– Kochana, nie przejmuj się, teraz odżyjesz, zobaczysz – powiedziała Ania i objęła mnie na korytarzu sądu. – Wszystkie moje koleżanki po rozwodzie mówią, że odzyskały życie.
– Jasne – starałam się robić dobrą minę do złej gry. – Po prostu to takie dziwne, że już nie jestem niczyją żoną…
– Przynajmniej jesteś ustawiona finansowo – pocieszyła mnie siostra. – Możesz sobie kupić swoje własne mieszkanie.
Tak zrobiłam. Umeblowałam je po swojemu, a nie jak podobałoby się mężowi.
– Ładnie tu – chwalili znajomi.
Uśmiechałam się. Wreszcie mogłam postawić w sypialni toaletkę z setką buteleczek, pojemniczków i innych dupereli i powiesić na ścianie panoramę mojego ukochanego Paryża. Jedną sypialnię pozostawiłam pustą. Uznałam, że to będzie zachęta dla losu, by zesłał mi kogoś, kto się do niej wprowadzi i urządzi ją po swojemu. Tak, chciałam ponownie się z kimś związać. Wciąż byłam młoda, miałam znakomitą figurę i ładne włosy, a sytuacja finansowa pozwalała mi dbać o urodę i garderobę. Czemu miałabym być sama?
Poświęciłam dla nich swój komfort
– Poproszę na dworzec – rzuciłam, wsiadając pewnego dnia do taksówki.
– Urlop czy podróż służbowa? – zagadnął mnie przystojny kierowca.
– Tylko na trzy dni do Poznania. Na Festiwal Dobrego Smaku – odparłam.
– Zazdroszczę, sam bym pojechał – uśmiechnął się, a potem ucięliśmy sobie pogawędkę o zdrowym jedzeniu.
– Dam pani wizytówkę z moją własną komórką – powiedział z uroczym zakłopotaniem, gdy wyjmował walizkę z bagażnika. – Przyjadę po panią o każdej porze.
Pomyślałam, że to nie wyglądało na przemyślaną strategię marketingową, tylko na… coś osobistego.
W Poznaniu było tłoczno, głośno i nudno. Po powrocie zadzwoniłam z dworca pod numer z wizytówki i sama się zdziwiłam, kiedy na widok znajomej sylwetki kierowcy wysiadającej z pomarańczowo-niebieskiej taksówki serce zabiło mi szybciej.
– Wyjazd się udał? Znalazła pani idealny ser? – zapytał z uśmiechem.
– Udał się średnio – odparłam. – Ale za to przywiozłam trochę innych specjałów. Chętnie... się podzielę.
To definitywnie przełamało lody i wprowadziło naszą znajomość w bardziej osobistą fazę. Zanim wysiadłam, gawędziliśmy jeszcze w aucie. Kiedy przyłapałam się na tym, że sprawdzam, czy na jego palcu nie ma obrączki, wiedziałam już, że dzieje się coś, na co czekałam od dawna.
Tydzień później Grześ odwiedził mnie w moim mieszkaniu. Miał ze sobą słoik jasnego miodu i mały bukiecik różyczek. Ja przygotowałam domowe ciasteczka i brazylijską kawę. Żadne z nas jednak nawet nie udawało, że chodzi o miód i kawę. A kilka tygodni później…
– Wiesz, Magdusiu, muszę ci o czymś powiedzieć – stwierdził niepewnie Grześ.
– Jezu, jesteś żonaty! – wyrwało mi się.
– Nie! – zaprotestował gwałtownie. – Ale byłem. Chodzi o to – zająknął się – że moja żona nie żyje…
– Och! – zakryłam usta dłonią. – Tak bardzo mi przykro... Naprawdę!
– Dziękuję – odruchowo skinął głową – ale jest coś jeszcze. Ja mam córkę. Mieszka ze mną. Ma trzynaście lat.
– Bardzo chętnie poznam twoją córkę, Grzesiu – zapewniłam go szczerze. – Jestem pewna, że się polubimy.
Na początek umówiliśmy się we troje do kina, a potem na hamburgery. Po trzech godzinach spędzonych w towarzystwie Idy zrozumiałam, dlaczego Grzegorz tak zwlekał z przedstawieniem nas sobie. Ta dziewczynka była wprost okropna!
– No więc jak będzie? – Ida przeszła do frontalnego ataku między jednym a drugim kęsem hamburgera. – Teraz pani zajmie miejsce mamy? Będzie pani z nami mieszkać i pytać mnie, co w szkole?
Zaniemówiłam. Z pomocą przyszedł mi Grzegorz. Widziałam, że to dla niego okropnie niezręczna sytuacja, ale starał się być delikatny, żeby mnie nie urazić.
– Iduś, Magda i ja jeszcze nie rozmawialiśmy o przyszłości. Na razie po prostu miło spędzamy razem czas i chcieliśmy, żebyś o tym wiedziała – powiedział, a jego córka przyjęła to bez mrugnięcia powieki.
– To prawda? – nie spuszczając ze mnie wzroku, zlizała kropelkę sosu z palca. – To tylko niezobowiązujące randki? I kiedy mój tato się pani znudzi, po prostu pani zniknie, tak? – spytała wojowniczo.
– Zapewniam cię, że jeszcze ani przez sekundę nie nudziłam się z twoim tatą – odpowiedziałam półżartem, wiedziałam jednak, że Ida po prostu szukała zaczepki.
Chciała mnie zawstydzić, może upokorzyć. A najpewniej po prostu odstraszyć od swojego ojca. Nagle poczułam złość i determinację. O nie! Grzegorz był czymś najlepszym, co mnie dotąd w życiu spotkało, i nie dam sobie tego odebrać jakiejś rozkapryszonej małolacie! Nie ma mowy!
– Znikanie także nie jest w moim stylu – dodałam, patrząc jej prosto w oczy.
Następnego dnia Grzegorz zadzwonił do mnie z przeprosinami. Tłumaczył, że córka straciła matkę w wieku siedmiu lat i strasznie to przeżyła. Od tego czasu spotykał się z różnymi kobietami, ale nigdy żadnej z nich jej nie przedstawił, żeby dodatkowo małej nie stresować. Nie chciał, by pomyślała, że zdradza pamięć jej matki. W efekcie Ida przywykła do myśli, że ma ojca wyłącznie dla siebie.
– Dobrze się zastanowiłaś? – zapytała mnie Ania, kiedy powiedziałam jej, że myślę o zamieszkaniu z Grzegorzem i oczywiście jego dorastającą córką.
– Ona ma już prawie czternaście lat – odparłam z namysłem. – Kiedyś dorośnie, wyprowadzi się, założy własną rodzinę, prawda? A nas czeka wiele lat razem i wspólna starość, jeśli tylko Bóg pozwoli.
– Oby pozwolił – stwierdziła ponuro. – A co do zbuntowanej małolaty, to nie jestem taka pewna, czy to wytrzymasz…
Jak się spodziewałam, Ida wpadła w histerię na wieść o tym, że miałaby się z ojcem przeprowadzić do mojego mieszkania. Zagroziła nawet, że ucieknie z domu. Zdenerwowało mnie to okropnie, natomiast Grzegorz próbował ją tłumaczyć.
– Proszę, zrozum ją! Ona się boi, że zrezygnuje ze wszystkiego, ze szkoły i znajomych z osiedla, żeby tu zamieszkać, a potem my się rozstaniemy i znów będzie się tułać po wynajętych mieszkaniach…
– Dobrze – westchnęłam z rezygnacją. – Doskonale rozumiem jej obawy. Znajdziemy jakieś rozwiązanie, obiecuję.
Była nim sprzedaż mojego pięknego, wymuskanego mieszkania i kupno czegoś innego w dzielnicy Grzegorza i Idy. Dodam, że była to dzielnica brzydsza od mojej i źle się tam czułam. Ale poświęciłam swój komfort, żeby nie wyrywać Idy z jej bezpiecznego środowiska.
Można zapytać, co dostałam w zamian. Ida traktowała nasz dom jak luksusowy hotel, w którym mogła mieszkać, ale nie miała żadnych obowiązków. Na każdą moją prośbę o posprzątanie reagowała podniesionym głosem i miną skrzywdzonego maleństwa. Kiedy kazałam jej odkleić się od komputera, kłamała w żywe oczy, że przygotowuje coś do szkoły, choć dobrze widziałam jakąś grę na ekranie. Tak samo było z telefonem. Wiecznie siedziała z nosem w ekranie.
Czułam się za nią odpowiedzialna, więc próbowałam dyskutować, ale Grzegorz wtedy udawał, że go tu nie ma, i zaszywał się w najdalszym kącie mieszkania. Ani trochę nie wspierał mnie w tych potyczkach.
Jesienią uznałam, że mam dość.
– Grzesiu, musimy coś z tym zrobić – powiedziałam w końcu. – Trudno mi mieszkać z kimś, kto mnie nie cierpi i robi wszystko, żeby mnie zdenerwować. Nie jestem zła na Idę, bo wiem, przez co przeszła, ale to nie może tak trwać. Mieszkamy razem, sprzątam po niej i gotuję jej – czułam, jak się nakręcam od dawna wypieranym gniewem. – Jednak nie jestem tylko sponsorką, służącą i kucharką w jednym!
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– No tak, wiedziałem, że mi to wypomnisz – prychnął, szykując się do wyjścia z pokoju. – Co powiesz jutro? Że mieszkamy w twoim domu, więc mamy się dostosować do twoich zasad? Że rządzi ten, kto płaci rachunki, tak?
– O czym ty w ogóle mówisz? – od razu przycichłam, zaszokowana jego słowami. – Nie mówię teraz o pieniądzach, tylko o mojej roli w życiu twojej córki…
Nie dokończyliśmy tamtej rozmowy. Grzegorz swoim zwyczajem uciekł przed konfrontacją. Zdołałam jeszcze tylko wykrzyczeć, że dłużej tak nie mogę, i jeśli coś się nie zmieni, będziemy musieli zrewidować nasze plany na wspólną przyszłość.
Nie wiem, czy to usłyszał. Wyszedł z domu i nie było go przez cały wieczór. Nie wróciła też po zajęciach Ida, więc domyśliłam się, że poszli gdzieś razem. A ja siedziałam sama w mieszkaniu, którego mimo szczerych chęci nie potrafiłam polubić, i otwierałam kolejne butelki piwa, które od pewnego czasu jakoś dziwnie zalęgły się w naszej lodówce. Po trzeciej poczułam okropne zmęczenie, więc padłam na fotel i prawie natychmiast zasnęłam.
Ileż ja się nerwów najadłam!
Kiedy się ocknęłam, bolała mnie głowa i wszystkie mięśnie. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem omotana kocem, a pod głową mam miękką poduszkę. Kiedy już się umyłam, zadałam sobie pytanie, gdzie są Grzegorz i Ida. Było mocno po północy, a ona miała rano test z chemii. To niepodobne do Grześka, żeby woził ją gdzieś po mieście, kiedy dawno powinna spać! Zadzwoniłam najpierw do niego, potem do niej. Żadne nie odbierało telefonu. Poczułam, że w moje myśli powoli zaczyna sączyć się panika.
Modliłam się w duchu, by nieobecność Grześka i Idy była tylko głupią gierką, a nie wynikała z czegoś poważniejszego. Zadzwoniłam do korporacji, w której wciąż jeździł Grzegorz, żeby spytać, czy ma dzisiaj nocną zmianę.
– Nie, skończył o osiemnastej – usłyszałam. – Ale mogę podać pozycję jego samochodu, widzę ją na mapie – dodała operatorka, która na szczęście mnie znała.
Zapisałam nazwę ulicy i pojechałam tam, nie bacząc na to, że jest druga w nocy. Taksówka była zamknięta i pusta. Na tylnym siedzeniu leżał szkolny plecak Idy. Miałam więc rację, że po zajęciach spotkała się z ojcem i gdzieś zniknęli! Tylko gdzie, skoro samochód był tutaj?
Rozejrzałam się. Byłam w dobrej dzielnicy, stały tu głównie apartamentowce i banki. Kogo mogli odwiedzać Grzesiek i Ida? I dlaczego nie odbierali telefonów?
Nie jestem detektywem, więc po prostu wróciłam do domu. Zamierzałam poczekać jeszcze dobę, potem zawiadomić policję. Jeśli ci dwoje chcieli mnie jakoś ukarać, to wystarczyło, że nie wrócili na noc i wyłączyli komórki. Miałam nadzieję, że to tylko to i nic poważniejszego...
Praktycznie całą noc nie zmrużyłam oka. Przysnęłam dopiero nad ranem i to tuż przed tym, jak zadźwięczał budzik. Pierwsze, o czym pomyślałam, to test z chemii. To był ważny sprawdzian, ministerialny, i jeśli Ida miała go opuścić, to dobrze by było ją usprawiedliwić niezależnie od przyczyn nieobecności. Zadzwoniłam więc natychmiast do szkoły.
Godzinę później odebrałam telefon z nieznanego mi numeru.
– Dzień dobry, mówi Halina W. – przedstawiła się wychowawczyni Idy. – Co się dzieje? Czy z Idą są jakieś problemy?
Zaczęłam mówić coś o zatruciu pokarmowym, ale szybko mi przerwała.
– Chodzi mi o to, że Ida jest dzisiaj w szkole, do przerwy pisała test – głos nauczycielki brzmiał podejrzliwie. – Ale chciałam zapytać: czy nocowała w domu? Bo dzwoniła pani, żeby ją usprawiedliwić, a tak się zdarza, kiedy dziecko ucieknie, a rodzic chce udawać, że nic się nie dzieje… Wie pani, ja tu pracuję dwadzieścia trzy lata, nie takie rzeczy widziałam…
– Jest w szkole? – wykrztusiłam.
– Tak, ale chyba rzeczywiście ma te same ubrania co wczoraj – nauczycielka przerwała na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała. – A zatem co się stało? I czy ma pani kontakt z Idą?
– Nie, właściwie to nie mam od wczoraj… – z ulgi nie miałam siły na kolejne kłamstwa. – Ale dziękuję za informację.
Rozłączyłam się. Nie wiem, co Grzesiek sobie myślał, narażając mnie na taki stres, ale tym razem nie zamierzałam odgrywać anioła wyrozumiałości. Zadzwoniłam do korporacji z prośbą, żeby się ze mną szybko skontaktował. Oddzwonił po godzinie.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęłam, ledwie rozpoznałam jego głos, bo wyświetlił mi się obcy numer. – Dlaczego to robisz??
– Magda, ale co? – wydawał się zdezorientowany. – Rozładowała się bateria i…
– Co?!!! – ryknęłam. – Jak możesz pytać co?! Zniknęliście na całą noc bez wieści, wyłączyliście telefony, ja tu siedzę i sobie wyobrażam nie wiadomo co, a okazuje się, że Ida jest w szkole, a ty w pracy!
– No jest w szkole, bo dzisiaj ma test z chemii. A ja jestem w pracy, bo gdzie mam być? Przecież ci napisałem, że wrócę po rannej zmianie i porozmawiamy, a tymczasem zabieram Idę do babci. Nie chciałem, żebyście znowu się pożarły…
– Do jakiej znowu babci? – zbaraniałam. – I gdzie napisałeś? Co? Kiedy?
– Byłem w domu, jak drzemałaś na fotelu. Nie chciałem cię budzić, więc tylko cię okryłem i wygodniej ułożyłem, zostawiłem pod cukiernicą list i pojechałem po Idę.
Z słuchawką przy uchu pobiegłam do kuchni i dopiero teraz zauważyłam kawałek kartki w kratkę zgięty na pół.
„Kochanie, przykro mi, że nie skończyliśmy rozmowy. To było z mojej strony nie w porządku, że tak sobie wyszedłem. No i to, że wspomniałem o pieniądzach. Bardzo cię za to przepraszam! Naprawdę tak nie myślę. Słyszałem, co mówiłaś w złości – że jeśli nic się nie zmieni, to możemy się rozstać, a tego bym nie zniósł…. Masz rację. Ida zachowuje się wobec Ciebie okropnie. Musi zrozumieć, że Cię kocham i to ona musi się dostosować do nas, a nie my do niej. Ma jednak w tej chwili gorący okres w szkole, więc myślę, że nie powinniśmy załatwiać tego teraz. Dzisiaj po zajęciach zawiozę ją do teściów i kiedy napisze testy, porozmawiamy na spokojnie. Prześpię się u nich, żeby rano odwieźć Idę do szkoły, więc na mnie nie czekaj. Wrócę jutro po pracy. Kocham Cię, pa. G.”
– Magduś? – odezwał się glos przy moim uchu. – Jesteś tam?
– Jestem… – wykrztusiłam. – Czytałam twój list. Nie zauważyłam go wcześniej…
– Boże, więc nie wiedziałaś, gdzie się podziewamy?! – Grzesiek był autentycznie przejęty. – Kochanie, co ty musiałaś przejść! Wiesz co? Skończę zmianę wcześniej i zaraz przyjadę do domu, dobrze?
Zgodziłam się, wycierając oczy. Gdybym wcześniej znalazła ten liścik, nie przeżyłabym całego tego koszmaru! Grzegorz wcale ze mną nie pogrywał ani nie usiłował mnie „ukarać” – to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem…
Przez pierwszy tydzień Ida utrzymywała, że już nigdy nie wróci do domu, bo u babci jest super. Drugi tydzień minął pod znakiem nieco mniejszego entuzjazmu. Na początku trzeciego zjawiła się z powrotem w domu. Wydawała się smutna i jakaś taka przygaszona.
– Ida?! – zawołałam, kiedy niespodziewanie weszła do przedpokoju. – Tata jeszcze nie wrócił z pracy, ale…
– Nie szkodzi, ja właściwie do ciebie… – miała speszoną minę, zagryzała nerwowo wargi. – Możemy chwilę porozmawiać?
– Jasne, siadaj – wskazałam jej kanapę.
– Rany, ależ ja tęskniłam za domem… – rozejrzała się po salonie.
– U dziadków nie jest super? – zdziwiłam się nieco na pokaz. – Słyszałam, że masz telewizor w sypialni, możesz grać na komputerze, ile chcesz, a babcia nie każe ci sprzątać swojego pokoju.
Spojrzała na mnie skruszona. Widać było, że zastanawia się, co powinna teraz powiedzieć. Przez chwilę jakby walczyła ze sobą, ale w końcu odezwała się łagodnie i jakby nieśmiało, co było u niej niespotykane.
– Jest fajnie… To znaczy było przez pierwszych kilka dni. Ale tak naprawdę to wcale nie chcę tam mieszkać. Oni strasznie się starają, żebym zapomniała, że umarła mi mama. Myślą, że ciągle mam traumę i trzeba mnie karmić słodyczami, żebym nie płakała. A prawda jest taka, że ja nawet mamy nie pamiętam – zamilkła na moment. – To znaczy pamiętam, że miała długie włosy i czytała mi bajki, ale nie pamiętam, jak to jest… ją kochać… Więc tak naprawdę nie tęsknię, rozumiesz?
– Nie wiem – powiedziałam. – Ja nie straciłam mamy i nie wiem, jak to jest…
– No widzisz – w jej głosie zabrzmiał lekki triumf. – I dlatego traktujesz mnie normalnie! A dziadkowie i tata boją się czegoś mi zabronić albo kazać, bo przecież jestem taka biedna. A ja już nie mogę już znieść tego traktowania. Chcę, żeby było normalnie. Myślisz, że to głupie? – spojrzała na mnie z zakłopotaniem.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Myślę, że to bardzo dojrzałe, co właśnie powiedziałaś – odparłam. – Myślę też, że wszystko może być normalne, jeśli tylko odpowiednio się postaramy.
– Więc… mogę tu wrócić? – spytała z nadzieją, a to pytanie sprawiło, że nagle wydała mi się krucha i bezbronna.
– Oczywiście, Iduś – poczułam, że do oczu nabiegają mi łzy. – To twój dom, zawsze to powtarzam. Ale jeśli ma być normalnie, to musimy ustalić pewne zasady i się ich trzymać. Wiesz o tym, prawda?
Skinęła głową. Ustaliłyśmy, kto i kiedy dba o porządek w kuchni i łazience. Wspomniałam również o komputerze.
– Nie możesz mnie traktować jak idiotki, ja naprawdę odróżniam gry od stron z informacjami – powiedziałam, siląc się na surowość. – Poza tym od dawna traktuję cię jak córkę i martwię się o ciebie. Tamtej nocy, kiedy nie wróciliście i nie mogłam się do was dodzwonić, przychodziły mi do głowy straszne myśli i nie chcę tego przechodzić po raz drugi. Dlatego proszę cię, żebyś zawsze, ale to zawsze, niezależnie od tego, jak bardzo się pokłócimy, odbierała ode mnie telefony. Rozumiesz? Tak to właśnie działa, kiedy nam na kimś zależy. Dlatego musisz mi obiecać…
– Tobie… na mnie zależy? – nagle zdałam sobie sprawę, że po wciąż dziecięcej buzi Idy płyną wielkie, okrągłe łzy. – Tak jak… na własnym dziecku?
– Cholera, myślałam, że to oczywiste – sama też spróbowałam powstrzymać łzy, ale i mnie się to nie udało.
Chwilę później do domu wszedł Grzesiek i zastał nas za stołem. To znaczy ja siedziałam za stołem, a Ida… ta przecież już duża, poważna prawie piętnastoletnia Ida, siedziała mi na kolanach i ściskała mnie, wtulając się we mnie tak mocno, że nawet nie zauważyła wejścia ojca. Tylko przez chwilę trwał w zaskoczeniu, a potem podszedł i przytulił nas obie. To był przełomowa chwila w naszym życiu.
Czytaj także:
„Robert był przystojny, ale to Stasia pragnęło moje ciało. Sięgałam po najlepsze zagrywki, żeby w końcu go posiąść”
„Choć mąż znęcał się tylko nade mną, to córce zniszczył życie. Powiedziałam: dość! Nie będę dłużej klęczeć przed tyranem”
„Była żona mojego męża zachorowała na raka, na nas spadła opieka nad ich córką. Pasierbica zrobiła nam z życia piekło”