Po rozwodzie zwolniłam się z etatu i założyłam firmę konsultingową. Co innego mi w życiu pozostało jak nie praca? Zasuwałam i zarabiałam, chodziłam z przyjaciółmi do teatru i na koncerty, a trzy razy do roku jeździłam na wycieczki po Europie. Na jednym z takich wypadów poznałam Ryszarda.
Zakochałam się w młodszym
Miałam czterdzieści pięć lat, on był młodszy o osiem i jak mnie zapewniał, wcale mu to nie przeszkadzało. Choć opierałam się, Ryszard konsekwentnie mnie zdobywał. Romantycznie, dojrzale, tak jakby czytał mi w duszy, czego akurat potrzebuję. Nie miałam żadnych szans.
Mówi się, że miłość młodych ludzi jest szalona, nielogiczna, nierozsądna. Że hormony zalewają im umysł i zakochani postępują jak obłąkani. Uwierzcie mi, to także tyczy się osób dojrzałych. Zwariowałam. Ryszard stał się centrum mojego świata. Działał na mój umysł i na moje ciało. Dopiero przy nim doceniłam uroki seksu. Poczułam się kobietą kochaną i upragnioną.
Zaufałam mu bez zastrzeżeń. Wprowadziłam nawet do firmy. Miał fajne pomysły na poszerzenie działalności, które pozwoliłam mu realizować. Czułam, że robię dobrze, zwłaszcza że znajomi też go zaakceptowali.
– Niezły ma łeb – mówił z podziwem Staszek, który sam prowadził biznes. – Może mi go wypożyczysz? – żartował.
– Popatrz, taki młody, a jaki rozsądny i poukładany – zachwycała się Zosia, moja przyjaciółka.
Starsza ode mnie o dwa lata błyszczącymi z zachwytu oczami wodziła za moim młodszym partnerem, który choć nie miał urody filmowego amanta, to był męski i charyzmatyczny. Spokojny i silny. Każdym swoim gestem, słowem i zachowaniem zaprzeczał stereotypowym wyobrażeniom na temat uwodziciela, który usidla swoją ofiarę, by osiągnąć upragniony cel – pieniądze.
Zostałam bankrutką
A kimś takim właśnie się okazał. Zajęło mu rok, by wkraść się w moje łaski, stać się zarządzającym w firmie i dostać uprawnienia finansowe. Przyznałam mu je dokładnie tydzień po naszych zaręczynach, a następnego dnia obudziłam się jako bankrutka. Od miesięcy knuł i szykował się do uderzenia. Za moimi plecami sprzedał aktywa należące do firmy, a dodatkowo wziął dużą pożyczkę niby na jej rozwój.
Straciłam wszystko: dom, samochód, dobre imię. Pragnęłam go dorwać, ale kiedy policja chciała ode mnie jego zdjęcie, okazało się, że wyczyścił dysk komputera i moją komórkę ze wszystkich zdjęć. Moi znajomi mieli jedno ze wspólnego grilla, ale akurat odwrócił się, kiedy je robiono więc nie było widać jego twarzy. Był sprytny, a ja naiwna
Zostałam z niczym. Ogłosiłam bankructwo. W ciągu roku schudłam piętnaście kilogramów, posiwiałam i wpadłam w depresję. Gdyby nie przyjaciele, byłoby ze mną krucho.
Trudno kobiecie w moim wieku i w mojej sytuacji znaleźć odpowiednią pracę. Brałam, co się dało. Dwa lata po tym, jak Ryszard zniknął z mojego życia, pracowałam jako kasjerka w supermarkecie. Było to dla mnie upokarzające, ale z czegoś musiałam żyć. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego, że tak już po prostu będzie.
I nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze zobaczę Ryśka. Robił zakupy z jakąś bogata babką, a jak mu się oczy świeciły. Schowałam się za regałem, żeby mnie nie widzieli. Wtedy dobrze się im przyjrzałam. Znałam tę kobietę z mediów. Po śmierci męża zarządzała dużą firmą oddaloną o 200 km od naszego miasta. W głowie zrodził mi się pewien plan.
Uknułam plan zemsty
Postanowiłam spróbować wrócić na stare tory zawodowe i aplikowałam do tej firmy na dyrektorskie stanowisko. Nie było żadnego ogłoszenia, ale uznałam, że może moje kompetencje wpadną w oko. Minęły dwa tygodnie i tak się stało. Miałam nadzieję, że spotkam tam kiedyś tego drania i dam mu popalić.
Żeby być o dziewiątej rano pod wskazanym adresem, musiałam przyjechać dzień wcześniej. Wynajęłam pokój w prywatnej kwaterze. Spałam jak kamień. Następnego ranka ubrałam się w kostium i buty, które zostały mi z dawnych czasów, i o wpół do dziewiątej ruszyłam do firmy.
– Jestem umówiona o dziewiątej z panem Kazimierzem T. – powiedziałam.
Sekretarka zrobiła wielkie oczy.
– Ale przecież pan T. nie żyje. Ktoś wprowadził panią w błąd.
No nie! To dopiero pech.
– Jego żona pojawi się tu za chwilę. O, już jest.
Usłyszałam, jak za mną otwierają się drzwi, a ktoś mówi:
– Proszę, wejdźcie państwo, dokumenty są już przygotowane, szybko to załatwimy.
Obróciłam się. Zobaczyłam trzy osoby: postawnego pięćdziesięciolatka, panią T. oraz… Ryszarda. Kiedy mnie dostrzegł, stanął jak wryty. A ja w tym momencie już wiedziałam, że przez ostatnie dwa lata chciałam tylko jednego – dorwać tego drania. Wsunęłam rękę do kieszeni garsonki. Tkwił w niej przedmiot, który od dawna czekał na tę chwilę.
– Witaj, kochanie – powiedziałam, podchodząc do sparaliżowanego ze strachu dawnego narzeczonego. Wyciągnęłam dłoń i psiknęłam mu prosto w oczy gazem pieprzowym. Nie mogłam pozwolić, by uciekł.
Zrobiło się wielkie zamieszanie. Kobieta rzuciła się do Ryszarda z krzykiem, facet złapał mnie za rękę, każąc sekretarce wezwać policję i pogotowie, a Ryszard darł się wniebogłosy, że nie chce żadnej policji, że nic się nie stało i żeby go puścili, ale zakochana kobieta nie chciała o tym słyszeć.
Po kilku godzinach – jak już było wiadomo, że Ryszard jest poszukiwany i go aresztowano, a mnie puszczono wolno – jego niedoszła ofiara Helena zabrała mnie do swojego pięknego dużego hotelu nad pobliskim jeziorkiem, żeby podziękować za nieoczekiwany ratunek.
– Uratowała mnie pani przed utratą majątku. Miałam mu dzisiaj dać pełnomocnictwa, za miesiąc mieliśmy się pobrać. Mój Boże, jaka ja byłam głupia. On młody, charyzmatyczny, a ja taka samotna. Mąż umarł jakiś czas temu… – spojrzała wymownie na zdjęcie stojące na komodzie. – A propos – popatrzyła na mnie. – Przyda mi się ktoś, kto pomoże ożywić działalność firmy. Jeśli jest pani chętna, to chciałam zaproponować pani posadę w mojej firmie. Ryszard miał dobre pomysły, warto je wcielić w życie. Utrzemy mu nosa, a nasze sukcesy będzie obserwował zza krat. Zgodziłam się od razu.
Czytaj także:„Dałam się oskubać młodszemu fagasowi. Byłam naiwna, bo mydlił mi oczy komplementami i rozpieszczał w łóżku”
„Brat balował i powoli staczał się na dno. Próbował wziąć się w garść gdy dopadły go omamy, ale było już za późno”
„Moim kochankiem ze snów okazał się matematyk. Byłam dla niego miłosnym równaniem, które szybko rozgryzł”