Krysia była nieśmiałą, okrąglutką dziewczynką, która ciągle musiała udowadniać otoczeniu, że jest coś warta. Ja natomiast byłam jej przeciwieństwem. Pewna siebie, przebojowa. Jak to się stało, że zostałyśmy przyjaciółkami? Byłam klasowym przywódcą. Koleżanki mnie naśladowały. W wianuszku wielbicielek zawsze była i Krysia. Nie zwracałam na nią uwagi, ale z biegiem lat rzesze innych kumpelek się wykruszały, a Krysia niezmiennie trwała przy mnie. Sama nie wiem, kiedy stała się moją powiernicą, pocieszycielką i doradcą.
Gdy byłam zagrożona z chemii, codziennie dawała mi korepetycje. Kiedy rozstałam się z chłopakiem, przez całą noc wysłuchiwała moich żalów. Była wierna, serdeczna i szczera. A ja? Kiedy tylko kłopoty mijały, zapominałam o niej. Nie zaprosiłam jej na wyjazd pod namiot z paczką przyjaciół, nie była na mojej osiemnastce, a kiedy skończyłam studia i dostałam świetną pracę w marketingu, przestałam mieć dla niej czas. Otaczałam się ludźmi sukcesu. A Krysia? Pracowała w biurze, do pracy jeździła tramwajem, samotnie wychowywała dziecko. Nie pasowała.
Byłam lekkomyślna i bardzo ją uraziłam
Na swoje wesele i ślub też jej nie zaprosiłam. „Źle by się czuła w tym towarzystwie” – usprawiedliwiłam się w myślach. „Ona to zrozumie”. Ale tym razem… nie zrozumiała. Kiedy parę tygodni później zadzwoniłam do Krysi, żeby pochwalić się miodowym miesiącem, szlochając, oznajmiła mi, że za wszystkie odłożone pieniądze kupiła mi prezent ślubny. Miała oczywiście nadzieję, że wręczy go osobiście i bardzo ją zabolało, że nie została zaproszona nawet na ślub.
– To koniec – oświadczyła wtedy. – Nie mam siły podtrzymywać tej przyjaźni.
To było pięć lat temu. Wzruszyłam wówczas ramionami i szybko zapominając o Krysi, wróciłam do swojego barwnego życia.
Rok temu wszystko się nagle skończyło. Od jakiegoś czasu byłam osłabiona, szybciej się męczyłam. Długo to bagatelizowałam. Gdy w końcu wybrałam się do lekarza, po serii badań usłyszałam diagnozę: białaczka.
Szpital, kolejne chemioterapie… to był ciężki czas. Bardziej od zabiegów leczniczych bolała jednak utrata pracy, milczenie dotychczasowych znajomych, a w końcu – odejście męża, który od zgorzkniałej, słabej żony bez włosów wolał młodą, jędrną i energiczną studentkę. Tuż przed operacją przeszczepu szpiku, zostałam sama.
I wtedy, pewnego zimowego poranka zobaczyłam nad łóżkiem znajomą twarz. Krysia! Od tamtej pory była już przy mnie. Wspierała, karmiła, podawała basen. Dała mi siłę, dzięki której skończyłam leczenie.
Teraz jest wiosna, przeszczep się przyjął, żyję. Czuję się coraz lepiej. Na razie mieszkam u Krysi, ale niedługo spróbuję od nowa poukładać swoje życie. Będzie ciężko, ale u swego boku mam przecież przyjaciółkę, na którą zawsze mogę bezwarunkowo liczyć.
Więcej prawdziwych historii:
„Pół roku po ślubie straciłam władzę w nogach. Mąż ode mnie odszedł, bo stwierdził, że nie pisał się na życie z kaleką”
„Narzeczony zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką. Okazało się, że sypiała z każdym moim facetem...”
„Od lat kocham męża przyjaciółki. Gdy go zdradziła, widziałam w końcu szansę dla siebie. Ale on jej wybaczył…”