Przez większość życia czuję się przezroczysty. Na przykład wybija godzina lunchu i ludzie zbijają się w grupki, żeby pójść razem na obiad. Wtedy nagle nikt mnie nie dostrzega. Ślizgają się po mnie spojrzeniem, nie pamiętają imienia, nie odpowiadają na pozdrowienie. Dopiero kiedy zawiesi im się komputer czy padnie połączenie z serwerem, to potrzebują mojego ratunku.
Od razu wpadła mi w oko
Karolinę zauważyłem już pierwszego dnia jej pracy. Nie dało się jej nie zauważyć! Wysoka, o posągowej urodzie i buzi anioła. Oczywiście, nawet nie próbowałem do niej startować. Więc przez jakiś czas tylko ją obserwowałem. Pewna siebie, przebojowa. A jednak dostrzegałem w niej jakiś smutek. Dlaczego?
Myślę, że w tamtym czasie, jak większość ludzi w firmie, nie miała pojęcia o moim istnieniu. Owszem, pierwszego dnia podłączyłem jej komputer, ale kto w takiej chwili zwraca uwagę na informatyka? Mój dzień w końcu jednak nadszedł. Komputer Karoliny zawiesił się i nie dawał zrestartować. I wtedy ja – grubasek w wymiętym T-shircie – wkroczyłem w jej życie.
Szybko uporałem się z problemem i ekran ożył. Wyświetliło się zdjęcie na pulpicie – jakaś egzotyczna plaża, turkusowe morze. Typowy landszaft!
– Ściągnęłaś sobie tę tapetę? – spytałem machinalnie.
– Nie, sama zrobiłam tę fotografię – uśmiechnęła.
– A co to za miejsce?
– Seszele. Byłam tam zeszłej zimy.
Nigdy nie wychodziło mi podtrzymywanie rozmowy. Zwłaszcza z kobietami. Nie powiedziałem więc już nic więcej. Ostatni raz sprawdziłem działanie jej komputera i właśnie zbierałem się do odejścia, gdy usłyszałem:
– Nie jesteś wielbicielem takich krajobrazów, prawda?
– Rzeczywiście – odparłem nieco mrukliwie. – Wolę góry. Tam lepiej słychać własne myśli.
Co za banał! Choć naprawdę tak uważałem, aż się zawstydziłem. Ona jednak spojrzała na mnie uważniej.
– Widzę, że jesteś inny niż wszyscy – odpowiedziała.
Byłem pewien, że następnego dnia nie pozna mnie już w kolejce po kawę, ale jej nie doceniłem. Bo od tego czasu witała się ze mną z takim samym uśmiechem, jakim obdarzała innych. A mnie na jej widok miękło serce.
Szukałem kontaktu z nią
Zacząłem specjalnie wychodzić ze swojej nory wypełnionej starymi komputerami, szukając pretekstu, żeby minąć się z Karoliną na korytarzu. A kiedy nie było jej w pracy, bo miała zwolnienie lekarskie (dość często chorowała), byłem rozdrażniony i odliczałem godziny do jej powrotu.
Czy to dziwne, że zacząłem się w niej podkochiwać? Cóż, jeśli pominąć beznadziejną powierzchowność i kompletny brak śmiałości, jestem przecież normalnym facetem. A do tego samotnym. Mam ponad 30 lat, mieszkam z mamą, całe moje życie to komputer. Jasne, internet daje teraz wielkie możliwości. Można w nim nawet romansować. Ale nawet na portalach randkowych kobiety w jednej chwili mnie rozszyfrowują i zaraz kończą konwersację. I to nawet wtedy, gdy zamiast własnego wysyłam im wygrzebane w sieci zdjęcia przystojniaków. Rzeczywiście, szósty zmysł.
Tymczasem Karolina chyba po prostu mnie lubiła takim, jaki jestem. Raz i drugi przysiadła się do mnie w stołówce podczas obiadu – pod pretekstem ucieczki przed jakimś namolnym adoratorem. Zresztą, pretekst czy nie, nie najgorzej się nam rozmawiało. Przy niej przełamałem jakoś swoją nieśmiałość i opowiadałem anegdotki z mojego życia. Zaśmiewała się do łez, kiedy parodiowałem teksty matki: „Synku, nie wychodź bez czapki!” czy „Kiedy ty się wreszcie ożenisz i będę babcią?”.
– Wciąż mieszkasz z matką? – dziwiła się.
– Mama to upiorna staruszka, ale beze mnie wpadłaby w depresję. Jej sens życia to robienie mi kanapek do pracy i zatruwanie życia, że już czas gasić światło.
– Dobry z ciebie człowiek – powiedziała i na dwie sekundy nakryła moją pulchną dłoń swoją smukłą rączką.
Zauroczyłem się
Wróciłem wtedy do domu jak pijany. Wciąż czułem na skórze jej dotyk, zapach, ciągle wibrowały mi w głowie jej słowa. „Dobry człowiek” – czy nie takich właśnie mężczyzn poszukują samotne, prawdziwe kobiety?
Tylko czy Karolina była samotna? Na palcu nie nosiła obrączki, ale w dzisiejszych czasach to nic nie znaczy. Mogłem z łatwością sprawdzić jej stan cywilny, włamując się do bazy danych w dziale kadr, ale nie chciałem tego robić.
Zależało mi, żeby nasza relacja rozkwitała na gruncie nieskażonym nawet kroplą podstępu czy nieszczerości. W końcu jednak samo się wydało. Znaliśmy się już od roku, czułem się przy niej coraz swobodniej, a w swoim domowym pokoju miałem całą ścianę wytapetowaną ściągniętymi z Facebooka i Instagrama zdjęciami Karoliny. Jakbyśmy byli parą!
– Jesteś dzisiaj smutna – stwierdziłem, kiedy rankiem nalaliśmy sobie kawy i szliśmy z kubkami po korytarzu.
Przez chwilę nic nie mówiła. Myślałem nawet, że nie dosłyszała, gdy nagle wybuchła:
– Czy wszyscy faceci to takie dranie?
Pytanie było retoryczne, ale nawet ja się domyśliłem, że dotyczy konkretnego mężczyzny. I to takiego, który wyrządził jej krzywdę.
– Nie wszyscy! – zapewniłem żarliwie.
Spojrzała na mnie, jakby zobaczyła mnie dziś po raz pierwszy, po czym – choć jej oczy wciąż były czerwone od łez – roześmiała się.
– Tak, wiem. Ty jesteś inny – przelotnie dotknęła ciepłą dłonią mojego policzka. I zaraz potem się odwróciła, znikając w swoim pokoju.
Przez resztę dnia czułem, jakby urosły mi skrzydła. „Ty jesteś inny” – czy to nie wyznanie miłości? W całej tej euforii przeszkadzała mi tylko jedna rzecz. Karolina najwyraźniej była z kimś związana! Ale skoro facet okazał się draniem, to chyba sprawa już nieaktualna?
Zacząłem ją szpiegować
Rozważałem to w domu do późnego wieczora. Zignorowałem nawet mamę wzywającą mnie na kolację. I doszedłem do wniosku, że moja ukochana najwyraźniej pozostawała ostatnio w jakimś toksycznym związku. Dlatego była tak często smutna, pewnie z tego powodu też wciąż zapadała na drobne, kilkudniowe infekcje. Wiadomo, stres osłabia odporność.
Tylko jak poznać szczegóły? Jak sprawdzić, czy tamten poszedł w odstawkę? Łamałem się i łamałem, aż wreszcie – koło północy – pękłem. Tak, jasne, obiecałem sobie, że nie będę stosował wobec Karoliny żadnych hakerskich sztuczek, ale teraz to już był stan wyższej konieczności.
Zalogowałem się więc do naszego firmowego serwera, wpisałem swoje hasło, a następnie wszedłem do jej skrzynki pocztowej. To nie było nawet włamanie, bo jako administrator sieci mam prawo kontrolować służbową korespondencję! Przez krótką chwilę bałem się, że Karolina nie przepuszcza prywatnych maili przez firmowy komputer. Przecież w dzisiejszych czasach tak łatwo to ominąć – wystarczy porozumiewać się ze znajomymi przez komórkę. Wielu jednak pada ofiarą własnego lenistwa. Po co sięgać po telefon i otwierać własną pocztę, skoro stoi przede mną włączony komputer?
Karolina też padła tego ofiarą i choć generalnie się pilnowała, to kilka maili do jakiegoś Grzegorza wysłała z naszego serwera. Co więcej, okazało się że parokrotnie wchodziła z komputera w pracy na Facebooka i inne portale społecznościowe, zapamiętując hasło. Bez większego trudu zdobyłem więc wkrótce dostęp do całego jej toczącego się w sieci życia. Także do jej prywatnej poczty. I złapałem się za głowę.
Miała romans z żonatym
Grzegorz okazał się starszym od niej o dwadzieścia lat żonatym i dzieciatym, podstarzałym playboyem. Ona była tylko jego kochanką, pewnie jedną z wielu, a on dla niej… No właśnie, co taka kobieta mogła widzieć w takim zgredzie? Owszem, był bogaty, nawet bardzo. Dyrektor naczelny polskiego oddziału zagranicznej korporacji. Miał kilka domów, samochody i jacht na Adriatyku. Czy to jednak powód, żeby się przed kimś takim płaszczyć?
Ona wyznawała mu miłość, błagając o spotkanie, a on nie odpowiadał lub robił to zdawkowo. Albo pisał wprost – masz być tego i tego dnia o tej i tej godzinie w takim to a takim hotelu. „Nie wkładaj majtek” – kończył. Można to wytłumaczyć tylko tak – facet ją oszukiwał!
Aż się zagotowałem z wściekłości! To ja od sześciu miesięcy usycham z tęsknoty, łowię każde jej spojrzenie, każdą ulotną chwilę we dwoje, a ten, nie dość że żonaty, to jeszcze kawał chama?!
Wyznałem jej uczucia
Następnego dnia w pracy nie byłem sobą. Zawsze ostrożny i wycofany, tym razem poszedłem na całość.
– Chodź ze mną, musimy porozmawiać – oznajmiłem od razu rano przy automacie do kawy.
Reszta kolejki popatrzyła na nas zaskoczona, ale Karolina – jeszcze bardziej zdumiona – poszła jednak za mną do mojej kanciapy.
– Kocham cię! – oznajmiłem melodramatycznym tonem. – Zostaw tego Grzegorza, on nie tylko cię nie szanuje, ale na dodatek jest wrednym oszustem! Ma żonę, dzieci, własną rodzinę. Odejdź od niego! Ja się z tobą ożenię choćby dzisiaj!
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami. Aż się zaniepokoiłem. Bo niby skąd ta zaskoczona mina? Przecież chodziliśmy razem na obiady! No i dwa razy mnie dotknęła! A wczoraj mi się niemal zwierzyła!
– Ty… ty naprawdę myślisz, że ja coś do ciebie czuję? – roześmiała się wreszcie, a mnie po plecach przebiegły ciarki. Tymczasem Karolina rozejrzała się po pokoju, jakby w poszukiwaniu ukrytych kamer. – Zaraz, zaraz. A w ogóle to skąd wiesz o Grzegorzu? Szpiegowałeś mnie? Ty szczurze! Jak śmiesz węszyć w moich prywatnych sprawach?!
Najpierw jej pogardliwy śmiech, a potem jawna pogarda wstrząsnęły mną, na nowo zepchnęły do defensywy. Resztką sił próbowałem jeszcze utrzymać się na powierzchni i tłumaczyć:
– On… on ma żonę…
– I co z tego?! – wybuchła. – Myślałeś, że o tym nie wiem?! Wolę być tylko kochanką takiego macho, prawdziwego mężczyzny z jajami, niż jakąś cholerną żoną… – spojrzała na mnie z pogardą, która niemal wbiła mnie w ziemię – … zapyziałego komputerowca!
Miałem plan zemsty
Wyszła, trzaskając drzwiami i zabierając ze sobą wszystkie moje marzenia, nadzieje, depcząc mój świat. Jak mogła być taka okrutna?! Zapłakałem nad swoim losem. Załamany, ścięty z nóg, powlokłem się do kadr, składając podanie o urlop do końca tygodnia. Godzinę później byłem już w domu.
Zamknąłem drzwi swojego pokoju, smętnie gapiąc się na zapełniające ścianę zdjęcia Karoliny. Ile tak siedziałem? Godzinę? Dwie? Pół nocy? Nie wiem, ale w którymś momencie żal i poczucie straty ustąpiły. Zalały mnie niespodziewanie zupełnie nowe uczucia – złość, furia, żądza zemsty. Zerwałem się na równe nogi, podarłem fotografie i trzęsąc się z wściekłości, zasiadłem do komputera.
Przez następne dwa dni byłem jak w transie. Mama stawiała mi pod drzwiami jedzenie, a ja cały czas klikałem. Użyłem wszystkich znanych sobie hakerskich sztuczek, żeby wejść głębiej w wirtualny świat otaczający Grzegorza i Karolinę. A znałem ich wiele, szybko więc dokopałem się do jego małych i dużych świństewek.
Okazało się więc, że kilkudniowe wyprawy na Seszele czy Malediwy poczciwy Grzesio księguje jako firmowe delegacje. Ale to jeszcze nic! Facet oszukiwał też na podatkach, ustawiał przetargi, wybierając na podwykonawców dla kierowanej przez siebie (ale nie własnej!) firmy swoich przyjaciół, a także kontaktował się przez internet z dilerem.
Miałem go w garści! Kilka donosów, gdzie trzeba, wepchnie go do więzienia na lata i bezpowrotnie zniszczy karierę. Nie mówiąc już o rozbitym małżeństwie i alimentach, które z pewnością wydusi z niego zdradzana żona. Ciekawe, czy po tym wszystkim dalej będzie z niego taki macho jak do tej pory…
A Karolina? Ona, rzecz jasna, była w tej rozgrywce płotką. Ale i na nią się coś znalazło. Przede wszystkim wcale nie chorowała, tylko brała lipne zwolnienia, żeby wyjeżdżać z ukochanym. A do tego poruszała się wynajętym na jego firmę autem i korzystała z przysługującej tylko jego pracownikom karty fitness i pakietu medycznego. Tego jednak nie chciałem ujawniać. Przynajmniej na razie.
– Wolisz być kochanką niż żoną? – syknąłem. – Dobrze, moja droga. Tym drobnym szantażem zrobię z ciebie, kogo tylko będę chciał. Jeszcze pożałujesz, że odrzuciłaś moją miłość!
Czytaj także: „Mój syn zasługiwał na kogoś lepszego niż ta wymalowana dziewucha. Uknułam plan, jak nie zostać jej teściową”
„Myślałam, że to pazerna synowa chce zagarnąć majątek Karola. Łapserdak nie był takim niewiniątkiem, jak mówił”
„Dla męża byłam tylko ładną ozdóbką w szpilkach. Lubił się mną chwalić przed innymi i poniżać, gdy byliśmy sami”