać do drzwi. Przepraszając wszystkich na swojej drodze, niespodziewanie wpadłam na Marka.

– Hej – rzekł, ale dostrzegł moją bladość i zdał sobie sprawę, że potrzebuję odrobinę świeżego powietrza, więc wyszedł ze mną na zewnątrz.

– Źle się czuję, dzięki – odpowiedziałam, siadając na niskim murku.

– Czy dobrze słyszałem, że jesteś studentką medycyny? – zadał spokojne pytanie.

Zerknęłam na niego zdziwiona. „Czyli jednak wie, kim jestem” – pomyślałam z radością.

– Co powiesz na wyjście do pubu dzisiaj wieczorem? – zaproponował.

– Eee… – zaczęłam po chwili milczenia. – Dzisiaj niestety nie dam rady, już mam plany na wieczór – skłamałam.

Zauważyłam, że na jego twarzy malował się zawód. Czemu podjęłam taką decyzję? Czemu po prostu nie powiedziałam mu, że wieczorem muszę wrócić na studia, ale za siedem dni znowu będę w domu, więc możemy się zobaczyć? Do dzisiaj kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego zdecydowałam się tak zrobić. Pożegnaliśmy się przy kościele, ale nie podaliśmy sobie numerów telefonów. Nigdy później go nie widziałam. Później dowiedziałam się, że Marek opuścił kraj, ponieważ jego wujek załatwił mu pracę za granicą.

Nadal miał miejsce w moim sercu

Przez długie lata ubolewałam nad swoim głupim postępowaniem, wyobrażając sobie różne wersje tamtej rozmowy. W twarzach chłopaków, których spotykałam, próbowałam dostrzec choćby cień podobieństwa do niego, do jego ust, podbródka... A teraz no proszę – na wideo z wesela ujrzałam prawdziwego Marka. Wyglądał jak zawsze – niesamowicie. Teraz miał 31 lat i nie był już chłopakiem, ale dorosłym mężczyzną.

– Mam wrażenie, że dostrzegłam wśród twoich gości kolegę, którego znam ze szkoły – zwróciłam się do Eli, starając się, aby z mojego głosu nie dało się wyczuć zbytniego podniecenia.

– Kogo masz na myśli? – zapytała podekscytowana.

– Ten w ciemnym płaszczu, chyba nazywa się Marek – chwyciłam za pilota i cofnęłam nagranie. – Chyba wyjechał do Niemiec – dodałam, wskazując na Marka na ekranie telewizora.

– Zatem to musi być on. To Marek T., kuzyn mojego męża. Studiował w Monachium, nawet wziął ślub... – opowiadała z radością.

Kiedy usłyszałam te ostatnie słowa, moje serce stanęło.

– ...z pewną Niemką – kontynuowała Ela. – Ale małżeństwo nie trwało długo, rozwiódł się i wrócił do Polski. Teraz jest dyrektorem w jednej z niemieckich firm handlowych w Warszawie – zakończyła, a w moim sercu pojawiła się radość, znowu zaczęło bić.

„Marek to singiel mieszkający w stolicy. To kolejna możliwość, którą mi los podsuwa. Muszę zdobyć się na odwagę" – mówiłam do siebie, wpisując jego dane do internetowej wyszukiwarki. W wynikach pojawiło się jego zdjęcie, krótki opis życiorysu, numer telefonu i adres e–mail.

"Chciałabym usłyszeć jego głos – pomyślałam. – Może warto spróbować...".

Poczułam się jak nastolatka zafascynowana chłopakiem, gdy wybrałam numer do jego biura. Ale kiedy usłyszałam kobiecy głos, szybko odłożyłam słuchawkę. "Sekretarka!" – zdałam sobie sprawę po chwili. Poczułam się jak jakaś największa kretynka.

Przez kilka dni nie byłam w stanie powstrzymać się od odwiedzania strony firmy Marka i patrzenia na jego zdjęcie. Czułam, że muszę podjąć jakieś działania, ale nie byłam w stanie. To było jak kiedyś przed kościołem czy w czasie szkoły średniej. Zaczęłam pisać do Marka maila, lecz w panice go usunęłam...

Dlatego kiedy to on do mnie zadzwonił, byłam po prostu w ciężkim szoku.

– Magda, jesteś tam? – zmartwiony moją ciszą, zadał pytanie.

– Tak, jestem... – odpowiedziałam z trudem.

– Właśnie zastanawiałem się, że minęło sporo czasu, odkąd się nie widzieliśmy, więc... Co powiesz na kawę? – zaproponował.

– Z chęcią – odpowiedziałam, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

Od dawna chciał mnie bliżej poznać

Kiedy ujrzałam go siedzącego przy stoliku w kawiarni, miałam poczucie, jakby zegar cofnął się o dekadę.

– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zdecydowałam się zadać to pytanie, kiedy przegadaliśmy już wszystko o naszych wspólnych znajomych.

– No raczej... to ty mnie odnalazłaś – oznajmił z uśmiechem. – Powiedziałaś Eli, że mnie znasz, a ona przekazała mi twoje słowa. Ale wtedy nie byłem pewny, czy powinienem się do ciebie zgłosić. Nie wiedziałem, czy tego chcesz, w końcu wiele lat temu odrzuciłaś moje uczucia. Ale kiedy na moją służbową skrzynkę pocztową wpadła pusta wiadomość, a w polu "nadawca" widniało twoje nazwisko, pomyślałem, że muszę spróbować jeszcze raz.

Mocno zaczerwieniły mi się policzki. Jakby płonęły.

– Nie chcę przegapić kolejnej okazji, żeby cię lepiej poznać – kontynuował Marek. – Spodobałaś mi się, wiem, że ja też ci się podobałem, ale żadne z nas nie miał odwagi tego zainicjować, rozwinąć. Kiedy w końcu zebrałem się na odwagę, odrzuciłaś moją propozycję spotkania...

– Wtedy musiałam pojechać do Krakowa – przyznałam z poczuciem winy.

– Po wielu latach to zrozumiałem. Ale tamtego dnia byłem pewien, że nie jesteś mną zainteresowana – uśmiechnął się.

– To nieprawda – w końcu zdecydowałam się wyznać swoje uczucia. – Bardzo na tobie mi zależy i teraz wiem, że nie pozwolę sobie na przegapienie kolejnej okazji.

Czytaj także:
„Wypruwałam sobie żyły, żeby moim synom niczego nie brakowało. Pazerni hedoniści mnie wykorzystują”
„Ojciec wychowywał mnie na posługaczkę. Kobieta miała słuchać swego pana i wykonywać polecenia w kuchni i w łóżku”
„Znajomi na siłę chcą mnie swatać. Nie potrzebuję w domu samca i jego brudnych gaci, by czuć się wartościową kobietą”
 

Redakcja poleca

REKLAMA