Dołączyłam do firmy zajmującej się cyberbezpieczeństwem, jako druga kobieta na podobnym stanowisku. Szybko okazało się, że grupa przypomina bardziej harem, rządzony przez luzacką Kingę. Nie spodobało się jej, że zaburzam idealny świat, w którym faceci zwracają uwagę tylko na nią. Szybko zaczęła rzucać mi kłody pod nogi.
Co jest złego w kobiecości?
Jestem kobietą pracującą w technicznej branży IT – cyberbezpieczeństwie i bazach danych. W swojej karierze zawodowej spotkałam się już niejednokrotnie ze stanowiskami zdominowanymi przez mężczyzn. Zawsze miałam jednak dobre stosunki zarówno z kolegami, jak i z nielicznymi koleżankami z pracy.
Kiedy dołączyłam do obecnej firmy, mocno zdziwiłam się jednak panującą tam hierarchią: i wcale nie chodzi tu o hierarchię zawodową. Kindze, jedynej dotychczasowej pracownicy firmy, bardzo nie spodobało się, że zakłócam ustanowiony przez nią porządek.
– No co ty, przychodzisz na różowo i w szpilkach? To trochę gryzie się z typowym wizerunkiem informatyka – dogryzała mi półżartem, ale z jej ust aż cieknął jad.
Ona, ubrana w oversize'ową koszulkę, pozbawiona makijażu, nie wyglądała mi ani jak „typowy informatyk”, ani jak „typowa kobieta”. Nie oceniam ludzi po wyglądzie. To najzwyczajniej mnie nie interesuje.
– Taki mam styl – odpowiedziałam krótko. – Nie widziałaś „Legalnej Blondynki?” – próbowałam sama wejść w żartobliwy ton, zwracając jednocześnie uwagę na to, że ubiór nie definiuje w żaden sposób kompetencji zawodowych.
– Ja tam nie jestem jak inne kobiety.
Słyszałam podobny tekst ostatnio w szkole średniej, z tym wyjątkiem, że „kobietę” zastępowała wtedy „dziewczyna”. Myślałam wtedy, że z tego po prostu się wyrasta, bo dojrzały człowiek nie musi porównywać się z nikim dla podwyższenia własnej samooceny. Przypominając sobie szkolne czasy, poczułam pierwszy raz, że Kinga chciała utrzymać wizerunek kumpelki, jednocześnie nieustannie walcząc o uwagę mężczyzn pracujących w firmie.
Chciała mnie upokorzyć?
Rytuał kocenia kojarzyłam z historii znajomych studiujących na filmówce. Nie sądziłam, że i mnie spotka podobna okazja – przy pierwszej imprezie integracyjnej okazało się jednak, że czeka na mnie szereg wyzwań.
– Lubisz jakieś zespoły rockowe lub metalowe? – zagadała Kinga, sama ubrana w koszulkę z widocznym logiem.
Wymieniłam nazwy, choć słucham raczej wszystkiego i nie skupiam się na pojedynczych gatunkach.
– Ok. Podaj nazwy 5 piosenek – śmiała się Kinga. – Nie kojarzysz? To co z ciebie za fanka?
– Ale ja nie uważam się za fankę.
– To po co ich słuchasz? Ja potrafię wymienić całą dyskografię. Chłopaki: kojarzycie może dziewczyny, które kupują w sieciówkach koszulki z zespołami, choć wcale ich nie słuchają? – ciągnęła.
To drugie zdanie na pozór wcale nie dotyczyło mnie, ale czułam się, jakby intencja miała dotknąć mnie personalnie. Potem zaczęły się rozmowy o mechanice samochodowej i grach. Kinga, wciągając w nie cały skład, starała się wypomnieć mi niewiedzę. Tak, jakbym oprócz bycia informatykiem, musiała skupiać całą swoją uwagę na równie stereotypowo męskich zainteresowaniach.
Kiedy alkohol zaczął wchodzić ludziom do głowy, zaczęła się jednak prawdziwa jazda. Moja pseudo koleżanka, chwaląc się swoją mocną głową, starała się najzwyczajniej mnie upić lub upokorzyć; a może jedno i drugie.
– Co Ty, już nie pijesz? Dawaj, zagramy we flanki. Nie umiesz pić na czas? To jednak prawda, że kobiety mają słabsze głowy.
W samej pracy musiałam zaś znosić przygotowanie kawy wszystkim pracownikom, oczywiście na polecenie troskliwej koleżanki. Sami mężczyźni chcieli mnie nierzadko w tym wyręczać, bo byli w stanie zrobić sobie napój samemu. Kinga jednak czerpała niezwykłą satysfakcję z tego, że przygotowywałam im kawę za kawą. Innym razem poinformowała mnie w SMS–ie, że w pracy organizujemy hawajski dzień i wszyscy muszą ubrać się w kwiatowe wzory. Oczywiście, wydarzenie było zmyślone, a w ubraniu w róże pojawiłam się tylko ja.
Założyła fałszywy anons na mój numer!
Czas mijał, a ja zaprzyjaźniłam się z pracownikami firmy. Okazało się, że wcale nie są poplecznikami Kingi, a po prostu nie potrafią zwracać jej uwagi z czystej grzeczności. Kinga zauważała zaś we mnie rosnącą konkurencję. Posunęła się w końcu do najbardziej drastycznych kroków.
W pewnym momencie zostałam wręcz zasypana telefonami od nieznanych mężczyzn, którzy chcieli zapłacić mi za wspólną noc. Na początku ignorowałam je, traktując je jak pomyłkę, ale telefony dręczące mnie nawet w pracy stały się uciążliwe – wszyscy dzwonili w dodatku na mój numer firmowy. W końcu zdecydowałam się wyciągnąć od jednego z zainteresowanych informację o tym, na którym portalu znalazł namiary.
Treść ogłoszenia zwaliła mnie z nóg. Przebolałabym najbardziej wyuzdane słowa, ale nie to, że w ogłoszeniu znajdowały się informacje o chęci odbycia „skoku w bok”, bo rzekomo mój mąż mnie nudzi i całymi dniami rozmyślam o romansie. Nie mogłam nawet przetrawić tego w samotności, bo niedługo później zawołał mnie szef. Pokazał mi ten sam anons, który zauważył któryś z pracowników.
– Ale ten numer nie został jeszcze zaindeksowany w Internecie – mówiąc to, wpisałam w wyszukiwarkę swój numer firmowy, a wyniki zaświeciły pustkami. – Ktoś z firmy musiał znaleźć mnie sam na tej stronie i porównać numery. Wiedział, że znajdzie…
– Zajmiemy się tym. Nie mam powodu, by ci nie wierzyć – szef mówił do mnie poufale, bo w firmie panowała rodzinna atmosfera. – Musimy jednak wyjaśnić ten incydent. Najbliższe dni przepracujesz zdalnie, dobrze?
Brzmiało to dla mnie nie jak odpoczynek, lecz jak nachodzący wyrok. Czułam, że zdalne zamieni się wkrótce w zawieszenie, a zawieszenie: w wypowiedzenie. Wyszłam z biura szefa ze łzami w oczach. Skierowałam się prosto do domu. W czasie, gdy miałam oglądać 10 raz ulubiony serial z kieliszkiem wina, zadzwonił do mnie jednak Robert – kolega z pracy.
– Kinga to zrobiła. Wiem o tym i wszystko ci opowiem. Bo chcę ci pomóc. I jej też. Ona potrzebuje pomocy.
Czy ofiara powinna wybaczyć ofierze?
Umówiłam się z Robertem na rozmowę, po której postanowił powiedzieć o wszystkim szefowi. Najpierw chciał jednak wyjaśnić mi całą sytuację i poprosić, bym nie rozpoczynała żadnego oficjalnego postępowania. Nie wiedziałam i tak, czy jest sens je wszczynać, bo Kinga, z racji swojego zawodu, musiała dobrze się zabezpieczyć. Chciałam tylko spokoju we własnej pracy.
– Kinga to prawdziwy talent. Niestety, nie zawsze jej się powodziło. Była odrzucana przez rówieśników przez cały okres podstawówki i gimnazjum. Wtedy chłopaki siedzieli tylko ze sobą, no i dziewczyny tak samo. Po prostu jej nie chciały w grupie.
Współczułam jej, ale jak miało się to do mojej historii?
– Kiedy poszła do wymarzonego technikum informatycznego, liczyła na to, że zostanie jedyną dziewczyną w klasie i zjedna sobie wszystkich chłopaków. Okazało się jednak, że w klasie było pięć dziewczyn.
– A w czym to przeszkadza? – osobiście nigdy nie miałam żadnego dużego problemu z koleżankami.
– Te konkretne dziewczyny zachowywały się trochę tak, żeby za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Teraz ona stosuję najwidoczniej tę samą strategię, chyba uważa się za lepszą od każdego, ale wojuje tym samym mieczem.
– A skąd ty o tym wiesz?
– Byłem z nią w klasie – przyznał.
To dlatego mu tak na niej zależy: znają się już lata. Kto wie, ile osób w firmie usłyszało przede mnie tę historię i znosiło wybryki Kingi tylko ze współczucia? Przecież nie pomogą jej w ten sposób: utwierdzą ją tylko w jednym, wielkim bagnie.
– Robert… Ale to nienormalne. Mogła mieć to za złe całemu światu jako nastolatka, ale teraz jest dorosłą kobietą. Nic nie zdziała nienawiścią.
Postanowiłam więc bronić swojego dobrego imienia, bo bałam się, że pokorne wybaczenie sprawi, że historia się zapętli. Zrezygnowałam jednak ze zgłoszenia sprawy na policji.
– I właśnie dlatego chcę powiedzieć w firmie, że zrobiła to ona. Nie pomogę jej, jeśli będę zawsze milczeć. A na pomocy zależy mi najbardziej.
Po tym incydencie Kinga została zawieszona. Nie wiem, skąd właściwie Robert wiedział o działaniach koleżanki i zbytnio mnie to nie obchodzi. Ja cieszę się z dwóch rzeczy: ze spokoju i z faktu, ze ktoś postanowił pomóc tej biednej dziewczynie. Nauczyło mnie to, by nigdy nie reagować nienawiścią na nienawiść, bo mogę, podobnie jak Kinga, wpaść kiedyś sama w błędne koło.
Czytaj także:
„Co niedziela podlizuję się teściom. Mam już dość padania do ich stóp, ale bardziej mam dość biedy. Liczę na spadek”
„Zgodziłam się na małżeństwo z rozsądku. Teraz rozsądek podpowiada, żeby wywalić tego hulakę na bruk”
„Zięć robi z mojej córki maszynę do rodzenia dzieci. Twierdzi, że będzie zapładniał do skutku, aż Zośka urodzi mu syna”