„Mąż zdradzał mnie z młodą kochanką, byłam zdruzgotana i upokorzona. Później to on zbierał szczękę z podłogi”

Gdy mąż zaczął mnie zdradzać wzięłam się za siebie fot. Adobe Stock
„Sypialiśmy ze sobą coraz rzadziej, aż w ogóle przestaliśmy. A ja zaniedbywałam się coraz bardziej. Po co miałam się starać? Mąż nie widział już we mnie kobiety. Byłam tylko kucharką, sprzątaczką, zaopatrzeniowcem, a także troskliwą matką i usłużną żoną”.
/ 18.06.2022 18:39
Gdy mąż zaczął mnie zdradzać wzięłam się za siebie fot. Adobe Stock

W szkole  byłam naprawdę piękna. Wielkie zielone oczy. Loki, które zawijały się w klasyczne anglezy. Jeden z moich chłopaków powiedział kiedyś, patrząc na mnie z zachwytem:
– Te twoje loki są niczym spirala DNA. Kwintesencja życia.
Fajnie było coś takiego usłyszeć.

Zaszłam w ciążę i wyszłam za mąż

Skończyłam technikum chemiczne. Chciałam iść na studia, uczyć się dalej, ale na wakacjach poznałam Czarka. Wynajęłyśmy z koleżankami domek nad jeziorem i ja zgubiłam do niego klucz. On go znalazł. Dobrze pamiętam tamtą scenę. Dziewczyny były na mnie wściekłe: to mnie wypadł z kieszeni dżinsów, kiedy się rozbierałam. Zła na siebie chodziłam po pomoście ze wzrokiem wbitym w dół, wypatrując zguby. I wtedy zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Kompletnie go nie zauważyłam. Pomachał mi przed nosem naszym kluczem:
– Tego szukasz?
Jego białe zęby zalśniły w uśmiechu.Uradowana kiwnęłam głową.
– Więc proszę – podał mi go.
– Uff – odetchnęłam – jednak dziewczyny mnie nie zabiją. Bardzo ci dziękuję.
– I tak by cię nie zabiły – pocieszył mnie. – Przecież w recepcji mają zawsze dwa zapasowe klucze.
– Skąd wiesz?
– Pracuję tu jako ratownik – odparł.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Jestem tu już od tygodnia i nigdy wcześniej cię nie widziałam.
– Bo przyjechałem dzisiaj. Na zastępstwo – wytłumaczył. – Kolega się rozchorował.
– Ach – przypomniałam sobie. – Ten Julek, taki opalony?
– Tak – potwierdził. – Nie życzę mu niczego złego, ale dobrze się stało.
– Dlaczego? – znów się zdziwiłam.
– Bo gdybym nie przyjechał, pewnie nie odzyskałabyś tego klucza. No i nie poznalibyśmy się.
Znowu ten rozbrajający uśmiech.

Przez moment bardzo się pilnowałam, żeby nie patrzeć na niego jak urzeczona. Ale długo mi się to nie udało. Na szczęście on patrzył na mnie w ten sam sposób. A 10 miesięcy później urodził się nasz syn Piotruś. O magisterce z chemii mogłam już wtedy tylko pomarzyć. Dziś oglądałam nasz rodzinny album. Zdjęcie sprzed 16 lat: ja na pomoście w kostiumie w groszki. Młoda twarz, piegi... I ta radość życia.

Albo tu. Ogród teściów. Siedzę na fotelu z brzuchem jak piłka. Za dwa tygodnie urodzi się Piotrek. Następne zdjęcie: ja na huśtawce. Już nie mam mdłości, Czarek mnie delikatnie buja. I droczy się ze mną, że pod takim ciężarem huśtawka się zerwie. Na następnej stronie kolejna fotka, pierwsza wspólna naszej trójki. Byłam taka dumna i szczęśliwa. Dwa lata później urodziła się Kasia. Rok po niej Daniel. Czy ja miałam czas zająć się sobą?

Na mamę Czarka liczyć nie mogłam: była wziętą dentystką, od rana do nocy przyjmowała pacjentów. Moja mieszkała daleko. Tyrałam więc, właśnie tak, jak radziła mi mama.
– Pamiętaj, Zosiu, rodzina to największy skarb – mawiała. – Trzymaj się męża, dbaj o niego, troszcz się o dzieci. On na pewno to doceni. I nigdy cię nie opuści.
Akurat! Dziś już wiem, że to nie jest recepta na udany związek. Kobieta nie może się całkowicie oddać rodzinie i zrezygnować z samej siebie. Po wielu latach harówki ten, który z nią mieszka, nie będzie wiecznie pamiętał lśniących podłóg i smaku zrazów z kiszonym ogórkiem. Będzie patrzył z niesmakiem na zaniedbaną istotę, która nie ma ani czasu, ani chęci, żeby położyć na włosach świeżą farbę, trochę schudnąć i przeczytać coś więcej niż rubrykę kulinarną w babskim piśmie.

Popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami właśnie taka kobieta. Zarośnięte brwi, między nimi lwia zmarszczka dodająca i lat, i srogości. Włosy byle jak związane w kitkę. Stary, znoszony podkoszulek. „Nic dziwnego, że znalazł sobie inną” – westchnęłam. – Młodą, świeżą, pełną życia”. Było we mnie mnóstwo goryczy. Dlaczego on nie docenił mojego poświęcenia?

Kiedy dzieci były jeszcze małe, Czarek dostał świetną pracę w Berlinie. Był informatykiem, doskonale znał niemiecki. Zarabiał mnóstwo pieniędzy, ale wpłacał je na własne konto. I choć nie odmawiał mi niczego, zawsze miałam wrażenie, że uważnie kontroluje wszystkie domowe wydatki. Kiedyś mnie zapytał, dlaczego znów kupiłam Danielowi buty, skoro w tamtym miesiącu też dostał. Za każdym razem się tłumaczyłam.
– Kupiłam, bo noga mu szybko rośnie, a była sezonowa przecena. To takie dziwne?
– Nie, po prostu chciałbym wiedzieć, na co idą moje ciężko zarobione pieniądze.
– Ja też ciężko pracuję – odpowiadałam – a jakoś nikt mi nie płaci.
Czarek śmiał się wtedy.
– Chciałabyś, żebym ci płacił za prowadzenie domu? Przecież masz wszystko.
Nie mogłam zaprzeczyć. I nie chciałam się kłócić, pamiętając cały czas przestrogi mamy dotyczące udanego związku.

Czarek przyjeżdżał do domu dwa razy w miesiącu

Chciał wtedy nadrobić zaległości. Bawił się z dziećmi. Kochaliśmy się całe noce, na zapas. Zawsze się do tego jego przyjazdu przygotowywałam jak do randki. Fryzjer, makijaż, nowa bluzka. Koleżanki mi zazdrościły.
– Ty to masz dobrze – wzdychała Grażyna, policjantka. – Nie boli cię głowa, skąd wziąć na rachunki. A ja w robocie świątek, piątek.
To było tylko pół prawdy. Jasne, na rachunki miałam zawsze. Jednak nie czułam się panią ani własnego czasu, ani własnego życia. A gdy chciałam kupić sobie puder, musiałam tłumaczyć, że poprzedni mi się skończył.

Kiedy Czarek wrócił na dobre, bardzo się starałam. Mieszkanie lśniło. Sprzątałam sama, bo mój mąż stwierdził, że skoro nie pracuję, to sprzątaczka nam niepotrzebna. Nie był też potrzebny nikt do ogrodu ani opiekunka do dzieci. Czarek uważał chyba, że ogród sam się pielęgnuje, a obiady z trzech dań zjawiają się na stole wskutek dotknięcia czarodziejskiej różdżki.
– Pyszny ten schabik – chwalił mnie czasem. – Jesteś mistrzynią.
Jednak talerza po sobie nie odniósł. A ja wstawałam pierwsza, kładłam się ostatnia. I byłam taka dumna. Nasz dom zawsze pachniał świeżym ciastem. Róże w ogrodzie były najpiękniejsze w okolicy. Dzieci zadbane. Dopiero po pewnym czasie zauważyłam, że coś się zmieniło.

Mąż nie patrzył już na mnie jak dawniej

Sypialiśmy ze sobą coraz rzadziej, aż w ogóle przestaliśmy. A ja zaniedbywałam się coraz bardziej. Po co miałam się starać? Mąż nie widział już we mnie kobiety. Byłam tylko kucharką, sprzątaczką, zaopatrzeniowcem, a także troskliwą matką i usłużną żoną. Popadałam w apatię. Wszystkie domowe czynności robiłam mechanicznie, choć wciąż niczego nie potrafiłam odpuścić. Na przykład chociaż raz dać sobie spokój z gotowaniem i zamiast stać przy kuchni, zamówić pizzę.

Kiedyś poszłam z Czarkiem na służbową kolację. Było tam kilka kobiet. Każda z nich wyglądała lepiej ode mnie i miała coś do powiedzenia. A ja? Mogłam się tylko pochwalić, że odchowałam troje dzieci. Albo że robię świetną karkówkę. Kogo to obchodziło? Była tam też ona. Kobieta, od której mój mąż nie odrywał wzroku. Nic dziwnego. Miała blond włosy, a na sobie małą czarną, która seksownie opinała jej szczupłą sylwetkę. Śmiała się i uwodziła mężczyzn, ale widać było także, że nie jest zwykłą podfruwajką. Podobno była świetnym informatykiem, znała trzy języki. Poczułam w sercu nie ukłucie zazdrości, tylko wielką ranę – taką, którą zadaje się ostrym szpikulcem.

Czarek jej nadskakiwał. Proponował drinki, donosił sałatkę. Udawałam, że tego nie widzę, lecz w drodze do domu zrobiłam mu awanturę. Po raz pierwszy od lat.
– Jak mogłeś?! – krzyczałam. – Wiesz, jak ja się czułam?
– O co ci chodzi? – popatrzył zdziwiony.
– Nie rozumiesz o co? – spytałam przez łzy. – wyglądam jak kuchta. Nic nie umiem, bo zamiast się uczyć, zajmowałam się dziećmi i domem. Stworzyłam ci rodzinę. A teraz ty oglądasz się za innymi kobietami?!
Próbował mnie udobruchać.
– Daj spokój. Czasem popatrzę na którąś, i co z tego?
– Tylko jak patrzysz. Myślałam, że mi serce pęknie. Pożądliwie, z namiętnością.
Milczał. I to było jeszcze gorsze. Milczenie znaczyło, że się ze mną zgadza. W drodze nie powiedział już ani słowa, a w domu przeniósł się na kanapę. I tak nie sypialiśmy już razem od dawna. Byłam zdruzgotana. Upokorzona. On co rano wychodził do pracy. W południe słał SMS-a, że musi zostać dłużej. A czasem, że wróci dopiero po służbowej kolacji. Gdy wracał, czułam zapach damskich perfum. O nic nie pytałam, niczego nie komentowałam. Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Widziałam, jak tę sytuację przeżywają dzieci.
– Mamo – powiedziała kiedyś Kasia, patrząc na mnie z troską – masz takie sińce pod oczami. Kup sobie dobry krem. I zapisz się do klubu, akurat jest promocja. Poćwiczysz trochę, zobaczysz, jak się dobrze poczujesz.

Kasia miała 14 lat, obserwowała i sporo rozumiała

Przyszło mi wtedy do głowy, że może moja córka wstydzi się takiej matki.  Kiedy przychodzą do niej koleżanki, ja zawsze siedzę w kuchni i mam na sobie albo stary dres, albo plastikowy fartuch, w którym zmywam naczynia. Ta myśl zabolała.
– Gdzie ta promocja? – spytałam.
Kasia uśmiechnęła się:
– Na Bażanciej. To klub tylko dla pań.
Wiedziała, że wśród samych kobiet będzie mi łatwiej. „Teraz albo nigdy” – pomyślałam.

Dzień później wykupiłam abonament. Na pierwszych zajęciach miałam tremę. Było wiele szczupłych, zgrabnych pań w markowych dresach. Lecz i takich zwyczajnych, zapracowanych, które wykroiły godzinkę, by poskakać lub potańczyć salsę. Zaprzyjaźniłam się z Martą. Łatwiej się nam razem ćwiczyło. Często po zajęciach szłyśmy na kawę. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam jej się zwierzać. Pewnego dnia opowiedziałam o swoim małżeństwie. Marta słuchała uważnie.
– Nie będę cię oceniać – stwierdziła w końcu. – Powiem tylko, że każdy człowiek ma prawo do własnego życia. Kobieta, która ma swoją pracę, a także pasje, tajemnice, jest dla męża dużo atrakcyjniejsza niż taka, która tylko dobrze gotuje. Od niej może nie odejdzie, bo jest mu z tym wygodnie, ale partnerki do rozmów i seksu poszuka gdzie indziej.

I spytała, czy chcę wysłuchać jej rady.
– Nie przejmuj się nim – powiedziała. – Musisz zacząć żyć własnym życiem. Idź do kosmetyczki, do fryzjera. Kup sobie nową sukienkę. Spytaj samą sobie, co cię interesuje, czym byś się chciała zająć. I zacznij to robić.

Rozmyślałam o tym 3 dni. Następnie napisałam CV i wysłałam je do kilku laboratoriów kosmetycznych. Jako chemiczka miałam tam szansę na pracę.

Wstąpiła we mnie nowa nadzieja

I zaczęły być już widoczne efekty ćwiczeń. Schudłam trzy kilo, czułam się lżej. Kilka dni temu mąż wrócił z pracy wcześniej. Mnie nie było. Kazałam dzieciom odgrzać sobie zupę, a sama pobiegłam na ćwiczenia.
– Gdzie mama? – spytał Czarek.
– W klubie – odparła Kasia.
– Gdzie? – zdziwił się.
– To ty nie wiesz? – zdziwiła się z kolei ona. – W sportowym.

Następnego dnia włożyłam nową sukienkę. Marta pomogła mi ją wybrać.
– Mamo, wyglądasz wspaniale – zawołał na mój widok Daniel. – Co zrobiłaś?
– Och, nic takiego – mruknęłam, mile połechtana pochwałą. – Kobiece sztuczki.
Uchwyciłam spojrzenie Czarka. Było w nim nie tylko zdziwienie. Zobaczyłam też coś na kształt męskiego zainteresowania. I niedowierzanie. Udałam, że tego nie dostrzegłam. Byłam w świetnym humorze, bo rano dostałam telefon w sprawie pracy. Zapraszano mnie na rozmowę kwalifikacyjną.
– Jutro mnie nie będzie – oznajmiłam zaskoczonej rodzinie – mam kilka spraw do załatwienia. Sami odgrzejecie sobie obiad.

Pracę dostałam. Pieniądze niewielkie, ale od czegoś trzeba zacząć. Dwa dni później powiedziałam Czarkowi, że znalazłam zatrudnienie i że musi się włączyć w obowiązki domowe. Zrobił oczy jak młyńskie koła.
– Po co ci to? – próbował oponować.  – Ile tam zarobisz w tym laboratorium?
– Każde pieniądze się przydadzą – stwierdziłam. – Ale nie tylko o to chodzi. Dzieci już odchowałam. Czas na mnie. Muszę się rozwijać. Zbyt długo stałam w miejscu.
– Brakuje ci czegoś? – zdziwił się.
– Tak – odparłam z mocą.– Siebie samej.
Nagle zmienił temat.
– Jakaś inna jesteś – powiedział i zamilkł na chwilę. – Ładniejsza też...

Zajrzał mi w oczy. Już dawno tego nie robił. Poczułam się wspaniale. Kobieco, zmysłowo. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Czytaj także:
„Moi rodzice nie kwapią się, by mi pomóc przy dzieciach, ale na Święta nagle przypominają sobie o wnukach”
„Mój mąż to chole*** Piotruś Pan, który zadłużył nas dla swoich zachcianek i hazardu. Nie mam już sił”
„Siostra mojego męża to zazdrosna jędza. Postanowiła zatruwać mi życie, bo jej zdaniem nie jestem wystarczająco dobra”

Redakcja poleca

REKLAMA