Miałyśmy z siostrą świetny kontakt. Dzieliło nas pięć lat, co w pewnym wieku stało się dość poważną barierą.
No bo to oczywiste, że piętnastolatka wolała czas z rówieśnikami i swoim chłopakiem niż z dziesięcioletnią smarkulą, ale – jakby rozumiała, że znajomi się zmieniają, a siostrę ma tylko jedną – zawsze znajdowała też chwilę dla mnie. Bym nie poczuła się odtrącona, zapomniana. Długo dzieliłyśmy pokój, o dziwo, w pełnej zgodzie, dopiero gdy Olga po skończeniu gimnazjum poszła do pierwszej klasy liceum, rodzice ukończyli budowę domu.
Każda z nas dostała własny pokój, ale nadal mnóstwo czasu spędzałyśmy razem. Przywykłyśmy do takiej bliskości. Ciężko więc było mi się rozstać z siostrą, gdy wyjechała na studia do oddalonej o sto kilometrów Warszawy.
– No, nie becz już, Anka! Nie umieram przecież ani nie wyjeżdżam na zawsze. Będę wpadała na weekendy, a już na pewno na święta i jakieś dłuższe wolne – obiecywała.
Przez pierwsze dwa lata w prawie każdy weekend pojawiała się w domu, dzieląc czas między rodzinę i przyjaciół. W Warszawie nawiązała jednak nowe znajomości, widać atrakcyjne, bo stopniowo wracała coraz rzadziej. Miałyśmy jednak stały kontakt przez internet i telefon.
Po studiach Olga została w Warszawie, gdzie podjęła pracę, ale już nie musiałam za nią tęsknić, bo sama zaczęłam studia w stolicy. Na dodatek moja siostra wynajmowała teraz kawalerkę i zaproponowała, żebym zatrzymała się u niej. Oczywiście na jakiś czas – nie chciałam siedzieć jej na głowie i wiecznie spać na kanapie. I tak zafundowałyśmy sobie mały powrót do przeszłości. Znowu było jak kiedyś, gdy dzieliłyśmy jeden pokój. No, prawie. Teraz byłyśmy dorosłe. Ona pracowała i opłacała rachunki, ja studiowałam i przejęłam na siebie obowiązki domowe.
– Kończę dziś zajęcia o trzynastej, więc zrobię jakiś obiad – powiedziałam pewnego dnia, podczas gdy Olga pakowała się do pracy.
– Dobra – rzuciła nieuważnie. – Jakbyś musiała coś dokupić, to później oddam ci kasę. Uznałam, że jesteśmy umówione, ale Olga chyba znowu o mnie zapomniała. Nie wróciła ani na obiad, ani na kolację. Po południu zadzwoniła tylko, żeby powiedzieć, że będzie w domu późno. Poczułam się rozczarowana, ale nie zdziwiona.
Moja siostra kochała pracę i spędzała w niej sporo czasu
Z jednej strony, niby fajnie, gdy robota jest twoją pasją; z drugiej, można z nią przesadzić, przepracować się, wpędzić w jakąś chorobę, nie wspominając już o tym, że choć mieszkałyśmy razem, ostatnio prawie się nie widywałyśmy. Martwiłam się, że skończy jako pracoholiczka. W weekend postanowiłam się z nią rozmówić. Jak siostra z siostrą. Żadnych wyrzutów, na spokojnie, z troską.
– Wreszcie weekend – zagaiłam. – Będziesz mogła odsapnąć. Ja nigdzie nie wychodzę, więc jak masz ochotę, to może obejrzymy razem jakiś film, hm?
– Brzmi super, ale dzisiaj jestem, eee, umówiona, sorka, nie gniewaj się – mówiła szybko, nerwowo, jakby się tłumaczyła, choć przecież była dorosła i nie musiała się nikomu spowiadać. Zwłaszcza młodszej siostrze. – Może być jutro.
– Pokiwałam głową, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie zapytać o jej plany.
– Randka?
– Skąd wiesz? – spojrzała spłoszona.
– Nie wiem – odparłam. – Znaczy nie wiedziałam. Strzeliłam i trafiłam. O nic więcej nie pytam. Jeśli nie chcesz nic mówić, żeby nie zapeszyć… Westchnęła ciężko.
– Nie chodzi o zapeszanie. Ja… Mam chłopaka już od kilku miesięcy. Nie chciałam, żeby rodzice się dowiedzieli, bo sama wiesz, co by było… Zmarszczyłam brwi.
– Czyli co? Wcale nie siedziałaś w pracy, tylko randkowałaś? Taktowanie się zarumieniała.
– Nooo… ale w ostatnią środą naprawdę musiałam dłużej zostać w robocie! Roześmiałam się.
– Przyłapana! – wymierzyłam w nią palec. – Ale nie rozumiem tych sekretów. To chyba fajnie, że dobrze wam się spędza czas razem, prawda?
– Cholernie fajnie. Nawet nie wiedziałam, że może być aż tak… Mamy mnóstwo wspólnych tematów, ale gdy milczymy, też jest dobrze, nie czuję skrępowania. Nigdy nie miałam tak z żadnym chłopakiem.
– Hm… Jakbyś chciała go kiedyś zaprosić, to powiedz, ewakuuję się do koleżanki – poruszyłam brwiami i posłałam Oldze znaczący uśmiech. W odpowiedzi dała mi kuksańca. Kilka tygodni później uznała, że jest gotowa przedstawić mi swojego chłopaka.
Nie rozumiałam, skąd taki stres. Przecież najważniejsze są jej uczucia. Oczywiście byłoby miło, gdybym polubiła się z tym jej Mateuszem, ale już bez przesady. To jej facet, nie mój. Mateusz miał przyjść do nas na kolację. Pomogłam Oldze ze spaghetti i z makijażem, jak na dobrą młodszą siostrę przystało.
– Tylko obiecaj, że nie będziesz się uprzedzać – Olga spojrzała na mnie błagalnie, po raz ostatni poprawiając nakrycia na stole.
– A co, jest szefem mafii albo wyznaje islam? – dowcipkowałam. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Olga pobiegła otworzyć, wprowadziła gościa i wtedy ja zrobiłam wielkie oczy…
Mati ma dar szybkiego zjednywania sobie ludzi
Zupełnie się nie spodziewałam, że mogę znać jej chłopaka. W zasadzie widywaliśmy się codziennie, bo studiowaliśmy razem. W jednej grupie. Mateusz, facet mojej starszej siostry, był moim rówieśnikiem i już wiedziałam, czego obawiała się Olga. Łatwo powiedzieć, że dziś to nie średniowiecze, że młoda kobieta nie musi dobierać sobie kawalera pod kątem upodobań i wymagań swojej rodziny. Ale zawsze jest jakieś „ale”.
Po pierwsze, byłyśmy dość mocno związane z naszymi rodzicami. Tak nas wychowali, że szacunek i liczenie się z ich zdaniem zostało w nas wdrukowane. Po drugie, pochodzili z małego miasta i byli dość konserwatywni. Po trzecie, uważali nas za swoje największe skarby i żaden chłopak nie był w ich oczach dość dobry. Pewnie nawet rodowodowego księcia by za coś skrytykowali, gdyby się jakiś książę którejś z nas trafił. Zatem szanse na to, by zaakceptowali „smarkacza” młodszego od Olgi pięć lat, były praktycznie zerowe.
Pomijając reakcję rodziców, ja nie widziałam większego problemu. Mateusz był naprawdę w porządku. Jako kolega. A sądząc po zachowaniu Olgi, także jako partner w miłości się sprawdzał. Różnica wieku nie wydawała się dramatem – oboje byli pełnoletni, a Mati cechował się sporą dojrzałością. Znałam trzydziestolatków bardziej dziecinnych od niego.
– Jak wy się w ogóle poznaliście? – zapytałam, gdy minął pierwszy szok i usiedliśmy do stołu.
– Banalnie, na imprezie. Pracuję z siostrą Mateusza. Zaprosiła mnie na swoje urodziny i on też tam był – wyjaśniła Olga, której wyraźnie ulżyło, że nie kręcę nosem na ich relację. Hm, może podejrzewała, że się w nim podkochuję czy coś?
– Przegadaliśmy cały wieczór – podjął opowieść Mati. – A na do widzenia zaproponowałem wspólną kawę nazajutrz. No i się zaczęło, kawa, lunch, wspólny wypad do centrum handlowego, do kina i tak dalej… Mateusz spojrzał na Olgę z ciepłym uśmiechem. – Dopiero po miesiącu odkryliśmy, że ty także nas łączysz.
– Nie chcieliśmy mówić ci za szybko, żeby… – Olga zawahała się.
– Okej, rozumiem. Czasem lepiej poczekać z obwieszczaniem swojego szczęścia całemu światu. Już wiem, i w porządku. Jedzmy, bo stygnie. Nie dodałam: „a potem zastanówmy się, jak przekazać nowinę staruszkom”, bo zakochane gołąbki mogłyby stracić apetyt. Od tamtego wieczoru minął już prawie rok.
Olga i Mateusz nadal są ze sobą, a ich związek kwitnie
Mają w planach zamieszkać razem – ja wynajmuję mieszkanie z koleżanką z roku, na tym samym osiedlu co siostra. Nadal widujemy się regularnie, więc za bardzo mi jej nie brakuje, choć oczywiście jest inaczej niż kiedyś. W życiu mojej siostry pojawiła się ważna osoba. Ważniejsza ode mnie. I właśnie z tym muszę się pogodzić. Lekko nie jest, bo akurat takiej komplikacji się nie spodziewałam. Że będę zazdrosna o Olgę…
Za to nasi rodzice, o dziwo, wcale nie byli tak zszokowani i nastawieni negatywnie, jak się obawiałyśmy. Chyba ich nie doceniłyśmy. Może byli małomiasteczkowymi tradycjonalistami, ale pozwolili obu swoim córkom wcześnie wyfrunąć z domu i zagnieździć się w stolicy. Musieli brać uwagę, że będą tam na nas czyhać różne pokusy, i wierzyli, że damy sobie radę, że zachowamy rozsądek i nie złamiemy wpajanych nam od małego zasad. Pewnie, byli zaskoczeni, gdy w pewien weekend przyjechaliśmy do nich we troje.
Początkowo myśleli, że Mateusz to mój chłopak. Gdy Olga wyprowadziła ich z błędu, przez chwilę było dziwnie, ale Mati naprawdę ma dar do rozładowywania niezręcznych sytuacji i obłaskawiania ludzi.
– A co tak bosko pachnie? – spytał. Mama pokraśniała.
– Upiekłam placek z truskawkami. Lubi pan… lubisz drożdżowy?
– Uwielbiam! A te smoki na zdjęciach to pana zdobycze? – zwrócił się z kolei do taty, zapalonego wędkarza, wskazując na dumę taty, zdjęcia wiszące na ścianie.
– Owszem, owszem – odparł mile połechtany tatuś. – Też łowisz może?
– Dziadek łowił. Na muchę. A pan? No i dalej już poszło.
Właściwie teraz mam powód do podwójnej zazdrości, bo nasi rodzice wręcz rozpieszczają Mateusza jak syna, którego nigdy nie mieli…
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy