„Nie znoszę mojego pasierba. Szczeniak jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Chciałem go ukrócić i wyleciałem z domu”

Mężczyzna, który ma dość pasierba fot. Adobe Stock, New Africa
„Wiem, że głupio postępowałem. Małego chłopca traktowałem jak rywala! Co za podły kretyn ze mnie! Marysia zawsze czuła, że nie lubię jej dziecka i dlatego mnie do niego nie dopuszczała za blisko. Teraz to zrozumiałem.”
/ 01.04.2022 06:26
Mężczyzna, który ma dość pasierba fot. Adobe Stock, New Africa

Kocham Marię. Jesteśmy ze sobą 10 lat. Zamieszkaliśmy razem, gdy Bartek miał iść do zerówki. Oboje mieliśmy na koncie nieudane małżeństwa i dzieci: ja już dorosłą córkę, ona chłopca, któremu wolno było wszystko.

Dziesiątki razy jej tłumaczyłem, że z chłopakiem trzeba inaczej niż z dziewczyną. Jak się raz coś powie, to żeby się paliło i waliło – nie ma zmiłuj! A ona się najpierw złościła, krzyczała, zakazywała, a potem szła go całować i przytulać.

– Marysiu – tłumaczyłem. – To nie jest metoda. Zacznie cię lekceważyć…

– Skąd wiesz, jak trzeba postępować z synem, skoro masz córkę?!

– Jestem facetem! Pozwól mi się czasem wtrącić. Przecież nie zrobię mu krzywdy – obiecywałem, ale nigdy się nie zgodziła.

Raz mały Bartek zniknął na całe popołudnie. Miał się bawić na skwerku przed blokiem. Jest tam ogromny plac z piaskownicami, zjeżdżalniami, torami przeszkód i drabinkami do wspinaczek. Maria zostawiła go tylko na chwilę:

– Musiałam do łazienki – szlochała – a on się tak ładnie bawił! Obiecał, że się na krok nie ruszy!

Ruszył się, i to tak skutecznie, że szukało go pół osiedla. Nawet policja przyjechała… A kochany synalek Marysi siedział w piwnicy pobliskiego bloku i przez okienko obserwował, jak się miotamy i szalejemy ze strachu. Wylazł, kiedy zobaczył policjanta z psem, śmiejąc się, że zrobił nam taki fajny dowcip!

Maria – szczęśliwa, że się znalazł – kupiła mu natychmiast konsolę do gier i furę słodyczy, a ja po raz pierwszy zrozumiałem, że nic nie poradzę.

Stoję na straconej pozycji!

Cała szkoła podstawowa Bartka i gimnazjum to był horror. Co najmniej raz w tygodniu Marię wzywali różni nauczyciele. Nie dlatego, że Bartkowi źle szło – bo on jest piekielnie inteligentny, wszystko łapie w lot, tylko kompletnie mu nie zależy.

Przynosił jedynkę za jedynką, a dzienniczek puchł od wpisów, że nie uważa, że gada na lekcjach, że nie odrabia prac domowych. Gdyby Maria choć raz się zgodziła, żeby Bartka zostawili w tej samej klasie na drugi rok, toby się nauczył, że nie można sobie bezkarnie bimbać.

Ale ona stawała na głowie, żeby go wyciągnąć z każdego szamba. Korepetycje, siedzenie po nocach, wizyty u pedagoga. Oczywiście dostawał świadectwo, a razem z nim… prezent za promocję!

– Marysiu, kręcisz bat na własną skórę – ostrzegałem – On musi poczuć, że każda przyczyna ma skutek! Na razie mu się udaje, bo wszystko za niego naprawiasz.

– Niech wie, że ma matkę, na którą zawsze może liczyć! – odpowiadała.

Maria jest wspaniałą kobietą: piękną, dobrą, mądrą i czułą. Całe życie szukałem takiej partnerki. Jednak przyznam się, że parę razy byłem o krok od decyzji o rozstaniu. Bo jeśli się kłóciliśmy, to tylko o Bartka.

– Jesteś zazdrosny? Jak to możliwe, żeby dorosły chłop nie miał tolerancji dla dziecka?

– Mam tolerancję. Wkurza mnie tylko, że chłopak tak wszystko rozmienia na drobne i że się marnuje. Nie widzisz tego?

– Wyrośnie. Daj mu spokój. Nie wtrącaj się.

Moja córka rzadko do nas przyjeżdżała

Lubią się z Marią i – o dziwo – w sprawie Bartka trzymają zgodny front.

– Czego ty chcesz, tato? Chłopak jest super. Ty masz pojęcie, ile on wie o świecie? Rzadko się spotyka takie mądre małolaty.

– Ciebie też owinął, jak chciał!

– Jesteś uprzedzony. Wyluzuj…

Dwa lata temu Maria miała drobny zabieg chirurgiczny. Przez parę dni była w szpitalu. Zostałem sam na gospodarstwie i wówczas Bartek kompletnie mnie zaskoczył.

Wstawał bez żadnego budzenia. Sprzątał po sobie ze stołu. Mył wannę po kąpieli (wcześniej nigdy tego nie robił!). Nie włóczył się wieczorami. Rozwiesił pranie na suszarce i odkurzył dywany, choć zazwyczaj twierdził, że „to robota głupiego”.

Żałuję, że go nie pochwaliłem, nie powiedziałem na przykład: „Stary, doceniam to, co robisz”. Ale ja uważałem, że nie ma co chwalić za normalność. Kiedy Maria po powrocie zapytała: „Jak tam w domu? Jak Bartek? –  powinienem był przy nim opowiedzieć, jak mi pomagał i jaki był fajny.

Nie zrobiłem tego. Od tej pory chłopak zaczął mówić o mnie „wiochman”… W tym przezwisku wyczuwałem kpinę, chęć poniżenia i brak szacunku. Skręcało mnie ze złości, że smarkacz pozwala sobie na złośliwości! Zaczęła się wojna podjazdowa.

– Niech nie sprząta. I tak nie potrafi, więc po co ma się starać? – mówiłem do niej.

– Niektórzy mają uproszczone pojęcie o pożytecznym spędzaniu czasu – odpowiadał on. – Według ciebie człowiek tyle jest wart, ile razy sprawnie machnie miotłą?

Zawsze tak się do mnie zwracał. Pełnymi zdaniami. Ładną polszczyzną. Z ironicznym uśmiechem. I doprowadzał mnie do szału! Najbiedniejsza była Marysia. Ciągle między młotem a kowadłem. Wiecznie zdenerwowana, napięta, gotowa do łagodzenia naszych sporów. Obu nas kochała, a myśmy ją ranili, chcąc, żeby dokonała wyboru.

Byliśmy jak stary i młody kogut 

Doszło do tego, że nie mogliśmy znieść przebywania w jednym pomieszczeniu. Bartek, jeśli już był w domu, siedział w swoim pokoju, ja w salonie, a Marysia biegała od jednego do drugiego, próbując pogodzić wodę z ogniem. Tak było do czerwca…

Rozmawiali o nowej szkole Bartka. Skończył gimnazjum i zupełnie dobrze zaliczył testy. Marysia namawiała go, żeby przeniósł papiery do dobrego, znanego liceum. On chciał się uczyć w słabszej szkole, ale tam, gdzie będą dotychczasowi koledzy. Nie miał zamiaru świadomie podnosić sobie poprzeczki. Wtedy jęzor mnie zaświerzbił…

– Nigdy nie miałeś ambicji i charakteru – wypaliłem. – Niczego nie osiągniesz!

– Dosyć! – zawołała z pasją Marysia. – Nie życzę sobie takich uwag o moim dziecku! Mam dosyć! Możesz się pakować.

A ja jak idiota brnąłem dalej…

– Marysiu, musisz wybrać między nami. Dalej tak się nie da!

– Właśnie wybrałam. Pakuj się!

Zacząłem żałować, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi. Wiem, że głupio postępowałem. Bartek był dowodem, że Maria miała już w swoim życiu kogoś ważnego, kogo kochała, więc skręcało mnie z zazdrości.

Małego chłopca traktowałem jak rywala! Co za podły kretyn ze mnie! Marysia zawsze czuła, że nie lubię jej dziecka i dlatego mnie do niego nie dopuszczała za blisko. Teraz to zrozumiałem.

Próbowałem ją przepraszać, lecz ona powiedziała wtedy:

– Niech ci Bartek wybaczy…

„Mam się kajać przed nastolatkiem? – pomyślałem. –  Czy ona nie przesadza?”. Ale dni mijały, a ja coraz bardziej tęskniłem – za Marysia, za domem, który mi stworzyła. W końcu wystukałem numer na komórce

– Bartek. Chcesz ze mną pogadać?

– Spoko – usłyszałem. – Przyjeżdżaj!

Czytaj także:
„Mąż po 17 latach małżeństwa odszedł do 28-letniej kochanki. Po 2 latach wrócił i chciał grać na dwa fronty”
„Byłam kobietą sukcesu i gardziłam facetami z klasy robotniczej. Przez swoje widzimisię miłość przeszłaby mi koło nosa”
„Nie dość, że teść rozkradał nasze ślubne koperty, to jeszcze wciskał mi łapówkę za milczenie. Co to jest za rodzinka?”

Redakcja poleca

REKLAMA