„Zgodziłam się na małżeństwo z rozsądku. Teraz rozsądek podpowiada, żeby wywalić tego hulakę na bruk”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Zinkevych
„Nareszcie jestem jak ona - przekonywałam siebie, podążając jej życiową drogą, ukrywałam przed najbliższymi trudności w moim związku. Zakrywając kolejne ślady po uderzeniach pod kilkoma warstwami makijażu, przywdziewałam maskę kochającej małżonki i matki”.
/ 10.01.2024 09:14
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Zinkevych

Fabian zyskał uznanie mojej babci, dlatego bez długiego zastanawiania się, zdecydowałam o małżeństwie z nim. Babcia była dla mnie wzorem, który starałam się naśladować. Niezależnie od sytuacji, nie skarżyła się na swój los, mimo iż miała wiele powodów do narzekania.

Mając pięcioro dzieci, pracując w fabryce na systemie trzyzmianowym, mając męża, który nie stronił od alkoholu i opiekując się chorą matką – ja prawdopodobnie bym się załamała. Jednak moja babcia, mimo iż miała tylko 160 cm wzrostu, była kobietą o silnym charakterze. Zawsze potrafiła odnaleźć rozwiązanie nawet w najtrudniejszej sytuacji, uśmiechać się i dodawać otuchy innym, nawet kiedy wsparcie było potrzebne bardziej jej samej.

Chciałam być, jak ona

– Skąd czerpiesz tę nieustającą radość? – często ją dopytywałam.

– Skąd? To naprawdę łatwe, kochanie! – odpowiadała mi. – Początek każdego dnia zarezerwowałam sobie na powiedzenie do siebie czegoś pozytywnego. Budzę się, idę do łazienki, trochę się rozciągam i spoglądając w lustro, głośno wypowiadam minimum jedną miłą rzecz. Na przykład: „jesteś bardzo pracowita, Adelko, więc dzisiaj sprawnie się ze wszystkim wyrobisz” albo: „twoje nogi są przepiękne, więc do kościoła załóż tę uroczą sukienkę” – dodawała, parskając ze śmiechu.

I to właśnie moja babcia – zwykła pracownica z zawodówki, zanim stało się to modne wśród specjalistów od rozwoju osobistego, wpadła na pomysł, jak motywować się do działania w pozytywny sposób. Ponieważ była dla mnie ważną osobą, starałam się jej słuchać i naśladować we wszystkim, co robiła.

Uważnie słuchałam, wybierając zawód, który ona uznawała za istotny i godny zaufania. Zdecydowałam się na pediatrię, ponieważ bracia i siostry mojej mamy często zapadali na choroby, a babcia stale podkreślała, ile zawdzięczamy medycynie. Po zdobyciu specjalizacji wróciłam do rodzinnych stron, gdyż babcia, będąca lokalną patriotką, zaszczepiła we mnie miłość do naszego niewielkiego miasteczka.

– Tutaj również potrzebujemy dobrych specjalistów, a ty jesteś najlepsza – powiedziała, nie kryjąc emocji wywołanych moją decyzją.

Życie, jak z bajki

Związałam się na stałe z pierwszym mężczyzną, który wpadł jej w oko. Całkowicie ubóstwiałam Fabiana, ale znacznie bardziej pragnęłam akceptacji ukochanych osób, w szczególności babci Adeli. Nie poświęciłam nawet chwili, by zastanowić się nad tym, co nas łączy, nie przyglądałam się jego bliskim, nie czekałam na moment, kiedy się lepiej poznamy. Miałam gotowy plan na życie i jak najszybciej chciałam przystąpić do jego realizacji.

Chociaż babcia otwarcie wyrażała chęć zafundowania mi nowej kreacji, do ślubu poszłam w jej sukni.

– Ta suknia kryje w sobie mnóstwo wspomnień, moja droga... – westchnęła.

Babcine słowa umknęły mojej uwadze. Nie dostrzegłam lub nie chciałam zauważyć jej smutnego tonu.

Potem wszystko szło książkowo. Decyzję o zaciągnięciu kredytu na mieszkanie podjęłam pod wpływem jej ciągłych rad, że powinnam posiadać coś na własność. Później na świat przyszła dwójka moich dzieci, dla których poświęciłam po roku swojego życia, zanim wróciłam do pracy z moimi pacjentami.

Nie mówię, że chciałam to zrobić, wręcz przeciwnie, to było dla mnie bolesne, kiedy musiałam się rozstać z moimi maluchami. Cały czas byłam jednak byłam przekonana, że skoro moja babcia była w stanie połączyć o wiele bardziej wymagającą, trzyzmianową pracę fizyczną z wychowywaniem dzieci, to ja też powinnam dać sobie radę. „Przecież jestem taka sama jak ona” – powtarzałam sobie, idąc w jej ślady, ukrywałam przed moją rodziną problemy w moim związku, w szczególności coraz częstsze skłonności mojego męża do alkoholu.

Zawsze rano, niezmiennie, patrzyłam w lustro i wypowiadałam do swojego odbicia słowa pełne uznania. Mimo narastającego wyczerpania, pojawiających się zmarszczek i ciemnych worków pod oczami. Bałam się przyznać wprost przed sobą, że to ja – najbardziej utytułowana absolwentka naszej szkoły średniej, lekarka znana na całym terenie naszego miasteczka, padłam ofiarą przemocy w domu.

Nie byłam panią Gosią, sprzątającą w naszej przychodni, regularnie maltretowaną przez męża, ani wiecznie przestraszoną pielęgniarką, której ciągle groził mąż. Nie identyfikowałam się z Mariolą, asystentką w salonie fryzjerskim, która od najmłodszych lat doświadczała przemocy ze strony ojczyma, ani z ciocią Zdzisławą, najmłodszą i najgorzej wychowaną córką babci, która nieustannie wdawała się w związki z niewłaściwymi mężczyznami.

Nie mogłam sobie pozwolić na oznaki słabości

Aby to ukryć, przygryzałam wargi, nakładałam coraz więcej makijażu, nosiłam coraz większe i stylowe okulary, które i tak zasłaniałam coraz dłuższymi włosami. Robiłam to wszystko, aby ukryć swoje rozczarowanie, że nie mogłam wydobyć z siebie choćby odrobiny optymizmu, którym charakteryzowała się moja babcia.

Każda drobna rzecz przynosiła radość mojej babci Adeli, podczas gdy ja swój optymizm tylko udawałam. Nie jestem pewna, jak długo tkwiłabym w takim stanie, przekonując samą siebie, że robię to, co jest słuszne, gdyby pewnego razu nie zdjęła mi nagle okularów przeciwsłonecznych z nosa. Spojrzała na moje spuchnięte oczy i rzekła:

– Rozstań się, maleńka. Nie możesz pozwalać na takie traktowanie.

– Ale przecież...

– Ja zrobiłam błąd, jednak ty nie musisz go powtarzać. Żyjemy w innych czasach, a ty jesteś bardziej wytrzymała i mądrzejsza niż ja, tylko musisz w to uwierzyć.

Wystarczyło jedno zdanie, które powiedziała mi ukochana babcia, żeby w końcu obudzić się i zacząć żyć według własnych zasad. Dokładnie tak, jak chciałam, a nie tak, jak myślałam, że powinnam. Nauczenie się słuchania siebie i kierowanie się głosem własnego serca nie przyszło od razu, ale ostatecznie udało mi się to osiągnąć.

Teraz nie noszę już okularów przeciwsłonecznych, chyba że jestem na plaży, a twarzy nie zakrywam grzywką, ponieważ nie muszę udawać osoby, którą nie jestem.

Czytaj także:
„Opiekuję się zrzędliwą ciotką w zamian za mieszkanie. Kiedy ta stara zołza się przekręci, wszystko będzie moje”
„Rodzice pchają mnie do żeniaczki, a ja mam raptem 35 lat i nie przepadam za kobietami. Powinienem wyjawić im prawdę”
„Chciałam żeby chłopak mojej córki się jej oświadczył. Uknułam sprytną intrygę i niemal doprowadziłam do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA