Poznałem ją w parku. Tak jak ja, przyglądała się kolorowym liściom dryfującym na wodzie. Z początku po prostu dobrze nam się rozmawiało. Potem były kolejne spotkania, a my stawaliśmy się sobie coraz bliżsi.
Chciałem poznać ją z moimi rodzicami, ale ciągle znajdowała jakieś wymówki. Zacząłem podejrzewać, że kogoś ma. Tymczasem prawda była zupełnie inna, choć równie przygnębiająca.
Romantyczne spotkanie nad rzeką
Wiedziałem, że studia polonistyczne nie będą zbyt wymagające, ale to właśnie na nich mi zależało. Marzyłem o tym, żeby w przyszłości zajmować się słowem pisanym, pracować w wydawnictwie. Z tego względu poszczególne zajęcia były więc dla mnie prawdziwą przyjemnością.
Kiedy jednak miałem okienko na uczelni, chętnie wychodziłem do parku.
To właśnie był taki moment. Stałem w swoim ulubionym miejscu, na moście przy samej barierce i patrzyłem na wodę. Mieliśmy środek jesieni. Liście, zabarwione rozmaitymi odcieniami żółci i czerwieni, wpadały do rzeki i płynęły z jej prądem.
– Pięknie, co? – odezwał się ktoś obok mnie.
Zamrugałem, powracając do rzeczywistości i zerknąłem w bok. Dwa kroki ode mnie zatrzymała się jakaś dziewczyna. Nie patrzyła na mnie, tylko na taflę wody i dryfujące liście. Jej długie rude loki błyszczały w słońcu. Pasowały do jesiennej scenerii.
– Tak – przyznałem. – Pięknie.
– Lubię tu czasem przychodzić – przyznała. – Postać, pooglądać, pooddychać.
– Ja też! – rzuciłem z entuzjazmem.
Nie sądziłem, że ktoś zrozumie mój dziwaczny rytuał, a tym bardziej że będzie go ze mną dzielił. Staliśmy obok siebie w milczeniu przez dłuższą chwilę.
– Klara – przedstawiła się w końcu trochę od niechcenia.
– Olgierd – powiedziałem wciąż oszołomiony.
I tak zaczęła się nasza niezwykła znajomość.
Z każdym dniem byliśmy sobie bliżsi
Po spotkaniu w parku myślałem, że już więcej nie zobaczę pięknej rudowłosej Klary, która była tak samo beznadziejnie romantyczna jak ja. Regularnie przychodziłem nad rzekę, ale jej nie było. Kiedy powoli zacząłem o niej zapominać, zjawiła się znowu.
Tym razem zaprosiłem ją na kawę, a ona się zgodziła. Trochę porozmawialiśmy, poopowiadaliśmy sobie o naszych doświadczeniach. Zdziwiłem się, jak ogromna dojrzałość przez nią przemawia. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, a wydawała się starsza ode mnie. Była taka konkretna.
Nie myślała o szaleństwach, które zwykle rządziły całym życiem dziewczyn w jej wieku. A mimo wszystko cieszyła się życiem. Zdawała się chłonąć każdą chwilę.
Na tej jednej kawie się nie skończyło. Zaczęliśmy się poznawać, wspólnie odwiedzać nowe miejsca. Byliśmy w teatrze, w domu kultury na zajęciach z rękodzieła, w zoo i w ogrodzie botanicznym. Zaprosiłem ją też na weekendowy wyjazd za miasto. Siedzieliśmy na łące, korzystając z uroków ostatnich ciepłych dni w tym roku.
Z żadną dziewczyną nigdy wcześniej nie rozmawiało mi się tak dobrze. W ogóle z nikim dotąd nie miałem tak dobrego kontaktu. Z czasem doszedłem do wniosku, że nie mam pojęcia, jak w ogóle żyłem, gdy jej nie było w pobliżu. Gdy nie mogłem do niej zadzwonić, pogadać, spotkać się tam, gdzie tego chciała. W niezwykle przyjemnej atmosferze.
Odmowy były podejrzane
W końcu uznałem, że Klara powinna poznać moich rodziców. Myślałem o niej coraz poważniej i zbierałem się do tego, by zaproponować jej związek. Ona jednak stwierdziła, że akurat nie może wpaść do mnie na obiad, bo przyjeżdżają jej rodzice. Oczywiście, zrozumiałem to i doszedłem do wniosku, że zaproszę ją innym razem.
Problem w tym, że sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Kiedy pytałem Klarę, czy wpadnie do mnie na sobotni obiad z rodziną, zawsze znajdowała jakąś wymówkę. Z czasem zaczęło się to robić trochę denerwujące.
– A może ona kogoś ma, synku? – zapytała w końcu moja mama, gdy po raz kolejny powiedziałem jej, że tym razem Klara do nas nie wpadnie.
– No coś ty – zaprzeczyłem natychmiast. – Przecież jesteśmy tak blisko…
– Oj, nie znasz kobiet, Olgierd – żachnęła się. – Tobie mówi, że nikogo nie ma, a tak naprawdę ma bardzo bujne życie towarzyskie.
– Nie, nie, mamo – stwierdziłem stanowczo. – Ona taka nie jest.
W głębi ducha zacząłem jednak się wahać. Bo dlaczego nigdy nie mogła przyjść?
To, co powiedziała moja mama, nie dawało mi spokoju. Zastanawiałem się, czy Klara rzeczywiście może nie być ze mną szczera. Może traktowała mnie jak przyjaciela, a ja to wyolbrzymiałem? Źle odczytywałem sygnały, które wysyłała? Bo w to, że grała na dwa fronty i zwodziła mnie i jakiegoś innego chłopaka jakoś nie chciałem wierzyć.
Kiedy wpadła do mnie w tygodniu, postanowiłem wreszcie wyłożyć karty na stół.
– Klara – zacząłem, kiedy wbiegła do kawiarni cała uradowana. – Czy ty kogoś masz?
– Co takiego? – zdziwiła się. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nigdy nie masz czasu, żeby wpaść do mnie, jak cię zapraszam ‒ stwierdziłem. – Moja mama chciałaby cię poznać, a ja ciągle mówię jej, że nie masz czasu…
– Bo nie mam –przerwała mi. Była wyraźnie zdenerwowana. – Jakbym miała, to bym przyszła.
Przeczesała włosy i rzuciła na stolik bilety do kina.
– Załatwiłam nam bilety na przedpremierowy pokaz tego filmu, który tak chciałeś obejrzeć. To co? Wybieramy się na niego czy będziesz dalej prowadził jakieś swoje dziwne śledztwo? – zapytała z lekką ironią w głosie.
Zrobiło mi się trochę głupio, zwłaszcza że rzeczywiście chciałem pójść na ten film, a ona o tym pamiętała. Tyle tylko, że nadal nic nie wiedziałem. I nawet nie zbliżyłem się do rozwiązania sekretu, który najwyraźniej przede mną miała.
Prawda byłą całkiem inna
Bałem się po raz kolejny zaprosić Klarę na obiad. Mogła przecież uznać, że na nią naciskam, że wywieram jakąś presję. Tym bardziej zaskoczyła mnie, gdy sama wyszła z inicjatywą i zapytała, czy może wpaść do nas w kolejną sobotę. Oczywiście, natychmiast się zgodziłem i poinformowałem rodziców, że tym razem w końcu będziemy mieć gościa.
Mama bardzo się ucieszyła. Zrobiła swoje popisowe danie – zapiekankę makaronową z grzybami. Tata z kolei był ciekawy samej Klary, bo, jak twierdził, tyle o niej opowiadałem, że to musiała być jakaś niezwykła dziewczyna.
O umówionej godzinie czekałem na nią na przystanku nieopodal naszego domu. Przyjechał autobus, którym miała jechać, ale ona z niego nie wysiadła. Zadzwoniłem do niej, jednak nie odebrała. Dzwoniłem jeszcze wielokrotnie, pisałem na komunikatorze, ale uparcie milczała.
W końcu, mocno spóźniony, wróciłem do domu i oznajmiłem rodzicom, że Klara jednak nie dotrze. Wymyśliłem jakąś bajeczkę o tym, że musiała się zająć chorą babcią. Nie miałem zamiaru im mówić, że zupełnie nie wiem, co się z nią dzieje.
Przez kolejne dni nie miałem od niej żadnych wiadomości. Dopiero pod koniec tygodnia, gdy jak zwykle wyskoczyłem na kawę w przerwie między zajęciami, Klara podeszła do mojego stolika w kawiarni. Byłem na nią zły i nie miałem ochoty rozmawiać, więc nie odezwałem się pierwszy. Z początku w ogóle miałem ochotę ją zignorować. Wtedy jednak zaczęła mówić:
– Olgierd, wiem, jak to wygląda. Na pewno bardzo się na mnie zawiodłeś…
– Skąd – burknąłem.
– Naprawdę chciałam być u ciebie w sobotę, ale…
– Ale co? – nie wytrzymałem. – Nagle ci się odwidziało? A może po prostu zapragnęłaś zrobić ze mnie kretyna?
Westchnęła.
– Nic nie rozumiesz… – westchnęła.
– Więc mi wytłumacz!
Usiadła naprzeciwko na mnie i dłuższą chwilę milczała. W końcu jednak powiedziała coś, co sprawiło, że na moment zapomniałem, jak się oddycha:
– Jestem chora.
– Chora?
– Lekarze nie dają mi zbyt dużych szans.
Zamarłem, wpatrując się w nią bez słowa.
– Bardzo cię polubiłam, Olgierd, ale… nie chciałam się wiązać – mówiła dalej. – Nie wiem, czy wyzdrowieję i… ile jeszcze pożyję. Nie chciałam ci marnować życia.
Długo myślałem nad tym, co powiedziała mi Klara. Pewnie przypuszczała, że stamtąd wyjdę i nigdy więcej się nie spotkamy. Ale ja jej nie zostawiłem. Powiedziałem, że przejdziemy przez to razem. I nie zamierzałem odpuszczać.
Od tej rozmowy minęło pół roku. Klara poddała się leczeniu, a ja wspieram ją jak tylko mogę. Raz jest lepiej, raz gorzej i wciąż do końca nie wiadomo, na czym stoimy. Dbam jednak o to, by czerpała radość z każdego dnia i mogła cieszyć się moim towarzystwem. A co będzie dalej, zobaczymy. Najważniejsze dla mnie jest to piękne uczucie, które nas połączyło i którego nikt nam nie odbierze.
Czytaj także:
„Mieliśmy wszystko: miłość, dom, pieniądze, lecz zabrakło nam szczęścia. Gdy mieliśmy powiększać rodzinę, żona zachorowała”
„Dla kochanki byłem tylko bankomatem. Gdy zachorowałem, zestresowała się, że straci moją kasę, a nie mnie”
„Moja siostra była oczkiem w głowie mamy. Rozpieszczała ją latami, a ta nawet nie zainteresowała się nią, kiedy zachorowała”