Moi rodzice uczyli mnie, że powinnam się wstydzić. Nigdy nie zobaczyłam ich nago. Kiedy wzięłam ślub, pomyślałam, że jako żona powinnam być skromna i niewinna. Seks tylko przy zgaszonym świetle, bez żadnego westchnięcia. Nawet patrzenie mężowi w oczy podczas miłości było dla mnie zbyt żenujące...
Nie byłam przyzwyczajna do nagości
Moje życie miłosne nie było zbyt ekscytujące. Nie było w nim miejsca na wyobraźnię. Po prostu robiłam to, czego ode mnie oczekiwano, i nic więcej. Ale ostatnio to się odmieniło i... Muszę powiedzieć, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile mnie omijało!
Nie było to może jakieś drastyczne, ale zdecydowanie zrobiło się bardziej kolorowo. Zawsze była taka skromna. Wychowano mnie w atmosferze pełnej wstydu. Na przykład, nigdy nie zdarzyło mi się zobaczyć mojej mamy bez ubrania, a o ojcu to już nawet nie wspominam. Czasami zdarzało mu się przebiec z łazienki do sypialni tylko w bieliźnie, ale zawsze robił to na szybko, jakby mu było z tego powodu głupio. Kiedy zobaczył mnie, jak go przyłapuję na tym półnagim wybiegu, zawsze krzyczał: „Posprzątałaś w pokoju?!”.
Zawsze byłam kulturalnym dzieckiem, a później łagodną nastolatką, więc nigdy nie sprzeciwiłam się takiej formie wychowania. Kiedy wzięłam ślub, uznałam, że to jest właściwe, że tak postępuje porządna żona – skromnie. Wyłączone światło, brak głośnych jęków czy ekstatycznych westchnień. Patrzenie w oczy w intymnej sytuacji było dla mnie tak niezręczne, że natychmiast przytulałam się do męża. Oczywiście po to, żeby na pewno nie spojrzał na mnie ponownie. W każdym razie, nie chciałabym wmieszać Boga do całej tej sytuacji... czyli do jakiej?
Znamy się od czasów liceum
Do tej, do której doszło kiedy skończyłam czterdzieści jeden lat. Choć „doszło” to może nie najlepsze wyrażenie, bo to wszystko zaplanowała moja kumpela, Alina, którą wszyscy nazywają Linką. Zawsze była taką wariatką. Jeszcze w szkole miała zwyczaj udawać omdlenie na lekcjach matematyki, by wychowawczyni posłała ją do pokoju pielęgniarki, a ja miałam ją odprowadzać. Takie były jej numery. Totalna szajbuska!
I nic się w tym nie zmieniło. To ona zawsze namawiała mnie na randki, to z nią wyjeżdżałam na wakacje. A teraz, gdy jesteśmy już dorosłe, opowiadała takie pikantne szczegóły ze swojego życia, że policzki czerwieniły mi się jeszcze długo po tych historiach. Niech nikt mnie źle nie zrozumie, naprawdę cenię jej obecność, ponieważ pozwala mi dostrzec w sobie odrobinę buntowniczości. Natomiast mój mąż nie jest jej wielkim fanem.
„Jeszcze będą z nią kłopoty” – zawsze mówi z poważną miną. I faktycznie, były. Akurat na moje urodziny... Tydzień wcześniej dała mi znać, że idziemy do kina. Na horror!
– Czy ty, Linko, zwariowałaś? Nawet w domu muszę oglądać horrory przez zasłonięte dłonie. W kinie to chyba dostanę zawału – próbowałam się bronić, choć wiedziałam, że i tak to do niej nie dotrze.
– Na coś trzeba umrzeć. Nie marudź, film jest naprawdę dobry. Czytałam o nim sporo.
Czytała? To dziwne. Zwykle nie miała cierpliwości nawet do przeczytania etykiet na ubraniach przed praniem... Ale zawsze wiedziała, jak mnie przekonać. Więc się zgodziłam i poszłyśmy. Ale najpierw Alina zabrała mnie do restauracji na dwie lampki wina. „Dla odwagi”– powiedziała, a ja nie wiedząc co mnie czeka, wzniosłam toast.
Gdy tylko przekroczyłyśmy próg kina i ujrzałam tłok babek, nagle coś mnie uderzyło.
– Linuś. Czy na pewno idziemy na horror?
– Jasne. A co?
– A czemu tu są tylko ba... – i utknęłam w miejscu.
Wtedy dopiero dostrzegłam plakaty.
– Ty przebiegły gadzie! Zwariowałaś?!
Celowo mnie tam zaciągnęła
Zanim cokolwiek mi wyjaśniła, zdecydowałam, że moja znajoma to po prostu kompletna wariatka i zaczęłam się przebijać do drzwi. Wszędzie pełno ludzi, a ja wydarłam się na moją kumpelę, więc niektóre z czekających babek na pewno mnie usłyszały. Niektóre uśmiechały się pod nosem, a inne bez żadnego wstydu zaczęły się rechotać.
– Hania, poczekaj chwilę – Alina chwyciła mnie za rękaw. – Eeej, nie rób wiochy. Nie odchodź. W końcu to jest prezent…
– Tak, tylko że Janek...
– Co z Jankiem?
– No, mój mąż, wiesz... – nie mogłam wymyślić nic sensownego. Gdybym tylko nie była wobec niej tak uległa...
– Co on mnie obchodzi?! Przecież tylko rzucimy okiem... Nie wciskaj mi kitu, że on nie zerka na ładne dziewczyny.
– Ale gdzie niby?
– No jak to gdzie? W sieci.
– Alina. Co ty gadasz!? – byłam czerwona jak papryka.
Takiego numeru jeszcze mi nie strzeliła.
– O rany, chodźmy już, przynajmniej przestaniesz gadać takie bzdury.
Weszłyśmy do środka. Pomieszczenie było przepełnione. W większości były tu nastolatki, ale nie tylko. Sporo było też kobiet w naszym wieku, powiedzmy, dojrzałych. Zauważyłam też jedną staruszkę. „O matko, gdzie ja wpadłam” – w myślach modliłam się o przebaczenie.
Miałam nadzieję, że szybko to się zakończy i wrócimy do domu. Że całą tę sytuację szybko puszczę w niepamięć. I tak się zaczęło. Na początek na scenie pojawił się przystojny prowadzący i ogłosił rozpoczęcie przedstawienia. Zespół nazywał się „Milion” i jak można się było domyślić, byli to striptizerzy!
Na szczęście cały ten pokaz nie trwał za długo. Co najwyżej godzinę. W tym czasie panowie kilkukrotnie się rozbierali – razem czy też solo. Zachęcali także dziewczyny do wejścia na scenę, a ja cicho podziękowałam Bogu – mimo że wywoływałam jego imię z nieśmiałością – że Alina nie zdecydowała się na miejsca w pierwszych rzędach.
Było głośno i zabawnie
Dziewczyny darły się na całe gardło, krzyczały i gwizdały. Ja tylko siedziałam w miejscu i biłam brawo, żeby nie było widać, że jestem tu po raz pierwszy i ostatni. Masakra!
– I jak, podobało ci się? – spytała mnie Alina po wszystkim, z głupkowatym uśmiechem na buzi.
– A ty co myślisz, Linuś?
– No niezbyt... – odpowiedziała.
Zaczęłyśmy się razem śmiać.
– Ale poczekaj, poczekaj, to jeszcze nie koniec... – zaczęła szukać czegoś w swojej ogromnej torebce.
– O rany, naprawdę już nic więcej nie potrzeba! Ten spektakl to już za dużo.
– Nie, nie, mam dla ciebie książkę – i w końcu wygrzebała to, czego szukała.
Nieco mnie zaskoczyła, bo upominek nie był owinięty w ładny papier. Miał okładkę zrobioną z zużytej gazety. Taką jak robiono dawniej.
– Co to jest?
– Zobaczysz. Przeczytaj w łóżku... – odpowiedziała znikając za drzwiami tramwaju.
Zostawiła mnie na przystanku. Usiadłam na ławeczce w wiacie i zaczęłam czytać. To był romans. Przejrzałam dwie strony i stwierdziłam, że zaczyna się całkiem dobrze. „Wreszcie jakiś fajny prezent” – pomyślałam, schowałam go do torby i wskoczyłam do tramwaju.
Starałam się zachowywać normalnie
Mąż zaczął dopytywać, co za pomysł wpadł do głowy Alinie tym razem. Starając się zachować spokój, oznajmiłam, że zaciągnęła mnie na lampkę wina. W końcu to nie była ściema. Położyliśmy się, on włączył mecz, a ja sięgnęłam po lekturę od Aliny. Przeleciałam jeszcze raz dwie pierwsze strony, żeby sobie przypomnieć, a potem kontynuowałam. Na czwartej stronie zrobiłam wielkie oczy.
No cóż, nie powinnam być zdziwiona, patrząc na te szalone pomysły tej kobiety. To nie była miłosna historia, ale wręcz pikantna erotyka! I to w naprawdę śmiałej formie. Na początku zrobiło mi się gorąco. Zerknęłam na męża tak, żeby nie zauważył. Chyba troszkę się obawiałam, że zobaczy moje zdenerwowanie. Ale potem się uspokoiłam, bo pomyślałam, że przecież Janek to normalny facet, który nawet nie zauważa, kiedy zmienię fryzurę.
Jak w takim razie miał zauważyć rosnące we mnie niepokoje... Tylko nagłe ruchy mogłyby mnie zdemaskować.
Zebrałam się w sobie i pomyślałam, że najbardziej naturalnie będzie, jeśli będę kontynuować czytanie. I tak zrobiłam. Po pierwszym rozdziale było mi tak duszno, że musiałam zdjąć kołdrę z nóg. Ledwo się trzymałam. Musiałam przyznać, że Alina miała nosa do tego rodzaju literatury, choć wydawało się, że w ogóle nie czyta.
Gdy skończyłam czytać trzydzieści pierwszych stron, zrozumiałam rzeczy, których nie poznałam przez ponad dwie dekady życia w małżeństwie. Wzdychałam z trudem...
– Co się stało, skarbie? Wszystko dobrze? Wyglądasz na zdenerwowaną – mój mąż zmrużył oczy i przestał patrzeć na telewizor.
Cóż, nie zauważył fryzury za sto pięćdziesiąt złotych, ale subtelne westchnienie poruszonej kobiety wyłapał natychmiast.
– Uff, ale tu duszno! – wyrzuciłam z siebie.
– Zaraz otworzę okno – odpowiedział.
Książka mnie zainspirowała
Przeczytałam jeszcze jeden rozdział i pomyślałam, że to już wystarczająco dużo na dziś.
– Idziemy spać? – zapytałam.
– Dobrze, wyłączam światło.
Wyłączył telewizję, a ja zgasłam światło. To był piątek. Zazwyczaj po całym tygodniu harówki, zasypiam jak zabita w mgnieniu oka, ale tym razem, po tej książce, nie mogłam. Striptiz wypadł kiepsko, ale ta lektura... Przewracałam się z boku na bok, nie mogłam znaleźć dobrego miejsca. W końcu tak nieszczęśliwie się poruszyłam, że uderzyłam męża w... No, wiecie o co chodzi!
– Przepraszam... – wyszeptałam.
– To nic – odparł mężnie.
I wtedy nagle coś we mnie pękło. Skoro nie wtrącam Boga do całej tej historii, to pewnie to była robota samego diabła. Zachowałam się, jakbym celowo chciała go tam uderzyć. Co potem? Nie jestem na tyle odważna, żeby to relacjonować. Mogę tylko powiedzieć, że w sobotę obudziliśmy się strasznie późno...
Najbardziej lubię czytać te książki wieczorem, gdy mój mąż jest obok. Być może dlatego, że każda przeczytana strona wiązała się z dawką emocji, z obawą, że on odkryje moją tajemnicę. Albo może po prostu wiedziałam, że to właśnie dzięki niej nabiorę odwagi, aby znowu wyjść z inicjatywą. A on zawsze reagował na te moje próby z dużym entuzjazmem.
Zdałam sobie sprawę, że po tylu latach, kiedy byłam raczej bierna, moja nowa odwaga zadziałała na niego ekscytująco. Oczywiście nie codziennie, bo już nie jesteśmy tak młodzi, nie mamy tyle energii. Ale dwa, a czasem nawet trzy razy w tygodniu, to tak. Jakbyśmy chcieli nadrobić stracony czas.
Janek zaczął się lepiej ubierać, golić się częściej, a nawet zapisał się na treningi na siłowni. Byłam w szoku. Te zmiany sprawiły, że przestałam mieć wyrzuty sumienia. Przecież skoro takie są efekty, to musi być dobrze. Nasz związek kwitł, podczas gdy wiele innych małżeństw w tym wieku zaczyna się sypać.
Kiedy skończyłam czytać książkę od Aliny, przyszła pora na kolejną. A potem na jeszcze jedną. Czytałam je regularnie. Oczywiście, nie tylko te, bo bym zwariowała. Ale za każdym razem, kiedy zamarzyło mi się sprawić radość Jankowi – a przy tym trochę się odstresować – sięgałam po romans z mojej szafki nocnej. Ale taki specjalny. Wciąż nie potrafię przyznać się swojemu mężowi, że czytam te książki. Robię to nocą, kiedy on jest obok mnie w łóżku. To właśnie ta lektura działa na mnie tak podniecająco. Nawet przed Aliną, moją przyjaciółką, nie potrafiłam przyznać, że nadal kupuję te książki.
Zrobiła dla mnie tyle dobrego
– Czytasz romansy? – spytała mnie kilka dni po moich urodzinach.
– Ależ Ala, przecież mam już czterdzieści lat. Czy myślisz, że w tym wieku powinnam czytać takie rzeczy? – próbowałam się wykręcić, choć w głębi duszy wiedziałam, że nie jest dobrze, że ją okłamuję.
– No weź, przestań kręcić! Wszystkiego się domyślam. Może ten striptiz był trochę żenujący, ale książka jest całkiem spoko – nie dawała za wygraną.
– Dało się ją przeczytać. Dzięki. Jesteś fajna, wiesz o tym? – przynajmniej takie, ukryte podziękowania jej się należały.
– Wiem, wiem, moja mała cnotko – często tak na mnie mówiła.
Te następne książki, które trzymam w szufladzie przy łóżku, ukrywam pod starymi gazetami, żeby nie można było zauważyć pełnych erotyki obrazków na ich prawdziwych okładkach. W środku jednak liczę na to, że Janek kiedyś taką książkę odkryje i nie będę musiała dłużej się przed nim maskować. Po prostu nie chcę mieć przed mężem tajemnic. Tylko nie mam odwagi, żeby mu o tym powiedzieć. Trochę się boję, jak zareaguje. Ale tylko troszkę, bo widzę, jak te książki zmieniły nasze życie.
Alina też zauważa i ciągle pyta, co się dzieje. Mam wrażenie, że ten mój kochany wariat coś podejrzewa. Ale cały czas nie daję za wygraną. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem niemądra, że przecież nie ma czego się wstydzić. Ale przez ostatnie kilka tygodni i tak przekroczyłam wiele granic. To jest moje usprawiedliwienie. Jednak ostatnio – mniej więcej dwa tygodnie temu – przyszła mi ochota, żeby powiedzieć coś Jankowi. Przypomniało mi się to, co Alina powiedziała tamtego dnia pod kinem: że on na pewno też coś tam ogląda...
– Janeczku, a ty czasem oglądasz coś pikantniejszego? – zapytałam.
– Ja... Nie... Chwila... Co ty? Skąd nagle takie pytanie?
– Bo wiesz, Alina...
– Znowu ta Alina! – zdenerwował się strasznie.
Przesiadł się na łóżku i nerwowo uderzał w kołdrę.
– Dlaczego ciągle musisz się trzymać tej wariatki. Jakie pikantności?! Co ty? Mecz jest na telewizorze! – pokazał nerwowo na ekran. – Nie widzisz? Proszę, nie daj sobie mieszać w głowie tej Alinie. Najlepiej byłoby, gdybyś przestała się z nią spotykać.
Ech, Jasiu, Jasiu, gdybyś ty tylko wiedział, to pewnie byś całował dłonie mojej szalonej przyjaciółki. No tak, mężczyźni. Wiedziałam, że nie mówi prawdy. Nie zachowywałby się w ten sposób, gdyby coś w nim nie siedziało. To mnie uspokoiło, bo oznaczało, że nie tylko ja mam sekret. Ale może to jest dobre, może tak powinno być. Dopóki dajemy sobie w życiu radość, nie ma co narzekać. Doprawić życie... Kto by przypuszczał, że takie słowo będzie mi krążyć po umyśle.
„Skoro z moim mężem tak często i z taką radością się teraz kochamy, to nie widzę w tym nic złego” – przeszło mi przez myśl, gdy sięgałam po książkę owiniętą w stary papier.
Czytaj także:
„W obskurnym hotelu uwiodłem stażystkę. Nie wiedziałem, że ta siusiumajtka to córka prezesa”
„Jestem masażystką i mam dystans do ludzkiego ciała. Ale temu boskiemu adonisowi nie mogłam się oprzeć”
„Rodzice nie zgodzili się na ślub z sąsiadką. Myślałem, że żyję w XXI wieku, a okazało się, że nadal mamy średniowiecze”