Nigdy nie chciałem mieszkać na wsi. Już jak byłem mały to tęskniłem za gwarem, kinem, podobały mi się bloki. Mama czasem się ze mnie śmiała.
– Ciekawe, gdzie ty byś tak szalał w mieście – mówiła, gdy wracałem w wakacje zziajany, brudny i głodny po całym dniu szaleństw na dworze. – Przecież tam ani lasu, ani łąk nie ma, ani rzeczki.
– Ale za to jest basen i prawdziwe boiska – upierałem się przy swoim.
Rodzice wierzyli, że miłość do miasta mi przejdzie. Nic nie mówili, gdy w weekendy jeździłem z chłopakami rowerem do kina czy na bilard. I nawet zaakceptowali to, że wybrałem liceum w mieście.
– Jest z internatem, dużo lepsze niż nasze, wiejskie. A pokój mi przyznają, na pewno.
Pod koniec studiów poznałem dziewczynę
Mama się potem przyznała, że liczyła jednak na odmowę. Bo przecież wcale nie musiałem się uczyć w mieście – w naszej wsi też było liceum, taki sam profil. A jednak mi się udało! Chyba dopiero wtedy zaczęło do nich docierać, że ja poważnie mówię o wyprowadzce. A kiedy powiedziałem, że po maturze idę na historię, tata nie wytrzymał.
– A po co ci ta historia na wsi? – zaprotestował. – Do szkoły rolniczej trzeba było iść.
– Tato, kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że ja nie wrócę na wieś – pokręciłem głową. – To nie dla mnie.
– Co ty opowiadasz? – zdenerwował się. – Mój ojciec mieszkał na wsi, jego ojciec …
– Tak, wiem. I ojciec jego ojca i praojciec – przerwałem mu, ale zaraz się zreflektowałem, bo przecież nie chciałem robić tacie przykrości. – Przepraszam, wszystko rozumiem, ale tego nie czuję. Wiem, że chciałeś mi gospodarkę przepisać, jednak to nie moja bajka. Może Anka weźmie…
Anka to moja młodsza siostra. Prawdę mówiąc, wątpiłem, żeby chciała zostać na gospodarce, i tata też dobrze o tym wiedział. Ale ja już dawno postanowiłem – na wsi nie będę mieszkał. Właściwie to nawet nie wiem, dlaczego miasto zawsze tak mi imponowało. Kiedyś, już na studiach, zacząłem się nad tym zastanawiać. W mieście męczyły mnie hałas, zapach spalin, tłum… Ale na samą myśl o powrocie na wieś aż się wzdrygałem.
Muszę przyznać, że rodzice naprawdę stanęli na wysokości zadania. Kiedy wreszcie zrozumieli, że zostanę w mieście – bo pogodzić to się z tym pewnie nigdy nie pogodzili – tata sprzedał kawał ziemi i kupił mi kawalerkę. Pracowałem w weekendy i utrzymywałem się sam, a że nie jestem wymagający, to pieniędzy wystarczało mi na wszystko.
Na czwartym roku studiów poznałem Emilkę. Przypadkiem, w knajpie, podczas juwenaliów. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Moja pierwsza i jedyna. Wcześniej miałem jakieś dziewczyny. Z jedną, Kasią, chodziłem prawie rok. Ale kiedy poznałem Emilię zrozumiałem, że to było zwyczajne podkochiwanie się czy zauroczenie, a prawdziwe uczucie dopadło mnie dopiero wtedy. Szczęśliwie było odwzajemnione. Właściwie już po miesiącu znajomości wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Po dwóch Emilka się do mnie wprowadziła. A po kolejnych trzech zaczęliśmy planować przyszłość. I wtedy pojawił się pierwszy problem.
Emilia studiowała weterynarię. I wcale nie zamierzała leczyć piesków i kotków – jej marzeniem była praca z krowami, końmi… Odkąd dowiedziała się, że urodziłem się na wsi, nie mogła się doczekać, kiedy pozna moich rodziców, kiedy tam pojedziemy.
– Ale wiesz, wieś nie jest taka urocza jak myślisz – stopowałem ją. – Masz jakieś romantyczne wizje…
– Wiem, co myślę i wiem, jaka jest wieś – protestowała. – A myślisz, że dlaczego poszłam na weterynarię? Gdybym miała gospodarstwo, to byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. A tak, to przynajmniej będę mogła pracować na wsi.
Wolałem na razie nie komentować tych jej zachwytów. Miałem tylko nadzieję, że kiedy pojedziemy do moich rodziców na wakacje – a takie mieliśmy plany – i z bliska zobaczy ten kurz i brud przy oborze, zapał do wsi jej minie.
Bałem się tej rozmowy...
Nie minął… Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się zapaliła. Chodziła z moją mamą po podwórku, dopytywała o wszystko, chwaliła się swoimi umiejętnościami ze studiów. Z tatą pojechała na pole i wróciła pod wieczór, spalona słońcem, spragniona, ale szczęśliwa.
– Ale ty masz fart – zachwycała się. – Ja zresztą też! W życiu bym się nie spodziewała, że mój chłopak będzie miał gospodarstwo!
Nie prostowałem, nie zaprzeczałem. Moi rodzice byli zachwyceni Emilią, a ja zastanawiałem się, jak jej powiedzieć, że to nie moja bajka i ja na wieś nie wrócę. Zwlekałem z tą rozmową, wiedziałem, że będzie trudna. Emilia, która początkowo myślała, że po studiach zaczepi się w jakimś dużym gospodarstwie albo w lecznicy, teraz zaczęła planować otwarcie własnego gabinetu.
– No, nie od razu oczywiście, najpierw muszę zrobić praktyki, zdobyć doświadczenie – mówiła. – Ale kiedy zamieszkamy na wsi, to będzie mi łatwiej.
– Emilko, ale ja nie chcę wracać na wieś – wydusiłem to wreszcie z siebie.
– Jak to nie chcesz? – popatrzyła na mnie zdziwiona. – A gdzie będziemy mieszkać po studiach? Tutaj, w mieście?
– Tak. Przecież robiłem wszystko, żeby z tej wsi uciec.
– A ja zrobię wszystko, żeby na wsi zamieszkać – stwierdziła stanowczo.
Po raz pierwszy się pokłóciliśmy. Próbowałem jej tłumaczyć, dlaczego nie chcę tam wracać. Nie chodzi o to, że do rodziców, tylko w ogóle na wieś. Nie chciała o tym słyszeć.
– Obawiam się, że w takim razie musimy zmienić plany albo w ogóle zrezygnować ze wspólnej przyszłości – powiedziała po kilku dniach ciszy, kiedy prawie wcale się do siebie odzywaliśmy. – Nie zrezygnuję ze swoich. Wszystko robiłam po to, żeby wyprowadzić się na wieś. Wiesz przecież, że nawet odkładam pieniądze na zakup gospodarstwa.
– A co ja miałbym tam robić po historii? –broniłem się.
– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Możesz na przykład uczyć w miejscowej szkole. W każdym razie ja w mieście nie zostanę.
Byłem w kropce. Bardzo mi zależało na Emilce, nie wyobrażałem sobie, żebyśmy mieli się rozstać. Ale musiałem podjąć jakąś decyzję. Tym bardziej że zbliżał się koniec studiów, mieliśmy już wyznaczone terminy obrony pracy magisterskiej. Ja swojej miałem bronić pierwszy – Emilia dopiero za pół roku, bo jej studia trwały dłużej.
Nie ucieknę przed przeznaczeniem
Kiedy opijaliśmy mój dyplom, wróciła do kontrowersyjnego tematu.
– I co teraz zrobisz? – zapytała. – Zaczniesz szukać pracy tu? Zostaniesz na uczelni?
– A ty nie zmienisz zdania? – zapytałem bez sensu, bo przecież znałem odpowiedź.
– Dobrze wiesz, że nie, rozmawialiśmy już o tym – wzruszyła tylko ramionami.
– Nie chcę cię stracić – powiedziałem. – Nie wyobrażam sobie tego.
– Ja ciebie też nie, ale nie zrezygnuję ze swoich marzeń. Byłabym nieszczęśliwa.
Poddałem się. Wiedziałem, że muszę być z Emilką nawet kosztem tego, że wrócę na wieś. Do rodziców, bo przecież byłoby bez sensu, żebyśmy kupowali jakieś gospodarstwo, skoro już jedno jest. Kiedy jej to powiedziałem, rzuciła mi się na szyję z radości. Zastrzegłem tylko, że na razie nie będziemy sprzedawać mojej kawalerki, tak na wszelki wypadek. Gdyby się jednak okazało, że mam rację, i gdyby wieś ją rozczarowała…
Emilka była zachwycona, rodzice zresztą też. Ja zastanawiałem się, czy na pewno dobrze robię, ale innego wyjścia nie było. Okazało się, że ta wieś była mi pisana. W szkole, w liceum, do którego nie chciałem iść jako uczeń, zwolniło się akurat miejsce, szukali nauczyciela etyki. To tylko pół etatu, ale zawsze. Poza tym znalazłem swoją pasję.
Na nasze wesele przyjechało mnóstwo osób, w tym wujek z Anglii. Kiedy dowiedział się, że skończyłem historię, zapytał, czy nie zająłbym się zrobieniem dla niego drzewa genealogicznego naszej rodziny. Obiecałem mu, że tak, na odczepnego, ale kiedy się za to zabrałem, stwierdziłem, że to jest to!
No i siedzę na tej wsi. Emilka ma własny gabinet, leczy krowy i konie. Psy i koty też. Nasze dzieciaki – bo mamy już dwie córki – uwielbiają latać po podwórku albo jeździć z moim tatą na pole czy do lasu. A ja prowadzę prywatną działalność i szukam przodków na zlecenie kolejnych klientów, których mam coraz więcej. Praca wcale nie jest łatwa, a w dodatku wiąże się z koniecznością jeżdżenia po Polsce i grzebania w różnych archiwach. Lubię to – no i mam możliwość chociaż na chwilę wyrwać się ze wsi!
Kiedy się tu sprowadziliśmy, zapowiedziałem rodzicom, że gospodarką zajmować się nie będę. Tata nic nie mówi, ale głowę dam sobie uciąć, że mimo wszystko na to liczy. I pewnie ma rację, bo co zrobię, jak tata już nie będzie miał siły do pracy? Przecież tego nie zostawię ani nie sprzedam. Widocznie wieś jest przypisana do mojej rodziny, albo może raczej moja rodzina do wsi. Ciekaw jestem, czy nasz syn, który urodzi się za miesiąc, pokocha wieś? A może też będzie próbował walczyć z przeznaczeniem?
Czytaj także:
„Uważałam siostrę za frajerkę. Zamiast robić karierę i żyć na poziomie, narodziła sobie dzieci i wyszła za budowlańca”
„Chciałam mieć słodkiego aniołka, a syn wyrósł na nadpobudliwego diabła. Czasami żałowałam, że go urodziłam”
„Nauczycielka tak musztrowała nasze dzieci, że chodziły jak w zegarku. Ta dyscyplina zmieniła mojego syna w małego robota”