„Kumpel szefa ma się za bożyszcze kobiet, a z butów wystaje mu słoma. Gdy otwiera usta, to aż uszy więdną”

nachalny mężczyzna w pracy fot. Adobe Stock, Marat
„Małgorzata pokręciła głową, stukając w klawiaturę, a ja wlepiłam wzrok w stertę faktur, udając, że jestem bardzo zajęta. Odkąd szef przyjął nowego kierowcę, pana Witolda, prawie każdy poranek zaczynał się tak samo. Ledwo zaparzyłyśmy kawę, usiadłyśmy przed komputerami, a na korytarzu rozlegały się jego przyśpiewki”.
/ 16.05.2023 13:15
nachalny mężczyzna w pracy fot. Adobe Stock, Marat

Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki... – niski męski głos, który rozbrzmiał na korytarzu, wdarł się przez uchylone drzwi do naszego biura.

– No tak – mruknęła niechętnie Ilona. – Pan Witold znowu w dobrym humorze.

Małgorzata pokręciła głową, stukając w klawiaturę, a ja wlepiłam wzrok w stertę faktur, udając, że jestem bardzo zajęta. Odkąd szef przyjął nowego kierowcę, pana Witolda, prawie każdy poranek zaczynał się tak samo. Ledwo zaparzyłyśmy kawę, usiadłyśmy przed komputerami, a na korytarzu rozlegały się jego przyśpiewki.

– Witam serdecznie, szanowne panie! – obwieścił gromko pan Witold, wchodząc do pokoju. – Jak zdrówko w ten piękny, słoneczny dzionek? – uśmiechnął się szeroko.

– Ma pan dla nas jakieś dokumenty? – spytała rzeczowo Gośka.

– A czy muszę mieć, droga Małgorzatko?

Ruszył w stronę jej biurka, oparł się o nie dłońmi i zajrzał bezwstydnie w jej dekolt.

– Przechodziłem, to i zajrzałem, żeby sprawdzić, co panie porabiają – obmacywał ją chciwym spojrzeniem. – Ależ ślicznie dzisiaj wyglądasz, Małgorzatko – dorzucił.

Koleżanka spojrzała na niego drwiąco

Domyślałam się, co miała na końcu języka, ale grzeczność nie pozwalała jej na ripostę.

– Dziękuję – mruknęła niechętnie, nie odrywając oczu od monitora. – Pracy żadnej pan dzisiaj nie ma? Szef dał wolne?

Ano nie dał, Małgorzatko – odparł z żalem pan Witold. – Jakby dał, to zaraz bym cię porwał na jakąś kawę.

– Kawę mamy – Ilona przyszła koleżance z odsieczą. – Pracy też sporo...

– A nasza Joasia to dzisiaj milcząca taka. – pan Witold odwrócił się w moją stronę.

Wymownie wskazałam ręką na stos faktur piętrzący się na moim biurku.

– Oj, z chęcią bym ci pomógł, Joasiu, to wszystko wpisać – przystanął przy mnie. W duchu aż zazgrzytałam zębami.

– Poradzę sobie – odparłam sucho.

– Witek! – wrzask za oknem odwrócił uwagę kierowcy od nas. – Wyjeżdżamy!

– Niestety obowiązki wzywają – pan Witold przyłożył dłoń do serca i westchnął z żalem. – Obiecuję jednak, że odwiedzę was, piękne nimfy, kiedy wrócę – zagroził.

Ledwo zamknęły się za nim drzwi, odetchnęłyśmy z ulgą, za to Gośka warknęła:

– Na klucz zaczniemy się zamykać.

Firma transportowa, w której pracowałyśmy, zatrudniała w większości mężczyzn.

Kobiet było tu raptem pięć

Nasza trójka w księgowości, sekretarka na dole w recepcji i dwie sprzątaczki, które przychodziły po południu.

– Przeniosę się na etat sprzątaczki – dodała Ilona. – Przynajmniej nie będę musiała go oglądać, a jak sam przylezie, to pogonię mopem.

Może szefowi zgłosimy? – zaproponowałam niepewnie.

– I co mu powiesz? Pan Witold przesiaduje u nas, zanim wyjedzie z bazy, co nas okropnie drażni, podobnie jak jego seksistowskie teksty?

– Przeszkadza w pracy...

Obie spojrzały na mnie z politowaniem.

– Nie wiesz, co się tu działo wczoraj. Do rękoczynów doszło – poinformowała mnie Gośka. – Wyszłaś już do domu, kiedy stawiła się nowa stażystka z urzędu pracy.

– A to chyba ją mijałam w drzwiach – przypomniało mi się. – Taka młodziutka, chudziutka brunetka w okularach?

– Właśnie. I nie zdążyła przejść całego korytarza, gdy pojawił się pan Witold. Zaczął coś mówić o sarnich nóżkach, że śliczne, zgrabne, zupełnie jak ich właścicielka...

– Aha – mruknęłam. – Znamy jego gadki. I co dalej? – zainteresowałam się.

– Potem rozległ się jeden wielki pisk. Wybiegłyśmy z pokoju i zobaczyłyśmy, jak zaskoczony komplemenciarz od siedmiu boleści przykłada rękę do policzka. Stażystka stoi przed nim, wściekła jak sto diabłów. Kto by pomyślał, że w takiej chudzinie tyle złości i siły się kryło! – zaśmiała się.

– A on, zamiast przeprosić, zaczął ją obrażać, że niedotykalska taka, że męża nie znajdzie i powinna iść do klasztoru.

– Serio? – zdziwiłam się. – Bezczelny!

– Szef wyjrzał z pokoju i zamiast go zrugać, powiedział do młodej, że nie życzy sobie wrzasków, a jak nie potrafi pracować z mężczyznami, niech szuka innej roboty!

– No i stażystki nie mamy, bo oświadczyła, że nawet jeśli ją z urzędu wyrzucą, to jej noga więcej w tej firmie nie stanie.

– Przynajmniej wypisałaś jej dokumenty tak, żeby nie wyrzucili? – spytałam.

– Pewnie – odparła Gośka. – Należało jej się, już choćby za to, że mu w gębę dała.

Kilka kolejnych dni minęło w miarę spokojnie

Oczywiście co rano zaglądał do nas pan Witold. Zżymałyśmy się w duchu, ale co było zrobić? Każda z nas miała nadzieję, że ten casanova długo tu nie popracuje. Tym bardziej że i inni pracownicy zaczęli na niego narzekać. A to auta nie zatankował, a to znowu się spóźnił do roboty, a to straszny bałagan w kabinie zostawił.

Tego poranka jeden ze starszych kierowców, Adam, chodził wściekły, nie mogąc znaleźć zostawionego w kabinie GPS-a. Nawet do nas zajrzał, czy ktoś nie odniósł.

– Ubiję gada! – denerwował się. – Pytał wczoraj, czy może pożyczyć, to powiedziałem jak człowiekowi, że o ile przyniesie przed szóstą, to może. A teraz jest już dziewiąta, a ja wciąż stoję na bazie, bo ten palant pewnie znowu zaspał! Nawet telefonu nie odbiera – aż poczerwieniał ze złości.

– Pan Witold przyjdzie, proszę się nie denerwować – próbowała go uspokajać Ilona.

Do starego pójdę! – zagroził kierowca. – Nie będę przez lenia nadgodzin robił! Już od trzech godzin powinienem być w drodze.

Kiedy na korytarzu rozbrzmiały tony kolejnej z piosenek śpiewanych przez pana Witolda, zdenerwowany kierowca wyskoczył z naszego pokoju, z mordem w oczach.

– Przynajmniej dziś tu nie dotrze – mruknęłam. – Tłumaczenie się trochę mu zajmie.

– No i spokój będzie – dodała Gosia.

Niestety nie cieszyłyśmy się długo. Pan Witold swoim zwyczajem odwiedził nas zaraz po tym, jak wrócił z kursu.

– Kolejnego dnia z nim nie wytrzymam – westchnęła rozeźlona Ilona.

– Wystraszy nam nową – dodałam.

Urząd przysłał nam kolejną stażystkę

Tym razem już nie tak młodą. Pani Jolanta – Jolka, jak kazała do siebie mówić – miała czterdzieści lat, niedawno skończyła kursy, studia zaocznie i przysługiwał jej staż. Skorzystała zatem z okazji.

– Zobaczycie, że ona zaraz też ucieknie – wieszczyła pesymistycznie Gośka.

– Uprzedzimy ją, poinstruujemy, żeby się nie denerwowała... – powiedziałam, ale koleżanki pokręciły tylko głowami z powątpiewaniem.

Kolejnego poranka szłam do pracy z mieszanymi uczuciami. Pomoc stażystki bardzo by się nam przydała. Obawiałam się jednak, że pan Witold przerazi nową.

Pani Jolanta przyszła punktualnie, uśmiechnięta. Krótka czarna mini więcej odsłaniała, niż zasłaniała, jasna bluzka ze sporym dekoltem podkreślała obfity biust. Szpilki, które włożyła tego dnia, stukały głośno, gdy przechodziła korytarzem. Spojrzałyśmy po siebie. No to teraz się pana Witolda za diabła nie pozbędziemy!

– Brunetki, blondynki, ja wszystkie was... – usłyszałyśmy znaną nam frazę.

Nie dokazuj, miły, nie dokazuj! – zanuciła Jolka, sięgając po plik dokumentów.

– Witam nasze śliczne panie! – zaczął kierowca i już nie spuszczał wzroku z nowej pracownicy. – Widzę, że nowa piękność zawitała w nasze skromne progi…

Spojrzałyśmy z niepokojem na stażystkę

– Och, jaka tam piękność – Jolka odgarnęła kokieteryjnie włosy i zachichotała.

– Mówię, co widzę – pan Witold podszedł do stażystki i bezceremonialnie przysiadł się do jej biurka. – Pomóc pani? Te dokumenty na pewno nie są zbyt lekkie… A takie śliczne rączki nie powinny ich dźwigać – złapał Jolkę za dłoń i ucałował namiętnie.

Zamarłyśmy w oczekiwaniu.

– Och, jaki pan uprzejmy, dziękuję bardzo  – zamruczała, puściła do niego oko i przesunęła ku niemu wielki segregator.

Mogłabym przysiąc, że pod stołem otarła się o jego nogi, ale trwało to tylko chwilę. Pan Witold, przyzwyczajony do naszego chłodu, zamrugał z niedowierzaniem.

– Taki dobrze ułożony mężczyzna to skarb! – zachwycała się Jolka, wstając i ciągnąc pana Witolda za sobą. – Idziemy, idziemy, weźmie pan ten segregator i jeszcze ten – dołożyła mu kolejny. – A właściwie jak panu na imię? Mnie mamusia na chrzcie dała Jolanta, ale dla przyjaciół Jolka... – uśmiechnęła się zalotnie. – Chyba wie pan, gdzie jest ksero, prawda? To mnie pan zaprowadzi. A potem napijemy się kawusi.

Pierwszy raz widziałyśmy milczącego pana Witolda

Nasza stażystka przepuściła go w drzwiach, niepewnie wyszedł na korytarz. Nagle usłyszałyśmy głośne plaśnięcie.

– Uch, jaki tyłeczek! – zamruczała Jolka. – No, idzie pan, idzie. Najpierw obowiązki, a potem przyjemności – rzuciła kusząco.

Pani Jolanto, ja naprawdę... – usłyszałyśmy jeszcze niepewny głos pana Witolda. Zapewne nawet zrobiłoby mi się go żal, gdyby nie to, że tak nam zalazł za skórę.

– Dla przyjaciół Jolka! – zahuczało, a do naszych uszu dotarło kolejne plaśnięcie. Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.

Jolka okazała się twardsza od naszego kierowcy. Pan Witold udawał casanovę, tymczasem był pierdołą gawędziarzem. Tego dnia już do nas nie zajrzał. Kolejnego poranka wpadł tylko na chwilę, by oddać fakturę. Nie zdążył jednak umknąć Jolce.

– Witusiu! – zaszczebiotała. – Jak ci mija ten śliczny poranek? – spytała, wstając.

– Pracy dużo... – mruknął i uciekł.

Czytaj także:
„Ledwo pochowałam męża, a w kolejce do pochówku ustawiła się przyjaciółka. Los odbierał mi wszystkich, których kocham”
„Wzięłam go za dzika, który chciał mnie pożreć, a okazał się słodkim kąskiem do schrupania. Kochanek z lasu skradł mi serce”
„Jak to mówią >>dobry zwyczaj, nie pożyczaj<<. Dałam siostrze pieniądze na mieszkanie i zaczęło się prawdziwa komedia”
 

Redakcja poleca

REKLAMA