Zrobiłem, co musiałem. Żaden porządny facet nie powinien bezczynnie przyglądać się, gdy jakiejś kobiecie dzieje się krzywda. I nieważne, kim ta kobieta dla niego jest. Matką, żoną czy tylko koleżanką. To nie ma znaczenia. Krzywda musi być pomszczona.
Uratowałem ją przed mężem
Nie rozpłakała się, nie okazała zdenerwowania, może jedynie przygnębienie, ale nim zdążyłem zareagować, choćby ją przytulić, dodała:
– Rozumiem, że nie jest ci łatwo. Mnie także, dlatego przyjmę każdą twoją decyzję.
Żeby chociaż urządziła mi awanturę, wyrzuciła za drzwi moje ubrania, zażądała konfrontacji z tą drugą, mógłbym się wtedy jakoś wytłumaczyć. Wyjaśnić, dlaczego ponownie wróciłem do Magdy… Nigdy nie zraniłbym swojej żony, ale nigdy też nie kochałem nikogo tak, jak Magdy. Była całkowitym przeciwieństwem Joli. Pełna energii, otwarta, radosna. Nadrabiała miną, nawet kiedy źle działo się w jej związku.
Właściwie niewiele wiedziałem o osobistym życiu Magdy, dopóki wychodząc wieczorem z pracy nie wpadłem na firmowym, podziemnym parkingu na jej męża. Szarpał Magdę i rzucał nią po ścianach, jakby była workiem na śmieci.
– Nie odejdziesz ode mnie k…o! Zabiję cię, a nie pozwolę ci odejść! – wrzeszczał.
Nie wiem, czy wprowadziłby swoje groźby w czyn, gdybym wtedy nie interweniował i nie powalił go jednym ciosem na ziemię. W młodości trenowałem boks, więc potrafiłem szybko i sprawnie obezwładnić przeciwnika. Dla pewności przytrzymałem go kolanem, żeby sam poczuł się jak śmieć. Uciekł, wyzywając mnie od najgorszych.
– Nic ci się nie stało? – spojrzałem na Magdę.
Była roztrzęsiona, ale jak zwykle, mimo siniaków i rozciętej wargi, obróciła wszystko w żart.
– Do wesela się zagoi – uśmiechnęła się.
– Zawiozę cię do szpitala – zaproponowałem. – Ktoś powinien cię obejrzeć, zrobić obdukcję. Trzeba zgłosić napaść na policję. Tutaj wszędzie są kamery, gość pójdzie siedzieć.
– Nie… Mam dość policji, sądów, prokuratury. Mam dość wychodzenia na idiotkę. Poradzę sobie bez nich, dziękuję, że mnie uratowałeś – uścisnęła moją dłoń i ruszyła w kierunku swojego samochodu.
– Chcesz po tym wszystkim prowadzić? – zdziwiłem się. – Nie pozwolę ci na to! Nie w takim stanie!
Znałem ofiary przemocy domowej
Mimo protestów zaprowadziłem ją do mojego samochodu. Na nic zdały się jej tłumaczenia, że potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji.
– Domyślam się, że to nie pierwszy raz – stwierdziłem, gdy siedzieliśmy w aucie.
Uciekła przed moim spojrzeniem. Ten jeden gest wystarczył, abym zobaczył w niej tak dobrze mi znany typ ofiary przemocy domowej. Jak moja mama, udawała silną przed całym światem, lecz w głębi duszy przerażała ją nieobliczalność człowieka, którego kiedyś pokochała. Czuła się, niczym zwierzę zamknięte w klatce.
– Nie musisz udawać – powiedziałem, parkując pod jej blokiem.
– Muszę, inaczej zwariuję – odpowiedziała i wybiegła z mojego auta.
Poczekałem, aż wejdzie do klatki, dopiero potem wróciłem do domu. Do cichej, oddanej mi bezgranicznie Joli. Mój ojciec był draniem, to z jego powodu zacząłem trenować boks. Miałem siedem lat, kiedy widząc skatowaną mamę, podjąłem decyzję, że więcej jej nie zrani. W swej dziecięcej naiwności sądziłem, że wystarczy jeden trening, opanowanie kilku ruchów, żeby zmusić ojca do zmiany zachowania.
– Naoglądałeś się, dzieciaku, Rambo – skwitował moje zapędy trener. – Najpierw nauczysz się panować nad swoją złością, zmęczysz się, poćwiczysz, pobiegasz, potem poznasz tajniki tego sportu. Boks wymaga cierpliwości i konsekwencji, a jeśli nawet nie boks, to przynajmniej ja.
– Nie można szybciej? – zapytałem.
– Nie można, ani szybciej, ani lepiej – stwierdził.
Minęły cztery lata, nim powaliłem ojca. W tej samej kuchni, w której po powrocie ze swoich alkoholowych libacji katował mamę. Wystarczył jeden celnie wymierzony cios i przytrzymanie na podłodze, żeby dobrze zapamiętał tę lekcję.
– Dzisiaj się stąd wyprowadzasz – oznajmiłem mu spokojnie, kiedy dyszał, próbując załapać oddech.
– Ty gnoju – rzucił, wychodząc z naszego mieszkania.
Próbował nasyłać na mnie swoich kolesi, łaził na policję, żalił się rodzinie, ale niczego nie wskórał. Nie zdążył, zmarł na ulicy dwa lata później. Mama długo nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła mu się stoczyć. Mnie nawet przez chwilę nie dręczyły wyrzuty sumienia. Zapomniałem o ojcu już w momencie, gdy opuszczał nasz dom i nie wspominałem go aż do dzisiaj, do bójki z mężem Magdy.
Bardzo chciałem jej pomóc
Otwierając drzwi do swojego mieszkania, już wiedziałem, że nie zostawię tej dziewczyny samej. Magda skutecznie starała się mnie zniechęcić do roli swojego obrońcy, twierdząc za każdym razem, że świetnie poradzi sobie sama z były agresywnym mężem. Poprosiła mnie o pomoc, dopiero, kiedy pobił jej adoratora.
Zaatakował go w miejscu publicznym, na środku ulicy, niedaleko klubu, w którym się bawili, więc nikt nie pomógł przerażonej dziewczynie, sądząc zapewne, że to porachunki między dwoma podpitymi zalotnikami. Po tym incydencie adorator zmył się z życia Magdy szybciej, niż się w nim pojawił, a jej eks poczuł się panem byłej żony.
– On mnie śledzi, wystaje pod moimi oknami, nachodzi, wie o każdym moim kroku. Nawet moi rodzice się go boją, więc nie mogę dłużej u nich mieszkać, ale nie odważę się wynająć niczego sama… Myślałam, że rozwód uwolni mnie od tego drania… – któregoś dnia Magda nie wytrzymała i opowiedziała mi swoją historię.
Była odważniejsza od mojej mamy. Postawiła się oprawcy i formalnie uwolniła od niego, ale on ani myślał przyznać się do porażki. Chciał zniszczyć Magdę. Ukarać krnąbrną żonę za to, że śmiała od niego odejść. Był twardszy i bardziej zdeterminowany od mojego ojca. W konfrontacji z nim nie wystarczyła jedna walka, jeden silny cios. Drań wracał za każdym razem pod okna mieszkania jej rodziców, gdzie się schowała, coraz silniejszy, przepełniony coraz większą złością.
Zapomniałem o swojej żonie
Tak bardzo zaangażowałem się w pomoc Magdzie, że zaniedbałem obowiązki męża Joli. Musiało minąć trochę czasu, nim zauważyłem, że moja cicha, spolegliwa i wyrozumiała żona ostatnio schudła i posmutniała. Wtedy dopiero dotarło do mnie, co może być powodem jej zmartwienia.
– Jolu, chciałabym ci coś wyjaśnić – zacząłem, starając się opowiedzieć jej wszystko jak najdokładniej.
Przeraziły ją moje słowa, ale kiedy zrozumiała, że nie chodzi o zdradę, lecz czysto koleżeńską pomoc, zaproponowała, żebym zaprosił do nas Magdę.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zawahałem się. – Nie chcę, żeby ten drań, który śledzi każdy jej krok poznał nasze miejsce zamieszkania i ciebie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Obiecuję, że poznasz Magdę, jak tylko rozwiążemy tę sprawę.
– A jak chcesz ją rozwiązać? – zapytała, patrząc na mnie swoimi spokojnymi, sarnimi oczami.
Dobre pytanie. Nie miałem bladego pojęcia, w jaki sposób zniechęcić byłego męża do mojej koleżanki. Ona również wyczerpała wszelkie środki. Rozważała nawet wyjazd za granicę, lecz obawiała się, że i tam dopadnie ją prześladowca. Zaślepiony zazdrością o byłą żonę śledził każdy jej krok i groził jej śmiercią.
Był na tyle sprytny, że nie zostawiał po sobie żadnych śladów. Nie dzwonił, nie pisał SMS-ów. Zrobił wszystko, żeby pozostać anonimowym. Gdybym nie spotkał go parę razy pod naszą firmą, gdybym się z nim nie szarpał, nie uwierzyłbym, że Magdzie grozi niebezpieczeństwo. Ale co mogłem z tym zrobić?
Wreszcie nadarzyła się okazja
Odpowiedź na pytanie Joli przyszła jednak szybciej, niż się tego spodziewałem. Na wyjeździe służbowym, z dala od naszego miasteczka…
Oboje tak dobrze bawiliśmy się ze znajomymi z pracy, że odpuściłem sobie pilnowanie koleżanki. W którymś momencie podchmielony postanowiłem się przewietrzyć i przespacerować po pięknej okolicy.
Wpatrywałem się w rozgwieżdżone niebo i snułem plany, że kiedyś zabiorę do tego eleganckiego hotelu moją Jolę. Wtedy nagle usłyszałem czyjś zdławiony krzyk. Niewiele myśląc, ruszyłem w tamtą stronę, potykając się o wystające korzenie drzew i knieje, dotarłem do położonego na nasypie zagajnika.
Najpierw zobaczyłem przyciśniętą do drzewa kobietę. Już chciałem się cofnąć, sądząc, że wszedłem w sam środek miłosnych igraszek, lecz w tej samej chwili w kobiecie rozpoznałem Magdę. Trochę trwało, zanim mój podlany alkoholem umysł rozpoznał w mężczyźnie byłego męża koleżanki i zrozumiał, co się dzieje. Dusił ją! Co do tego nie mogłem mieć złudzeń.
Rzuciłem się więc na drania. Nie wiem, jak długo okładałem go pięściami, gdyby Magda nie odciągnęła mnie od swojego oprawcy.
– Zabijesz go! – błagała, bym przestał.
Gdy zdyszany padłem na ziemię, ostrożnie podeszła do niego. Sprawdziła, w jakim jest stanie i po chwili powiedziała do mnie:
– Uciekaj, zniknij stąd. Wezwę policję i karetkę i powiem im, że ktoś nas tu napadł.
Rzeczywiście, po chwili z oddali usłyszałem dźwięki nadjeżdżających na sygnale samochodów. Męża Magdy opatrzyli na miejscu, po chwili odzyskał przytomność. Zabrali go do szpitala na dokładniejsze badania i obserwację. Magda natomiast wróciła do hotelu. Usłyszałem pukanie do drzwi. Stała w nich Magda. Okryta jedynie szlafrokiem…
To po prostu się stało
Żadne z nas tego nie planowało. Poczuliśmy, że musimy dać upust nagromadzonym emocjom. Kochaliśmy się długo, mocno i namiętnie, jak nigdy jeszcze z nikim się nie kochałem. Tamtej nocy rozpoczął się nasz romans. A właściwie pierwszy z jego epizodów.
Z trudem rozstawałem się z Magdą, ale nie chciałem ranić Joli. To ja wymyśliłem, żeby po naszym ślubie odeszła z pracy i zajęła się domem. To ja pozbawiłem ją pieniędzy i własnego życia, więc czułem się za nią odpowiedzialny. W przeciwieństwie do Magdy, Jola była słaba i całkowicie zależna ode mnie.
Magda także na mnie nie naciskała, jakby nie oczekiwała ode mnie nic oprócz tego, co mogłem jej dać. A ja widząc, jak Jola marnieje w oczach, podjąłem najtrudniejszą z decyzji i rozstałem się z Magdą. Choć tęskniłem, miałem wrażenie, że z Jolą przeżywamy drugi miesiąc miodowy. Żeby odciąć się od wspomnień, zaproponowałem jej tygodniowy wyjazd nad morze. Kupiłem nowe sukienki, obdarowywałem bez okazji kwiatami, a przede wszystkim poświęcałem jej dużo czasu.
– Czy to oznacza, że uwolniłeś koleżankę od byłego męża? – zapytała któregoś dnia znienacka Jola.
Zmieszałem się, ale potwierdziłem, że tak, Magda jest teraz szczęśliwa.
– Jesteś pewien, że on nie wróci?
– Jola przyjrzała mi się uważnie.
– Jestem – roześmiałem się, starając się zatuszować swoje zakłopotanie.
Ucieszyła się i pełna ufności wtuliła we mnie mocniej.
– Mój bohaterze… – wyszeptała, całując mnie namiętnie.
Nie wiedziałem, co mam teraz począć
Pewnie byłbym dzisiaj szczęśliwym mężem z poranionym sercem, gdyby kilka miesięcy później, unikająca mnie na co dzień Magda, nie wpadła na mnie podchmielona na gwiazdkowej imprezie służbowej.
– Nie daję rady bez ciebie… To było coś więcej niż seks. Nigdy nie spotkałam tak opiekuńczego i odważnego mężczyzny – wyszeptała mi do ucha.
Powiedziała mi, że swojego męża widziała kilka miesięcy temu, gdy wyszedł ze szpitala. Zrozumiał, że napad nie był przyadkowym pobiciem, a ostrzeżeniem. Postanowił dać Magdzie spokój, bo własne życie było dla niego więcej warte.
Alkohol sprawił, że przestaliśmy nad sobą panować i tej samej nocy wylądowaliśmy w hotelowym łóżku. Do domu wróciłem nad ranem, z potwornym kacem moralnym.
– Dobrze się bawiłeś? – przywitała mnie uśmiechnięta Jola i podała środek na kaca.
– Tak – bąknąłem, uciekając przed nią do łazienki.
„I co teraz?” – tłukło mi się po głowie. Tamtego dnia nie znalazłem dobrego wyjścia z sytuacji. Podobnie jak w ciągu następnego tygodnia i miesiąca. To Jola odkryła mój romans, przypadkowo natrafiając na nasze namiętne smsy.
– Kochasz ją? – zapytała w ten swój charakterystyczny, łagodny sposób, jakby chodziło o anginę, a nie o zdradę.
Wiedziałem jednak, że serce pęka jej z bólu.
– Nie wiem… Kocham was obie… – wyznałem zgodnie z prawdą.
– Zrobisz, jak zechcesz – powiedziała.
„A jak chcę?” – na to pytanie nie znałem odpowiedzi. Po tygodniach bicia się z myślami, bojąc się, że stracę je obie, odważyłem się zaproponować im trójkąt. Nie byłem podrywaczem, agresywnym samcem alfa. Nie zaplanowałem sobie tego wszystkiego. Po prostu moje życie tak się potoczyło, że pojawiły się w nim dwie kobiety. I musiałem podjąć jakąś decyzję.
– Nie umiem i nie chcę żyć bez żadnej z was – powiedziałem, zapraszając je do hotelu, w którym zaczął się mój romans z Magdą.
Każdej z nich wynająłem osobny pokój, ja sam zamieszkałem w trzecim. Czułem, że zachowuję się, jak ostatni drań, ale naprawdę nie znalazłem lepszego wyjścia z sytuacji.
– Zrozumiem, jeśli mnie porzucicie… Nawet obie – wydukałem nieco przerażony tą wizją.
– Dobrze – pierwsza odezwała się Jola. – Ale nie wymagaj ode mnie, żebym ją polubiła. Nie opowiadaj mi o waszych spotkaniach, nie dziel się jej troskami. Zróbcie wszystko, abym nigdy na was nie wpadła – oznajmiła nam, po czym wstała i wyszła z pokoju.
Wyjechała jeszcze tego samego dnia. Zostaliśmy sami z Magdą, ale tym razem nie śmieliśmy wykorzystywać okazji, więc wróciliśmy do miasta. Osobno. Długo bez niej nie wytrzymałem. I tak żyjemy do dzisiaj. Nie lubię słowa „kochanka”, ani określenia „trójkąt”. Gdyby prawo mi na to zezwalało, ożeniłbym się z nimi obiema, bo są dla mnie równie ważne. Z każdą z nich łączy mnie niezniszczalna więź.
Czytaj także:
„Mąż nie chciał mieć dzieci, więc wrobiłam go w ciążę. Teraz mam brzuch jak dynia, a w środku trojaczki”
„Po powrocie z Anglii ustawiała się do mnie kolejka facetów. To nie mój wdzięk ich przyciągał, ale zapach funtów”
„Nie wierzyłem żonie, że synowie są moimi dziećmi, bo w rodzinie nie rodziły się bliźnięta. Za głupotę słono zapłaciłem”