„Mąż zabierał się do amorów z subtelnością neandertalczyka. Rzucał mi głupie teksty i myślał, że to już”

zasmucony mężczyzna fot. Getty Images, Eric Herchaft
„Od zawsze potrafił odgadnąć moje myśli. Natychmiast zauważał, kiedy coś mnie gryzło. Wypytywał wtedy, czy u mnie wszystko gra. Nie było potrzeby, bym namawiała go, żeby poświęcił mi swoją uwagę. Poza tym, jaki jest sens w błaganiu najbliższej osoby o odrobinę zainteresowania?”.
/ 18.06.2024 20:00
zasmucony mężczyzna fot. Getty Images, Eric Herchaft

Gdy wychodziłam za Krzyśka, był romantycznym i delikatnym mężczyzną. Teraz go nie poznaję. Wychodzi z niego prostak, który nie ma w sobie ani odrobiny romantyzmu.

Taka była nasza tradycja

Schab w galarecie, kapusta z grzybami, jajka w majonezie, pałki z kurczaka, parę sałatek, półmisek z wędlinami i serami, dwa placki i naturalnie trunki: czysta, a dla kobiet gin lub wino. W taki sposób prezentowały się imieniny mojego małżonka, na które zgodnie ze zwyczajem zaprosiliśmy naszych znajomych. Stały skład imprezowy, czyli cztery pary. Z nimi zawsze było najlepiej, więc tradycja mówiła, że solenizant zaprasza całą ekipę do siebie.

Uwielbiam, gdy wpadają do nas przyjaciele, uwielbiam poszaleć, trochę potańczyć, łyknąć parę głębszych, ale bez przesady. Chociażby z tego względu, że ktoś musi ogarnąć ten cały bałagan. Mojego faceta, Krzysia, raczej to nie rusza. Przeważnie tuż po tym, jak goście się zmyją, on rzuca się na łóżko, mamrocząc coś, że niby dziś Dzień Dziecka – czyli że kąpiel odpada.

Jednakże to nie sposób, w jaki się zachowywał sprawił, że te z początku miłe spotkania, z biegiem czasu zaczęły działać mi na nerwy. Nawet fakt, że pod koniec imprezy wszyscy faceci byli zwykle nieźle wstawieni, nie był tu problemem, w końcu życie jest po to, by z niego korzystać. Irytowało mnie natomiast to, że rozmowy coraz częściej schodziły na temat małżeństwa. I to jedynie po to, by stroić sobie z niego głupie żarty. Zarówno z samej instytucji małżeństwa, jak i z siebie nawzajem.

– U nas w chałupie to ja myślę, a Krystyna mówi – wypalił pewnego razu Janek, tęgi facet z wąsem, ziomek mojego męża z podstawówki.

– Raczej ona ci wbija do łba, co masz myśleć – dorzucił Piotrek, nerwus, mąż mojej koleżanki.

– Wam nie da rady wbić do głowy, co powinniście sobie myśleć, bo wy ciągle gapicie się w te telewizory. Chociaż czasem mam wrażenie, że w ogóle nie myślicie. Że najpierw trzeba by was tego myślenia od zera nauczyć – odparowała Krystyna, małżonka Janka.

Wszyscy prawie płakali ze śmiechu. Dosłownie pokładali się na podłodze, trzymając za brzuchy. Ja za to miałam minę zbitego psa i wlepiałam wzrok w swojego małżonka. Krzysiek śmiał się razem z resztą. Udawałam, że wszystko jest w porządku, bo krępowałam się przed naszymi gośćmi. Na mojej twarzy gościł lekki grymas, który chyba miał imitować uśmiech. On kompletnie tego nie dostrzegał. Kiedyś był taki spostrzegawczy i czuły na moje emocje!

Mogłam na niego liczyć

Od zawsze potrafił odgadnąć moje myśli. Natychmiast zauważał, kiedy coś mnie gryzło. Wypytywał wtedy, czy u mnie wszystko gra. Nie było potrzeby, bym namawiała go, żeby poświęcił mi swoją uwagę. Poza tym, jaki jest sens w błaganiu najbliższej osoby o odrobinę zainteresowania? To powinno przyjść mu naturalnie, bez podpowiedzi.

Siedziałam zatem i dumałam, czy to ja wyolbrzymiam, czy oni. Czy stałam się nadwrażliwa, czy oni nieokrzesani? „Może jestem w wieku menopauzalnym” – zażartowałam do siebie w myślach i również zaczęłam chichotać razem z nimi. Przynajmniej tyle mogłam zrobić.

Moi znajomi nie przestawali sypać tymi zawiłymi dowcipami. Po raz enty dotarło do mnie, że do ślubu prowadzi zakochanie, a do rozwodu zdrowy rozsądek; że w życiu są lepsze i gorsze chwile i jakoś leci; że ryb w morzu dostatek, nie ma co ciągnąć drzewa do lasu i przydałoby się jeszcze wyrwać jakąś młodą laseczkę albo młodzieniaszka. Najbardziej irytowały mnie przycinki o sypialnianych igraszkach.

– Iza! Daj mi jakiś nożyk – Krzychu zawołał od stołu, kiedy byłam w kuchni i właśnie wyjmowałam z piekarnika upieczone pałki kurczaka.

Tylko głośno odetchnęłam, przeniosłam kawał schabu na talerz, chwyciłam nożyk dwoma palcami i jakoś udało mi się donieść to wszystko do salonu. Darowałam mu tę samolubność, bo przynajmniej zajmował się gośćmi. Osobiście niezbyt chciałam brać na siebie ten ciężar. Nie ukrywajmy – w żadnym razie nie należę do osób, które są duszą imprez.

Gdy pojawiłam się z mięsem, mój małżonek akurat popisywał się elokwencją. Niemniej jednak, zupełnie inaczej, niż bym sobie tego życzyła.

– ...ponieważ nadchodzi taki etap w małżeństwie, kiedy partnerzy częściej zajmują się porządkami domowymi, niż miłością fizyczną – dokończył swoją wypowiedź Krzysztof, sięgając po nóż do mięsa.

– I wy już osiągnęliście ten poziom? – rzucił pytanie Piotr, spoglądając w moją stronę.

– Och, już od dłuższego czasu! Obecnie jedynie sprzątamy! – odparł Krzysztof, a cała grupa, nie wyłączając dziewczyn, wybuchnęła gromkim śmiechem.

Dlaczego o tym mówił?

Cała reszta ekipy miała ochotę, ale mnie jakoś nie ciągnęło. Trzymałam tę tacę, ściskając w łapie widelec, i jedyne co mi chodziło po głowie, to fakt, że faktycznie w ostatnim czasie kompletnie nie miałam chęci na te sypialniowe zabawy. Najzwyczajniej w świecie brakowało mi odpowiedniego nastawienia.

Krzysiek również nie starał się tworzyć romantycznej atmosfery. Po prostu kładł się obok mnie, a co drugi czy trzeci wieczór rzucał tekstem: „To co, może dzisiaj coś teges!?”. „Coś teges?!” Zdecydowanie nie o takiej grze wstępnej śniłam, kiedy brałam z nim ślub! A on jeszcze ma z tego ubaw po pachy. Po prostu się zanosi! A ja, naiwna, przynoszę mu nóż...

Na początku do głowy przyszedł mi pomysł, aby zarzucić tą tacą z mięsiwem prosto w jego twarz, tę czerwoną od procentów facjatę... Gębę faceta, którego chyba w żadnym stopniu już nie kojarzyłam! Przemknęło mi nawet przez myśl, czy ten zarumieniony, pyszniący się sobą biesiadujący nie strawił gdzieś po drodze mojego wyćwiczonego, smukłego Krzycha z lat młodości... Kto wie, może tak właśnie było. Dlatego też wzięłam się w garść, odłożyłam mięso na blat i oddaliłam się do kuchni.

– Iza, picia przynieś! – ryknął w moją stronę przez chichot; tak rechotał, że aż zaczął się krztusić.

Jego wesołe wrzaski dotarły do moich uszu, kiedy zjeżdżałam windą, przemierzałam bramę i zmierzałam w stronę przystanku. Tak, dobrze słyszycie – przystanku. Zamiast zdzielić go tym półmiskiem prosto w łeb, po prostu opuściłam mieszkanie. Narzuciłam ciuchy, chwyciłam torebkę, wrzuciłam do kieszeni świeżą bieliznę i wyszłam. Wyłączyłam komórkę, wskoczyłam do tramwaju i pojechałam do śródmieścia. Tam wstąpiłam do kawiarenki na herbatkę z ciastkiem, a następnie zakwaterowałam się w hotelu.

Gdy regulowałam należność za apartament, dłonie nadal lekko mi drżały, jednak wszelki niepokój zniknął, kiedy tylko się rozlokowałam. Po raz pierwszy od długiego czasu poczułam powiew wolności. Bez tych znoszonych bamboszy, pozbawiona kuchennego uniformu, z dala od domu. Zeszłam na dół do hotelowej jadalni, delektowałam się kieliszkiem wina i zaopatrzyłam się w kobiecy magazyn. Później, w pokoju, oddałam się lekturze i poszłam spać.

Pomyśleli, że uciekłam

Gdy się obudziłam, otworzyłam oczy ze zdziwienie. W sercu zaczął kiełkować niepokój. Sięgnęłam po telefon. Mąż próbował się do mnie dodzwonić 38 razy, córka – 25, a syn aż 45. Faktycznie, dzieci... W tym całym stresie zupełnie wyleciały mi z głowy. Poczułam się oszołomiona wolnością.

Natychmiast oddzwoniłam do córki, zapewniając, że u mnie wszystko gra. Wyjaśniłam im, że razem z ojcem mamy pewne kłopoty. Są już na tyle duzi, że należy im się prawda... Kiedy rozmawiałam z dzieciakami, mąż znowu wybrał mój numer. Nabrałam powietrza do płuc i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Byłam przygotowana na niezłą awanturę. Zaskoczył mnie.

– Kochanie, Iza, gdzie się podziewasz?! Co się stało?! – w jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie.

– Nie, nic takiego – zabrakło mi słów.

– No to gdzie jesteć? Za ile wrócisz? – zasypywał mnie pytaniami.

Był w lekkim szoku.

Raczej jeszcze dzisiaj – nie sądziłam, że moja nieobecność miałaby się przedłużyć. – W końcu całą garderobę zostawiłam w mieszkaniu – próbowałam obrócić sytuację w żart.

Nie zareagował śmiechem. Trwał w ciszy. Dopiero po pewnym czasie odezwał się:

– To moja wina, prawda?

– A jak myślisz, czyja? Chyba nie Jasia i Piotra – bąknęłam pod nosem.

– Wiem, wiem – dało się wyczuć, jak trudno mu to przychodzi. – Iza, proszę cię, daj mi po ciebie podjechać. Powiedz mi, gdzie jesteś? Gdzieś ty spędziła noc?!

Poinformowałam go o miejscu mojego pobytu. Był z nim świetnie obeznany, gdyż w młodości urządzaliśmy tam namiętne schadzki. Działo się to, gdy gnieździliśmy się w malutkiej klitce. Pod opieką babuni zostawialiśmy nasze maleństwa, a sami pod pretekstem wyjazdu ze znajomymi na imprezę za miastem, oddawaliśmy się uciechom w tym ustronnym miejscu... Dawne czasy. Na Krzysztofa czekałam w hotelowej knajpce.

Może jeszcze się ogarnie

Mój żołądek skręcał się z nerwów, a w głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Zastanawiałam się, czy uda nam się porozumieć, co usłyszę od niego i czy w ogóle mnie zrozumie. Ale oprócz tego wszystkiego, towarzyszyło mi jeszcze inne uczucie. To były emocje trochę podobne do tych, jakie miałam podczas pierwszego spotkania z chłopakiem. Serio, nikt by się nie spodziewał! Nigdy bym nie przypuszczała, że moja ucieczka aż tak wpłynie na Krzyśka!

Przyjechał odstawiony jak nigdy dotąd. Na imprezach zwykle zakładał jeansy i koszulkę polo dla wygody, a tym razem pojawił się w garniturze. Trzymał też w ręku ogromny bukiet tulipanów. Gdy podszedł bliżej, podniosłam się z miejsca, a on dał mi kwiaty, całując najpierw w dłoń, a potem w policzek.

– Wybacz mi – wyszeptał ledwo słyszalnie.

Spojrzałam na niego i aż się przestraszyłam. Był strasznie blady, a pod oczami miał sine worki. Najwyraźniej zarwał noc. Widząc go w takim stanie, zrezygnowałam z awantury. Machnęłam ręką na całe to zamieszanie. Z naszej rozmowy wynikało, że dzieciaki już zdążyły go oświecić co nieco. One zawsze trzymały moją stronę. Gdy sobie wszystko powyjaśnialiśmy, zaproponował przechadzkę. Ruszyliśmy w stronę rynku, szłam przytulona do jego ramienia, wspominając dawne czasy.

Następnie udaliśmy się z powrotem do hotelu. I ponownie poczuliśmy się niemal jak dwudziestoparolatki. W taki sposób doszłam wtedy do zgody z ukochanym. Mój partner był jednak mocno wyczerpany i tuż po wszystkim momentalnie zasnął.

Wybaczyłam mu to, ponieważ miałam nadzieję, że mój romantyczny małżonek jednak postanowił do mnie powrócić. Zdałam sobie sprawę, że czasem nawet uczucie potrafi przysnąć. Trzeba je wtedy porządnie szturchnąć w ramię, mówiąc: „Hej, hej! Nie zasypiaj, to jeszcze nie ten moment!”.

Iza, 48 lat

Czytaj także:
„Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z kochanką. Bezczelnie zdjął jej majtki na biurku naszego syna”
„Mąż wiecznie porównywał mnie do swojej zmarłej żony. Przesadził, gdy kazał mi założyć jej sukienkę”
„Moja ciężarna żona nie liczy się z moim zdaniem i chce dać córce dziwaczne imię. Miała być Basia, a będzie Jessica”

Redakcja poleca

REKLAMA