„Dla tych dzieci byłam niańką, służącą i szoferem. Wszystko przez, to że ich matce znudziło się macierzyństwo”

przemęczona kobieta fot. iStock, Linka A Odom
„Wieczorową porą domagała się ode mnie raportu, pytając, dlaczego do niej dzwoniłam i czy było to coś istotnego. Co mogłam odpowiedzieć? Czy kwestie edukacyjne można uznać za ważne?”.
/ 05.02.2024 18:32
przemęczona kobieta fot. iStock, Linka A Odom

Wyłączyłam komputer, starałam się zapanować nad nadchodzącą falą paniki. Jeżeli w przeciągu dwóch najbliższych tygodni nie uda mi się znaleźć jakiejkolwiek, nawet okazjonalnej pracy, to prawdopodobnie będę zmuszona zamieszkać pod mostem – pomyślałam z ponurym optymizmem.

Nagle mój telefon zaczął wibrować

– Dzień dobry, dzwonię w sprawie korepetycji – usłyszałam kobiecy głos. – Czy to oferta jest nadal aktualna?

Zadeklarowałam, że absolutnie, po czym wzięłam do ręki pióro. Po upływie pięciu minut, była już dla mnie jasna cała sytuacja. Pani Jolanta, moja nowa i – póki co jedyna – kontrahentka, nie tyle poszukiwała osoby do udzielania korepetycji, co raczej jakiegoś rodzaju opiekunki dla swojej dwójki pociech.

Ośmioletnią dziewczynkę i jej starszego o dwa lata braciszka trzeba było odbierać ze szkoły, odprowadzać do domu, pomagać im w odrabianiu lekcji, serwować im posiłek oraz zawozić na różnego rodzaju kursy. Praca od poniedziałku do piątku, między czternastą a dwudziestą godziną.

W zaplanowanym dniu zjawiłam się przed wejściem do strzeżonego osiedla. Musiałam dwukrotnie dzwonić domofonem, przechodząc przez kolejne bramy. Nie była to dla mnie niespodzianka, że teren ten jest tak dobrze chroniony: mieszkańcy korzystali z fontanny, huśtawek ogrodowych oraz kolorowego, bogatego w atrakcje placu zabaw z parkiem linowym. Przeszłam koło kobiety z małym chłopcem na rowerze, kolejnej z niemowlęciem w chuście i wkroczyłam do właściwej klatki schodowej, wyłożonej marmurem.

Pani Jolanta oznajmiła, iż jest wdową, dlatego musi dzielić z kimś obowiązki domowe. Zasypała mnie pytaniami, po czym wezwała swoje dzieci, abyśmy mieli okazję się zapoznać.

– Oto Agatka – zaprezentowała. – Będzie pani ją wozić na nowoczesne tańce, lekcje gry na pianinie oraz języka hiszpańskiego. A to jest Kamil, który jest uczniem szkoły muzycznej, gdzie uczy się gry na wiolonczeli. Naturalnie, będziecie także uczęszczać na zajęcia z hiszpańskiego i angielskiego, a w piątki dodatkowo na karate. Harmonogram już pani przekazałam. Czy jest możliwość, żeby pani rozpoczęła od jutra?

Znajdując się w roli niani "małych cudaków", jak na własny użytek określałam swoje podopieczne, zdawałam sobie sprawę, że te dzieci odznaczają się wiedzą i umiejętnościami przewyższającymi niektóre osoby dorosłe, które znam.

Kamil potrafił grać na wiolonczeli, a Agata tworzyła opowiadania w języku hiszpańskim. Te dzieci naturalnie, także wykazywały się doskonałymi wynikami w nauce, w czym miałam niebagatelny wkład, ponieważ często musiałam im pomagać w lekcjach.

– Jak sobie radzisz? – zapytała mnie moja siostra. – Te dzieci codziennie mają jakieś zajęcia, prawda?

– Jeszcze gorzej – odparłam. – Każdego dnia mają kilka różnorodnych zajęć. Na przykład w poniedziałki Agata uczęszcza na angielski o szesnastej, a na pianino o osiemnastej trzydzieści. Na szczęście wszystko jest niedaleko naszego domu, więc czas pomiędzy zajęciami wykorzystujemy na odrabianie prac domowych. Kamil nie ma tak łatwo. Na przykład w środy odrabia prace domowe w samochodzie, na parkingu, podczas oczekiwania na lekcje hiszpańskiego po szkole muzycznej. Uważam, że ta matka nadmiernie ich obciąża, ale nigdy jej tego nie powiem... – westchnęłam głęboko.

Faktycznie, nie miało to żadnego znaczenia, żeby sugerować, że dzieci są przepracowane. Jolanta pełniła funkcję kierowniczą w obszarze regionalnym w rozległej firmie, a jej codzienność wypełniona była strategiami, harmonogramami, zadaniami i naradami.

Jako dyrektor musiała posiadać umiejętność efektywnego zarządzania licznymi grupami oraz przekazywania obowiązków. Zatrudniła mnie, aby wspomóc ją w skutecznym prowadzeniu projektu „Dom i Rodzina”.

– Basiu! Nauczycielka chce z tobą porozmawiać – zazwyczaj w ten sposób wołał mnie Kamil, kiedy odwiedzałam go w szatni.

Więc szłam. Pewnego razu dowiedziałam się, że chłopiec boryka się z problemami logopedycznymi. Kolejnym razem, nauczycielka chciała poruszyć temat bójki podczas przerwy. Nie mogła nawiązać kontaktu z panią Jolantą, więc to na mnie spadł obowiązek wysłuchania całej historii.

Podobna sytuacja miała miejsce z Agatką. Nauczycielka poinformowała mnie, że dziewczynka ma problemy z widzeniem i może siedzieć jedynie w pierwszej ławce. Obiecałam przekazać jej matce informację o konieczności wizyty u okulisty.

Sytuacja wyglądała tak, że to ja kilka razy musiałam odwozić Kamila do logopedy, a Agatę do lekarza okulisty, a następnie jeszcze do salonu optycznego po nowe okulary. Tak więc zobowiązań na mojej głowie przybywało. Ale nie tylko na mojej.

– Basienko, nie udało mi się skończyć zadań z przyrody... – Agatka postękiwała po powrocie ze szkoły językowej. – Muszę jeszcze zakończyć lekcje hiszpańskiego... Chciałabym już iść spać, nie chcę tego robić!

Taka sama sytuacja dotyczyła Kamila

Miał coraz większe problemy ze skupieniem się podczas grania na wiolonczeli, irytował się, gdy usiłowałam mu wyjaśnić matematykę, a kiedyś nawet oparł głowę na biurku, udając, że zasnął.

Rozpoznawałam potrzeby tych maluchów... Zrozumiało się samo przez się, że musiałam im służyć pomocą. Kiedy ich mama wracała do domu po zmroku, oczekiwała ode mnie szczegółowego sprawozdania: czy zadania domowe zostały wykonane, co powiedziała nauczycielka języka, instruktorka muzyczna i trener karate.

Pewnego razu, kiedy okazało się, że Agata poszła do klasy bez zrobionego zadania domowego, pani Jolanta oznajmiła mi bez emocji, że „tym razem odpuści”, niemniej jednak w jej tonie kryła się jasna sugestia możliwości zwolnienia mnie.

– Zatrudniłam panią z zadaniem pomagania im w odrabianiu lekcji, więc jeśli zadania domowe nie są zrobione, to jest to zaniedbanie z pani strony – pouczył mnie, wpisując jedynkę w zeszyt córki.

Wówczas zaczęłam zastanawiać się nad istotnym pytaniem, które nigdy wcześniej nie padło do mojej pracodawczyni. Czyli: jak sobie radziła, zanim zdecydowała się na moje zatrudnienie?

– Rzeczywiście, mieliśmy wcześniej inną opiekunkę – przyznała Agatka, potwierdzając moje przypuszczenia. – Dokładnie rzecz ujmując, mieliśmy ich trzy.

– Paula była całkiem sympatyczna – dodał Kamil – jednak mama stwierdziła, że nie wykazywała zbyt dużego zaangażowania, a teraz jesteś tutaj ty.

Muszę przyznać, że od momentu, gdy to usłyszałam, zaczęłam przykładać do tego większą wagę. Nadal poszukiwałam zatrudnienia w obrębie mojej profesji, lecz gdzie w rzeczywistości, oprócz muzeum, kulturoznawca może pracować?

W związku z tym nie otrzymywałam żadnych ofert, a nawet jeśli by mi się takie trafiły, na pewno bym dobrze przemyślała decyzję, ponieważ pani Jolanta oferowała mi wynagrodzenie dwa razy wyższe, niż mogłabym otrzymać w jakiejkolwiek poważanej instytucji. Tak, muszę przyznać, że praca jako niania w zamożnej rodzinie potrafi być naprawdę dochodowa. Ale również wymagająca...

– Agatko, staraj się skupić – zaapelowałam, gdy maluch znów zaczarowała się widokiem za oknem, zamiast przykładać się do nauki ułamków. – Jak do jednej czwartej dodać jedną ósmą?

– Słońce zaświeciło – poinformowała mnie, lekceważąc moje pytanie. – Popatrz, ile dzieci bawi się na placu. Chciałabym się tam znaleźć!

– Rozumiem, ale najpierw musimy zrobić lekcje, a potem czekają Cię zajęcia taneczne. To przecież też rodzaj zabawy, czyż nie?

– Tak, ale wolałabym bawić się na placu – skrzywiła się. – A już na pewno wolałabym tam być, niż uczęszczać na angielski i hiszpański! – powiedziała, po czym wstała i podeszła do okna.

Rozpoznawałam jej uczucia, jednak zdawałam sobie sprawę, że jeżeli nie wykona swojego zadania, to znowu to ja poniosę konsekwencje. Dodatkowo musiała jeszcze przystąpić do próbnego testu z języka angielskiego, a na to wszystko pozostało nam mniej niż trzydzieści minut.

– Agatko, usiądź, proszę...

– Ale ja nie mam ochoty! – zawołała. – Jest ciepło i pięknie, dlaczego mam tutaj przebywać?! Szkoła jest bez sensu! Zajęcia również!

Rozpoczęłam uspokajanie jej, obawiając się, że jej wrzaski mogą zakłócić Kamila podczas gry na wiolonczeli, ale on już przestał.

To nie jest dobre!

Powinien ćwiczyć co najmniej półtorej godziny dziennie. W przeciwnym razie nauczycielka znowu skontaktuje się z panią Jolantą, a ta da upust swojemu gniewowi na mnie. Zostawiwszy Agatę, poszłam sprawdzić, czemu nie słyszę Kamila. Okazało się, że... zasnął.

Niespodziewanie odczułam, jak tracę władzę nad sytuacją. Agata podniosła bunt i oznajmiła, że nie zamierza zajmować się absurdalnymi ułamkami, zaś Kamil mruczał, że czuje zmęczenie i nie zamierza iść do szkoły muzycznej.

– Musisz, skarbie – starałam się go przekonać. – Dziś masz lekcję umuzykalnienia, przecież to cię cieszy!

– On absolutnie nie znosi tej szkoły muzycznej – ogłosiła Agata, dostrzegając w tym pewien rodzaj przyjemności. – Podobnie jak ja nie cierpię hiszpańskiego oraz angielskiego! Chcemy wyjść na zewnątrz! Jesteś naszą opiekunką, powinnaś nas słuchać – niespodziewanie zaczęła grozić – bo w przeciwnym razie, mama cię zwolni tak jak poprzednie opiekunki!

Och, naprawdę? Zdecydowałam się również nastraszyć ich mamą, sięgając po telefon.

– Bez względu na to, i tak nie odbierze – powiedzieli jednogłośnie, wzruszając ramionami. – Paula i Monika również próbowały nawiązać z nią kontakt telefoniczny. Mama zdaje sobie sprawę, że kiedy jesteś z nami, nie musi się w ogóle o nas troszczyć.

Nietrudno było zrozumieć, że mieli słuszność. Pani Jolanta nie odebrała moich telefonów, a nawet nie zdecydowała się na oddzwonienie. Po prostu postanowiła zlekceważyć pięć prób kontaktu ze strony opiekunki swoich dzieci.

Musiałam zatem, jak to zazwyczaj bywa, radzić sobie na własną rękę. Niestety, nie poszło mi najlepiej, gdyż tego dnia Agata ponownie nie ukończyła swoich zadań domowych. Spędziliśmy zbyt dużo czasu na kłótni, przez co nie udało nam się wszystkiego zrealizować. Przestraszona, po prostu podałam dziewczynce odpowiedzi na pytania.

Kiedy nadszedł wieczór, pani Jolanta naturalnie oczekiwała sprawozdania. Zaintrygowało ją też, z jakiego powodu do niej zadzwoniłam.

– Na spotkaniu było sześćdziesiąt osób – oznajmiła tonem pełnym reprymendy. – Czy było to coś istotnego?

Czy na pewno? Czy kłopoty w wychowaniu dzieci uważane są za istotne? Czy powaga zaczyna się dopiero od wypadku, czy złamania kości? – zastanawiałam się. Następnie oznajmiłam jej, że to nie było nic istotnego...

Pewnego dnia coś we mnie pękło

Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej zmęczona zasadami pracy wg pani Jolanty. W rzeczywistości to ja troszczyłam się o jej dzieci, a raczej dbałam o nie między zajęciami. Ich bunt rośnie, ponieważ nadeszła wiosna i pragnęli cieszyć się na zewnątrz tak jak inne dzieci.

Przewożenie ich na zajęcia przypominało kierowanie więźniarką z przestępcami. Coraz więcej czasu traciłam na przekonywanie ich do odrabiania prac domowych; coraz częściej podawałam im odpowiedzi na zadania, zamiast je tłumaczyć.

Było jasne, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. W związku z tym przygotowywałam już swoją pogadankę dla pani Jolanty. Miała ona mniej więcej taki przekaz: jej pociechy są przemęczone zbyt wieloma obowiązkami, nie mają wystarczająco dużo czasu na relaks i regenerację. Może więc powinna przestać ich postrzegać jako pracowników swojego biznesu?

Było dla mnie oczywiste, że to mogłoby być moje pożegnalne przemówienie. Odczuwałam, że moment, kiedy będę musiała je wygłosić.

– Pani Basiu – pewnego wieczoru zaprosiła mnie do swojego biura. Wiedziałam, że nadszedł ten czas. – Otrzymaliśmy telefon ze szkoły muzycznej... Zdaje się, że Kamil powiedział dzisiaj swojej nauczycielce, że nie obchodzi go już wiolonczela. I że nie zamierza już grać. Następnie opuścił salę. Czy pani coś o tym wie?

Zamarłam. Kamil wrócił ze szkoły punktualnie i nawet nie wspomniał słowem, że mógł zrobić coś takiego.

– Nie jestem pewna, ale... nie zaskakuje mnie to – odparłam z całą szczerością. – To dziwne, że nikt jeszcze nie skontaktował się z panią ze strony szkoły Agaty. A, może jednak zadzwonili – nagle uświadomiłam sobie. – Prawdopodobnie ma pani to wśród nieodebranych połączeń. Wśród wielu nieodebranych.

Rozgniewała się. Wyglądało na to, że nie potrafiła znieść konstruktywnej krytyki. Przywołała mi na myśl kwestię kto, komu przekazuje wynagrodzenie, jednak w mojej głowie zaczął kiełkować pomysł o zakończeniu naszej współpracy. Oczywiście, żałowałam utraty solidnej pensji, lecz praca stawała się stopniowo nierealna. Oznajmiłam więc bez ogródek, że nie jestem w stanie spełnić jej oczekiwań.

– W dodatku nie tylko ja tak uważam. To samo dotyczy dzieci – dodałam spontanicznie. – Są znużone tym stylem życia, jest pani dla nich bardzo surowa. Kamil nie cierpi chodzić do szkoły muzycznej, a Agata nie przepada za szkołą językową. Jej pasją jest taniec, a on preferuje karate. Wszystko inne to tylko pani aspiracje oraz próba zapełnienia im czasu, aby maluchy nie dostrzegły, że w zasadzie dorastają bez matki!

Byłam przekonana, że bez wahania mnie wyprosi. Jednakże zamiast tego, odwróciła się do mnie plecami i skrzyżowała ręce na piersi. Pociągnęłam za drzwi, chcąc opuścić pomieszczenie.

Żyją jak w wojsku

– Proszę, niech pani nie wychodzi... – usłyszałam jej zachrypnięty dźwięk.

Jestem przekonana, że jestem jedną z niewielu osób na całej planecie, które miały okazję zobaczyć płaczącą panią Jolantę. Nagle dostrzegłam, że nie jest ona tak wysoka jak mi się wydawało. Gdy zdjęła szpilki, okazała się niższa i bardziej delikatna niż ja. Gdy z niej opadła maska zimna i dominacji, nagle ujrzałam kobietę z rozmazanym eyelinerem i wargami pogryzionymi do krwi.

– Rozumiem panią. Zorganizowałam dla nich aktywności, aby nie musiały być same w domu... – zaczęła niespodziewanie się tłumaczyć. – Wygląda na to, że to był błąd. Wyrejestruję go ze szkoły... Agatkę również. Nie muszą tam uczęszczać, jeśli nie mają ochoty... Ale to niczego nie zmieni, wciąż pracuję do późna – pokręciła głową. – Jestem samotna, muszę łączyć pracę z byciem matką, co jest niesamowicie trudne...

Nie czułam nigdy tak głębokiego smutku. Uderzyło mnie, że ani razu nie padło z ust dzieci słowo "tata". Musiał odejść, gdy były jeszcze małe. Jolanta musiała sobie poradzić sama z dziećmi, a mimo to zdołała odnieść sukces zawodowy, nabyć to przepiękne mieszkanie z fontanną przed wejściem do budynku oraz zapewnić swoim pociechom solidne wykształcenie.

Nie miałam prawa jej krytykować, bo nie jestem pewna, czy ja na jej miejscu zdołałabym osiągnąć choćby część tego, co ona...

– Proponuję, żebyśmy ustalili, iż nadal będę do was przychodzić – zasugerowałam niepewnie po krótkim zastanowieniu. – Ale nie z zamiarem przewożenia ich na różne zajęcia, tylko po to, aby zabierać je na place zabaw czy do parku. Jestem także w stanie znaleźć osobę, która nauczyłaby ich języka angielskiego tutaj, bezpośrednio w waszym domu. Dzięki temu będą mniej zmęczone. Jakie jest pani zdanie na ten temat?

Nie stracą matki

Zatem zdecydowaliśmy o modyfikacji zakresu moich zadań. Uzgodniliśmy również, że zawsze oddzwoni, kiedy nawiążę z nią kontakt. Dodatkowo, jeden dzień pracy zniknął z mojego harmonogramu, ponieważ Jolancie udało się uzyskać wolne czwartkowe popołudnia. 

Ja opiekuję się nimi w pozostałe dni – ostatnio głównie relaksuję się na ogrodowej huśtawce, obserwując, jak Agata wspina się po linach, a Kamil gra w piłkę z chłopcami z sąsiedztwa.

Jolanta niedawno poinformowała mnie, że w lipcu będę miała trzytygodniową przerwę w pracy, ponieważ cała trójka dzieciaków wybiera się na urlop. Mimo że powinno mnie to zaniepokoić, w rzeczywistości sprawiło mi to radość. Te dzieci straciły swojego ojca, dobrze więc, że powoli zaczynają odzyskiwać swoją matkę.

Czytaj także:
„Córka przyprowadziła o 30 lat starszego od niej wybranka. Myślałam, że gorzej być nie może, aż usłyszałam o ich planach”
„Kolega męża bezczelnie rozgościł się w naszym domu. Postanowiłam wykurzyć natręta przy pomocy irytującej siostry”
„Żona przeżyła kryzys wieku średniego. Zdradziła mnie z fagasem, bo miał sześciopak na brzuchu”

Redakcja poleca

REKLAMA