„Jestem pisarką i zostałam bohaterką własnej powieści. Po latach odnalazł mnie szkolny przystojniak i wyznał miłość”

Kobieta w kwiecie wieku fot. iStock by GettyImages, FreshSplash
„Kochałam go, ale nie mogłam go mieć. Po piętnastu latach okazało się, że on też za mną szalał. W międzyczasie podupadłam na zdrowiu fizycznym i psychicznym, ale gdy stanęłam na nogi, los wreszcie nas połączył”.
/ 12.12.2023 12:30
Kobieta w kwiecie wieku fot. iStock by GettyImages, FreshSplash

Uczucie na sześć liter…  „Miłość”. No oczywiście! Przecież nie mogło być inaczej. Wprawdzie „smutek” też zmieściłby się w kratkach krzyżówki, ale już nie pasowałby idealnie do innych haseł. Nic dziwnego. Smutek jest niemedialny, a program telewizyjny – owszem. Niepotrzebnie skusiłam się na zestaw do gotowania na parze, który jest nagrodą w konkursie krzyżówkowym. Nigdy w życiu nic nie wygrałam.
Mam pecha. Od zawsze.

A autorzy tej krzyżówki chyba nie lubią mnie jakoś szczególnie. Bo kto to słyszał, żeby kazać wpisywać słowo „miłość” komuś, kto pewnie nigdy jej nie doświadczy? To znaczy ja kochałam nieraz, lecz zwykle bez wzajemności.

Kilogramów więcej, przyjaciół mniej

Jestem gruba – tak twierdzi większość moich znajomych nieznajomych spod bloku. I naśmiewają się, ile wlezie. Tak mnie zastraszyli, że wychodzę z domu co trzeci dzień.

Dobrze, że pracę mam zdalną, bo mogłoby być ciężko. Jestem mało odporna na docinki, nic na to nie poradzę. Nie chcę słuchać śmiechów, durnowatych uwag i złośliwości. Sama doskonale wiem, jak wyglądam. Nic z tym nie robię, to prawda. Ale, do cholery, jak mam schudnąć, skoro boję się wyjść z domu?! Biegając pomiędzy kuchnią a pokojem?!

Jednak chyba najgorsza jest samotność. Ona zabija wszystkie chwalebne postanowienia. Kiedy nie mam z kim pogadać, jem. Smutki zabijam słodyczami. Czekolada nadaje się do tego idealnie. Idealnie też odkłada się na biodrach i nie tylko.

Od tych rozważań poczułam nagłą potrzebę pospacerowania. Już nie tylko po to, żeby spalić zbędny tłuszczyk, bo on tak łatwo nie da się spalić. Chciałam pooddychać świeżym powietrzem, wystawić twarz na promienie słońca, chociaż przez chwilę poczuć, że jestem pośród ludzi.

Zamieniłam domowe ciuchy na coś bardziej wyjściowego, w biegu przeczesałam włosy i narzuciłam na ramiona kurtkę. Nie patrzyłam w lustro. Wyglądałam jak zwykle, żadnych rewelacji nie mogłam się spodziewać. Moi dręczyciele nie siedzieli na ławce. Uznałam to za dobry znak. Pośpiesznie opuściłam blok i skierowałam się w stronę parku. Minęłam trzymającą się za ręce parę nastolatków.

Też kiedyś miałam te naście lat, ale zamiast zawracać sobie głowę chłopakami, siedziałam z nosem w książkach. I odkładał mi się tłuszczyk, bo podczas nauki zawsze podjadałam. Cena wiedzy. Co z tego, że zdałam maturę najlepiej w szkole, skoro byłam sama z moim wielgaśnym tyłkiem? Później, siłą rozpędu, przybywało mi wiedzy i kilogramów, za to ubywało znajomych i przyjaciół…

Szybko pożałowałam decyzji o spacerze. Na ławkach – objęci zakochani; w zacienionych zakątkach – całujące się pary; w alejkach biegnących pomiędzy kobiercami kwiatów – szczęśliwe rodziny z dziećmi. Tylko ja tu nie pasowałam. Zawróciłam. Po drodze do domu wstąpiłam jeszcze do sklepu. Po czekoladę, a jakże. Ostatecznie mnie też się należy odrobina przyjemności.

Artur? No jasne, że cię pamiętam

– O, nasza Miss się pojawiła! – usłyszałam drwiący okrzyk.

– A zobaczcie, jak jej wszystko podskakuje! – dodał inny prześmiewca.

– No, uroczo!

Ten śmiech! Drwiący, chłoszczący. Chciałam zapaść się pod ziemię. Zniknąć.

– A co to ma znaczyć? – ironiczny rechot dresiarzy przerwał mężczyzna, który wychodził ze sklepu. – Nie wiecie, że kobiecie należy się szacunek?

– Kobiecie tak – zgodził się jeden z żartownisiów. – Ale to jest utuczona świnia.

– A ty jesteś pusty, skoro widzisz tylko ciało.

– Trudno nie zauważyć tego cielska, skoro tarasuje cały chodnik! – zarechotał gnojek.

– A wasza głupota psuje powietrze. Wynocha mi stąd, bo powiem właścicielowi, żeby wam więcej piwa nie sprzedawał.

Argument piwa zadecydował. Poszli. A ja stałam i nie wiedziałam, co ze sobą począć. Mężczyzna wydał mi się znajomy. Ten głos: niski, zmysłowy. Spojrzenie intensywnie zielonych oczu. Znałam je kiedyś. Wtedy było ocienione czarną, zawadiacko wystrzępioną grzywką. Teraz mogłam je podziwiać bez osłon. Było szczere i dobre. A może po prostu chciałam widzieć w nim dobro?

– Cześć, Mela – usłyszałam i już nie miałam wątpliwości, że znam swojego obrońcę.

Nie znosiłam, kiedy tak zdrabniano moje imię, Amelia. Było tak samo grube jak ja.

– Cześć, Artur – powiedziałam.

– Dlaczego pozwalasz im się tak traktować?

– A co ty myślisz, że pytają mnie o pozwolenie? – zapytałam, nie kryjąc złości.

No cóż, zaatakowałam niewinnego. Zaatakowałam tego, który stanął w mojej obronie. Chyba jednak nie spodziewał się wdzięczności? Nie zawsze był taki niewinny! Nieraz ciągnął mnie za włosy, naśmiewał się, kiedy nie mogłam trafić piłką do kosza. Tak, miał wtedy naście lat, ale czy to jest usprawiedliwienie? Na szczęście nie wiedział, że kochałam się w nim jak wariatka, bo miałby kolejny powód do drwin. Przecież wybrał Renatę i prowadzał się z nią demonstracyjnie po szkolnych korytarzach. To był jeden z powodów, dla których zrezygnowałam z życia towarzyskiego na rzecz nauki.

– Stoisz jak cielę i grzecznie słuchasz, a to jest przyzwolenie – pouczył mnie Artur.

– Nie jak cielę, tylko jak wypasiona świnia – fuknęłam.

– Oj, Mela, z takim podejściem to ty długo nie pociągniesz.

– I bardzo dobrze.

– A ja jestem innego zdania… Kupujesz coś tutaj?

– Właściwie nie.

– To zapraszam na spacer.

– Ale…

– No chodź, ślicznie jest, szkoda siedzieć w domu.

Niespiesznym krokiem podążyliśmy w stronę parku. Wprost nie mogłam uwierzyć, że obok mnie idzie chłopak, za którym kiedyś oglądały się wszystkie dziewczyny z liceum. A kiedy usiedliśmy na ławeczce, a on wyjął z plecaka książkę i zaczął mi o niej opowiadać, wybaczyłam mu obojętność, którą mnie kiedyś częstował. Nie wiedział oczywiście, że to moja książka. Publikuję pod pseudonimem. Uznanie w jego głosie oraz pewność, że przeczytał to, nad czym pracowałam przez wiele miesięcy, wystarczyły.

– Nie wiedziałam, że lubisz książki – powiedziałam, żeby ukryć wzruszenie.

– Wielu rzeczy o sobie nie wiemy – uśmiechnął się, a mnie serce mocniej zabiło. – Jeszcze…

Zignorowałam ostatnie słowo. To nic, że zabrzmiało jak obietnica. Nie będę sobie nic obiecywać po jednym przypadkowym spotkaniu i miłej rozmowie. Nie mam już nastu lat. Nie zakochuję się na pstryknięcie palcami.

I dobrze. Bo teraz jestem Baleronem vel Utuczoną Świnką. Ponoć dystans do siebie jest nieodzowną cechą ludzi napiętnowanych. I ja go mam. Czasami. Tamtego dnia miałam, bo świat był jakby piękniejszy niż wczoraj.

Artur odprowadził mnie pod sam blok. Jego obecność skutecznie zamknęła usta okupującym ławkę dręczycielom.

Czy to mi się śni?!

A może by tak zamknąć im usta na zawsze? Byłam gruba, ale przecież mogłam schudnąć! Stanęłam przed lustrem. Zobaczyłam tam dobrze znaną twarz. Teraz nawet ładną, z lekko zarumienionymi policzkami i blaskiem w oczach. Naprawdę mogłam się podobać. 

Postanowiłam coś ze sobą zrobić. Zaczęłam od wyrzucenia do śmieci wszystkich słodyczy. Nie będę napychać się tym świństwem! Koniec. Później usiadłam do komputera, żeby wyszukać dla siebie zestaw ćwiczeń odchudzających. Tylko od czego powinnam zacząć? Tłuszcz zalegał na biodrach, udach, brzuchu, nawet na plecach miałam go za dużo.

„Nie zastanawiaj się, nie kombinuj, tylko rusz tyłek – przeczytałam na jednej ze stron. – Siedząc
i myśląc, nie spalisz tłuszczu”. Racja. Mela, dość marudzenia!

Włączyłam pierwszy z brzegu filmik i rozpoczęłam ćwiczenia. Zmachałam się w połowie. Na koniec bałam się, że wypluję płuca. Co? Mam to powtórzyć jeszcze trzy razy? Nigdy w życiu!

Chwyciłam butelkę z wodą i opadłam bezwładnie na fotel. To ponad moje siły! Nie dam rady! Nie ma mowy, to bez sensu. W nocy śnił mi się Artur. Patrzył tymi swoimi zielonymi oczyskami i mówił, że jestem piękna. I w tym śnie byłam piękna! To znaczy, wyglądałam tak samo, jak teraz, ale czułam się piękna.

„Chcę taka być” – postanowiłam. Dlatego rano, zamiast śniadania, zafundowałam sobie kolejną porcję ćwiczeń. Wypiłam kawę bez cukru i usiadłam do pracy. Nie mogłam się jednak skupić, bo w brzuchu mi burczało.

W lodówce miałam tylko mleko. Ugotowałam więc sobie kaszkę mannę. Okropieństwo. Trudno. Najważniejsze, że zapchałam żołądek.

Po południu miałam już dość odchudzania. Przed wygrzebaniem czekolady z kosza powstrzymało mnie jedynie obrzydzenie. Musiałam uzupełnić zapasy. Teraz. Nieważne, że uroczy żartownisie siedzą pod blokiem. To będzie czas ich triumfu.

– O, Baleron dziś bez księcia – usłyszałam komentarz.

– Pewnie utonął w tłuszczu.

Zagryzłam dolną wargę, żeby się nie rozryczeć. Jednak zamiast do sklepu poszłam na bazarek, gdzie wypełniłam torbę warzywami i owocami. Nie dam satysfakcji ani im, ani głodowi!

– Pomogę ci – zaproponował Artur; znowu stanął niespodziewanie na mojej drodze.

Czyżby mnie śledził? Bzdura! Po co miałby to robić?

– Nie trzeba, dam radę.

– Nalegam.

Zgodziłam się tylko dlatego, że torby były naprawdę ciężkie. Artur wniósł mi je aż do kuchni, więc zaproponowałam herbatę.

– Teraz nie mogę, mam spotkanie w mieście, ale może… Mela, co robisz w sobotę?

– Ja?

– A widzisz tu kogoś poza nami?! – roześmiał się.

– Nic nie robię – najeżyłam się nieco. – Odkurzę, wyniosę śmieci, nie wiem.

– Wieczorem proponuję kino.

– Ale ja…

– Nie masz nic do roboty, więc chyba możesz się ze mną spotkać, prawda? O siedemnastej przed blokiem.

– Może jeszcze na ławeczce, co? – zadrwiłam.

– Na ławeczce – zgodził się.

– Będę czekał.

Wyszedł, a ja nie miałam pojęcia, czy przypadkiem mi się to wszystko nie przyśniło.

Na wszelki wypadek zrobiłam przegląd szafy. Za dużego wyboru nie miałam, a nic nowego nie chciałam kupować. Nie lubię sklepów z ciuchami, bo tam przeważnie nie ma dla mnie rozmiaru. A jak uda mi się coś znaleźć, to jest brzydkie i babciowate. Zresztą teraz kupować nic nie będę, bo mam chudnąć, prawda?

Z najniższej półki wyciągnęłam tunikę. Była odpowiednio długa i wystarczająco szeroka. Nie obciskała fałdek tłuszczu. Mogłam do niej włożyć nawet trochę za ciasne spodnie, bo wszystko kamuflowała. Spojrzałam w duże lustro. Żadnych fajerwerków, ale prezentowałam się przyzwoicie.

Czułam, że jestem zbędna

W sobotę o siedemnastej wyszłam przed blok, nie bardzo wiedząc, czy spotkam tam Artura. Był. Siedział na ławeczce i uśmiechał się do mnie. Czy on naprawdę nie dostrzegał mojego tłuszczu? A może się z kimś założył, że zawróci mi w głowie? Postanowiłam trzymać dystans, lecz było to bardzo trudne.

Po kinie poszliśmy do knajpy. Aż mnie skręciło, kiedy poczułam zapach jedzenia. Miałam ochotę na wielgaśną pizzę albo hamburgera z frytkami. Zamówiłam jedynie sałatkę. A co, ostatecznie chciałam wyglądać jak człowiek!

Zanim dostałam swój superzdrowy i niskokaloryczny posiłek, Artur zdążył wypić dwa piwa. Nie patrzył na mnie. Był dziwnie milczący. Tylko pił. Czułam, że jestem zbędna, ale nie mogłam tak po prostu wyjść. Kelnerka przyniosła dla mnie sałatkę, a dla niego kolejne piwo. Ja dłubałam w talerzu, on się upijał.

Właśnie tak, bo pragnienie już na pewno zaspokoił. Chciał zamulić zmysły i uczucia alkoholem. Powiedzenie, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak, dotarło do mnie z bolesną brutalnością. Najwidoczniej Artur nie mógł już na mnie patrzeć na trzeźwo.

– Pójdę już – powiedziałam, wreszcie wstając.

– Dlaczego, Mela? – zapytał, patrząc na mnie nienaturalnie błyszczącymi oczami. – Chyba mąż w domu nie czeka i dzieci nie płaczą? Zostań.

Nie wiem, czy celowo sprawił mi przykrość, czy po prostu tak wyszło. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Wyszłam. Słyszałam, że woła coś za mną, ale nie słuchałam. Po prostu uciekłam. Zaszyłam się w swoim bezpiecznym mieszkanku, wtuliłam twarz w poduszkę i ryczałam jak małe dziecko.

Rano obudziło mnie natarczywe dzwonienie. Uderzyłam budzik. Dzwoniło dalej. Sięgnęłam po telefon – milczał.

Co jest, u czorta? Czyżby ktoś dobijał się do drzwi?

Poczłapałam do przedpokoju. W wizjerze zobaczyłam ogromny bukiet kwiatów. Pewnie kurier do sąsiadki z piątego piętra. Znowu się pomylił.

– Dzień dobry, pani Amelia R.? – zapytał facet, kiedy otworzyłam.

– Tak, ale…

– Proszę pokwitować – powiedział, podając mi druczek.

Machinalnie złożyłam podpis w odpowiedniej rubryczce, po czym przejęłam bukiet. Był śliczny i rewelacyjnie pachniał. W mieszkaniu zrobiło się jakby weselej, kiedy stanął w pokoju pod oknem. Dostrzegłam tkwiącą między kwiatami kopertę.

„Amelko, nie mam odwagi spojrzeć Ci w oczy, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. Przepraszam za wczoraj. Artur”

No jasne, że mu wybaczyłam, jak zwykle. Zawsze wszystko mu wybaczałam. Ale postanowiłam, że więcej nigdzie z nim nie pójdę. Niech spada i upija się samotnie albo w innym towarzystwie.

A więc znałeś moją tajemnicę od dawna?

Moje życie biegło swoim rytmem. Nieco innym niż zwykle, bo ktoś przestawił mnie na nowy tor. Zamiast czekolady chrupałam rzodkiewki albo płatki kukurydziane. Dwa razy dziennie ćwiczyłam z megaszczupłą dziewczyną z filmiku na YouTubie. A zamiast frytek i pizzy jadłam gotowane warzywa, zupy i duszone mięso. Artur zniknął tak szybko, jak się pojawił.

I dobrze, niepotrzebnie rozbudził we mnie dawno zapomniane uczucie. O dziwo, wraz z jego zniknięciem zamilkli żartownisie spod bloku. Już nie goniły za mną złośliwe komentarze.

Minął miesiąc, później drugi i trzeci. Doszłam do wniosku, że powinnam jednak kupić nowe ciuchy, bo stare się rozciągnęły.

Któregoś dnia weszłam do sklepu z głupią nadzieję, że znajdę coś dla siebie. Nawet zapytałam nieśmiało ekspedientkę, czy będzie miała dżinsy w odpowiednim rozmiarze.

– Oczywiście – zapewniła mnie i zniknęła pomiędzy półkami.

Po chwili podała mi ciemnoniebieskie spodnie, ale jakieś takie małe. Kpiła sobie, czy co?

– A nie ma większego rozmiaru? – zapytałam.

– Jest, oczywiście – powiedziała. – Ale te będą na panią dobre. Proszę przymierzyć.

No, skoro ona tak twierdziła, to weszłam do przymierzalni i włożyłam spodnie. Leżały… świetnie! I czułam się w nich rewelacyjnie. A z lustra patrzyła na mnie całkiem zgrabna dziewczyna. Tylko bluzkę miała za wielką.

Na to jednak miła ekspedientka szybko znalazła sposób. Kupiłam sobie nawet buty na koturnie. Jak szaleć, to szaleć!

Po powrocie do domu napisałam swojemu wydawcy, że jeśli czytelnicy nadal chcą się ze mną spotkać, to ja bardzo chętnie.

„Skoro już nie noszę spodni wielkości namiotu, to chyba mogę pokazać się ludziom na oczy” – pomyślałam sobie.

Wieczorem włożyłam nowe ciuchy i poszłam na spacer. Musiałam się nacieszyć nową Amelią. Szkoda, że na ławce nie było moich prześladowców. Z przyjemnością bym poobserwowała ich reakcję. Cóż, tym razem nie mogłam, zadowoliłam się więc spacerkiem po parku. To nic, że pełnym zakochanych.

Może Amelia, którą się staję, też kiedyś spotka swojego księcia? Wiem, nadzieja matką głupich. Książę musi się upić, żeby spokojnie znieść moje towarzystwo.

– Mela… – Artur znowu niespodziewanie stanął na mojej drodze. – Porozmawiaj ze mną.

– O czym? – zapytałam, przystając. – O tym, że w domu nikt na mnie nie czeka?

– O tym, że ja czekam.

– A niby na co?

– Na ciebie.

– Ach tak, na mnie! – zadrwiłam. – Pewnie dlatego, że mam ciuchy dwa rozmiary mniejsze, co? Idź sobie. Daj mi spokój.

– Nie obchodzi mnie rozmiar twoich ciuchów.

– A co?

– Ty! – chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie. – Zawsze liczyłaś się tylko ty, rozumiesz?

– Nie.

– Te głupie żarty w szkole były po to, żebyś zwróciła na mnie uwagę. Za późno zrozumiałem, że nie tędy droga. Stałaś się niedostępna, zamknięta w sobie, na mnie patrzyłaś jak na wroga. Więc próbowałem szczęścia z innymi. Nawet się ożeniłem.

– Więc jesteś żonaty?

– Rozwiodłem się, bo chociaż miałem piękną, mądrą żonę, to nie potrafiłem przy niej zapomnieć o tobie. Dlatego postanowiłem cię odnaleźć i… dowiedziałem się, że piszesz książki. Piękne książki…

Nie widziałam, jak mam skomentować fakt, że poznał moją tajemnicę. Poczułam się skrępowana, więc zaatakowałam: – To dlatego najpierw się upiłeś, a później pokazałeś mi, że jestem samotnym nieudacznikiem?

– Nie, Mela – zaprzeczył stanowczo. – Już nie jestem nastolatkiem stosującym końskie zaloty. Piłem, bo nagle zabrakło mi odwagi, żeby wyznać, jak bardzo jesteś dla mnie ważna…

Czytaj także:
„Córka oznajmiła, że nie ochrzci dziecka. Chcę po kryjomu zabrać Stasia do księdza i zmyć z niego grzech pierworodny”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja towarem. Lepiej płakać w willi, niż pod mostem”

Redakcja poleca

REKLAMA