„Kocham swoje dzieci, ale bycie matką nie jest całym moim światem. Kiedy siedziałam z nimi w domu, wychodziłam z siebie"

Bycie matką mnie wykańczało fot. Adobe Stock, highwaystarz
„Kochałam swoją pracę i wiedzieli o tym ci, którzy mnie znali. Dlatego sądzili, że powrót do aktywności może być remedium na wszelkie moje bolączki. Widzieli mnie szczęśliwą i uśmiechniętą właśnie wtedy, kiedy byłam wiecznie zajęta, gdy łapali mnie w biegu pomiędzy jednym a drugim zadaniem. Teraz byłam cieniem tamtej energicznej kobiety".
/ 29.03.2023 06:12
Bycie matką mnie wykańczało fot. Adobe Stock, highwaystarz

Kiedyś byłam pełna energii do działania. Praca dawała mi wiele satysfakcji. No ale potem urodziłam dzieci i to wokół nich zaczęło się kręcić moje życie.

To nie tak, że byłam nieszczęśliwa, ale jednak czegoś mi brakowało.

Na szczęście odnalazłam cel. I samą siebie

Leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok. Kolejna noc, podczas której nie mogłam zmrużyć oka. Zastanawiałam się nad tym, co kilka dni wcześniej powiedziała mi ciotka. Umówiłyśmy się w ulubionej kawiarni mojej mamy w rocznicę jej śmierci.

– Nie poznaję cię… – westchnęła.

Spojrzałam na nią zdezorientowana. Sądziłam, że jak zwykle utniemy sobie miłą pogawędkę, powspominamy dawne czasy i rozejdziemy się. Tymczasem zanosiło się na coś poważnego.

– Co masz na myśli? – zapytałam, nerwowo odgarniając grzywkę z czoła.

Powinnam wybrać się do fryzjera, lecz wciąż odkładałam to na później. Moje potrzeby spadły ostatnio na odległe miejsce w rankingu innych potrzeb.

– Dzięki takim kobietom jak twoja mama i babcia nasza rodzina przetrwała najgorsze chwile i najtrudniejsze czasy…

Ciotka Anna bez wątpienia zaliczała się do grona owych wyjątkowych kobiet. Zadbana, charyzmatyczna i pewna siebie, wyglądała znacznie młodziej, niż wskazywała na to jej metryka. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, jakby bezruch bolał.

Zupełnie jak ja niegdyś

Wiele się jednak zmieniło od czasu, gdy wstawałam rano pełna energii i zapału z przekonaniem, że dziś podbiję świat.

– Wszystkie zostałyśmy stworzone do działania, nie do stagnacji i marazmu, w jakich ostatnio toniesz, udając, że jest dobrze.

– Znowu to samo – mruknęłam. – Tobie też się wydaje, że powinnam wrócić do pracy i zostawić cały ten majdan samemu sobie? Ale to nie takie proste, przecież sama doskonale wiesz...

Ciotka uniosła dłoń władczym gestem, uciszając mnie. Królowa matka, cholerka. Parsknęłam mimowolnym śmiechem. Znałam na pamięć wszystkie złote rady, jakimi mnie raczono. Właściwie nie powinnam się dziwić, że ciotka również dołączy do chóru tych zatroskanych głosów.

Kochałam swoją pracę i wiedzieli o tym ci, którzy mnie znali. Dlatego sądzili, że powrót do aktywności może stanowić remedium na wszelkie moje bolączki i problemy. Widzieli mnie szczęśliwą i uśmiechniętą właśnie wtedy, kiedy byłam wiecznie zajęta, gdy łapali mnie w biegu pomiędzy jednym a drugim zadaniem.

Teraz byłam cieniem tamtej energicznej kobiety. Opieka nad bliźniętami okazała się nie lada wyzwaniem. U jednej z córeczek zdiagnozowano astmę. Druga była dla odmiany alergiczką, której nie szkodziła chyba tylko woda, bo już powietrze bywało groźne. Inaczej wyobrażałam sobie macierzyństwo.

Chciałam je godzić z pracą i moimi pasjami

Ale ciągle odkładałam to na później, jak wizytę u fryzjera, kosmetyczki… W końcu nawet dalsi znajomi, widząc mnie gdzieś w mieście, zauważali, że poszarzałam, przygasłam. Ciotka z głośnym trzaskiem odstawiła filiżankę na stolik.

– Kiedy się urodziłaś, twoja babcia powiedziała, że zostałaś stworzona do wielkich rzeczy. Wiesz o tym. Musiałam się uśmiechnąć.

– Mówiła tak o każdej dziewczynce w rodzinie.

Moja babcia była mądrą kobietą

Wierzyła w moc pozytywnego myślenia. Zajmowała się zielarstwem, a na ludziach znała się nie gorzej niż na roślinach. Nadal nie wiedziałam jednak, do czego zmierza ciotka. Co ma piernik do wiatraka?

– I miała rację, że tak mówiła – Anna spojrzała mi prosto w oczy. – Chyba wiesz, że zbliżają się wybory samorządowe, a obecny burmistrz już dawno powinien pożegnać się z tym stanowiskiem?

Słysząc to, oplułam kawą siebie i stolik. Ciotka podała mi chusteczkę. Drugą zaczęła wycierać blat jak gdyby nigdy nic.

– Naćpałaś się czy co? – syknęłam.

– Zważaj na słowo, moja panno.

– Nie jestem już panną…

– Teraz się czepiasz. I unikasz istoty. Nie rozumiesz, że to twoja szansa?

Nagle ujęła moją dłoń i pogłaskała. Była dla mnie najbliższą osobą, ale takie gesty stanowiły rzadkość.

– Powinnaś wystartować w tych wyborach. Znasz się na rzeczy. Poza tym masz w sobie pokłady energii i gejzer pomysłów. Od jakiegoś czasu drzemią, ale… Najwyższa pora, żebyś je rozbudziła. Wszyscy ci pomożemy przy dziewczynkach.

Ciotka wiedziała, jakie czułe struny trącić. Bo owszem, miałam już nieco doświadczenia. Byłam radną, zanim zaszłam w ciążę z bliźniaczkami. Udzielałam się na wielu polach, miałam duszę społecznika. No ale już bez przesady…

– Chyba nie sądzisz, że mogłabym zostać wójtem? – uśmiechnęłam się krzywo.

– A niby czemu nie, Tereniu? Świetnie byś się sprawdziła w tej roli. Kto jak nie ty? Ja lepszej kandydatury nie widzę.

Ciotka nie dawała za wygraną, a we mnie wbrew wszystkiemu zaczęła kiełkować nieśmiała nadzieja na jakąś zmianę. Może to nie jest taki szalony pomysł? Anna pracowała od lat w urzędzie gminy, więc doskonale zdawała sobie sprawę, jakie obowiązki spoczywają na wójcie. I skoro sądziła, że jestem odpowiednią kandydatką na to stanowisko, że sobie poradzę, to chyba wiedziała, co mówi.

– Gmina wiele by na tym zyskała, gdybyś przejęła ster – podsumowała.

Chyba czytała mi w myślach i czuła, że ziarno, które sieje, pada na podatny grunt.

– Aż tak widać, że usycham w czterech ścianach? – westchnęłam, gdy już opuszczałyśmy kawiarnię. – Kocham dziewczynki, ale… Wiesz, jak jest.

– Wiem. Nic już nie mów – objęła mnie. – Po prostu uznaj, że babcia miała rację. Zostałaś stworzona do wielkich rzeczy.

Tamtej bezsennej nocy ponownie analizowałam rozmowę z ciotką. Oraz rozkładałam na czynniki pierwsze swoje obecne życie. Rozmyślałam nad nowymi możliwościami, które niby były na wyciągnięcie ręki, ale po nie nie sięgałam…

Czy uczyłam swoje córeczki, jak kochać życie, jak zdobywać góry, jeśli byłam tylko steraną matką bez żadnych pasji? Czy pokazywałam im, jak być pewną siebie, kobietą, kiedy zaniedbana padałam po całym dniu na dywanie pośrodku ich pokoju?

Tysiące pytań kłębiło się w mojej głowie

O świcie rozległ się tupot czterech małych stópek i poczułam ciężar ciepłych ciałek na kołdrze.

– Wstaje nowy dzień – wyszeptałam, obejmując moje skarby.

Kilkanaście minut później stałam nad ekspresem do kawy, ziewając rozpaczliwie i mając nadzieję, że czarny płyn doda mi choć odrobinę animuszu.

– Trzeba zrobić małej inhalację – odezwał się mój mąż z głębi mieszkania.

I wtedy dopadło mnie poczucie bezradności. Jakby mi ktoś czarną płachtę na głowę narzucił. Nagle wydało mi się, że wszystko, o czym mówiła ciotka, jej zapał i wiara, to tylko mrzonki. Wstał nowy dzień i… niczym nie różnił się od poprzedniego oraz tego, który nastąpi po nim.

Wysłałam dziewczynki do łazienki, żeby umyły zęby, i na chwilę zapadła błoga cisza. Przerwał ją dopiero przenikliwy dźwięk dzwoniącego telefonu. Wytarłam ręce i zerknęłam na wyświetlacz. Anna? Co znowu? Odebrałam połączenie.

– Dzwonię, Tereniu, żeby spytać, czy przemyślałaś naszą rozmowę – w głosie ciotki pobrzmiewał naglący ton.

– To nie takie proste… – zaczęłam.

– Znowu te wymówki! Skończ z tym wreszcie – ucięła.

Potem nie dała mi okazji do odmowy, bo odgórnie ustaliła, że spotkamy się na mieście i jeszcze raz przegadamy całą sprawę. No i się spotkałyśmy. Przemierzałyśmy galerię handlową, a ciotka perorowała. Gdy jej słuchałam, gdy na nią patrzyłam, taką pełną zaraźliwego entuzjazmu, znów poczułam przypływ nadziei.

– Musisz się zdecydować, nie zostało dużo czasu. Mam znajomych, którzy pomogą ci z kampanią i w ogóle…

– OK, spróbuję – zgodziłam się nagle.

Ciotka zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. Ja sama też byłam zaskoczona. W pewnym momencie po prostu poczułam, że muszę coś zrobić, wykonać krok naprzód, by znów zacząć żyć, a nie tylko egzystować.

Wkrótce machina ruszyła

Gdy komitet zgłosił moją kandydaturę na fotel włodarza gminy, wiedziałam, że nie ma odwrotu. Musiałam wziąć byka za rogi i dać z siebie wszystko. Wieści rozniosły się szybko. Nieskromnie mówiąc, kampania wyborcza w moim przypadku nie była konieczna. Ludzie mnie lubili i ufali mi. Rywale nie mieli wielkich szans, bo stała za mną murem niemal cała gmina. I tak zostałam pierwszą kobietą burmistrzem w historii gminy.

– Jestem z ciebie dumny, i z siebie też, że mam taką ekstrażonę – mówił mój mąż, przyglądając się, jak wkładam szpilki i zapinam guzik błyszczącej marynarki.

Spotkanie okazało się trudne i długie.

– Mój poprzednik zostawił niezłe bagno – pożaliłam się ciotce.

Zabawna sytuacja, ale sama chciała: byłam teraz jej przełożoną.

– Wiem. Bagno i syf – Anna spojrzała na mnie znad okularów. – To dlatego tak bardzo zabiegałam o to, żebyś wystartowała w wyborach. Jesteś jedyną osobą, która da sobie z tym bajzlem radę.

– To miłe, że we mnie wierzysz – mruknęłam, przerzucając strony raportów.

– Ano wierzę.

– Więc nie mam wyboru, muszę to wszystko jakoś udźwignąć.

Gdy wychodziłam z biura późnym wieczorem, w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pomysłów. W domu dziewczynki spały już w swoich łóżeczkach, a mąż drzemał na kanapie przed telewizorem. Zamiast żalu czy wyrzutów sumienia poczułam, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.

Słodkie i spokojne buzie moich śpiących dzieci oznaczały, że krzywda im się nie dzieje. Moje małżeństwo także skorzysta na moim powrocie do aktywności zawodowej. Pod skorupą zmęczonej matki i pozbawionej sensu życia kobiety drzemałam prawdziwa ja – ta sprzed kilku lat, pełna energii i pragnąca dokonywać zmian, jeśli nie na świecie, to choć w najbliższej okolicy. Ta, w której zakochał się mój mąż i którą ja sama bardzo lubiłam. Wróciłam!

– Chyba jeszcze ci nie podziękowałam – któregoś dnia postawiłam przed ciotką talerzyk z ciastem. – To twoja zasługa.

Naprawdę tak uważałam. Ciągle wracałam myślami do naszego spotkania w kawiarni, do błyszczących oczu cioci, do jej entuzjastycznych planów, do pozytywnego kopa, jakiego mi dała.

– Masz na myśli ten nowy projekt? – Anna zdawała się nie rozumieć.

Nie zdziwiło mnie to

Odkąd objęłam stanowisko, praca w gminie ruszyła pełną parą. Wszyscy ostro zasuwaliśmy, by po kilku miesiącach harówki wreszcie móc się cieszyć pierwszymi efektami.

– Chyba nie domagasz się komplementów? – roześmiałam się serdecznie. – Spisała się pani bez zarzutu, pani Anno. Mam jednak na myśli całokształt – powiodłam rękę wokół, a potem wskazałam na siebie. – To, że w ogóle tu jestem...

– Och, daj spokój – ciotka machnęła ręką. – To raczej ja powinnam ci podziękować – dodała. – Gmina odżyła dzięki tobie. Rzeczy niezwykłe załatwiasz od ręki, na cuda trzeba poczekać trzy dni. Ludzie nie mogą się ciebie nachwalić. Niedługo zaczną się do ciebie modlić.

Ciotka po swojemu wyolbrzymiała i koloryzowała, niemniej jednak miała też sporo racji. Starałam się, sprężałam, robiłam, co w mojej mocy. Mieszkańcy gminy to widzieli i doceniali. Niejednokrotnie zatrzymywali mnie na ulicy, by podziękować za interwencję w ich sprawie, rozpoczęcie nowej inwestycji lub by po prostu porozmawiać, zwierzyć się z kłopotów.

Pochlebiało mi ich zaufanie, więc nie chciałam go zawieść. Już po kilku miesiącach zarządzania gminą udało mi się pozyskać fundusze na dokończenie remontu świetlicy dla dzieciaków. To był jeden z pierwszych celów na mojej długiej liście zadań do zrealizowania.

– Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo się zaangażuję – wyznałam szczerze.

– Mówiłam ci, że zostałaś stworzona do czegoś więcej – ciotka zmarszczyła brwi. – Nie, żebym uważała bycie kurą domową za coś poniżej godności, lecz w twoim przypadku byłoby to duchowe samobójstwo oraz intelektualne marnotrawstwo.

– Prawda – przyznałam. – A dziewczynki też nie stracą, mają świetną opiekę...

Ze względu na astmę Lenki wolałam, aby możliwie jak najdłużej pozostawały w domu. Opiekunka, którą zatrudniłam, miała doświadczenie w opiece nad chorymi dziećmi. Ufałam jej i dzięki temu mogłam codziennie rano wychodzić do pracy ze spokojną głową.

Niestety bywało tak, że znikałam z domu na kilkanaście godzin, podczas których córeczki spędzały czas z opiekunką i z tatą. Kiedy wracałam wykończona, miewałam chwile zwątpienia, ale gdy małe ramionka oplatały moją szyję, a dwie szczebiotki zaczynały opowiadać, co robiły w ciągu dnia, napełniała mnie nowa energia. Przecież pracowałam także dla nich.

– Wiem, że czasem przychodzą momenty zawahania – ciocia znów czytała mi w myślach. – Ale pomyśl tylko, ile masz do zaoferowania. Żyjesz wszystkim, co robisz. A wszystko, co cię otacza, żyje tobą.

– Boże… Ciociu, błagam, bez tego patosu, bo się rumienię z zażenowania… – roześmiałam się nerwowo i wierzchem dłoni wytarłam płynącą po policzku łzę.

Wzruszyłam się...

Ciotka piała peany na moją cześć, choć to ona była moim wzorem do naśladowania. Podziwiałam ją. Tyle przeszła w życiu, a jednak wciąż emanowała niesłabnącym optymizmem. Wróciłam pamięcią do naszej rozmowy w kawiarni. Może babcia miała rację, gdy mówiła, że jestem stworzona do wielkich rzeczy. Jak większość kobiet.

Potrafimy pogodzić macierzyństwo i prowadzenie domu z aktywnością zawodową. To jest moc nie do przecenienia. Byłam jej wdzięczna, że nie odpuściła. Przejęłam pałeczkę i kontynuowałam tradycję silnych kobiet w naszej rodzinie. Babcia, współczesna czarownica. Mama, roześmiana nawet w obliczu choroby. Wreszcie ciocia, moja inspiracja i podpora. Każda z nich zostawiła świat odrobinę lepszym, niż go zastała. Teraz kolej na mnie, a potem na moje córki.

Ciocia znowu czytała ze mnie jak z otwartej księgi, bo zachichotała.

– Aż boję się pomyśleć, czego dokonają te dwie małe panienki, które czekają na ciebie w domu…

– Podbiją świat łącznie z kosmosem! – zaśmiałam się, szczęśliwa, choć zmęczona i świadoma licznych, czekających na mnie problemów, sukcesów przeplatanych porażkami, bo takie jest życie.

Odwaga to nie brak strachu, tylko zdolność do jego pokonania. A szczęście to nie brak problemów, tylko umiejętne radzenie sobie z nimi. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA