Ty chyba powinnaś wyjść za lekarza – śmiała się przed laty moja kochana mama. Wszystko przez to, że wyjątkowo dużo czasu spędzała ze mną na ostrych dyżurach. Sama nie wiem, dlaczego przez całe dzieciństwo miałam wyjątkowy talent do wszelkich kontuzji – jak nie rozbita głowa, to rozcięty łokieć, ciągle chodziłam z jakimś opatrunkiem! No ale tak jak wyrasta się z łażenia po drzewach, tak ja wyrosłam z tego bolesnego pecha. A stało się to za sprawą miłości. Odkąd bowiem zaczęłam spotykać się z Mirkiem, nie zwichnęłam sobie nawet nadgarstka.
Utuczył i zwiał
Mirek był cukiernikiem, a że bardzo mnie kochał, dawał temu wyraz w sposób najsłodszy z możliwych, mianowicie obsypując mnie… nie, nie pocałunkami, lecz słodyczami. Zamiast bukietów dostawałam torty w kształcie serca, zamiast pereł i diamentów – przepyszne ciasteczka.
– Mam cię więcej do kochania – mówił, kiedy martwiłam się, że z miesiąca na miesiąc jestem coraz grubsza.
Niestety, nadszedł dzień, w którym Mirek wreszcie przejrzał na oczy. Wtedy to spakowawszy swoje rzeczy powiedział: „Wybacz, już cię nie kocham” i wyszedł, starannie zamykając za sobą drzwi.
Zostałam sama – biedna, samotna grubaska.
Znów wypadek!
Jak zaczęłam płakać w drugi dzień świąt, to skończyłam dopiero w sylwestra. Spojrzałam w kalendarz i już miałam na powrót pogrążyć się w otchłani rozpaczy, gdy nagle przypomniałam sobie, że jestem zaproszona do kolegi na prywatkę. Przypudrowałam więc nos, wcisnęłam się w najlepszą kieckę i z postanowieniem: „Dziś zaczynam nowe życie!” – wyszłam z domu.
Taka byłam z siebie zadowolona, że przechodząc przez jezdnię, zupełnie nie zwróciłam uwagi na uliczne światła. Udało mi się wprawdzie umknąć przed zderzakiem granatowego forda, ale, niestety, przed furią kierowcy już nie uciekłam.
– Co z tobą, życie ci niemiłe?! – rudy jak wiewiórka, rozeźlony facet patrzył na mnie ze złością.
Normalnie bym przeprosiła, ale chyba byłam w szoku, bo pokazałam ryżemu złośnikowi język. Odjechał, a ja odwróciłam się z impetem i… Chyba straciłam przytomność, bo kiedy otworzyłam oczy, ktoś szarpał mnie za ramię pytając, jak się nazywam.
Pamiętam jeszcze sygnał karetki, potworny ból złamanej nogi, a potem już tylko cichutkie kap, kap, kap… kroplówki.
Coś białego przefrunęło tuż obok, chyba nawet lekko mnie dotknęło. Czyżbym umarła i trafiła do świata duchów?
– Jestem lekarzem dyżurnym. Jak się pani czuje?
Czy to fatum?
Myślałam, że to senny koszmar. Czy rudy kierowca będzie mnie prześladował do końca życia?!
– Widzę, że mnie pani poznaje – rudzielec przesunął jakiś przełącznik przy kroplówce. – Proszę mi powiedzieć, ale tak szczerze – w jego głosie usłyszałam ironię – czy pani to zrobiła specjalnie? Najpierw o mało nie wpadła pani pod koła mojego samochodu, a zaraz potem złamała sobie nogę na prostej drodze!
Wtedy przypomniało mi się, że jestem gruba, nikt mnie nie kocha i w dodatku właśnie przechodzi mi koło nosa szalona zabawa sylwestrowa. Rozryczałam się. Dobrze, że leżałam sama w sali, inaczej ten złośliwy wprawdzie, ale całkiem przystojny, lekarz pewnie nie usiadłby przy mnie i nie głaskał delikatnie po głowie, powtarzając:
– No już dobrze, w końcu nic takiego się nie stało, niech pani nie płacze…
Dokończę jutro
Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam mu o sobie opowiadać. Tak się rozgadałam, że gdy za oknem wystrzeliły pierwsze petardy, byłam dopiero przy studniówce. Wtedy lekarza wezwano pilnie do izby przyjęć. Zanim wyszedł, kazał mi obiecać, że po opuszczeniu szpitala pozwolę się zaprosić na obiad i dokończę „tę pasjonującą opowieść”.
Obiecałam.
Więcej prawdziwych historii:
„Gdy zachorowałam na raka, straciłam pracę, znajomych, a w końcu i męża. Odszedł ode mnie do zdrowej kobiety”
„Trudno było mi rozstać się z narzeczonym. Miałam wygodne życie w jego mieszkaniu, ale przed sobą przyszłość z gburem”
„Ojciec wstydzi się mnie przed swoją partnerką. Okłamał ją, że jestem lekarzem, a nawet nie mam studiów”