Wychowywałam syna samotnie odkąd Kamil, jego ojciec, uznał, że rodzina za bardzo mu ciąży. Od dłuższego czasu i tak nam się nie układało, więc specjalnie nie rozpaczałam. Lepiej spokojnie żyć samemu niż męczyć się we dwoje. Zawsze byłam samodzielna, potrafiłam sobie poradzić w każdej sytuacji, więc nie obawiałam się rodzicielstwa w pojedynkę. Zwłaszcza że Maciek miał już piętnaście lat. Na Kamilu wymogłam jedynie regularny kontakt z synem i alimenty.
Postawiłam sprawę jasno
– Lojalnie cię ostrzegam, nie będę tolerować wymigiwania się od opieki nad młodym czy od płacenia na jego utrzymanie. Wciąż jesteś za syna odpowiedzialny, czy ci się to podoba, czy nie. Zawalisz sprawę, pożałujesz.
Kamil chyba wolał nie sprawdzać, do czego mogę się posunąć, więc wszystko funkcjonowało jak należy. Kamil wywiązywał się ze swoich obowiązków rodzicielskich, Maciek nie sprawiał większych kłopotów. Ja pracowałam i byłam zadowolona. Gdy Maciek skończył siedemnaście lat, wszedł w okres buntu. Zaczęło się od kilku szczeniackich wybryków w gronie kumpli. Dobrze znałam tę jego paczkę oraz rodziców tych chłopców, więc nie obawiałam się poważniejszych konsekwencji. Do czasu. W trakcie roku szkolnego do klasy Maćka dołączył nowy. Nie podobało mi się, że jest od nich starszy aż o dwa lata, że ma tatuaże, wygląd zbira i fatalną opinię na osiedlu. Niestety Maciek i inni chłopcy byli nim zachwyceni. Imponowało im, że jest wyluzowany, olewa naukę, a dziewczyny za nim szaleją.
– Życie trzeba brać szybko – powtarzał za tym Kornelem mój Maciek. – Korzystać z niego, wyciskać jak najwięcej.
– To wyciśnij jak najwięcej z matmy, skoro zdajesz z niej maturę – obrzuciłam syna krytycznym spojrzeniem.
– Mamo, nie rozumiesz – próbował mi tłumaczyć. – Trzeba żyć intensywnie.
– Rozumiem, rozumiem – mruknęłam. – Przyłóż się intensywniej do nauki, bo na razie cienko przędziesz. Jak dalej będziesz tak bumelował, to zobaczysz, jak intensywnie ja wezmę cię w obroty.
Maciek poburczał coś pod nosem, ale poszedł do siebie. Niby po to, żeby się uczyć. O tym, że coś się szykuje, dowiedziałam się od matki jednego z kolegów Maćka.
– Czy pani słyszała, do czego ten Kornel ich namawia? – pytała niespokojnie.
– Jeszcze nie – odparłam ostrożnie. – Podobno będą jeździć na rowerach. Ale tak… ekstremalnie!
– Po górkach? – w duchu nawet się ucieszyłam, bo lubiłam sport, od najmłodszych lat zawsze coś trenowałam. – Dobrze, że mnie pani uprzedziła. Pomyślę nad jakimś odpowiednim sprzętem na górki i leśne tereny.
– Nie, nie – zaprzeczyła prędko kobieta. – Oni zamierzają jeździć po ścieżkach rowerowych, ale tych, które przechodzą przez ulice, i wyjeżdżać przed samochody.
Przyznam, że na moment mnie zatkało.
– Przecież to niebezpieczne – stwierdziłam, choć to przecież było oczywiste.
– Ten Kornel im wmawia, że w ten sposób zaimponują dziewczynom. I niby on im pokaże, co i jak.
Moje niechętne nastawienie do repetującego klasę Kornela zmieniło się na wrogie. Postanowiłam porozmawiać z Maćkiem.
– Młody, pozwól na minutkę – zawołałam syna do kuchni, gdzie właśnie przygotowywałam dla nas kolację. Kiedy wszedł, nie owijałam w bawełnę. – Zeznawaj, dziecko, o tych waszych nowych pomysłach. Bez ściemniania, proszę.
– Oho, czyli już wiesz – upewnił się.
– Ale nie od ciebie! Gadaj, bo inaczej… – zawiesiłam głos.
– Wiem, wiem, będzie źle – uśmiechnął się. – Ale spoko, mamo, gadałem już z ojcem, powiedział, że to jest mega głupi pomysł na podrywanie dziewczyn.
Co to za głupoty?
– A co mieliście zrobić? – wolałam zasięgnąć informacji bezpośrednio u źródła.
– Przejeżdżać rowerami przez ścieżkę rowerową, ale w tych miejscach, które łączą się z ulicą – mówił jak na spowiedzi.
– I ryzykować potrącenie przez auto? To już nie głupota, a idiotyzm!
– Mamo, ale na takiej ścieżce rowerzysta ma pierwszeństwo – zaoponował Maciek.
– No to wyjaśniaj to kierowcy, który cię potrąci. Ciekawe, jak to zrobisz, kiedy cię zabije. Z tego, co wiem, umarli nie gadają za wiele.
– Rany, maaamo! – jęknął.
– Będę wdzięczna, jeśli o kolejnych pomysłach tego typu sam mnie poinformujesz. Bo jeśli ja zacznę dociekać, to sam wiesz.
– Wiem, wiem, będzie ze mną źle – odpowiedział prędko.
– Właśnie. Za kwadrans kolacja. Teraz możesz zmykać do siebie.
Byłam pewna, że definitywnie rozwiązałam sprawę szalonych pomysłów Kornela, przynajmniej jeśli idzie o jego wpływ na Maćka. Srogo się pomyliłam.
– Mamo, jak myślisz? Lepiej żyć, szokując innych, czy lepiej nie wychylać się z tłumu i podążać za tym, co idzie z przodu, jak stado baranów? – zapytał mnie Maciek pewnego wieczoru.
– A wiesz, to zależy, co masz na myśli…
Gdy wdałam się w dyskusję z młodym, wyszło na jaw, że Kornel wpadł na kolejny, jego zdaniem, fantastyczny pomysł. Maciek z kolegami mieli udowodnić swoją męskość, kładąc się na jezdni. Podobno nazywają to grą w śpiących policjantów czy jakoś tak. Ten, który nie stchórzy i nie zerwie się z jezdni przed nadjeżdżającym samochodem, wygrywa. Przyznam, że nie doceniałam przerażającej pomysłowości młodzieży. Gdyby tacy pomysłowi i twórczy byli w nauce…
– Możesz ich zaszokować i wyłamać się z tej durnej zabawy – podsumowałam. – To tyle odnośnie podążania za liderem jak stado baranów. Masz chyba swój rozum i własne zdanie, co? Nie musisz ślepo naśladować innych w ich kretyńskich pomysłach – starałam się zachować spokój, co zważywszy na temat rozmowy, nie było łatwe.
– Kornel uważa, że wyłamka oznacza bycie tchórzem. On mówi, że tylko życie na krawędzi imponuje dziewczynom, daje adrenalinę i dowodzi męskości.
Zgrzytnęłam zębami
Niechbym tak dorwała tego gówniarza w swoje ręce, od razu inaczej by zaśpiewał. Adrenalina mi skoczyła jak szalona, nawet bez udziału w takich zabawach. Burknęłam tylko ironicznie:
– Na tory się od razu połóżcie.
Gdybym wiedziała, jakie będą konsekwencje mojej ironii, ugryzłabym się w język. Tego wieczoru siedziałam w domu, gdy zadzwoniła moja komórka.
– Olga, za chwilę będę po ciebie, zejdź na dół, jedziemy po Maćka – usłyszałam zdenerwowany głos mojego byłego męża. – Wysłał mi SMS-a, że są na torowisku przy lesie, tam, gdzie wcześniej jest rozjazd!
Serce waliło mi jak młotem. Dotarło do mnie jeszcze imię: Kornel.
– Ubiję drania – syknęłam, łapiąc w biegu torebkę, i popędziłam po schodach na dół.
Kamil podjechał, wskoczyłam i ruszyliśmy z piskiem opon. W duchu dziękowałam twórcom aplikacji na smartfona, która umożliwiła namierzenie Maćka. Na miejscu zastaliśmy przerażający widok. Grupa nastolatków, w tym Maciek, stała przy torach. Dwóch z nich już leżało na szynach!
– Za trzy minuty leci pospieszny – oznajmił Kornel. – Pytanie, po którym torze – zaśmiał się kpiąco. – Zaczynamy odliczanie!
– Czy wyście oszaleli? – wrzasnęłam, podbiegając do nich. – Co wy robicie?
– Złazić, gówniarze, z torów! – darł się Kamil. – Maciek, do auta! Reszta do domów!
– Widzę, że mamy wśród nas kapusia i tchórza – Kornel rozejrzał się po nastolatkach i zerknął na zegarek. – Półtorej minuty.
Z oddali usłyszałam gwizd lokomotywy.
– Wynocha stąd! – odciągnęłam Maćka siłą od torów, a Kamil szarpnął jednego z leżących i powlókł go na bok. – Odsuńcie się od torów!
Ruszyli się powoli, jakby wciąż nie mogli się zdecydować, kogo powinni słuchać.
– Do auta!
Popchnęłam Maćka i zawróciłam, chcąc podnieść drugiego dzieciaka, ale coś przytrzymywało jego stopę.
– Sznurówką się przywiązał!
Nagle nastolatek się ocknął.
– Ratunku! – darł się.
– Tchórz! – wyśmiał spanikowanego chłopaka Kornel. – Piętnaście sekund!
W oddali rozbłysły światła lokomotywy i rozległ się donośny gwizd. Kamil dopadł smarkacza, szarpnięciem poluzował przywiązany but i wyrwał z niego stopę nastolatka. Rzuciliśmy się na bok, byle dalej od torów. Tuż koło nas przejechał rozpędzony pociąg.
– No i co, tchórze? Przejechał po drugim torze! – rzucił Kornel szyderczo.
Zerwałam się, podbiegłam do chłopaka i wzięłam go za ramiona. Taki chojrak, a chyba się przestraszył...
– Olga… – kątem oka dostrzegłam, że Kamil podchodzi do mnie ostrożnie, jak do rozwścieczonej suki broniącej swoich szczeniąt.
– Jeśli jeszcze raz cię przy nich zobaczę – wycedziłam do leżącego Kornela – to pożałujesz. Już nie będę z tobą rozmawiać. Zgłoszę cię po prostu na policję i pożegnasz się ze studiami.
– Ja bym nie ryzykował – poradził Kamil, pomagając wstać Kornelowi. – Zjeżdżaj, szczylu, i żebym ja też więcej cię nie spotkał. A wy – odwrócił się od struchlałej grupki nastolatków – do domów!
Ruszyli wolno.
– Stary, szacun – usłyszałam cichy głos jednego z kolegów syna. – Ale ona ma sierpowy. Kornel padł jak podcięty.
– Cienias – mruknął inny.
– Ta… – odezwał się Maciek – życie z taką matką to prawdziwe życie na krawędzi…
– Do auta! – wrzasnęłam.
Tym razem pobiegli.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”