„Koleżanka z pracy osaczała mnie i nie odstępowała na krok, a ja w końcu zaczęłam się jej bać. Z czasem odkryłam jej sekret”

Koleżanka z pracy mnie osaczała fot. Adobe Stock, fizkes
„Miałam wrażenie, że mnie osacza i na siłę do siebie przyciąga. Znałyśmy się już trochę, wiedziała, jaką lubię muzykę, filmy itp. Potrafiła bez okazji wręczyć mi płytę ulubionego zespołu albo oznajmić, że załatwiła nam bilety na koncert, o którym wspominałam".
/ 27.10.2022 11:12
Koleżanka z pracy mnie osaczała fot. Adobe Stock, fizkes

Udało mi się załapać na staż w banku, potem przyjęli mnie na etat, tyle że w innym oddziale. I tam poznałam Lilianę. Na początku byłam jej wdzięczna za pomoc. Z czasem jednak zaczęła mi przeszkadzać jej nadgorliwość. Radziłam sobie już ze swoimi zadaniami, mimo to ciągle dosłownie podbierała mi pracę z rąk.

Mam w tym większą wprawę, raz dwa zrobię tę analizę.

– Wyrobiłam się, to co mam siedzieć. Dawaj te zestawienia.

Tyle że ja niejednokrotnie widziałam, że zostawała później po godzinach, albo przychodziła następnego dnia wcześniej. Kilka razy mówiłam, że dam sobie radę, że wolę zrobić coś sama, bo dzięki temu szybciej się czegoś nauczę.

Ale nic to nie dawało

Zaczęłam się nawet martwić, że to celowe działanie, taka strategia. Skoro część moich obowiązków wykonuje za mnie ktoś inny, to znaczy, że się nie nadaję! A nie znałam jeszcze układów w biurze. Kto z kim rozmawia, kto jest czyją „wtyką” i kto co komu donosi.

Mogło też być tak, że celowo wykonywała jakieś obowiązki za mnie, popełniając błędy. Później odpowiedzialność spadłaby na mnie – przecież imieniem i nazwiskiem się nie podpisywała. Mijały jednak dni, tygodnie, miesiące, a nikt z pracy mnie nie wyrzucał, ani nawet nie odbierał mi premii.

Zachowanie Lilii jednak było coraz bardziej męczące i… dziwne. Czasem miałam wrażenie, że robi za moją asystentkę albo sekretarkę. Zdążyła zaobserwować, o której godzinie robię zwykle przerwę na kawę, lub śniadanie i chwilę wcześniej zjawiała się z parującym kubkiem w pokoju.

– Dziękuję, ale przecież sama mogłam pójść do kuchni.

– No mogłaś, ale po co? Skoro ja i tak szłam? Żaden problem.

Z czasem zaczęłam czuć, że mnie osacza swoją troską

Kilka razy uprzedziłam ją, idąc wcześniej. Widziałam wtedy, że nie była zbyt zadowolona.

– Mogłaś przecież powiedzieć, zrobiłabym ci przecież kawę – mówiła za każdym razem.

– Lila, nie jesteś moją służącą ani asystentką. Nie masz obowiązku parzyć mi kawy. Potrafię robić to sama! – powiedziałam w końcu zdenerwowana jej bezpodstawnymi i chorymi pretensjami.

– Ja wiem, ja po prostu… Chciałam ci pomóc, nieważne.

Jakoś tak pół roku po rozpoczęciu mojej pracy Lilka zaproponowała, byśmy poszły kiedyś razem na drinka. Zgodziłam się, w końcu czemu nie? Zaczęłyśmy wychodzić razem coraz częściej. To na drinka, to na pizzę lub do kina. Głównie z jej inicjatywy. Szczerze mówiąc, bywało to dla mnie męczące.

Miałam swoich znajomych, z którymi też chciałam spędzić weekend. A czasem zwyczajnie miałam ochotę posiedzieć w domu. Lilka jednak jakby tego nie rozumiała.

– O super, czyli dziś wyjście większą ekipą? – mówiła. – Źle się czujesz? To podskoczę z tobą do domu, zrobię ci herbaty, pooglądamy jakiś film.

Miałam wrażenie, że mnie osacza i na siłę do siebie przyciąga. Znałyśmy się już trochę, wiedziała, jaką lubię muzykę, filmy itp. Potrafiła bez okazji wręczyć mi płytę ulubionego zespołu albo oznajmić, że załatwiła nam bilety na koncert, o którym wspominałam.

– Lila, ale ten koncert jest w Krakowie, to daleko! Poza tym bilety musiały kosztować fortunę!

– Spoko, powiedzmy, że to trochę wcześniejszy prezent urodzinowy. A resztę ogarnęłam – mamy już wykupione bilety na pociąg i załatwiony hotel, musimy tylko wziąć wolne w piątek, ale to za dwa miesiące dopiero, więc damy radę.

W końcu nie wytrzymałam.

Męczyło mnie to

Zaprosiłam Lilę na lody. Była zdziwiona, chyba pierwszy raz to ja wyszłam z inicjatywą spotkania. A tam nie owijałam już w bawełnę, tylko wprost spytałam, o co w tym wszystkim chodzi.

– Lila, wiesz… Ja cię lubię, naprawdę. Jesteś fajną, babką. Ale… Osaczasz mnie. Uszczęśliwiasz na siłę. To już nie jest fajne, stało się męczące. Dlaczego to robisz?

Lila najpierw się zmieszała, ale po chwili zaczęła opowiadać swoją historię. Wychowała się w domu, w którym panowały surowe zasady i reguły. Nie było miłości i czułości, a wymagania i obowiązki. Zero nagród, za to mnóstwo kar. Miała o rok młodszą siostrę, były bardzo zżyte. Do szkoły dojeżdżały autobusem.

Któregoś dnia szły na przystanek, kiedy doszło do tragedii. Kierowca busa zasłabł za kierownicą. Zjechał na przeciwny pas drogi, a potem na pobocze.

– Zuzia nie miała szans. Zginęła na miejscu. A rodzice obwiniali mnie. Ciągle powtarzali, że za mało się starałam, za mało o nią dbałam, za mało się opiekowałam. Że gdybym tylko naprawdę ją kochała, to nie odstąpiłabym jej na krok i pociągnęła za rękę, zrobiła cokolwiek…

Lila miała wtedy 13 lat. Załamała się. Jej świat się zawalił, straciła jedyną bliską osobę. W liceum usiadła w ławce z Dagmarą. Polubiły się, ale Lila nie potrafiła jakoś tak całkiem się otworzyć. Daga wiedziała, co ją kiedyś spotkało, dlatego była wyrozumiała.

– Teraz myślę, że miałam depresję. I że Dagmara o tym wiedziała. Odprowadzała mnie do domu, w weekendy wyciągała na spacery, starała się pokazać, że świat się nie skończył i powinnam pójść dalej. Byłam jej naprawdę bardzo wdzięczna, ale nie potrafiłam jej tego okazać. Ani swojej wdzięczności, ani przyjaźni…

W końcu Dagmara przestała się starać, zabiegać o jej dobry humor i uwagę. Odsunęły się od siebie. Któregoś dnia Lila znalazła w kurtce list.

– Pisała mi, że sama niszczę sobie życie, odsuwając wszystkich od siebie. I że nie można ciągle dostawać, trzeba też dać siebie, starać się i pokazać drugiej osobie, że jest dla ciebie ważna. I wzięłam sobie jej słowa do serca: „Jeśli jeszcze kiedyś spotkasz kogoś, na kim będzie ci zależało, to każdego dnia pokazuj mu, jaki jest wyjątkowy. Staraj się, dbaj, zabiegaj. Inaczej i go stracisz.”

Lila przez chwilę milczała

Zobaczyłam w jej oczach łzy. Zrobiło mi się jej naprawdę żal. Rozumiem Lilkę, poradziłam jej, żeby poszła do psychologa

– Straciłam Zuzę, rodzice mówili mi, że za mało się starałam. Potem straciłam też Dagę – powiedziała mi to samo. Wtedy obiecałam sobie, że jeśli jeszcze kiedyś spotkam kogoś wyjątkowego, to w każdej sekundzie będę się starała, żeby mu pokazać, jak jest dla mnie ważny i wyjątkowy. No i pojawiłaś się ty… Resztę znasz.

Było mi strasznie żal Lilki. Dzięki tej rozmowie zrozumiałam jej motywy postępowania i spojrzałam na to wszystko nieco inaczej. Wytłumaczyłam jej jednak, że nie chodzi o to, by na siłę uprzedzać czyjeś zamiary.

– Lila, jesteś świetną dziewczyną. Ale takim zachowaniem można zamęczyć! Bądź po prostu sobą. Nikogo nie udawaj, nie rób nic na siłę.

Poradziłam jej też, by poszła do psychologa. Uważam, że rodzice wyrządzili jej ogromną krzywdę – nie tylko surowym podejściem, ale i obwinianiem jej o śmierć siostry. To na pewno odcisnęło wielkie piętno na jej psychice.

Wierzę, że Lilka wyjdzie na prostą. Odzyska wiarę w siebie, podniesie samoocenę. Zrozumie, że nie mogła pomóc siostrze i że nie ponosi odpowiedzialności za jej śmierć. Oraz że uświadomi sobie, że przyjaciół nie zdobędzie udawaniem i nadskakiwaniem komuś, a po prostu swoim charakterem i sposobem życia.

Nie odsunę się od niej, nie utnę kontaktu, nie zacznę unikać. Naprawdę lubię Lilkę i chcę jej pomóc. Mam nadzieję, że uda nam się pozostać w dobrych relacjach. Może nawet jeszcze bliższych, choć pozornie nieco dalszych. Przede wszystkim zdrowych… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA