„Kochałam Sławka, ale jego córka nie znosiła się z moją. Gdy zamieszkaliśmy razem, dziewczyny urządziły nam piekło na ziemi”

kłótnia sióstr fot. iStock by Getty Images, Elva Etienne
„Było coraz gorzej. Ze wspaniałego uczucia, które połączyło nas przed wspólnym zamieszkaniem, powoli zaczął zostawać tylko dym i gruz. Wielka miłość nie pokonała codziennego stresu, napięcia w domu i konfliktu wiszącego w powietrzu. Zaczęłam zastanawiać się, czy ślub to rzeczywiście dobry pomysł”.
/ 10.04.2023 18:30
kłótnia sióstr fot. iStock by Getty Images, Elva Etienne

Sabina była śliczna. To znaczy do dzisiaj jest, ale kiedy pierwszy raz na nią spojrzałam w szpitalu, po porodzie, wydała mi się cudownie piękna, chociaż wszyscy mnie ostrzegali, żebym nie miała zbyt dużych oczekiwań, bo noworodki rzadko bywają ładne.

– Wygląda jak mały, czerwony gremlin, nie? Mam nadzieję, że wyładnieje za kilka dni, bo przyjeżdżają moi rodzice… – westchnął Michał, patrząc na naszą córkę, a ja aż zamrugałam oczami zszokowana.

Już wtedy powinnam się zorientować, co to za człowiek. Ale ja jeszcze przez osiem miesięcy łudziłam się, że poczuje się ojcem, zacznie okazywać dziecku uczucia, pomoże mi w domu i przestanie z taką niechęcią podchodzić do naszej „wpadki”. W końcu każdego dnia rodzą się nieplanowane dzieci i wcale nie musi to oznaczać końca świata.

Niestety, Michał „nie poradził sobie emocjonalnie”, jak to ujęła jego matka. Kiedy się ode mnie wyprowadził, co oczywiście zrobił bez uprzedzenia, zadzwoniłam do niego. Odebrała niedoszła teściowa i odmówiła przekazania telefonu synowi.

– Dobrze wiesz, że on nie planował z tobą życia – rzuciła wyniosłym tonem. – Michał będzie miał żonę i dzieci, ale w odpowiednim czasie. Ta sytuacja go przerosła, musisz to zrozumieć. Będziemy płacić ci alimenty, ale nie oczekuj niczego więcej.

Trudno powiedzieć, żebym była zszokowana tą przemową. Od początku widziałam, jaki wpływ na mojego chłopaka mają jego rodzice, a zwłaszcza matka. Docierało też do mnie, że poza urokiem osobistym i poczuciem humoru, słodki Michaś nie posiada żadnych cech, które czyniłyby życie z nim przyjemnym, czy choćby znośnym. Był roszczeniowy, skupiony wyłącznie na swoich potrzebach, i przyzwyczajony, że o wszystkim decyduje mamusia. No i widać właśnie zdecydowała, że jednak nie będziemy rodziną.

Przyjaciółka ciągle chciała mnie swatać

Mijały lata. W wychowaniu Sabiny najpierw pomagała mi moja mama, potem posłałam ją do przedszkola. Alimenty od Michała, czy raczej jego rodziców były niewysokie, ale w połączeniu z moją pensją dawały nam poczucie finansowego bezpieczeństwa. Miałyśmy mieszkanie i jeździłyśmy każdego lata na wakacje.

– I co? Spotkałaś tam kogoś? – nieodmiennie pytała mnie po urlopie Kaśka, najlepsza przyjaciółka.

– Oj, daj spokój! – zbywałam ją za każdym razem. – Nie mam teraz głowy do facetów, zresztą to wcale nie takie łatwe, kiedy się jest samotną matką małego dziecka…

Naprawdę tak to widziałam. Sądziłam, że w mojej sytuacji trudno będzie poznać kogoś nadającego się do stałego związku. Poza tym po Michale byłam bardzo ostrożna w kontaktach z mężczyznami, bałam się ponownego odrzucenia i zranienia.

– No bo teraz taki facet zraniłby nie tylko mnie, ale też Sabinkę – tłumaczyłam Kaśce. – Wyobraź sobie, bylibyśmy ze sobą, powiedzmy rok, dwa, ona by się przywiązała, a potem trach! Zerwanie, zniknięcie z życia… Przecież dla dziecka to trauma.

Kaśka nie podzielała moich obaw. Uważała, że powinnam pokonać swój lęk przed porażką i spróbować związać się z kimś na stałe.

– Słuchaj, mam dla ciebie idealnego faceta! – oznajmiła mi kiedyś, chociaż sto razy mówiłam jej, żeby mnie nie swatała. – Czekaj, nic nie mów, póki się nie dowiesz, kto to! Ten koleś też ma dziecko. Samotnie wychowuje córkę, a jego Kaja jest tylko rok starsza od twojej Sabinki. Wdowiec, żona zmarła dziewięć lat temu. Mówię ci, to świetny gość, fantastyczny ojciec, mądry życiowo, optymista… Przynajmniej się z nim spotkaj!

W końcu uległam i zgodziłam się przyjść do Kaśki na kameralną imprezkę, gdzie miał być też Sławek. Rzeczywiście, facet był bardzo pogodny. Pomimo niełatwego życia, wciąż patrzył na świat z radością i ciekawością, miał liczne hobby i potrafił słuchać. Impreza jeszcze się nawet nie skończyła, a ja już wiedziałam, że chcę spotkać się z tym człowiekiem ponownie.

– To może pójdziemy z dziewczynkami na łyżwy? – zaproponował, kiedy wymienialiśmy się numerami.

Uznałam, że to fantastyczny pomysł. Sabina uczyła się jeździć od czwartego roku życia, Kaja podobno też nieźle pomykała po lodzie. 

Na początku było trochę drętwo, ale pół godziny po przyjściu śmigaliśmy już po tafli lodu – dziewczynki szybko, obok siebie, my powoli po obwodzie, spokojnie rozmawiając.

– Wiesz, ja raczej nie jestem specjalnie towarzyski – powiedział mi w którymś momencie Sławek tonem tłumaczenia się. – Wolę posiedzieć w domu, poczytać książkę niż iść w jakieś tłoczne miejsce…

– To tak jak ja! – przyznałam.

Mieliśmy ze sobą wiele wspólnego

Pięć minut później padło pytanie o ulubiony serial, kuchnię, miejsce na wakacje i to, co lubimy, a czego nie lubimy w innych ludziach. Właściwie wszystkie odpowiedzi on albo ja kwitowaliśmy okrzykiem: „to tak jak ja!”. Zajęci rozmową, tylko co jakiś czas zerkaliśmy w stronę córek, by skontrolować, czy wszystko w porządku, i dopiero pod koniec jazdy zdaliśmy sobie sprawę, że jeżdżą osobno.

Po wyjściu z lodowiska, zaróżowiona od wysiłku i emocji związanych ze spotkaniem Sławka, zapytałam Sabinę, co myśli o nowej koleżance.

Nie cierpię jej! – potrząsnęła głową. – Jest głupia i mnie denerwuje!

Ta uwaga jeszcze mnie nie zaniepokoiła. Za dobrze znałam Sabinę.

– Ale przecież tak samo mówiłaś o Marcysi z twojej klasy, a teraz siedzicie razem i bardzo ją lubisz – przypomniałam jej spokojnie.

– Marcysia jest inna – oznajmiło moje dziecko z naburmuszoną miną. – Ma psa, a ta Kaja powiedziała, że psy są durne, bo ciągle tylko skaczą i liżą. A ja uwielbiam psy!

– No dobrze – westchnęłam, myśląc jak podejść do tematu z innej strony. – A o czym jeszcze rozmawiałyście? Na pewno jest coś, co obie lubicie.

Niestety, okazało się, że dziewczynki po prostu od razu zapałały do siebie antypatią. Według Sabiny, Kaja była „nadęta i nie umiała się bawić”. Aż bałam się zapytać, co o mojej córce sądzi latorośl Sławka.

– Wiesz, jak to dzieci… – na zadane wprost pytanie zaczął się plątać w odpowiedzi. – Jednego dnia się nie cierpią, a następnego są najlepszymi przyjaciółmi… Dajmy im czas, co? Spotkamy się na pizzy i pomyślimy, co zrobić, żeby się lepiej poznały.

Tak zrobiliśmy. Jedliśmy jednak w napiętej atmosferze, bo nasze córki ostentacyjnie się ignorowały. Wszelkie próby skłonienia ich do rozmowy były torpedowane z obu stron. W końcu Sławek zaproponował:

– Może w niedzielę pójdziemy wszyscy do kina? Co wy na to?

Pomysł był świetny, gorzej z realizacją. Szybko okazało się, że Kaja, dziewięciolatka, uważa animowane bajki za „durnotę” i ogląda tylko prawdziwe filmy z aktorami. Z kolei Sabina wciąż była na etapie rysunkowych księżniczek i smoków.

– Mamo, musisz mnie zabierać na te spotkania z nimi? – stęknęła z teatralnym cierpieniem Sabina po wyjściu z pizzerii. – Nie możesz mnie zostawić z babcią, jak idziesz na randkę z tym Sławkiem? Bo ja już wolę się bawić z Krzyśkiem niż z tą Kają.

Zacisnęłam pięści. Krzysiek był najbardziej znienawidzonym przez moją córkę kolegą z klasy. Kiedyś wlał jej mleko do plecaka, a raz schował ubranie po gimnastyce. Miała powody, by go nie lubić, dlatego oświadczenie, że woli jego towarzystwo niż Kai, przeraziło mnie. Daliśmy więc sobie spokój ze spotkaniami we czwórkę. Uznaliśmy, że najlepiej, by dziewczynki się nie widywały. Przynajmniej na razie. Tak było nawet lepiej – mieliśmy czas tylko dla siebie, swobodę w wyrażaniu czułości, przestrzeń dla budowy związku. Nie myśleliśmy o tym, co nas czeka później.

Bałam się jej reakcji. Niestety słusznie…

Po kilku miesiącach zrozumieliśmy jednak, że łączy nas szczególna więź. Po roku zaś zaczęliśmy planować wspólne życie. Podczas któregoś wieczoru w jego mieszkaniu, Sławek zapytał, czy moim zdaniem dodatkowe dwa pokoje wystarczyłyby, żebyśmy pomieścili się u niego we czwórkę.

– Sąsiad zza ściany sprzedaje swoje mieszkanie, pomyślałem więc, żeby je wziąć na kredyt, usunąć ścianę i połączyć te lokale. Wtedy ty i Sabina mogłybyście się tutaj wprowadzić.

Byłam zaskoczona, ale szybko przyznałam, że to wspaniały pomysł.

– Ja mam własne mieszkanie – dorzuciłam. – Jeśli je wynajmę, to dochód z czynszu będzie mógł pokrywać ratę hipoteczną.

– Czyli myślimy o wspólnocie majątkowej? – uśmiechnął się Sławek i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście, tak właśnie postrzegam naszą wspólną przyszłość.

W domu powiedziałam Sabinie, że Sławek i ja planujemy wspólne zamieszkanie. Długo się do tego przygotowywałam, bo bałam się jej reakcji, i niestety słusznie.

– Co?! Mam mieszkać z tą nudziarą, co nienawidzi psów? – wrzasnęła. – Mamo! To najgłupsza dziewczyna, jaką znam! Nie chcę z nią mieszkać!

Zdenerwowałam się. Oczywiście, przyznawałam swojemu dziecku prawo do wyrażania własnego zdania, ale to mnie raniło. Kaja była córką człowieka, którego kochałam. Po raz pierwszy od rozstania z Michałem odważyłam się zaufać mężczyźnie. Czułam się doceniania, szanowana, pożądana, kochana i nie zamierzałam się tego wyrzekać w imię dziecinnych dąsów mojej córki!

– Ja i Sławek chcemy zamieszkać razem, a to my jesteśmy waszymi rodzicami i my decydujemy, gdzie będziecie mieszkać! – oznajmiłam Sabinie. – Może ci się to nie podobać, ale będziesz widywała Kaję codziennie, więc lepiej się z nią zaprzyjaźnij!

Powiedziałam to w złości i potem żałowałam, że nie wybrałam jakiejś łagodniejszej formy komunikacji. Usiłowałam wycofać się z „nakazu przyjaźni”, odwoływałam się do przykładu z książki, którą kiedyś przeczytałyśmy razem, gdzie dwie dziewczynki w podobnej sytuacji zostały przyszywanymi siostrami, polubiły się i miały mnóstwo fantastycznych przygód.

Niestety, w życiu rzadko bywa jak w książce czy amerykańskim serialu. Kaja i Sabina podczas spotkań, które znowu zaczęliśmy im organizować, okazywały sobie jawną niechęć. Potem ja słyszałam, jaka to ta Kaja nudna i głupia, a i Sławek przyznał, że musi przełykać podobne opinie na temat Sabiny.

Sytuacja zaczęła być bardzo napięta. Kiedy dziewczynki się spotykały, musieliśmy na siłę je integrować, bo obie demonstracyjnie się ignorowały. A im bardziej my się staraliśmy, tym bardziej one się spinały.

– Boże, nie mam już do tego siły… – żaliłam się Sławkowi po kolejnej takiej porażce. – To mnie zżera energetycznie, czuję się jakbym przeorała hektar ziemi na kolanach… Sławek, przecież to się nie uda! Jak sobie wyobrażasz życie we czwórkę, jeśli one tak jawnie się nie akceptują?

– Też mnie to martwi… – westchnął. – Zawsze dbałem o dobre relacje z Kają, a teraz głównie na nią krzyczę, że ma się uspokoić z tymi bzdurami, a ona wrzeszczy, że ja jej nie rozumiem… Nie mam pojęcia, co zrobić. Kocham ciebie i chcę z tobą żyć, ale kocham też córkę.

– Czuję to samo – przyznałam.

Mimowolnie dałam się wciągnąć w ich gierki

Byliśmy do tego stopnia przytłoczeni sytuacją, że postanowiliśmy jeszcze odczekać. Sławek nie kupił mieszkania od sąsiada. Przestaliśmy wspominać córkom o wspólnym życiu. Spotykaliśmy się, żeby posiedzieć razem, poprzytulać się i z rosnącym niepokojem zastanowić się, co możemy zrobić w tej sytuacji.

– Chyba musimy podjąć dojrzałą decyzję – powiedziałam w końcu. – Dziewczynki muszą się dostosować. Nikt im nie każe być przyjaciółkami, ale muszą zrozumieć, że świat nie kręci się wokół nich. Zróbmy to, Sławek: zamieszkajmy razem.

Podjęliśmy więc decyzję. Wzięliśmy razem kredyt i zaczęliśmy spłacać go z wynajmu mojego mieszkania. Sławek poprosił mnie także o rękę. Ustaliliśmy termin na kolejny rok. W domu jednak nie było sielanki. Kaja skończyła dwanaście lat i weszła w okres nastoletniego buntu, Sabina strzelała focha za fochem. Kłóciły się dosłownie o wszystko. Rano budziło nas walenie w drzwi toalety i krokodyle łzy którejś z córek, że ta druga „złośliwie zajmuje łazienkę”. Kaja wiecznie skarżyła się Sławkowi na Sabinę i odwrotnie. Również z nami, dorosłymi, dziewczynki nie miały dobrych relacji – siłą rzeczy ja nie byłam akceptowana przez Kaję, a Sławek stał się obiektem niechęci Sabiny.

– Może idźcie z nimi do psychologa rodzinnego – poradziła Kaśka.

Trochę to pomogło, ale niewiele. Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy przyzwyczajać się do tego, że nasze córki po prostu się nie lubią. Ale mocno rzutowało to nasz związek.

– Kaja twierdzi, że Sabina pożyczyła bez pytania jej spódnicę i oddała ją poplamioną sokiem… Możesz ją o to zapytać? – prosił mnie na przykład Sławek przed zaśnięciem.

– Sabina mówi, że w życiu nie brała nic z szafy Kai – relacjonowałam następnego dnia, po rozmowie z córką, która oczywiście wybuchła płaczem, że ją oskarżam o takie rzeczy.

No to skąd te plamy?

– Nie wiem, ale Sabina nie ma z tym nic wspólnego.

– A może jednak ma, tylko nie chce się przyznać?

– Chyba że Kaja sama sobie coś wylała i teraz zwala na Sabinę?!

Coraz częściej tak właśnie wyglądały nasze rozmowy. Mimowolnie dawaliśmy się wciągać w dziewczęce gierki i to nie robiło nam dobrze.

Było coraz gorzej. Ze wspaniałego uczucia, które połączyło nas przed wspólnym zamieszkaniem, powoli zaczął zostawać tylko dym i gruz. Wielka miłość nie pokonała codziennego stresu, napięcia w domu i konfliktu wiszącego w powietrzu. Zaczęłam zastanawiać się, czy ślub to rzeczywiście dobry pomysł.

To on sprawił, że zapanowała zgoda

Nie zdążyłam jednak wyrazić tej wątpliwości na głos, bo któregoś ranka zerwałam się z łóżka, czując nudności. Niedługo potem potwierdziło się to, co sobie od razu pomyślałam: byłam w ciąży.

– Boże, przecież teraz już musimy się pobrać! – spanikowana zadzwoniłam do Kaśki. – Ty sobie wyobrażasz, co to będzie? Dziewczyny toczą trzecią wojnę światową, my coraz bardziej się od siebie oddalamy i jeszcze dziecko?! Jak ja to wytrzymam? Ja już nie daję rady, a co dopiero…

– Posłuchaj! – stanowczy głos Kaśki przerwał moje lamenty. – Uspokój się! Teraz to ty jesteś najważniejsza! Ty masz prawo do spokoju i pozytywnej atmosfery we własnym domu, a te dwie gwiazdy mają to zrozumieć albo osobiście zagrożę im domem dziecka! Słyszysz mnie, dziewczyno? Skup się na sobie i maleństwie, a od domowników zażądaj ciszy i hamowania emocji. A teraz się rozłączam, bo musisz zadzwonić do Sławka i wszystko mu powiedzieć. Powinien ustawić do pionu wasze córki.

Miała rację, wiedziałam o tym. Wieczorem Sławek i ja powiedzieliśmy dziewczynkom, że będą miały brata albo siostrę. Bałam się gwałtownych albo wręcz negatywnych reakcji, ale obie bardzo mnie zaskoczyły.

– Ilona potrzebuje teraz spokoju i pomocy – powiedział Sławek. – Musicie obie się nią opiekować, kiedy mnie nie będzie w domu. A gdy już urodzi się dzidziuś, tym bardziej będziemy liczyli na waszą pomoc.

– Jasne! – wyszeptała przejęta Kaja.

Obiecały, że nie będą robiły niczego, co mogłoby mnie zdenerwować, swoje konflikty będą załatwiały wyłącznie między sobą. Koniec ze skargami do rodziców. O dziwo, naprawdę tak się stało. Obie nastolatki niemal z dnia na dzień zaczęły zachowywać się dojrzalej. Może sprawił to wreszcie jasny komunikat z naszej strony, a może po prostu przejęły się rolą starszych sióstr. No cóż, grunt, że poprawiły się moje relacje z Kają, a także stosunki między dziewczynkami.

Kiedy urodziłam Wojtusia, stały nad nim ramię w ramię, wzruszone. Obie szczebiotały i całowały go po rączkach i stópkach. Nie, nie zostały najlepszymi przyjaciółkami, ale na pewno starają się jak tylko mogą, aby być najlepszymi siostrami dla swojego malutkiego, przyrodniego braciszka. I to wystarczy, żeby nasza rodzina żyła we względnej harmonii. Sławek często żartuje, że gdyby Wojtuś przyszedł na świat w indiańskiej rodzinie, na pewno nosiłby imię „Ten, Który Przynosi Pokój i Zgodę”. Muszę przyznać mu rację! To dzięki niemu przestaliśmy się kłócić…  

Czytaj także:
„Jestem ojcem nastolatków, a Ilona ma kilkuletnie bliźniaki. Chcemy stworzyć rodzinę, ale nasze dzieci skaczą sobie do gardeł”
„Nie znoszę mojego pasierba. Szczeniak jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Chciałem go ukrócić i wyleciałem z domu”
„Mój związek z Grzesiem byłby idealny, gdyby nie jego córka. Ta mała siksa robiła wszystko, by uprzykrzyć mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA