„Kobieta powinna zajmować się dziećmi i domem, a nie pracą. Po co jej studia i szkolenia? Ważne, żeby umiała gotować”

Para kłóci się o dzieci fot. Adobe Stock
Przez jedenaście lat kochaliśmy się i byliśmy zgodni. i nagle... stanęliśmy przed ścianą. Ani w przód, ani do tyłu. To co? Nagle się okazuje, że po ślubie tylko kobieta ma prawo spełniać marzenia? A co ze mną?
/ 21.10.2020 17:59
Para kłóci się o dzieci fot. Adobe Stock

Mam 36 lat, jestem właścicielem agencji ochroniarskiej, którą odziedziczyłem po moim ojcu. Firma dobrze się rozwija, na brak kasy nie narzekam, jeszcze rok, może dwa i skończę budowę domu. To jest według mnie najlepszy czas, żeby pomyśleć o następnych dzieciach. Chciałbym mieć trójkę, a naszemu synkowi przydałyby się siostry albo bracia, mnie wszystko jedno, każde będę kochał.

Tłumaczę mojej żonie, że to dla nas ostatni dzwonek. Klara jest tylko o trzy lata młodsza ode mnie, więc i dla niej czas płynie szybko. Ale co z tego, kiedy nie chce mnie słuchać i mówi, że jej jedno dziecko wystarczy. Żadne argumenty jej nie przekonują, nawet ten, że teraz, kiedy jest 500 plus, mogłaby zrezygnować z pracy. Dla mnie to zysk, a dla niej powód do sprzeczki. Nie mogę zrozumieć, o co jej chodzi.

Przed trzema laty otworzyła salon fryzjerski. Zawsze pragnęła zajmować się stylizacją włosów, więc ten zakład pochłonął sporo pieniędzy, ale zamiast przynosić dochód, stał się powodem jej zmartwień i stresów. Klara albo miała problemy z pracownicami, albo z konkurencją, bo w naszej dzielnicy jest sporo takich zakładów, więc trzeba się starć, żeby zarobić i wyjść na swoje.

Żona całe dnie spędzała w pracy, mnie także prawie nie było, więc gdyby nie nasze mamy, opiekę nad synem trzeba by powierzyć obcym nianiom. Na szczęście babcie pomagały, choć i to nie odbywało się bez zgrzytów. Każdy, kto korzystał z babcinej wspaniałomyślności, wie, że nie ma róży bez kolców.
Salon Klary jest właściwie ciągle na minusie, więc chyba słusznie powiedziałem, że skoro nie zarabia na siebie, lepiej byłoby go zamknąć, ale żona tylko się popłakała. Zarzuciła mi egoizm i nieczułość,

Kiedy ją przycisnąłem do muru, przyznała wreszcie, że nie chce mieć więcej dzieci, że jedno jej wystarczy, że czuje się zrealizowana jako matka, a nie czuje tak jako kobieta i dlatego nie ustąpi. Ten salon fryzjerski to także jest jej dziecko i ona tak go traktuje.
– Mam się wyrzec marzeń tylko dlatego, że nie od razu się spełniają? – zapytała.
– Ale przecież chcieliśmy mieć dużą rodzinę... – przypomniałem jej.
– Ty chciałeś. Mnie nikt o to nie pytał. Uznałeś, że twoje plany są także moimi, a ja mam własny pomysł na życie. Chcę się szkolić, rozwijać, chcę być mistrzem w zawodzie, a teraz są takie możliwości, że łatwo to osiągnąć, jak się człowiek postara. Mam ambicje być kimś więcej niż tylko mamusią i domową kurą. To mi nie wystarcza.
– Naprawdę wolisz skakać dokoła cudzej głowy, zamiast cieszyć się mężem i dziećmi?
– Ty i tak tego nie zrozumiesz.

Jednym z jej argumentów było to, że mnie prawie nigdy nie ma w domu. Klara twierdziła, że zostałaby sama, że na pewno nie miałbym czasu, żeby jej pomagać, że chcę jej kosztem spełnić swoje mrzonki, że chcę ją zamknąć w czterech ścianach, odizolować od świata, odciąć od ludzi i zrobić z niej niewolnicę. To mi się wydawało tak głupie, że od razu i ja zaczynałem się denerwować i zamiast rozmowy wychodziła nam awantura. Żadne moje argumenty do niej nie docierały.

Próbowałem przeciągnąć na swoją stronę obie babcie, ale o dziwo stanęły dęba i poparły Klarę, twierdząc, że to ona ma rację.
Nie mogłem uwierzyć, że są po jej stronie, ale nie dały mi dojść do słowa.
– Chcesz za nią decydować? – pytały zgodnie. – 500 plus ci w głowie aż tak zamieszało? Uważasz, że wiesz, co dla niej lepsze? Czy ona jest umysłowo ubezwłasnowolniona? Nie wie, czego chce? A poza tym, czemu nas nie pytasz o zdanie? Może my też już nie chcemy się poświęcać wyłącznie dla wnuków? Jesteśmy coraz starsze, zdrowie nam szwankuje, mamy mniej siły... Wziąłeś to pod uwagę?!

Pod tym gradem pytań musiałem się skulić i zamilknąć, ale to nie znaczy, że mnie przekonały. Nadal uważałem, że kobieta nie powinna się bronić przed macierzyństwem, kiedy jest zdrowa, ma męża gotowego ją wspierać i pragnącego potomstwa, nie znajduje się w biedzie, nie grozi jej żadne realne niebezpieczeństwo i jest jeszcze w pełni sił biologicznych, no i dostaje od państwa całkiem niezłą pomoc.

Mnie się wydawało, że to są argumenty nie do zbicia, ale trzy najbliższe mi kobiety uważały inaczej. Dla nich byłem męskim szowinistą. W ogóle nie brały pod uwagę moich pragnień, jednocześnie twierdząc, że lekceważę ich potrzeby. Nie dało się z nimi porozumieć, bo trzy na jednego to jednak zbyt dużo.
Myślałem czasem, czy nie przypomnieć im historii mojego dawnego kumpla, który też nie mógł się dogadać ze swoją żoną i to w podobnym temacie. Parę lat trwały między nimi takie przepychanki, bo on pragnął mieć drugie dziecko, a ona dyplom wyższej uczelni. Co się stało? Ano oboje dopięli swego, tylko kumpel już z inną partnerką. Niedawno go spotkałem. Twierdzi, że jest szczęśliwy i że niczego nie żałuje. Jego była żona robi karierę w biznesie, pierwsze dziecko plącze się między dwoma domami, ale częściej przebywa u ojca, bo mama nie bardzo ma czas, żeby się nim zajmować. Jest sama i wszystkim znajomym ogłasza, że jest tak, jak chciała.

Ciekawe, co by mi powiedziała, gdybym szczerze zapytał, czy na pewno miała rację tak się upierając przy swoim. Jak znam życie, szłaby w zaparte, bo ludzie niechętnie się przyznają do tego, że pogoń za marzeniami doprowadziła ich nie tam, gdzie chcieli dojść.

Nie chcę Klary szantażować takimi opowieściami, bo na pewno zarzuciłaby mi gierki i bezduszność. Ale uważam, że sama powinna się nad tym zastanowić, bo tak przecież bywa, że kiedy człowiek nie znajduje swojego szczęścia w jednym miejscu, zaczyna szukać w innym. Czy można mieć o to pretensje?

Postanowiłem, że jeszcze trochę poczekam, ale niedługo, bo mój zegar biologiczny też nie stoi w miejscu.
Jeśli mam mieć następne dzieci, to chciałbym sobie i im dać szansę na to, że je wychowam. Wiem, że na to nigdy nie ma gwarancji, ale ja mówię o szansach...

Kocham moją żonę. Naprawdę nie planuję żadnych skoków w bok ani romansów czy przygód, jednak życie jest nieprzewidywalne i wszystko się może zdarzyć. Gdyby owocem takiego ewentualnego związku miało być dziecko, to byłby dla mnie wielki problem. Próbuję to wytłumaczyć mojej żonie, ale nie chce mnie słuchać. Mówi, że to, co robię, jest obrzydliwą manipulacją. Według mnie nie ma racji, ale nie potrafię jej przekonać.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA