„Kochanka zostawiła mi roczne dziecko i po prostu zniknęła. Miałem tylko list i dwie torby rzeczy dla Jaśka”

ojciec z synkiem fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Uwielbiałem synka, ale kiedy po raz kolejny wyrzucał jedzenie lub krzyczał, domagając się czegoś kompletnie dla mnie niezrozumiałego, marzyłem, żeby zniknął. Mimo to, zaciskałem zęby i robiłem to, co powinienem”.
/ 11.02.2024 08:30
ojciec z synkiem fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Między Kamilą a mną nie było jakiegoś płomiennego, wielkiego uczucia. To raczej była dość intensywna znajomość i niewiele poza tym.

Poznaliśmy się na imprezie w klubie i jeszcze tego samego dnia znaleźliśmy się razem w łóżku. Od tamtej pory dość regularnie się widywaliśmy. Spędzaliśmy bardzo miło czas na igraszkach, a następnie każde z nas szło w swoją stronę. Taki układ mi odpowiadał, zero zobowiązań. Przede wszystkim ceniłem sobie niezależność, więc nie myślałem o żadnym stałym związku. Było dobrze. Do czasu.

Nie chciałem tego dziecka

Trzy lata temu Kamila nagle mi powiedziała, że jest w ciąży. Kiedy to usłyszałem, straciłem panowanie nad sobą. Przecież cały czas mówiła mi, że korzysta z antykoncepcji, byłem pewny, że się zabezpieczamy i nie ma ryzyka, a teraz niespodziewanie wyskakuje mi z takim czymś. W tamtym momencie krzyknąłem tylko, że mnie oszukała, że ja nie chcę słyszeć nic o żadnym dziecku, i wyszedłem, trzaskając drzwiami.

W pubie spędziłem całą noc. Kiedy w końcu wytrzeźwiałem i uspokoiłem się, przemyślałem całą sytuację, porozmawiałem z rodzicami i postanowiłem wrócić do Kamili. Pomyślałem, że byłbym naprawdę ostatnim chamem, gdybym ją zostawił samą w takim momencie. Poszedłem więc do niej i bardzo długo rozmawialiśmy. W końcu zdecydowałem, że zaakceptuję to dziecko, pomogę jej finansowo i będę odwiedzać młodego albo młodą. Ale powiedziałem jej też jasno, że nie powinna oczekiwać ode mnie niczego więcej.

Syn poruszył moje serce

Kamila została mamą małego Jasia. A ja byłem ojcem. Zdziwiło mnie, że od razu pokochałem go z całego serca. Zanim przyszedł na świat, myślałem, że będzie tylko problemem. A teraz? Często łapałem się na tym, że nie mogę się wprost doczekać, kiedy zobaczę go ponownie. Po pracy często więc odwiedzałem Kamilę. I nie tylko po to, by zostawić jej pieniądze dla małego czy dać mu prezent. Bawiłem się z Jaśkiem, przewijałem go, pomagałem go kąpać i usypiać. Robiłem więcej, niż obiecałem, więc byłem pewien, że Kamila to doceni. Myliłem się.

Ciągle miała pretensje. Cały czas narzekała, że jej za mało pomagam, że ona czuje się coraz bardziej zniechęcona, zmęczona i wręcz osaczona. Słysząc to, poczułem się jakby mnie trafił piorun. Przecież miliony kobiet na świecie mają dzieci, cieszą się byciem mamą, radzą sobie z tym, a ona nie jest w stanie? To jest przecież naturalne. I co, czuje się tak strasznie, mimo że jako mężczyzna zapewniam jej i naszemu maluchowi godne życie? Gdy pytałem ją o to, od razu się wściekała. Krzyczała, że nic nie rozumiem, że pieniądze to nie wszystko, że to nie ja spędzam całe dnie zamknięty w czterech ścianach.

Na początku wydawało mi się, że jej reakcje wynikają po prostu z huśtawki hormonalnej i że to jedynie przejściowy problem, który zaraz zniknie. Przecież ciąża i połóg nie są łatwe dla kobiecego organizmu. Ale zamiast się poprawiać, sytuacja zaczęła się coraz bardziej pogarszać. Jej złość przybierała na sile i... decybelach. W końcu zdecydowałem, że muszę ograniczyć odwiedziny. Tęskniłem bardzo za synkiem, ale nie byłem w stanie wytrzymać histerycznych ataków jego mamy.

Kamila zniknęła niespodziewanie 

Kiedy przyjechałem do niej w sobotnie przedpołudnie, akurat karmiła Jaśka. Wydawała się wtedy niezwykle spokojna. Nie zachowywała się nerwowo jak zazwyczaj, nie robiła scen. Wręcz odwrotnie, powitała mnie z uśmiechem na twarzy. Następnie poprosiła, żebym zabrał Jaśka na spacer, ponieważ chciała posprzątać mieszkanie. Oczywiście, bez wahania się zgodziłem. Kiedy zamknęła za nami drzwi, nawet przez chwilę nie pomyślałem, że to jest ostatni raz, kiedy ją widzę.

Przez ponad godzinę spacerowałem z małym. Kiedy wróciliśmy, mieszkanie było zamknięte. Pukałem do drzwi, próbowałem dodzwonić się do Kamili, ale bez skutku. Nie rozumiałem, co się dzieje. Wtedy zauważyłem kobietę, która wyjrzała z mieszkania naprzeciwko.

– To jest dla pana – powiedziała, wystawiając na klatkę dwie walizki. – A, i to – podała mi kopertę.

– Co to jest? – zapytałem zaskoczony.

– Nie mam pojęcia. Pani Kamila kazała mi to przekazać, więc przekazuję – odparła, wzruszając ramionami.

Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, zniknęła za drzwiami. Szybko otworzyłem więc kopertę, a w środku znalazłam list od Kamili. Przeczytałam go dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem nie mogłem uwierzyć, że to nie jest sen. W liście pisała, że już nie może wytrzymać bycia matką, że pragnie skupić się na sobie, poczuć, że znów żyje. Dlatego postanowiła wyjechać gdzieś daleko za granicę i zostawić mi naszego synka na wychowanie. "Zawsze mówiłeś, że opieka nad dzieckiem nie jest trudna. Teraz masz szansę przekonać się, czy to prawda" – napisała na końcu.

To nie był żart

Myślałem, że Kamila po kilku godzinach do mnie zadzwoni i powie, że to tylko żart. Nie mogłem zrozumieć, jak matka może porzucić swoje dziecko. To przecież nienaturalne i całkowicie wbrew jakiejkolwiek przyzwoitości... wbrew wszystkiemu. Minęła sobota, potem niedziela, a mój telefon nadal milczał. Byłem zagubiony. Nie chodziło tu o zmianę pieluch czy gotowanie. Czułem, że dam sobie z tym radę. W końcu, kiedy odwiedzałem Kamilę, często karmiłem i przewijałem naszego synka. Umiałem się nim zająć.

Problemem było jednak to, że nie miałem czasu. W poniedziałek rano musiałem być już w pracy. I co miałem zrobić z Jaśkiem? Zabrać go ze sobą? To przecież nie miało sensu. Nie mogłem też liczyć na wsparcie rodziców. Po pierwsze, mieszkali daleko, a po drugie, byli schorowani i nie daliby rady zająć się bobasem. Czas gonił, a ja byłem zdesperowany, więc zadzwoniłem do swojej kuzynki Kaśki, która akurat była na urlopie macierzyńskim. Niedawno urodziła córkę i nie była zadowolona z wizji opieki nad kolejnym dzieckiem, ale obiecała pomóc.

Zgodziła się zaopiekować Jasiem pod warunkiem, że po robocie będę go odbierał i jak najszybciej znajdę mu nianię. Oczywiście zgodziłem się. Byłem jej niesamowicie wdzięczny, że nie zostawiła mnie na lodzie i dała mi trochę czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Następne dni były dla mnie naprawdę trudne. Ciężko było mi się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Kiedyś przecież miałem czas na pracę, spotkania z kumplami, realizację swoich pasji lub po prostu leżenie na kanapie z piwem w ręce i oglądanie meczu. A teraz, z dnia na dzień, dociążyły mnie nowe obowiązki.

Musiałem wszystko zmienić.

Po wyjściu z biura od razu zabierałem Jaśka do domu. Następnie starałem się zająć go czymś, aż w końcu zasnął. Nie było to jednak proste. Ze starszym dzieckiem można już normalnie porozmawiać, zapytać co chciałoby robić. Ale Jasiek nie mówił, był malutki. Miał jednak dobrą koordynację ruchową i wszędzie właził, nawet tam gdzie nie powinien. Musiałem go mieć na oku przez cały czas.

Po paru godzinach byłem tak zmęczony, jakbym pracował w jakimś kamieniołomie. I zły, że nie mogłem żyć tak, jak żyłem, zanim Kamila zniknęła. Wciąż byłem na nią zły, bo uciekła bez słowa, ale zaczynałem rozumieć, co miała na myśli, mówiąc, że jest zmęczona i czuje się przytłoczona. Ja również tak się czułem. Uwielbiałem synka, ale kiedy po raz kolejny wyrzucał jedzenie lub krzyczał, domagając się czegoś kompletnie dla mnie niezrozumiałego, marzyłem, żeby zniknął. Mimo to, zaciskałem zęby i robiłem to, co powinienem.

Opowiadałem mu historyjki, wspólnie się bawiliśmy, kąpałem go, układałem do snu. Później zajmowałem się porządkami, praniem i prasowaniem. Często siedziałem do północy. Następnego dnia, wczesnym rankiem, wstawałem do pracy i cały proces zaczynał się na nowo...

Zacząłem lubić bycie tatą

Czasami udawało mi się jakoś znaleźć czas na spotkanie ze znajomymi. Tygodnie mijały, a Jasiek rósł w zawrotnym tempie. A ja czułem się coraz lepiej w roli samotnego taty. Stawałem się coraz bardziej zorganizowany. Nie biegałem już bez sensu po domu, zastanawiając się, co zrobić jako pierwsze, ale działałem według ustalonego planu. Nauczyłem się rozpoznawać potrzeby mojego syna. Wiedziałem, kiedy jest głodny, zmęczony, kiedy coś mu się podoba, a kiedy nie.

Zdołałem również znaleźć godną zaufania nianię. Ta kobieta zgodziła się nawet czasami zostać dłużej, dzięki czemu mogłem spotkać się z kumplami. To było lepsze niż egzotyczne wakacje. Ale kiedy wieczór dobiegał końca, z radością wracałem do domu. Wchodziłem do pokoju mojego syna, sprawdzałem, czy spokojnie śpi i czy się nie odkrył. I, możecie mi uwierzyć lub nie, czułem się wtedy szczęśliwy. Że nie jestem tylko ojcem, który go odwiedza, ale mam go ze sobą każdego dnia.

Aktualnie Jasiek jest już dwulatkiem. To pełne energii, radosne dziecko. Teraz obawiam się tylko jednego – powrotu Kamili. Od momentu, kiedy uciekła, nie miała ze mną żadnego kontaktu, ale trudno przewidzieć, co zrobi dalej. Może nagle poczuje instynkt macierzyński, przyjedzie i będzie chciała zabrać mi syna? Gdyby wpadła na taki pomysł, musi wiedzieć, że nie pozwolę na to! Nie potrzebuję jej już. Dałem sobie świetnie radę sam.

Czytaj także: „Tuż przed ślubem dowiedziałam się, że narzeczony nurkuje między nogami świadkowej. Jestem mu za to wdzięczna” „Rozstałam się z narzeczonym miesiąc przed ślubem. Nie dość, że mnie zdradził, to jeszcze z moją siostrą”
„Dla tych dzieci byłam niańką, służącą i szoferem. Wszystko przez, to że ich matce znudziło się macierzyństwo”

 
 
 

Redakcja poleca

REKLAMA