„Ślub z Martą był tylko elementem planu. Uwiodłem dzianą teściową, by dostać się do pieniędzy jej męża i teraz żyję jak król”

pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, nyul
„– Słuchaj – przekonywałem ją. – Twój mąż ma przecież górę szmalu. Zdobądź dostęp do jakiegoś konta albo kilku, na których trzyma odłożony kapitał. Nie chcemy go przecież zupełnie oskubać, zresztą to byłoby niebezpieczne, szybko by się zorientował”.
/ 19.10.2023 18:30
pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, nyul

Szykowało mi się naprawdę niezłe życie. Marta, moja niedawno poślubiona żona, była naprawdę piękną kobietą, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy przyprowadziła mnie do swoich rodziców, byłem pod ogromnym wrażeniem. Do tej chwili wydawało mi się, że to moja żona jest śliczna. Ale jej matka okazała się po prostu zjawiskowa.

Tylko co mogłem z tym zrobić? To była teściowa i tyle. Tak w każdym razie myślałem na początku. Musiałem się bardzo pilnować, żeby nie gapić się na Celinę zbyt często. Miała nie tylko przepiękne nogi, kształtne biodra i piersi. Największą uwagę zwracała twarz godna anioła i niesamowite oczy.

– I jak moi rodzice? – zapytała Marta, kiedy wracaliśmy do domu. 

– Chyba się dogadamy – odpowiedziałem nieco wymijająco.

Prawdę mówiąc, jej ojca nawet nie zapamiętałem. To był przeciętniak jakich wielu. Tyle że potrafił robić wielkie pieniądze, co już od dawna wiedziałem. Moja żona miała przecież własne luksusowe mieszkanie i nie musiała nawet myśleć o opłatach. Nie mogłem podejrzewać, że spotkam na swojej drodze nadzianą młodą kobietę, która się mną zainteresuje. Miałem chrapkę na więcej.

Teściowa się nie opierała

Pierwszy raz poszliśmy z teściową do łóżka jakoś po dwóch latach od mojego ślubu z Martą. Samo tak wyszło… Samo? Nie przesadzajmy, trochę się postarałem. Skorzystałem z okazji, że miałem zawieźć ją do sanatorium. Nie takiego zwykłego oczywiście, ale dla zamożnych. SPA, zabiegi warte tysiące złotych i takie tam. Wcale tego nie potrzebowała jak na mój gust, ale chyba po prostu bardzo się nudziła, siedząc w domu.

Miałem nocować w jakimś hotelu, ale w końcu wylądowałem w jej pokoju pod pretekstem zaniesienia bagaży.

– Tak nie wolno – szepnęła, kiedy rozpinałem guziki jej bluzeczki. – Przecież Marta… No i jestem od ciebie dużo starsza.

– Piętnaście lat – zaśmiałem się. – Pamiętaj, że nie jestem w jej wieku. A co to jest? Jesteś taka piękna…

Uległa szybko. Zresztą, jak mi potem wyznała, ja również jej się spodobałem już przy pierwszym spotkaniu. Nie myślała jednak… Jasne!

Czy już wtedy w mojej głowie zaczął się rodzić przewrotny plan? Chyba jeszcze nie. Wtedy napawałem się jej ciałem, niesamowicie podniecała mnie świadomość, że korzystam z wdzięków nie tylko córki, ale też matki.

Uknułem perfidny plan

Pomysł pojawił się nieco później, po kilku miesiącach. Pomysł i pokusa, aby zmienić coś w tym nudnym już życiu. Marta odziedziczyła po ojcu zdolności do zarabiania, a ja zajmowałem się projektowaniem wnętrz. Projektant był ze mnie żaden, ale udawałem, że umiem to robić. Tak naprawdę płaciłem jednemu takiemu za projekty. W sumie wychodziłem prawie na zero, a Marta nie zwracała uwagi na dochody. Dla niej najważniejsze było, że coś robię i kocham ją nad życie.

Nie miała pojęcia, że nad życie kocham siebie. I że zacząłem się dusić w monotonii. Czułem się trochę jak w więzieniu, bo dzień był podobny do dnia. W dodatku trójkąt z jej matką nie mógł trwać wiecznie. A gdyby sprawa się wydała… Celina robiła się coraz bardziej zaborcza i zazdrosna o córkę.

– Samolot mamy jutro o dziewiątej trzydzieści. Zarezerwowałem pokój w hotelu niedaleko lotniska.

– Co z moim samochodem? – zapytała.

– Przecież szkoda go tak porzucić. O tym nie pomyślałeś…

– Pomyślałem, za kogo mnie masz! O wpół do ósmej zabierze go jeden handlarz, zresztą Polak. Co prawda trochę stracimy na transakcji, ale pieniądze będą.

– Jesteś genialny! – zawołała.

Krótko się wahała

Początkowo nie bardzo przypadł jej do gustu mój plan, żebyśmy razem uciekli. Przestraszyła się, że to będzie koniec dostatniego życia, do jakiego przywykła.

– Słuchaj – przekonywałem ją. – Twój mąż ma przecież górę szmalu. Zdobądź dostęp do jakiegoś konta albo kilku, na których trzyma odłożony kapitał. Nie chcemy go przecież zupełnie oskubać, zresztą to byłoby niebezpieczne, szybko by się zorientował. Przecież on jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek i dumny z takiej pięknej żoneczki.

– A ty ukradniesz pieniądze Marcie? – spytała natychmiast.

Nie dałem się na to nabrać.

– Absolutnie. To jednak twoja córka. Nie można jej zrobić takiego świństwa.

Chciała sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć. Co innego zdradzać własną żonę, a co innego chcieć ją skrzywdzić. Kto by zagwarantował Celinie, że z nią nie postąpię podobnie?

Dziwiła się tylko, że uparłem się na gotówkę. Musiałem jej wytłumaczyć, że tak jest bezpieczniej. Dużą transakcję na koncie można namierzyć, a gotówka po wypłaceniu staje się anonimowa.

Byłem coraz bliżej celu

Dopinaliśmy wszystko kilkanaście tygodni. Aż wreszcie teściowa przyniosła mi pieniądze i mogłem wyruszyć jako pierwszy. Ona miała zaczekać jakieś osiem godzin, uśpić czujność męża, sprawdzić, czy coś się nie posypało i jechać za mną.

Pędziłem ku granicy z maksymalną możliwą prędkością, choć nie na złamanie karku. Nie chciałem łamać przepisów, bo zupełnie niepotrzebne mi było opóźnienie spowodowane ewentualną kontrolą policji. A jeśli w dodatku uparliby się na przeszukanie samochodu… Ciekawe, co by powiedzieli, widząc torbę wypełnioną pieniędzmi. Może niezbyt wielką, ale mieszczącą ładną sumę w euro. W dodatku było to auto z wypożyczalni.

Kłamałem do samego końca

Zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i lekko się skrzywiłem, ale zaraz uśmiechnąłem. Odebrałem, oczywiście korzystając z zestawu głośnomówiącego. Naprawdę dziś wyjątkowo nie miałem ochoty na komplikacje.

– Co tam, kochanie? – zapytałem.

– Jedziesz?

– Zmierzam do upragnionego celu – roześmiałem się. – A ty?

– Zaraz wyruszam – odparła Celina. – Muszę tylko zaczekać, aż Sylwek odjedzie. Już wyszedł z domu i grzebie się w garażu.

– Cudownie – powiedziałem z uczuciem.

– Widzimy się w Lyonie.

– Zadzwonię z drogi – zapowiedziała.

– Dobrze, tylko uważaj na siebie. Marta mnie nie szukała?

– Nie. Pewnie jeszcze się nie zaniepokoiła – w głosie Celiny usłyszałem jakby żal. – Naprawdę nie wiem, czy dobrze robimy…

Musiałem coś powiedzieć, żeby się teraz nie rozkleiła. Kiedy już usiądzie za kierownicą, przestanie się wahać.

– Dobrze robimy! – rzuciłem z mocą. – Miłość jest najważniejsza, pamiętasz o tym?

– Pamiętam, kochany… Ale…

– Nie ma żadnego "ale"! Klamka zapadła. Kiedy Sylwester zorientuje się, co zrobiłaś, nie daruje nam obojgu. Marta zresztą też!

To chyba oczywiste, że Lyon nie był moim celem. Celina miała spędzić w tym mieście kilka nerwowych godzin, zanim zorientuje się, że ją zwyczajnie wystawiłem.

A ja tymczasem zbliżałem się do Amsterdamu. Tam w porcie stał pewien statek handlowy zmierzający do Ameryki Południowej. Znalazłem tę łajbę za pośrednictwem kumpla marynarza. Takie przyjaźnie bardzo się przydają.

Telefon zaćwierkał cicho. Celina. Pewnie już dojechała na lotnisko w Lyonie. Uchyliłem okno, wziąłem komórkę i wyrzuciłem ją na pobocze. Żegnaj, piękna teściowo...

Czytaj także: „Straciłem głowę dla młodszej o 25 lat kochanki. Chciałem się zabawić, a nie zostać tatusiem przed emeryturą”
„Jakiś obcy facet odwiedzał grób mamy, zapalał znicz i znikał. Te wizyty na cmentarzu znaczyły więcej, niż myślałem”
 „Mąż-despota jak walec rozjeżdżał moje poczucie wartości i czepiał się o wszystko. Ze strachu we wszystko wierzyłam”

Redakcja poleca

REKLAMA