„Moja siostra była oczkiem w głowie mamy. Rozpieszczała ją latami, a ta nawet nie zainteresowała się nią, kiedy zachorowała”

smutna kobieta martwi się o mame fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Matka po wyjeździe mojej siostry była smutna, snuła się po domu i często płakała. Ciągle powtarzała, że to jej wina, że była złą matką i nie potrafiła dać Oli wszystkiego, co powinna. Przestała chodzić do pracy. W końcu zaczęły szwankować jej stawy i musiała przez większość czasu leżeć w łóżku”.
/ 10.06.2023 16:30
smutna kobieta martwi się o mame fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Czy mi się przesłyszało, czy mama naprawdę mnie zawołała? Nie byłam pewna. Prawie podbiegłam do jej łóżka. Ostatnio mówiła coraz mniej, a jeśli się już odzywała, to z trudnością ją słyszałam.
Nie trzeba było specjalisty, żeby zorientować się, że choroba zrobiła swoje. Dzień po dniu pozbawiała życia najbliższą mi osobę. Przynajmniej tak o matce myślałam. Co było tak ważne, że chciała powiedzieć mi to teraz?

– Tak, mamo? – pochyliłam się niżej nad jej poduszką.

– Czy Ola… Czy ona dzwoniła?

Poczułam, jak palce obu dłoni odruchowo zacisnęły się tak mocno, że pobielały ich kostki.

Z trudem odpowiedziałam przez ściśnięte szczęki

– Nie, mamo, przecież wiesz, że Ola ma dużo pracy. Nie może tak często dzwonić – odpowiedziałam.

– Ja wiem, wiem – szepnęła mama, odwracając się do ściany.

Domyślałam się, że zrobiła to tylko po to, żebym nie zauważyła, jak nie potrafi powstrzymać łez.
Sama ta myśl sprawiła, że twarz zastygła mi we wściekłym, napiętym grymasie. Nic się nie zmieniło. Minęły lata, mama była ciężko chora, a jednak to jedno pozostało dokładnie tak jak dwadzieścia czy trzydzieści lat temu.

To Ola, moja młodsza siostra, była ukochaną córeczką. Ja byłam tą drugą. Tysiąc razy słyszałam tę historię. Rodzice nie planowali więcej dzieci. Mama robiła karierę naukową, ojca nigdy nie było w domu. Ola „przytrafiła im się”, gdy dobiegali już czterdziestki. Jak to z lubością powtarzała mama, „moja młodsza siostra przewróciła ich świat do góry nogami”…

– Nie wiedziałam, że potrafię tak kochać – świergotała moja zawsze elegancka i otoczona wianuszkiem znajomych mama, a mnie, która podsłuchiwała te rozmowy przyklejona do ściany w drugim pokoju, aż niedobrze się robiło ze złości.

O mnie nigdy tak nie powiedziała

Wobec mnie miała tylko wymagania. Miałam dobrze się uczyć i chodzić po Olkę do szkoły. Ona mogła wszystko. Na dodatek zawsze była ode mnie ładniejsza.

– Jaką masz śliczną siostrę! – usłyszałam pierwszego dnia, kiedy Olka przyszła do mojej szkoły.

Czy już samo to nie wystarczy, żeby znienawidzić młodą na całe życie? Dopóki mieszkałam w domu, robiłam wszystko, żeby trzymać Olkę z daleka od siebie i swoich spraw. Na szczęście nie musiałam długo się starać.

Moja cudowna siostrzyczka po skończeniu osiemnastu lat stwierdziła, że nie widzi sensu dalszej nauki i zostanie ulicznym muzykiem w Niemczech! Poważnie!

Wyjechała pierwszym porannym pociągiem do Berlina z jakimś szemranym towarzystwem. Byłam już wtedy dorosłą kobietą, ale nie potrafiłam powstrzymać satysfakcji.

Teraz zobaczycie, co warta jest ta wasza Oleńka

Łudziłam się, że po takim wyskoku rodzice wydziedziczą Olkę albo przynajmniej przestaną traktować ją jak ósmy cud świata. Jakże się myliłam.

Matka po wyjeździe mojej siostry była smutna, snuła się po domu i często płakała. Ciągle powtarzała, że to jej wina, że była złą matką i nie potrafiła dać Oli wszystkiego, co powinna. Przestała chodzić do pracy. W końcu zaczęły szwankować jej stawy i musiała przez większość czasu leżeć w łózku. Opiekowałam się nią najlepiej, jak umialam. Miałam do niej żal, ale w końcu była moją mamą.

Kochałam ją i martwiłam się o nią

Nie mogłam patrzeć na to, w jakim jest stanie. Na trzecim roku zrezygnowałam ze studiów, na których tak mi zależało, i wróciłam do rodzinnego domu. Mama powtarzała, jaka jest mi wdzięczna… i pytała o Olę.

Żeby ją uspokoić, odszukałam siostrę w Niemczech. Olka w ogóle nie przejęła się moją wizytą w Berlinie. Mieszkała w nieciekawej dzielnicy z jakimś dziwnym typkiem. Kiedy powiedziałam, że natychmiast powinna wrócić do domu, bo matka przez nią zupełnie się rozsypała, ona tylko się roześmiała.

– Mama musi zrozumieć, że jestem dorosła i mam prawo do własnego życia – usłyszałam od niej.
Nie mogłam zrozumieć, jak może być taka bezduszna. Przecież to była nasza mama!

Wróciłam do Polski i skłamałam, że Ola pracuje w niemieckim przedszkolu i nie może brać wolnego, kiedy jej się podoba i dlatego nie przyjeżdża do Polski. Mama uwierzyła.

Myślę, że tak bardzo chciała wierzyć w to, że jej ukochane dziecko jest szczęśliwe, że nic by nie wzbudziło w niej podejrzeń. Nie zapytała nawet, dlaczego Ola nie dzwoni, skoro nie może przyjechać…

To pierwsze kłamstwo okazało się zbawienne

Od tego momentu mama więcej się uśmiechała, choć choroba nie była dla niej łaskawa. Dla mnie jednak ważniejsze było to, że odzyskała radość, myśląc, że jej ukochana córeczka ma się dobrze.

Jakiś czas później poznałam Wojtka. Zakochaliśmy się w sobie, planowaliśmy założyć rodzinę.
Wyprowadziłam się z domu, zatrudniłam pielęgniarkę i codziennie dzwoniłam do mamy. Wojtka denerwowały te telefony. Pewnego dnia powiedział mi nawet:

– Za każdym razem, kiedy dzwonisz, mama pyta cię o Olę? To nienormalne! Dlaczego twoja siostra sama nie wyjaśni waszej matce, co się u niej dzieje?

Co miałam odpowiedzieć? Że Olę mama nic nie obchodzi i od dawna żyje, jak chce? I że mama zawsze wolała Olkę ode mnie? Nie mogłam przecież powiedzieć niczego takiego.

Wolałam powtarzać sobie, że tak mi się tylko wydaje i że każda matka jednakowo kocha swoje dzieci!
Na Wojtka się wtedy obraziłam. Nie odzywałam się do niego kilka dni, żeby zrozumiał, że poruszył zbyt czuły temat. Zrozumiał. Więcej do tej rozmowy nie wracał.

Aż temat sam o sobie przypomniał…

To był zwykły wieczór. Wróciłam z pracy, przygotowywałam kolację, rozmawialiśmy o minionym weekendzie. I wtedy zadzwoniła mama. Zdziwiłam się, ponieważ ostatnio rzadziej ze sobą rozmawiałyśmy.

Ten kaszel… – mama mówiła jakimś nieswoim, zduszonym głosem. – Ten kaszel, który mam od kilku tygodni… Lekarz kazał mi zrobić rentgen. Nic wam nie mówiłam, ponieważ nie chciałam was martwić…

Przezornie przemilczałam nienawistny zaimek. Doskonale wiedziałam, że mówiąc „wam”, mama nie miała na myśli mnie i Wojtka. Chodziło jej wyłącznie o moją młodszą siostrę! O Olę, która w moich opowieściach była zamartwiającą się o mamę przedszkolanką w dalekich Niemczech, a która tak naprawdę pracowała w nocnym klubie nie zawracając sobie ani przez chwilę głowy tym, co dzieje się w Polsce z jej matką!

– Dziś dostałam wynik. To złośliwy rak z przerzutami. Zostało mi kilka miesięcy życia – usłyszałam.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie wyobrażałam sobie, że mama miałaby z tą diagnozą zostać sama. Poświęcałam jej każdą wolną chwilę. Zrezygnowałam ze wszystkich dodatkowych zleceń, jeździłam z nią na chemioterapię, radioterapię i cały czas szukałam ratunku w medycynie naturalnej.

Nie umiałam mówić ani myśleć o niczym innym

– Nie widzisz, że ona zostawiłaby cię w kilka sekund, gdyby tylko pojawiła się tu twoja siostrzyczka? Naprawdę nie widzisz, że ona bez przerwy powtarza to jej imię: Ola, Ola, Ola? Ta kobieta nigdy nie doceni tego, co dla niej robisz! – wykrzyczał mi kiedyś Wojtek, który coraz gorzej radził sobie z sytuacją, w jakiej oboje się znaleźliśmy.

– To moja matka, muszę się nią zająć! – krzyknęłam wtedy. – Dobrze wiesz, że ona nie ma nikogo innego!

Niedługo ty też nie będziesz miała – usłyszałam wówczas.

Wojtek wyprowadził się dosłownie kilka tygodni później. Nawet specjalnie nad tym nie ubolewałam.
Byłam przekonana, że postępuję tak, jak każdy porządny człowiek. Tylko coraz częściej było mi trudno milczeć, kiedy mama powtarzała jak mantrę: Ola, Ola… Gdyby tylko Ola tu była…

Czasami odnosiłam wrażenie, że w ciężkiej chorobie mama jeszcze bardziej idealizuje moją siostrę, niż gdy była zdrowa. Mimo że to ja byłam przy matce dzień i noc, wciąż słyszałam, że Olka wszystko robi lepiej.

Lepiej by jej poprawiała poduszki, ugotowała lepszą zupę, jednym słowem, nie miałam, co się nawet mierzyć z ukochaną i nieobecną Olą. Ona zawsze wygrywała.

Znosiłam to wszystko w milczeniu, pogodzona z coraz większą złośliwością i niesprawiedliwością mamy. Od czasu do czasu karmiłam ją kolejnymi bajkami na temat życia siostry.

Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć prawdy

To by mamę zabiło. Prawda była taka, że kiedy zadzwoniłam do Oli, żeby powiedzieć jej o chorobie mamy, siostra sprawiała wrażenie, jakby była pijana lub pod wpływem jakichś środków. W ogóle nie dotarło do niej, że mama może w każdej chwili umrzeć!

– Medycyna teraz potrafi cuda – powiedziała, zupełnie nie słuchając tego, co usiłuję jej przekazać. – Na pewno dziś nie zadzwonię, bo mam spotkanie z takim jednym… Chyba poznałam mężczyznę życia – zachichotała.

– Olka, mama umiera! – krzyknęłam na nią wtedy, ponieważ w głowie mi się nie mieściło, jak w naszej sytuacji może być tak beztroska.

– Nie przesadzaj. Ona nas wszystkich przeżyje – usłyszałam.

Wtedy zrozumiałam, że do niej nigdy nic nie dotrze

Ona już taka była, zapatrzona w siebie egoistka. Mamie powiedziałam, że Ola pojechała na konferencję dla nauczycieli, dlatego nie może zadzwonić. Mama biadoliła cały wieczór, powtarzając, jaka to moja młodsza siostra jest zapracowana. Słuchałam cierpliwie.

Tak samo jak cierpliwie słuchałam, kiedy mamie zbierało się na wspominki. Potrafiła mówić kilkadziesiąt minut o tym, jak ludzie zatrzymywali ją na ulicy, gdy szła z Olą w wózeczku, i komplementowali moją siostrę.

– Jakie to dziecko śliczne, prawdziwy aniołek – powtarzała.

Wspominała, jak Ola zrobiła dla mamy laurkę na Dzień Matki („taką prawdziwą, od serca”). O prezentach, nad którymi ja myślałam tygodniami, mama nigdy nie zająknęła się słowem. Mimo to słuchałam. Aż do tamtego dnia.

Postanowiłam wtedy posprzątać w mieszkaniu mamy. Ostatnimi czasy była tak słaba, że rzadko się odzywała. Długie godziny spędzała zatopiona w półśnie. Wyrwała się z niego jednak, żeby przypomnieć mi o rachunkach do zapłacenia. Mama zawsze była bardzo obowiązkowa. Dlatego tak zawsze zależało mi, żeby jej nie zawieść.

Rachunek gdzieś się zawieruszył, dłuższą chwilę zajęło mi odszukanie go wśród sterty innych papierów.

I wtedy w oczy rzuciło mi się inne pismo

„Testament” – przeczytałam. Nie miałam pojęcia, że mama spisała ostatnią wolę. Byłam przekonana, że będziemy po niej dziedziczyć ustawowo, czyli wszystko podzielimy wszystko na pół między mnie a Olę.

Z zainteresowaniem spojrzałam na dokument. W sekundę po przeczytaniu pierwszych linijek zainteresowanie przerodziło się w szok, a później poczułam, jak ogarnia mnie gniew. Mama swoje mieszkanie, najcenniejsze, co miała, zapisała Oli.

W uzasadnieniu dopisała, że starsza córka ma zawód i stabilną sytuację zawodową (Nie mogłam pojąć, co przez to rozumiała – moją z trudem kupioną na wieloletni kredyt kawalerkę?), a młodszej chciałaby ulżyć w trudnym życiu na obczyźnie. Poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował.
To ja poświęciłam dla mamy swój związek, swoje całe życie, a ona zaślepiona zawsze myślała tylko o Oli?

Na uginających się nogach wróciłam do pokoju mamy. Zaraz po naciśnięciu klamki usłyszałam słaby szept:

– Kochanie?

Był tak cichy, że równie dobrze mogło mi się wydawać, że mama coś do mnie powiedziała. Ale po chwili usłyszałam wyraźniejsze:

– Czy Ola… Czy Ola już dzwoniła?

W tym momencie poczułam, że miarka się przebrała

Nie, nie byłam w stanie już dłużej udawać.

– Nie, nie dzwoniła, mamo. Ale jeżeli chcesz ją usłyszeć, możemy do niej zadzwonić – zaproponowałam.

I nie zwracając uwagi na jej protesty, że przecież Ola ma dużo pracy w przedszkolu i nie możemy jej przeszkadzać, wybrałam numer.

Moja siostra odebrała po kilku dzwonkach. Od pierwszej minuty zorientowałam się, że jest pijana.

– Mama chce z tobą mówić.

– Nie mam czasu – wysapała do słuchawki. – Mam zaraz występ w klubie – usłyszałam po drugiej stronie.

– Olka, mama jest w bardzo złym stanie. Chce z tobą rozmawiać – powiedziałam ostro. – Daję cię na głośnomówiący – dodałam.

Olka, jakby nie słysząc moich poprzednich słów, krzyknęła:

– Czy wy naprawdę nie rozumiecie, że jestem zajęta?! Ja mam swoje życie! Dosłownie za kilka minut wchodzę na scenę. Będzie tam…

– Na jaką scenę? – szepnęła mama. – Olu, to ja, mamusia. Kochanie, jak ci się tam żyje? – zapytała.

– Dobrze, mamo! – syknęła niecierpliwie Olka. Głos mojej siostry zabrzmiał tak ostro i nieuprzejmie, że biedna mama aż się wzdrygnęła.

– Na jaką scenę? – zapytała nagle dziwnie przytomnie jak na swój stan. – Macie jakieś przedstawienie w przedszkolu, tak? – upewniła się.

– Co ona wygaduje? – Olka zwróciła się teraz do mnie, kompletnie ignorując fakt, że mama ciągle trzyma w dłoni telefon, tylko ręka zaczęła jej podejrzanie drżeć. – W jakim przedszkolu, do cholery? Mamo, ja jestem tancerką i tańczę w klubie!

– W klubie? – Po twarzy mamy zaczęły płynąć łzy. – Kiedy przyjedziesz, Olu? Chciałabym cię zobaczyć jeszcze przed… – nie dałam jej dokończyć.

– Cii… – powiedziałam tylko i delikatnie wyjęłam z jej ręki słuchawkę.

Nie mogłam dłużej na to patrzeć

Owszem, byłam zazdrosna. Owszem, byłam wściekła. Ale nie mogłam znieść, jak Olka przysparza jej cierpienia. Za bardzo kochałam mamę.

– Cii… – pogładziłam ją delikatnie po twarzy. – Nie trzeba się denerwować. To wszystko nic.

Powoli udało mi się ją uspokoić i wprowadzić w sen. Następnego dnia rano mama obudziła się w wyjątkowo dobrej formie. Spojrzała na mnie przytomnie, jak dawno nie patrzyła, i poprosiła o spotkanie z prawnikiem. Nie wyjaśniła, w jakiej sprawie chce się z nim widzieć. Ale później powiedziała nagle bardzo, bardzo cicho:

– Przepraszam cię, dziecko. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…

Nie potrzebowałam dodatkowych wyjaśnień. Ścisnęłam ją mocno za chudziutką, wymizerowaną rękę. W tej chwili serce przepełniała mi tylko jedna myśl. Jak to dobrze, że te jakże ważne słowa zdążyły między nami paść. Lepiej późno niż wcale.

Nie dbałam o ten testament i o spadek po mamie. Chodziło mi tylko o sprawiedliwość. Olka nie zasługiwała na bycie córką tej wspaniałej kobiety. Dobrze, że mama w końcu to zrozumiała.

Czytaj także:
„Jestem wykształconą kobietą, a dałam się wyrolować takiemu chłystkowi. Oddawałam mu pieniądze, sądząc że to wielka miłość”
„Marzena była nauczycielką, a ja jej uczniem. Nasz romans wywołał skandal, ale byliśmy szaleńczo zakochani”
„Marzena była nauczycielką, a ja jej uczniem. Nasz romans wywołał skandal, ale byliśmy szaleńczo zakochani”

Redakcja poleca

REKLAMA