Poznaliśmy się z Marcinem trzy lata temu. Po kilku miesiącach randek postanowiliśmy zamieszkać razem w kawalerce, którą odziedziczyłam po babci. Świetnie nam się układało. Oczywiście zdarzały się nieporozumienia czy kłótnie, ale zawsze szybko się godziliśmy. Nawet lubiłam te drobne burze, bo po nich tak słodko się przepraszaliśmy…
Kiedy kilka tygodni temu mój ukochany poprosił mnie o rękę, byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Sądziłam, że jesteśmy dla siebie stworzeni, ża absolutnie nic nie jest w stanie zburzyć moich marzeń o wspólnej szczęśliwej przyszłości. Niestety, niedawno odkryłam coś, co sprawiło, że omal nie zmieniłam zdania.
Marcin rzadko mówił o swojej przeszłości
Wiedziałam tylko, że wychował się w Bytomiu, w niezbyt ciekawej dzielnicy, a jego rodzice zmarli kilka lat temu. Gdy wypytywałam go o dzieciństwo, znajomych ze szkoły, tylko machał ręką.
– Nie ma o czym opowiadać, kochanie. Zwykła młodość w blokowiskach. Było, minęło. Teraz liczy się tylko to, że jesteśmy razem i wkrótce będziemy rodziną – mówił i natychmiast zmieniał temat.
Po pewnym czasie przestałam więc pytać. Nie podejrzewałam, że coś przede mną ukrywa. Po prostu myślałam, że ma jakieś niemiłe wspomnienia z tamtego okresu, że przeżył coś, o czym trudno mu mówić. Nie każdy przecież ma kochających rodziców i szczęśliwe dzieciństwo. Pewnie żyłabym w tym przekonaniu do dziś, gdyby nie przypadek. Miesiąc temu Marcin wyjechał w delegację na kilka dni, a ja postanowiłam zrobić w domu generalne porządki. Gdy już poukładałam wszystko w szafie i szafeczkach, wdrapałam się na drabinę i zaczęłam wyciągać rzeczy z pawlacza.
Stare ciuchy, naczynia, rzeczy po mojej babci. W pewnym momencie wpadła mi w ręce niewielka teczka. Dawno nie zaglądałam do tego schowka, ale byłam pewna, że to nie ja ją tam włożyłam. Zeszłam więc z drabiny, położyłam teczkę na stole i zaciekawiona ją otworzyłam.
W środku były jakieś dokumenty Marcina. Nie powinnam była ich przeglądać, ale ciekawość zwyciężyła. Na początku nie znalazłam nic niezwykłego – akt urodzenia, świadectwa ze szkoły, akt zgonu rodziców, wyrok postępowania spadkowego, kilka zdjęć z dzieciństwa. W tym jedno w stroju górnika… Uśmiechnęłam się, jak je zobaczyłam. Marcin wyglądał na nim tak zabawnie, w tym czarnym mundurku i czapie z wielkim białym pióropuszem.
Już miałam zamknąć teczkę i odłożyć ją na miejsce, gdy ze środka wysunął się plik papierków. Zaczęłam je przeglądać i zrobiło mi się gorąco. Zwolnienie warunkowe, zaświadczenie o ukończeniu korespondencyjnego kursu języka angielskiego, opinie wychowawcy, kuratora…
Wszędzie nazwisko Marcina, urzędowe pieczątki, podpisy władz więzienia, sędziego…
Poczułam zimny dreszcz na karku
Mój ukochany siedział za kratkami! Trafił tam, gdy miał 18 lat, za kradzieże i rozboje. Dostał cztery lata, ale za dobre sprawowanie wyszedł po dwóch. Byłam w szoku. W pierwszej chwili chciałam zadzwonić do Marcina i zrobić mu awanturę, a potem natychmiast z nim zerwać. W głowie mi się nie mieściło, że mógł przede mną zataić tak ważny fakt ze swojej przeszłości.
Już nawet chwyciłam za komórkę, lecz w ostatniej chwili się powstrzymałam. Doszłam do wniosku, że takich spraw nie załatwia się przez telefon. I że najpierw powinnam się do tej rozmowy dobrze przygotować.
Przez dwa dni chodziłam jak struta. Nie mogłam jeść, spać, skupić się na pracy. Bez przerwy myślałam o swoim odkryciu. I nie wiedziałam, co mam z tą wiedzą zrobić. Gdy dzwonił Marcin, udawałam, że wszystko jest w porządku, ale gdy się rozłączał, wpadałam w czarną rozpacz. „Dlaczego tak mnie zawiódł, nie przyznał się, że popełnił w młodości błąd?
Przecież bym zrozumiała i mu wybaczyła! Wychowywał się w parszywej dzielnicy i mógł wpaść w nieodpowiednie towarzystwo. Ale wyszedł na ludzi i jest teraz cudownym człowiekiem. Może chodzić z podniesionym czołem. Więc dlaczego?” – zadręczałam się pytaniami, chwilami myślałam, że zwariuję.
Trzeciego dnia miałam dość. Czułam, że sama nie poradzę sobie z tą gonitwą myśli, że muszę się komuś zwierzyć. Po pracy pojechałam do swojej przyjaciółki. Ilona zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach i miałam nadzieję, że i tym razem mi pomoże. Zwłaszcza że bardzo lubiła mojego narzeczonego, i miała zostać świadkiem na naszym ślubie.
Przegadałyśmy pół nocy. Głównie to ja mówiłam, a ona słuchała. Choć widziałam, że wiadomość o przeszłości Marcina bardzo ją zaskoczyła, nie odezwała się ani słowem. Bez przeszkód wyrzuciłam z siebie wszystkie żale i wątpliwości.
– Kocham Marcina, ale nie umiem zapomnieć o tym, że siedział w więzieniu. I to przede mną zataił. A co, jeśli to nie wszystkie niespodzianki i jeszcze coś przede mną ukrywa? Nie mam wyjścia, muszę z nim zerwać. Przecież nie powinnam wiązać się na całe życie z człowiekiem, któremu nie mogę zaufać! – stwierdziłam na koniec.
Wiedziałam, że będę cierpieć, ale byłam prawie pewna, że podejmuję właściwą decyzję. Czekałam tylko na to, aż przyjaciółka mi przytaknie. Ale ona mnie zaskoczyła.
– Zrobisz, jak zechcesz, to twoje życie. Ale coś mi się wydaje, że Marcin wcale nie chciał cię oszukać. Nawet tego nie zrobił…
– Jak to, przecież nie przyznał się do tego, że siedział w więzieniu! – naskoczyłam na nią, zdenerwowana.
– A pytałaś go o to? Nie! No więc o co masz żal? Nie skłamał, tylko zataił pewne informacje. To różnica – stwierdziła.
– No właśnie! Mów sobie, co chcesz, ale uważam, że nie wolno ukrywać takich faktów ze swojej przeszłości. To zbyt poważna sprawa. Marcin powinien był mi o wszystkim powiedzieć, i to na początku naszej znajomości – nastroszyłam się.
– Tak? A nie pomyślałaś, że po prostu się bał? Bo co by wtedy było? Pogoniłabyś go na cztery wiatry. Jak znam życie, za nic w świecie nie chciałabyś się umówić z kryminalistą. Jesteś przecież panienką z dobrego domu, oczkiem w głowie mamusi i tatusia – patrzyła mi prosto w oczy.
– No, może masz trochę racji… – przyznałam po chwili zastanowienia.
A teraz siedzę i czekam
Faktycznie, gdybym znała przeszłość Marcina, omijałabym go szerokim łukiem.
– Widzisz! A tak zaczęliście się spotykać, zakochaliście się w sobie i wkrótce zamierzacie wziąć ślub. Nie uważasz, że teraz tylko to się liczy? Zwłaszcza że ciągle powtarzasz, że to dobry, czuły i opiekuńczy człowiek… I nigdy cię do tej pory nie zawiódł… – powiedziała.
– O rany, miałaś mi pomóc, a tylko namieszałaś mi głowie. Teraz to już naprawdę nie wiem, co powinnam zrobić – popatrzyłam na nią bezradnie.
– Najlepiej poczekaj. Do ślubu jeszcze zostało trochę czasu. Kto wie, może Marcin zbierze się na odwagę i wyzna ci prawdę? Choć na pewno będzie to dla niego bardzo trudne – uśmiechnęła się.
Marcin dawno wrócił z delegacji i ciągle dopytuje się, co mi dolega. Bo jestem jakaś smutna, chwilami nieobecna. Z jednej strony mam ochotę wyznać mu, że poznałam jego tajemnicę. Ale z drugiej… Boję się, że pomyśli, że go szpieguję, że przeszukuję jego rzeczy. A kiedyś umówiliśmy się, że nigdy tego robić nie będziemy.
Chciałabym, żeby już wszystko się wyjaśniło. Ta niepewność potwornie mnie męczy. Może więc jeszcze raz zarządzić wielkie sprzątanie pawlacza? Tyle że wspólne? Znowu wejdę na drabinę i niby przypadkiem zrzucę tę teczkę. Dokumenty się rozsypią… Może wtedy Marcin opowie mi o grzeszkach młodości i tym więzieniu? Myślę, że jemu by ulżyło i mnie.
Czytaj także:
„Kuzynka była kiepską pracownicą, ale przyjęłam ją z litości. Odpłaciła mi się podłymi kłamstwami i obmawianiem”
„Przyjęłam młodą lokatorkę i szybko zawołałam o pomstę do nieba. Dałam na tacę, żeby diabli wzięli mi tę syfiarę sprzed oczu”
„Przez dziecięcy wybryk, narobiłam sobie długów. Ojciec upomniał się o swoje w trakcie wesela i kazał oddawać ze ślubnej koperty”