„Kocham męża i kochanka. Obaj są mi potrzebni do życia jak powietrze. Nie mam zamiaru z tego rezygnować”

Mam męża i kochanka fot. Adobe Stock
„Mąż o niczym nie wie, przynajmniej taką mam nadzieję. Nie przestałam go kochać i nie chcę, żeby cierpiał. On daje mi poczucie bezpieczeństwa, stabilizację. Jest ojcem moich dzieci. Zdradzając go, czuję się winna. Może kiedyś uda mi się mu to jakoś wynagrodzić”.
/ 29.10.2021 16:58
Mam męża i kochanka fot. Adobe Stock

Wyszłam za mąż z miłości. Byłam wtedy studentką drugiego roku filologii angielskiej, on o 10 lat starszym pracownikiem naukowym na uczelni. Pewnego pięknego poranka spotkaliśmy się w bibliotece, spojrzeliśmy na siebie i już wiedzieliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Po pół roku znajomości wzięliśmy ślub. Mama mówiła, żebym się tak nie spieszyła – trochę poczekała, aż się lepiej poznamy – lecz Piotr bardzo już chciał założyć rodzinę. Twierdził, że nie chce dłużej czekać. Jego koledzy dawno się już ustatkowali, mają dzieci, i on też chce zostać ojcem. Zgodziłam się. Byłam pewna, że jest on miłością mojego życia i nic tego nie zmieni…

Marzenia Piotra się spełniły. Niespełna rok po ślubie urodziłam córeczkę. Poszłam na urlop dziekański, jednak potem wróciłam na uczelnię. Moja mama była już wtedy na rencie i z chęcią zajmowała się wnusią, gdy ja biegłam na wykłady, a Piotr był w pracy. Popołudniami dzieliliśmy się obowiązkami na pół. Mąż uwielbiał zajmować się swoją córeczką, miałam więc czas na naukę. Zresztą Wiktoria była bardzo spokojnym dzieckiem. Wystarczyło nie przegapić pory karmienia, by przesypiała spokojnie całą noc. Jakby rozumiała, że jej mama ma przed sobą trudne egzaminy, a tata musi przygotować się do kolejnego spotkania ze studentami. Nasze życie było bardzo spokojne i szczęśliwe. Do czasu…

Od razu po skończeniu studiów poszłam do pracy i właśnie tam poznałam Artura. Dokładnie pamiętam swoją reakcję, gdy szef mi go przedstawił. Stanęłam jak wryta i gapiłam się na niego z szeroko rozdziawionymi ustami. Był do mnie bardzo podobny, prawie jak brat bliźniak. On zresztą też przyglądał mi się z niedowierzaniem. Potem sobie żartowaliśmy, że musimy przeprowadzić w naszych rodzinnych domach drobiazgowe śledztwo, bo kto wie, czy nie jesteśmy spokrewnieni. Kiedyś nawet wspomniałam mamie o Arturze i naszym niezwykłym podobieństwie. Śmiała się i mówiła, że powinnam porozmawiać poważnie z ojcem. Bo ona nie ma sobie nic do zarzucenia.

Nie straciłam głowy dla Artura od razu. Zanim to się stało, minęły ponad trzy lata. Najpierw bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Szybko okazało się, że jesteśmy do siebie podobni nie tylko z wyglądu, ale też mamy te same zainteresowania, lubimy tę samą muzykę i filmy, czytamy te same książki i świetnie się rozumiemy. Po kilku miesiącach Artur był dla mnie niczym najlepsza przyjaciółka. Potrafił mnie wysłuchać, doradzić, wesprzeć w trudnych chwilach. Sam też zwierzał mi się ze swoich kłopotów, prosił o radę. Poznałam wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykał. Jeśli któraś mi się nie podobała, natychmiast z nią zrywał… Po pracy często wyskakiwaliśmy gdzieś na chwilę na kawę lub na drinka. Lubiłam przebywać w jego towarzystwie. Rozmowy z nim pozwalały mi oderwać się od rzeczywistości.

Nie mówiłam o tym Piotrowi. Mój mąż nie był może zazdrośnikiem, jednak na pewno nie spodobałoby mu się, że zwierzam się innemu facetowi ze swoich problemów albo opowiadam o wrażeniach z wyprawy do kina. Nie chciałam go ranić. Byłam właściwie szczęśliwa w małżeństwie. Zaszłam w drugą ciążę, urodziłam synka. Tyle że z mężem nie miałam tylu wspólnych tematów co z Arturem. On miał swoją pracę, swoje pasje – ja swoje. Gadaliśmy głównie o sprawach domowych – dzieciach, meblach, naprawach, rachunkach, kredytach… Ot, zwykłe problemy zwyczajnej polskiej rodziny.

Kiedy zrozumiałam, że kocham Artura? W czasie wyjazdu na szkolenie. Po dwóch dniach męczących zajęć firma zafundowała nam uroczystą kolację w dobrym klubie. Było sporo alkoholu, dobra muzyka, miła atmosfera… Rozluźniłam się, zapomniałam o szarej rzeczywistości. Artur zaprosił mnie do tańca. W pewnym momencie przytulił mnie i wyznał, że jestem miłością jego życia. Zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia i chce spędzić ze mną całe swoje życie.
– Nieważne, co będzie jutro, pojutrze… Liczy się tylko ta chwila – powiedział. Wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Byłam tak oszołomiona, że nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w łóżku, w jego pokoju. To była cudowna, szalona noc. Nigdy w życiu nie czułam się tak spełniona!

Gdy nad ranem wymykałam się z jego pokoju, wiedziałam, że będę chciała to jak najszybciej powtórzyć. Nie powtórzyłam. Przynajmniej nie od razu.

Po powrocie do domu dopadły mnie potworne wyrzuty sumienia. Zdradziłam człowieka, któremu przysięgałam miłość i wierność aż po grób. Czułam się z tym okropnie. Nie potrafiłam spojrzeć Piotrowi w oczy. Wydawało mi się, że o wszystkim wie, wszystkiego się domyśla. Żeby chociaż był złym mężem: bił mnie, zaniedbywał albo zdradzał – może wtedy byłoby mi z tym łatwiej. Ale nie! Trudno byłoby znaleźć lepszego męża. Kochałam go. Lecz kochałam też Artura… Czułam się rozdarta na pół. Jedna połowa mnie myślała o małżeństwie, o dzieciach, drugą zaś ciągnęło do kochanka. Starałam się unikać Artura. Już nie wyskakiwałam z nim po pracy na kawę. Jednak widywaliśmy się przecież codziennie w firmie, siedzieliśmy biurko w biurko. To było nie do zniesienia. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, dotknął mojej ręki – a już czułam rosnące podniecenie.

Przez kilka tygodni udawało mi się nad sobą panować. Chociaż Artur wciąż nalegał na spotkanie, zapewniał o miłości…
– Mam męża, dzieci. Nie chcę ich stracić – tłumaczyłam mu.
– Jestem cierpliwy. Poczekam, aż zmienisz zdanie – mówił za każdym razem.
– Nie zmienię – zapewniałam, wiedząc z góry, że prędzej czy później się złamię. I w końcu – stało się…

Poddałam się po trzech miesiącach. Tamtego dnia mieliśmy w pracy urwanie głowy. Szefowie poganiali nas jak niewolników, bo okazało się, że klienci nie są zadowoleni z naszych projektów. Na dodatek wysiadła nam sieć komputerowa i było wiadomo, że trzeba będzie zostać po godzinach, a Wiktoria miała występ w przedszkolu. Obiecałam jej, że na pewno przyjdę… Wyobraziłam sobie, jaka będzie zawiedziona, gdy na widowni zobaczy tylko tatę. Aż gotowałam się ze zdenerwowania. Czułam, że jeśli natychmiast nie rozładuję narastającego we mnie napięcia, to wybuchnę. Spojrzałam na Artura… Dosłownie pięć minut później zamknęliśmy się w toalecie – i zrobiliśmy to. Gdy po wszystkim wróciłam za swoje biurko, zauważyłam, że koleżanka uśmiecha się pod nosem.
– Dobrze, że w kiblu kamer nie ma. Inaczej ochrona miałaby niezły ubaw – szepnęła mi do ucha w pewnym momencie. Zmieszałam się. Czułam, że się czerwienię aż po sam czubek głowy.
– O czym ty mówisz? Niby z kogo mieliby mieć taki ubaw? – udawałam, że nie rozumiem, o co jej chodzi.
– No z ciebie i z Artura.
– Chyba zwariowałaś. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. – oburzyłam się.
Spojrzała na mnie z politowaniem.
– Mężowi takie bajki opowiadaj. Jak na siebie patrzycie, to aż iskry lecą. Od razu widać, że to coś więcej niż przyjaźń.

Byłam zdruzgotana. Myślałam, że nikt nie wie o naszym uczuciu. Tymczasem okazało się, że byliśmy głównym tematem korytarzowych plotek. Artur w ogóle się tym nie przejmował. Wydawało mi się, że jest nawet zadowolony. Może myślał, że dzięki temu szybciej zdecyduję się odejdę od męża? Nie stawiał mnie pod ścianą, nie naciskał. Po prostu od czasu do czasu podchodził do mojego biurka i szeptał, że nie powinnam rezygnować z własnego szczęścia, i że my dwoje jesteśmy dla siebie stworzeni…

Odeszłam. Tyle że nie od męża, lecz z pracy. Tak się akurat złożyło, że w konkurencyjnej firmie zaproponowano mi etat. Nawet warunki były lepsze. Nie zastanawiałam się ani chwili. Nie chodziło o pieniądze – mimo wszystko wolałabym zostać w starej pracy. Wszystkich tu znałam, czułam się prawie jak u siebie. Ale nie potrafiłam dłużej żyć w takim rozdarciu. No i w kłamstwie. Czułam, że jeśli tego nie zakończę, moja tajemnica wyjdzie na jaw i dojdzie do katastrofy. Byłam pewna, że Piotr nigdy nie wybaczy mi zdrady. Że stracę jego i dzieci. A na to nie mogłam pozwolić. Nie chciałam. Rodzina była dla mnie ważniejsza niż romans. Dokładnie pamiętam pożegnalną rozmowę z Arturem. Zamknęliśmy się sam na sam w firmowej kuchence. Chciał mnie objąć, przytulić, pocałować, ale natychmiast go od siebie odepchnęłam.
– Przenoszę się do innej firmy. Nie dzwoń do mnie, nie próbuj się ze mną kontaktować. To koniec, nigdy więcej się nie zobaczymy – wyszeptałam z trudem.
Był totalnie zaskoczony, chyba nie takiej wiadomości się spodziewał. Lecz przyjął moje słowa z dziwnym spokojem.
– W porządku. Będzie tak, jak chcesz. Ale nigdy nie mów nigdy… I pamiętaj, że zawsze będę cię kochał – odparł.

Po rozstaniu z Arturem długo nie mogłam dojść do siebie. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Brakowało mi naszych rozmów, tęskniłam za jego dotykiem. W domu starałam się zachowywać normalnie: uśmiechałam się do Piotra, gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się dziećmi, ale w głębi duszy cierpiałam. Czasem trudno mi było to ukryć. Ni z tego, ni z owego moje oczy napełniały się łzami i…. Zamykałam się wtedy w łazience, nie chcąc, by rodzina widziała mnie w takim stanie. Piotrowi tłumaczyłam, że to przez stres, nową pracę, ale prawda była zupełnie inna… Umierałam z tęsknoty.

Marzyłam o tym, by Artur się do mnie odezwał. Jednak on milczał. Zastanawiałam się nawet, czy jeszcze w ogóle o mnie pamięta. Kilka razy chciałam nawet sama zadzwonić, żeby umówić się z nim na spotkanie, ale ostatkiem woli się powstrzymałam. Było oczywiste, że na kawie i rozmowie się nie skończy.

Minęły 4 lata. Wydawało mi się, że moje życie wróciło do normy. Nie, nie zapomniałam o Arturze, lecz był już tylko wspomnieniem z przeszłości. Miłym, ale odległym…. Czas podleczył rany. Zresztą nawet nie miałam czasu rozpamiętywać tego, co było kiedyś. W moim życiu wiele się działo. Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, dzieci dorastały. Wiktoria i Patryk chodzili już do szkoły, pojawiły się nowe obowiązki. Pomoc w lekcjach, wywiadówki, dodatkowe zajęcia… Piotr awansował, został dziekanem. Coraz częściej wyjeżdżał za granicę na różnego rodzaju konferencje naukowe.
W domu często wszystko było na mojej głowie, a przecież sama też pracowałam. Myślałam, że Artur zniknął z mojego życia na zawsze. Jednak los miał wobec naszej znajomości zupełnie inne plany.

To miało być zwyczajne przyjęcie u nowych znajomych Piotra, akurat w ostatki. Zazwyczaj cieszyłam się z takich wyjść, ale wtedy nie chciałam iść, jakbym przeczuwała, że coś się stanie. Jednak mąż się uparł. Mówił, że wszyscy będą z żonami, więc nie wypada, by pojawił się sam. Gdy tylko weszłam, od razu zauważyłam Artura. Nic się nie zmienił. Trzymał kieliszek z koniakiem i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Obok niego stała śliczna blondynka, wpatrzona w niego jak w obrazek. Poczułam ukłucie zazdrości w sercu. A więc jednak znalazł sobie kogoś, zapomniał o mnie. Kiedy mnie dostrzegł, przerwał rozmowę i podszedł. Oczy mu błyszczały.
– Hanuś, to naprawdę ty? Tak się cieszę! – omal nie rzucił mi się na szyję.
Masz bardzo piękną żonę – odparłam, spoglądając w stronę blondynki. Podążył za moim wzrokiem.
– Tak, jest piękna. I bardzo mnie kocha. Myślałem, że też ją pokocham. Ale nie potrafię. Przez ciebie… Nigdy o tobie nie zapomniałem – wyszeptał.
Po tych słowach poczułam, jak ogarnie mnie fala gorąca. Dawne uczucie wróciło… Ba, nie tylko wróciło, ale wybuchło ze zdwojoną siłą. Wiedziałam, że tym razem już się nie obronię, nie powstrzymam. Gdy po chwili spytał, czy mam ciągle ten sam numer telefonu i czy może do mnie zadzwonić, tylko skinęłam głową.

I tak zostaliśmy kochankami. Ustaliliśmy, że musi nam to wystarczyć. A właściwie to ja ustaliłam, bo Artur był gotowy zostawić żonę…To trwa już 3 lata. Spotykamy się w małym motelu za miastem, przed pracą albo tuż po. Kochamy się, gadamy… Kiedy nie możemy znaleźć wolnej chwili, rozmawiamy przez internet. Zwykle późno w nocy, gdy Piotr i żona Artura już śpią. Założyliśmy sobie nawet tajne konta, o których nikt nie wie. Artur jest częścią mojego życia, a nie jakimś kaprysem, rozrywką… Wydaje mi się, że ja też jestem dla niego ważna.

Piotr o niczym nie wie, przynajmniej taką mam nadzieję. Nie przestałam go kochać i nie chcę, żeby cierpiał. On daje mi poczucie bezpieczeństwa, stabilizację. Jest ojcem moich dzieci. Zdradzając go, czuję się winna. Może kiedyś uda mi się mu to jakoś wynagrodzić… Tylko jak? Na razie staram się być idealną żoną. Bardzo o niego dbam. Ale poczucie winy nie znika. Mimo to nie potrafię zrezygnować z Artura. Chyba do szczęścia potrzebni mi są obaj. I mąż, i kochanek. Nic na to nie poradzę.

Więcej listów do redakcji:„Pijany kierowca tira spowodował wypadek, w którym omal nie zginęła moja żona. Tego dnia wracała od kochanka”„Czy na pewno jestem ojcem swojego syna? Ledwo znałem Aldonę, a już wpadliśmy. Może była w ciąży już wcześniej”„Moje dzieci uważają, że obowiązkiem dziadków jest zajmowanie się wnukami. Ja mam swoje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA