Pracę w osiedlowym markecie załatwiła mi starsza siostra. Hania od dawna znała właściciela sklepu i zostałam przyjęta praktycznie od ręki.
– Kokosów nie zarobisz, ale lepsze to, niż bezrobocie – powiedziała. Z wdzięczności rzuciłam jej się na szyję.
Byłam bezrobotna od niemal dziesięciu miesięcy i wszystkim nam cała ta sytuacja dosłownie bokiem wychodziła. Córka musiała zrezygnować ze szkolnej wycieczki, a mąż dorabiał, gdzie mógł, byle starczyło nam do pierwszego.
„Z drugą pensją będzie nam o wiele łatwiej” – cieszyłam się.
Kilka dni później zaczęłam pracę
Dość szybko wdrożyłam się w swoje nowe obowiązki. Koleżanki z delikatesów były sympatyczne, właściciel również mnie polubił. Jedynym problemem był Janusz – młody ochroniarz, któremu już pierwszego dnia wpadłam w oko.
– Podrzucę cię, Marzenko – zaproponował, kiedy po pracy spotkaliśmy na parkingu przed sklepem.
Było parę minut po północy i czułam się odrobinę nieswojo na pustym, otoczonym krzewami placyku – dlatego początkowo nawet ucieszyła mnie obecność kolegi, jednak okazało się, że Janusz nie ma czystych intencji.
– To jak? Jedziemy? – zapytał i zapraszająco otworzył drzwi swojego auta. – Możemy zrobić sobie spontaniczną imprezkę. Mam wino – mrugnął do mnie.
– Dzięki, mąż zaraz po mnie przyjedzie – uśmiechnęłam się niepewnie i niecierpliwie wypatrywałam samochodu Maćka.
Spóźniał się, jak zawsze, co akurat w tym momencie było mi szczególnie nie na rękę, bo ochroniarz okazał się wyjątkowo nachalny.
– Mąż? Daj spokój – parsknął. – Mogę cię podrzucać do domu nawet codziennie. Co będziesz swojego chłopa po nocach fatygować?
– To nie problem, Maciek zawsze mnie odbiera, kiedy późno kończę – odparłam.
– Szkoda, fajna jesteś – rzucił tymczasem Janusz i zanim zdążyłam zareagować, zrobił wulgarny gest.
– Człowieku, oszalałeś?! – krzyknęłam wytrącona z równowagi.
– Bawisz się ze mną w niedostępną, co? Może to i dobrze? Nie lubię dostawać wszystkiego od razu – wyszczerzył się Janusz w debilnym uśmiechu i zanim odjechał, powiedział mi jeszcze, że tak czy inaczej, będę jego. – Wszystkie udajecie takie cnotki, ale z czasem da się was urobić. A ja jestem mistrzem w urabianiu kobitek – zarechotał.
Strasznie mnie ta rozmowa zdenerwowała
Gdy w końcu podjechał po mnie Maciek, cała się trzęsłam.
– Mógłbyś przestać się spóźniać?! – krzyknęłam bliska łez.
– Przepraszam, remont jest na Puławskiej, musiałem jechać objazdem. A ty co taka nie w sosie? Jak praca?
– Praca dobrze. Tylko taki jeden palant… zresztą nieważne…
Maciek nie naciskał, a ja nie miałam ochoty o tym mówić. Następnego dnia, jeszcze zanim weszłam na „monopol”, Janusz posłał mi szeroki uśmiech – zupełnie jakby nic między nami nie zaszło.
– Cześć, piękna. Jak spałaś? – zagadnął, gdy rozładowywałam towar na zapleczu.
– Nie uważasz, że należą mi się przeprosiny? – zapytałam lodowatym tonem.
– Niby za co? – parsknął Janusz i w tym samym momencie zawołał go szef. – Sorry, pogadamy innym razem – zapowiedział mi, zanim zniknął.
„Dupek!” – pomyślałam. Byłam na niego wściekła – świetnie się czułam w nowej pracy, a on wszystko psuł. „Jeśli nadal będzie się tak zachowywał, skończy się pewnie wzajemnymi oskarżeniami w gabinecie u szefa, a przynajmniej niesympatyczną atmosferą” – myślałam.
Przez kolejne dwie godziny Janusz na szczęście spacerował tylko przy wejściu do sklepu, co przyjęłam z dużą ulgą. Przynajmniej przestał mnie zagadywać. Wieczorem, chcąc uniknąć spotkania z nim na pustym parkingu, poprosiłam Elkę, żeby zaczekała ze mną na męża.
– Podrzucimy cię pod dom, nie będziesz musiała czekać na nocny – kusiłam.
– Dzięki, ale nie dziś, mam randkę – powiedziała i chwilę później podjechał po nią jakiś przystojniak.
Zostałam sama. Sklep był już zamknięty, a na parkingu stał jedynie ford Janusza. Zdecydowałam, że przejdę się parę kroków w stronę przystanku autobusowego. Miałam nadzieję, że będą tam jacyś ludzie i dzięki temu poczuję się bezpieczniej. Niestety, nie zdążyłam zrobić nawet trzech kroków, kiedy napatoczył się Janusz.
– Co, Marzenko? Czekasz na mnie? – zaśmiał się głupawo. – Jedźmy do mnie, nie pożałujesz. Wiesz, ja nawet lubię mężatki. Nigdy nie marudzą, żebym się z nimi ożenił. He he, dobre, nie? – rechotał.
– Zostaw mnie – syknęłam i wyjęłam z torebki komórkę. – Tylko nie mów, że chcesz się wypłakać mężusiowi? – ironizował.
Nachylił się nade mną i poczułam w jego oddechu alkohol.
– Piłeś w pracy? – zdziwiłam się.
– Nie! – kłamał. – To co, zabawimy się?
– Janusz, odwal się ode mnie! Nie jestem tobą zainteresowana, czy to jest jasne?! – podniosłam głos. –
To masz pecha, kotku, bo ja jestem zainteresowany tobą – powiedział.
– Posłuchaj…
– Pogadamy jutro. Śpij dobrze, maleńka – wszedł mi w słowo i po czym szybko odwrócił się i poszedł do samochodu.
Chwilę później odjechał
Maciek znowu się spóźnił, tym razem jednak na niego nie nakrzyczałam. Po prostu powiedziałam mu o nachalnych zalotach Janusza, a mąż poradził mi, żebym opowiedziała o wszystkim szefowi.
– Wspomniałaś, że pan Andrzej cię lubi. Pogadaj z nim, powiedz, jak jest. W dodatku koleś popija w pracy! – zdenerwował się mąż.
– No niby tak, ale wiesz, jak jest. Jestem nowa, nie chcę wyjść na konfliktową – westchnęłam.
– Dziewczyno, działaj albo ja sam mu mordę obiję! Nikt nie będzie się przystawiał do mojej żony! – wkurzył się Maciek.
– Mój ty bohaterze, zawsze byłeś rycerski – uśmiechnęłam się do Maćka i poprosiłam go, żeby się zatrzymał, żebym mogła go czule pocałować.
W poniedziałek czekała mnie w pracy kolejna niemiła „niespodzianka”.
– Tak się zabawiasz z mężusiem? Na tylnym siedzeniu, w parku? Wstyd! – szepnął mi na ucho Janusz, kiedy zjawiłam się na stosiku.
– Jechałeś za nami? – wyjąkałam zszokowana.
– Nie pierwszy raz, kotku. Lubię wiedzieć to i owo o laskach, które wpadły mi w oko – mrugnął do mnie.
Zrobiło mi się słabo
„A jeśli on zrobił nam zdjęcia i wrzuci je do internetu?” – zastanawiałam się w panice.
Z emocji zaczęło mi się kręcić w głowie, wymknęłam się więc do łazienki. Nie dane mi jednak było odetchnąć, bo chwilę później zjawił się tam także Janusz.
– Migasz się od pracy, skarbie? Na monopolu kolejka, a ty się w kiblu łzami zalewasz? Szef nie byłby zachwycony, wiesz?
– Wynoś się stąd! To damska toaleta! – krzyknęłam.
– Serio? Tym lepiej, lubię przełamywać stereotypy – zarechotał.
Pchnęłam go na ścianę i wybiegłam na korytarz. A później poszłam prosto do biura szefa i z płaczem opowiedziałam mu o bezczelnym zachowaniu Janusza. Pan Andrzej spokojnie mnie wysłuchał, podał mi chusteczki i poczekał, aż się uspokoję. W końcu powiedział, że... zwolni Janusza.
– Jakieś pół roku temu doszło do podobnego incydentu – młoda kasjerka poskarżyła mi się, że nęka ją ochroniarz. Nie zwolniłem go wtedy, bo przysięgał, że dziewczyna wyssała sobie te zarzuty z palca, a reszta pracowników nie potwierdziła jej wersji. Jednak skoro pani opowiada mi taką samą historię, będę musiał wręczyć mu dyscyplinarkę – powiedział szef.
– Dziękuję. Naprawdę lubię tę pracę i…
– I świetnie sobie pani radzi, pani Marzeno. A takiego zachowania wobec kobiet nie zamierzam tolerować. Sam mam córkę w pani wieku i nie chciałbym, żeby spotkała się w pracy z kimś takim. Proszę się uspokoić i wracać na stoisko, a ja zaraz się rozmówię z tym, pożal się Boże, amantem – obiecał mi pan Andrzej.
Uspokojona wróciłam na „monopol”
Chwilę później Janusz wyleciał z pracy.
– Podobno się odgrażał, że jeszcze go popamiętamy – powiedziała mi Elka, kiedy jadłyśmy w barku kanapki. – Serio cię podrywał? Co za palant!
– A ciebie nie? – zapytałam. – Dłużej tu pracujesz…
– Mnie nie, ale podobno chamsko uderzał do jednej z kasjerek. Mogę ci dać jej numer, to pogadacie.
– Czy ja wiem – zawahałam się, jednak w końcu wzięłam od Elki namiary na tę dziewczynę.
Niestety, nie chciała ze mną rozmawiać.
– Tamtą sprawę mam już za sobą, nie chcę do tego wracać – powiedziała i odłożyła słuchawkę.
„Nie, to nie. Grunt, że Janusz zniknął” – pomyślałam.
Ależ byłam naiwna, sądząc, że on po prostu mi odpuści. Przecież to przeze mnie stracił pracę. Do winy się nie poczuwał, za to mnie uważał za najgorszego wroga. Tamtego wieczoru wracałam od koleżanki. Była może dwudziesta druga. Szłam wzdłuż wąskiej, wysadzanej topolami ulicy, kiedy usłyszałam za sobą ciężkie, męskie kroki, a chwilę później ktoś wciągnął mnie do pobliskiej bramy.
– Cześć, piękna. Pamiętasz mnie? – wysyczał Janusz z ustami tuż przy moim uchu. I wtedy nagle w bramie zrobiło się jakieś zamieszanie. Janusz na chwilę odwrócił ode mnie uwagę. Wykorzystałam to wbiłam mu w goleń swoją szpilkę. Syknął z bólu, a mnie udało się wyrwać. W przejściu pojawiło się kilku chłopców, na oko piętnastoletnich. Jeden z nich odbijał piłkę, a na mój widok, zszokowany szeroko rozdziawił buzię.
– Dzwońcie na policję! – krzyknęłam.
Niestety, w tym samym momencie Janusz czmychnął. Jeden z chłopców podbiegł do mnie.
– Nic pani nie jest? – zapytał.
– Nie, spłoszyliście go – powiedziałam cicho i się rozpłakałam.
Policja przyjechała po paru minutach
Pojechałam z nimi na komisariat, spisali moje zeznania i... dowiedziałam się, że nie wiedzą, gdzie jest Janusz. Nie pracował, nie odbierał zasiłku, zmienił adres…
– Proszę na siebie uważać – ostrzegła mnie młoda policjantka.
– Mam się bać do końca życia, bo wy jesteście bezsilni?! – krzyknęłam.
Wróciłam do domu. Maćka nie było – odwiózł naszą córkę do mojej mamy i wyrwał się na męski wieczór do pubu. Wzięłam prysznic i obiecałam sobie, że nie opowiem mu o niczym, żeby go nie denerwować. To był mój błąd. Nie ostrzegłam męża przed zemstą Janusza i gdy wracał do domu, ktoś go pobił. Wiedziałam kto... Siedziałam na szpitalnym korytarzu i zalewałam się łzami, gdy zjawił się policjant.
– Jak mąż? Co mówią lekarze?
– Mówią, że będzie dobrze. Początkowo wyglądało to groźniej – szepnęłam. – Zgłosił się do nas świadek pobicia pani męża i opisał sprawcę. Zdaje się, że to ten sam człowiek, który wcześniej zaatakował panią. Proszę się nie martwić, znajdziemy go.
I rzeczywiście policja szybko dopadła Janusza. Podobno od razu się przyznał, w dodatku twierdził, że to ja go sprowokowałam. Podczas procesu odgrażał się, że zniszczy mnie, kiedy tylko wyjdzie, ale wiem, że nic mi nie zrobi. Wkrótce wyjeżdżam z rodziną do Niemiec – mój wujek ma tam restaurację i zaproponował nam pracę. Zanim Janusza wypuszczą, zdążymy sprzedać stare mieszkanie i na dobre zniknąć. Żal mi zostawiać przyjaciół i rodzinę, ale nie mam wyjścia – uwziął się na mnie maniak, któremu miałam pecha wpaść w oko.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”