„Kilka razy dziennie dzwoni do mnie żona mojego kochanka. Nie odbieram, ale i tak robi z mojego życia koszmar”

kobieta z telefonem fot. Getty Images, Cavan Images
„– Ty przeklęta lafiryndo! – odpowiedział mi kobiecy głos, a ja prawie wypuściłam telefon z ręki. – Kto mówi? – Jeszcze masz czelność pytać, kto mówi? Dobrze wiesz! Jestem jego żoną, żmijo bez zasad!”.
/ 22.06.2024 14:30
kobieta z telefonem fot. Getty Images, Cavan Images

Związek z żonatym mężczyzną to murowane problemy. Wiem, o czym mówię. Przekonałam się na własnej skórze, jak bardzo mściwa potrafi być urażona kobieta. Żona mojego kochanka zatruwa mi życie i guzik ją interesuje, że zostałam oszukana tak samo, jak ona.

Poznałam go na siłowni

Kacpra poznałam osiem miesięcy temu, gdy postanowiłam zadbać o siebie i zapisałam się na siłownię. Pracuję w korporacji. Wielogodzinne siedzenie za biurkiem mocno odbijało się na mojej kondycji i formie. Nie chciałam przypłacić pracy zdrowiem, więc postanowiłam coś z tym zrobić.

Nie interesowały mnie zajęcia grupowe. Z natury jestem „Zosią Samosią”. W firmie piastuję samodzielne stanowisko i radzę sobie wyśmienicie. Dlaczego na siłowni miałoby mi pójść gorzej? Pomyślałam sobie, że sama mogę dojść do tego, co chciałby mi przekazać trener. Obejrzałam kilka tutoriali w necie, kupiłam buty i strój treningowy i wykupiłam karnet. Uzbroiłam się w motywację i pewność siebie i wyruszyłam na podbój sali treningowej.

Po pierwszym treningu miałam takie zakwasy, że z trudem mogłam podnieść się z łóżka. Nie zniechęciłam się jednak. Dałam sobie dzień na regenerację i wróciłam do ćwiczeń. Wykonywałam martwe ciągi, gdy za plecami usłyszałam męski głos.

Udzielił mi wielu cennych wskazówek

– Gołym okiem widać, że masz dużo zapału, ale musisz popracować nad techniką – powiedział.

– Słucham? – zapytałam, nie odwracając głowy do rozmówcy.

– Twoja technika kuleje. W ten sposób szybko dorobisz się kontuzji i wyłączysz się z treningów na kilka miesięcy.

Odłożyłam sztangę i spojrzałam na niego.

– To trudniejsze niż myślałam. Chyba będę musiała przepisać się do grupy albo skorzystać z usług trenera personalnego – przyznałam.

– Daj spokój, to krwiopijcy, którzy wyssą z ciebie ostatni grosz. Jeżeli chcesz, mogę ci pomóc. Potrenujemy razem, aż załapiesz, o co w tym właściwie chodzi.

– Byłoby bardzo miło z twojej strony. Ale czy to nie będzie dla ciebie problemem? Przecież spowolnię twoje tempo.

– Żaden problem. Formę już wypracowałem. Teraz skupiam się tylko na jej utrzymaniu.

Rzeczywiście, był w doskonałej formie. Miał pięknie wyrzeźbione ciało i (jak miałam się wkrótce przekonać) żelazną kondycję. Trenowaliśmy razem przez kilka tygodni i w tym czasie poczyniłam ogromne postępy. Byłam mu wdzięczna za wszystkie rady.

W rewanżu zaprosiłam go na kawę

Pewnego wieczora wyszliśmy z siłowni razem, a że nieśmiałość jest mi obca, bez zająknięcia zapytałam, czy wypije ze mną kawę.

– Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować. Teraz wyraźnie widzę, jak karygodne błędy popełniałam na początku.

– Naprawdę nie ma o czym mówić. Nikt nie rodzi się fit–ekspertem. Tego po prostu trzeba się nauczyć.

– Ale gdyby nie ty, teraz pewnie miałabym ponaciągane albo zerwane mięśnie, więc jednak jest o czym mówić. Może w ramach rewanżu porwę cię na kawę?

– Właściwie nie mam nic do roboty, więc z największą przyjemnością przyjmę twoje zaproszenie.

To stało się naszym małym zwyczajem. Zaczęliśmy regularnie wychodzić razem po zajęciach na siłowni. Pewnego wieczora poszliśmy do mnie i wylądowaliśmy w łóżku. Było mi z nim naprawdę dobrze i ani się obejrzałam, a zostaliśmy „pełnoetatowymi” kochankami.

Chciał znajomości bez zobowiązań

Po jednym z naszych wspólnych wieczorów zaproponowałam, żeby został na noc.

– Wiktoria, nie mogę – odpowiedział.

– Masz dziewczynę? Żonę? – zapytałam, a on przecząco pokręcił głową.

– Nie chodzi o to. Właściwie to użyłem nieodpowiedniego słowa. Nie tyle nie mogę, co nie chcę. Nie szukam nikogo do związku. Łączy nas coś fajnego i bardzo cię lubię, ale na razie nie chcę się wiązać, a jeżeli zacznę u ciebie nocować, to sprawy różnie mogą się potoczyć. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

Rozumiałam go bardzo dobrze. Właściwie to sama nie szukałam nikogo na stałe. Mój tryb życia nie sprzyja zacieśnianiu relacji damsko-męskich.

– Więc co? Friend with benefits? – zapytałam.

– Mnie to odpowiada – uśmiechnął się i mnie pocałował.

Okazało się, że ma żonę

Kilka tygodni później Kacper nie pokazał się na siłowni. Zaniepokoiłam się, więc postanowiłam do niego napisać. „Zachorowałeś czy zwyczajnie masz mnie dosyć?” – brzmiała treść mojej wiadomości. Po tekście dodałam ikonkę uśmiechniętej buźki z przymrużonym okiem, żeby zaakcentować żartobliwy ton SMS-a. Chwilę później zadzwonił do mnie.

– Wiedziałam, że nie możesz o mnie zapomnieć – powiedziałam na powitanie. – Wpadniesz? Trochę się za tobą stęskniłam.

– Ty przeklęta lafiryndo! – odpowiedział mi kobiecy głos, a ja prawie wypuściłam telefon z ręki.

– Kto mówi?

– Jeszcze masz czelność pytać, kto mówi? Dobrze wiesz! Jestem jego żoną, żmijo bez zasad!

Natychmiast się rozłączyłam. Byłam przerażona. Przecież powiedział mi, że nikogo nie ma. Zastanawiałam się, czy nie będzie lepiej, jak oddzwonię i wszystko wyjaśnię. Uznałam jednak, że najpierw chcę porozmawiać o tym z Kacprem. „Na pewno do mnie zadzwoni, a jak nie, spotkam go na siłowni” – pomyślałam.

Zaczęła zatruwać mi życie

Następnego ranka zatelefonował ktoś z numeru, którego nie miałam wpisanego do książki telefonicznej. Odebrałam.

– Halo?

– I co masz mi do powiedzenia, flądro jedna?

– To pani. Dobrze, że pani dzwoni.

– Pewnie wolałabyś, żeby to był mój mąż.

– Niech pani posłucha, nie miałam pojęcia, że Kacper jest żonaty. Nie spotykam się z zajętymi mężczyznami...

– Kłamiesz! – nie dała mi dojść do słowa. – Takie jak ty zawsze wybierają żonatych. Machacie tymi swoimi zgrabnymi pośladkami na tej całej siłowni i kusicie Bogu ducha winnych facetów!

– Proszę pani, to nie tak! – oburzyłam się. – Kacper powiedział, że z nikim się nie spotyka i nie jest żonaty. Co pani zdaniem miałam zrobić? Sprawdzić go w USC?

– Kłamczucho, mój mąż przedstawił to zupełnie inaczej. Wiesz co? Wierzę jemu, nie tobie!

– To jakaś farsa. Nie mam pani nic więcej do powiedzenia.

– Jeszcze mnie popamiętasz – odgrażała się, ale odłożyłam słuchawkę.

Czułam się podle. Częściowo dlatego, że sypiałam z żonatym, a częściowo, bo dałam się oszukać. Jak on mógł tak postąpić?

Chwilę później dzwonek telefonu zakomunikował nadejście wiadomości. To była ona. Wysłała mi MMS-em zdjęcie ich dzieci. Tego było już za wiele! Nie miała prawa tak mnie traktować. Ja też byłam poszkodowana. Zablokowałam jej numer i myślałam, że to koniec. Byłam w błędzie.

Dzwoniła kilka razy dziennie

Tego dnia zadzwoniła jeszcze cztery razy i rzucała w moją stronę takimi epitetami, których nie przytoczę tutaj. Za każdym razem telefonowała z innego numeru. Podczas jednej z tych rozmów „rozmów”, obok mnie siedziała moja szefowa. Jestem pewna, że usłyszała, co wykrzykiwało to babsko. Miała na tyle przyzwoitości, że nie pokusiła się o komentarz, ale na pewno straciłam w jej oczach.

Sytuacja powtarzała się w kolejnych dniach. Gdy zablokowałam jeden numer, dzwoniła z innego. W końcu zablokowałam połączenia od wszystkich, których nie mam wpisanych w książce telefonicznej. Nie pomogło. Nie wiem, jak to zrobiła, ale ta furiatka zdobyła jakoś numer mojej służbowej komórki, a na tym telefonie nie mogę wprowadzać żadnych blokad! Nie odbieram, ale ona nie ustaje w swoich działaniach. Rany, i co ja niby jej zrobiłam? Przecież nie wiedziałam o jej istnieniu!

Wiktoria, 31 lat

Czytaj także:
„Według matki byłam zbyt głupia, by zostać lekarką. Powinnam się zająć mieszaniem zupy w podrzędnej knajpie”
„Mąż zabierał się do amorów z subtelnością neandertalczyka. Rzucał mi głupie teksty i myślał, że to już”
„Mój mąż został ojcem po własnej śmierci. Matką tego dziecka była jego kochanka, o której nie zdążył mi powiedzieć”

Redakcja poleca

REKLAMA