„Kochałem wszystkie swoje żony, znosiłem ich awantury, kontrolę, a nawet zdrady. Dlaczego więc mam za sobą 3 rozwody?”

Wszystkie żony mnie zdradzały albo kontrolowały fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„Wmawiałem sobie, że to nic takiego, chwilowy kryzys w naszym związku. Może dlatego że trudno mi było pogodzić się z faktem, że jestem rogaczem, a może dlatego, że ciągle kochałem Agnieszkę i miałem nadzieję, że zakończy romans? Nie wytrzymałem dopiero, gdy przyłapałem ich w naszym łóżku. Okazało się, że to był dopiero początek moich cierpień”.
/ 26.09.2022 13:15
Wszystkie żony mnie zdradzały albo kontrolowały fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Próbowałem aż trzy razy i każdy z tych związków zakończył się rozwodem. Więcej już próbować nie będę. Wolę być sam, niż przeżywać kolejne rozczarowania i porażki. Po raz pierwszy ożeniłem się jeszcze na studiach. Agnieszka była piękna, czuła i bardzo chciała się wyrwać ze swojego małego miasteczka, w którym się wychowała.

Wzięliśmy ślub po roku znajomości

Moi rodzice mówili, że to zdecydowanie za wcześnie, że nie wierzą w szczerość uczuć mojej ukochanej, ale nie słuchałem. Byłem przekonany, że będziemy razem szczęśliwi. Zwłaszcza że moja wybranka wychowała się w małej miejscowości na południu Polski, w której, jak mi się wydawało, ceni się wartości rodzinne. Przytulne gniazdko, dobra, stabilna praca, oddana żona i przynajmniej dwójka dzieci. Tak jawiła mi się moja przyszłość. Niestety, Agnieszka dość szybko zapomniała o wychowaniu, które wyniosła w domu. Gdy skończyła studia, nabrała pewności siebie i znalazła pracę w korporacji, zaczęła mnie zdradzać. Z szefem. Choć życzliwi donosili mi o tym mniej więcej raz w tygodniu, znowu nie słuchałem.

Wmawiałem sobie, że to nic takiego, chwilowy kryzys w naszym związku. Może dlatego że trudno mi było pogodzić się z faktem, że jestem rogaczem, a może dlatego, że ciągle kochałem Agnieszkę i miałem nadzieję, że zakończy ten romans? Kiedy więc mówiła, że wróci później, bo musi pomóc chorej koleżance czy zastąpić kogoś w pracy, zaciskałem zęby i udawałem, że wierzę, choć w głębi duszy wiedziałem, że spotyka się z tamtym. Cierpliwie czekałem, aż przejrzy na oczy i zrozumie swój błąd, doceni to, co ma. W sumie przecież byłem dobrym mężem. No dobra, nie nosiłem jej na rękach, nie obsypywałem złotem, bo byłem tylko logistykiem w niewielkiej firmie transportowej, a nie dyrektorem w korporacji, ale robiłem wszystko, by nie czuła się samotna i zaniedbana. Po pracy wracałem od razu do domu, by spędzić z nią czas, pomagałem w codziennych obowiązkach, pamiętałem o naszych rocznicach i małych świętach. Kupowałem kwiaty, zabierałem na romantyczne kolacje do restauracji.

Starałem się uratować nasze małżeństwo

Nie wytrzymałem dopiero wtedy, gdy przyłapałem ich w naszym łóżku. Wyjechałem wtedy na szkolenie. Wróciłem wcześniej, niż zapowiadałem, no i zobaczyłem to, czego nigdy nie chciałem zobaczyć. Jemu przyłożyłem w zęby tak, że potrzebował pilnej pomocy dentysty, ją spakowałem i wystawiłem za drzwi. Kilka miesięcy później byliśmy już po rozwodzie. Po ostatniej rozprawie poszedłem z najlepszym kumplem, Adamem, na drinka.

– Nie martw się stary, przecież nie wszystkie kobiety są takie jak twoja była. Jeszcze będziesz miał tę swoją wymarzoną rodzinę – pocieszał mnie.

– Tak myślisz? Na razie nie tęsknię za żadnym związkiem – machnąłem ręką.

– Ale wcześniej czy później zatęsknisz. Człowiek to zwierzę stadne. Nie jest stworzony do życia w samotności – odparł z pewnością siebie w głosie.

Przyjaciel miał rację. Nie minął nawet rok od rozwodu, gdy kawalerskie życie zaczęło mi doskwierać. Poznałem kilka kobiet, ale żadnej nie potrafiłem zaufać. Ciągle pamiętałem o tym, co zrobiła mi Agnieszka. Kiedy jednak na mojej drodze pojawiła się Patrycja, mur nieufności runął.

Była moją rówieśnicą i wiele nas łączyło

Ona też była zdradzana przez byłego już męża, ona też bała się nowych związków, tego, że zostanie zraniona. Gdy mi o tym opowiadała, serce mi się krajało, bo przypominałem sobie, jak sam się czułem. Niektórzy twierdzą, że nic bardziej ludzi nie łączy niż wspólne przykre doświadczenia i ból. To chyba prawda, bo nas właśnie to zbliżyło. Po dwóch latach znajomości byłem przekonany, że jesteśmy pokrewnymi duszami, rozumiemy się bez słów, wspólnie uporamy się z demonami przeszłości i rozpoczniemy marsz ku szczęśliwej przyszłości. Bez wahania poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła.

Niestety, wkrótce po ślubie okazało się, że moja ukochana nie potrafi, a może nie chce zapomnieć o przeszłości. Zaczęła mnie śledzić, kontrolować, podejrzewać o zdrady. Zanim się pobraliśmy, nie pytała nawet, kiedy wrócę z pracy. Twierdziła, że mi ufa, bo przeżyłem to samo, co ona. A teraz? Przeszukiwała mi kieszenie, sprawdzała pocztę, esemesy, chciała wiedzieć, z kim się spotykam. Początkowo znosiłem to ze spokojem, bo wierzyłem, że ta podejrzliwość się skończy. Tłumaczyłem, że kocham tylko ją, że odkąd jesteśmy razem nawet nie spojrzałem na inną kobietę. Ale do niej nic nie docierało. Nie było dnia, by nie urządziła mi sceny zazdrości.

Moja cierpliwość i tolerancja się wyczerpywały, więc coraz częściej wybuchały między nami awantury. Doszło do tego, że specjalnie brałem nadgodziny, by jak najrzadziej widywać się z żoną. Nie myślałem jednak o rozstaniu. Wolałem się nadal męczyć, niż pogodzić się ze smutnym faktem, że po raz kolejny się pomyliłem. Kiedy jednak któregoś dnia Patrycja wpadła do mnie do pracy i niemal wytargała za włosy Bogu winną koleżankę, wrzeszcząc, że jest moją kochanką, czara goryczy się przelała. Wystawiłem ją za drzwi z mieszkania razem z rzeczami i zmieniłem zamki. Chciałem mieć wreszcie święty spokój, choć kolejna porażka bolała jak diabli. Potem przez ponad rok walczyłem o rozwód, bo Patrycja nie chciała się zgodzić na rozstanie. W sądzie płakała i mówiła, jak bardzo mnie kocha. Obiecała nawet, że pójdzie na terapię radzenia sobie z zazdrością.

Ja jednak nie chciałem zgody

Przez skórę czułem, że żaden terapeuta jej nie pomoże. Kiedy w końcu się od niej uwolniłem, znowu poszedłem z Adamem na drinki.

– Nie przejmuj się! Dwa razy ci nie wyszło, ale za trzecim na pewno się uda – kumpel znowu mnie pocieszał.

– Akurat! Coś mi się wydaje, że nigdy nie trafię na tę jedyną – westchnąłem.

– Trafisz, trafisz… Masz już pewne doświadczenie, wiesz, na co uważać, czego się wystrzegać. Zamiast się więc użalać nad sobą, ruszaj do boju! Bo ci najlepsze kobiety sprzed nosa sprzątną – poradził mi.

Posłuchałem rady przyjaciela. Rzuciłem się w wir nowych znajomości. Szukałem partnerki w realu i przez internet. To właśnie w sieci poznałem Iwonę. Nie miała za sobą żadnej tragicznej przeszłości, nie szukała kogoś z mieszkaniem w mieście, bo miała swoje, no i była nauczycielką wychowania przedszkolnego. To ostatnie przeważyło. Uznałem, że skoro wybrała taki zawód, to znaczy, że kocha dzieci. A ja tak bardzo chciałem zostać wreszcie ojcem. Miałem już 35 lat i czas ku temu był najwyższy. Nie spieszyłem się jednak z oświadczynami i ślubem. Minęły trzy lata, zanim stanęliśmy przed urzędnikiem stanu cywilnego. Gdy się na to zdecydowałem, byłem przekonany, że trafiłem w dziesiątkę, że Iwona będzie lekarstwem na moją poranioną i zawiedzioną dotychczasowymi związkami duszę.

Zaopiekuje się mną, wesprze, da mi syna i córeczkę

Niestety, znowu się zawiodłem, bo żona najpierw postanowiła mnie wychować i zmienić. Na pierwszy ogień poszła moja dieta – z lodówki zniknęły ukochane schabowe i piwo, a pojawiły się kiełki i sok marchwiowy, potem zajęła się moimi znajomościami – dowiedziałem się, że na spotkania z moimi przyjaciółmi szkoda czasu, bo nic nie znaczą i nie mogą w niczym pomóc, następnie przyczepiła się do mojej pracy – usłyszałem, że jest mało rozwijająca, słabo płatna i dlatego powinienem poszukać innej, a na koniec zażądała, żebym zajął się polityką, na początek choćby lokalną, bo tylko w ten sposób można dopchać się do żłobu i ustawić w życiu. To ostatnie dosłownie zwaliło mnie z nóg.

Dotarło do mnie, że nie trafiłem na delikatną i ciepłą kobietę, która marzy o rodzinie, tylko heterę, która nie spocznie, dopóki nie postawi na swoim i nie zaspokoi nie wiadomo jak wysoko sięgających ambicji. Nawet moim kosztem. Ta wizja absolutnie mi się nie podobała, więc tym razem nawet nie próbowałem czekać, aż Iwona się podda lub trochę odpuści. Dwa wcześniejsze związki nauczyły mnie, że to nic nie da. Po dwóch latach małżeńskiego życia spakowałem swoje rzeczy – bo mieszkaliśmy u niej – i wróciłem do swojego mieszkania. Po rozwodzie znowu poszedłem z Adamem na drinki. Tym razem nie próbował nawet mnie pocieszać i zachęcać do kolejnej próby.

Chyba zrozumiał, że to nie ma sensu. Od tamtej pory minęły już trzy lata. Ciągle jestem sam. Oczywiście spotykam się od czasu do czasu z kobietami, bo nie jestem z kamienia, ale szybciutko kończę znajomość. I choć czasem doskwiera mi samotność, wracają marzenia o szczęśliwej rodzinie, to już nie szukam nowej miłości. Prędzej piekło zamarznie, niż znowu się ożenię. Trzy razy się sparzyłem. Czwartego nie będzie!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA