„Lepiej mi bez męża. On pracuje za granicą i dowozi pieniądze, a ja zajmuję się dziećmi. Przy nim zachowują się jak diabły”

kobieta, która jest załamana postawą swojego męża fot. Adobe Stock, Alberto
„Ja wprowadzałam zasady, a on burzył je, uznając reguły za fanaberię. Oszołomione dzieci natychmiast tworzyły z ojcem wspólny front przeciwko mnie. Po jego wyjeździe nie mogłam nad nimi zapanować. Po 3 latach takiego traktowania nie wytrzymałam”.
/ 17.11.2021 08:31
kobieta, która jest załamana postawą swojego męża fot. Adobe Stock, Alberto

Nie chciałam jego wyjazdu. Błagałam, żeby szukał pracy w naszej okolicy, bo wstyd przyznać, ale nie wierzyłam, że przetrwamy rozłąkę. Antoś dopiero co skończył pięć lat, Natalka osiem, zaledwie przed rokiem skończyliśmy remont piętra domu moich rodziców, mieliśmy wreszcie zacząć cieszyć się sobą, kiedy firma Błażeja ogłosiła upadłość. Pracownicy z dnia na dzień zostali bez pracy i możliwości odzyskania zaległych pensji.

– Poradzimy sobie jakoś – próbowałam przekonać męża.
– Jakoś, czyli jak?

Błażejowi nie mieściło się w głowie, że mógłby żyć na mój koszt. Gdy szef przestał im płacić, a jedynie rzucał jakieś ochłapy dawnej pensji, mąż zaczął dorabiać po znajomych. Brał po kilka fuch w miesiącu. Pochodził z rodziny prawdziwych macho, którzy zawsze dźwigali na swoich barkach odpowiedzialność za bliskich. Z trudem złamał tradycję i zgodził się, żebym po narodzinach dzieci wróciła do pracy.

To on zawiadywał całym naszym życiem

Panował nad wydatkami, płacił rachunki, pilnował oszczędności, wiedział, czy w danym roku możemy sobie pozwolić na wakacje, czy tylko na krótkie weekendy poza domem. Pomagał mi na swój sposób – nie tykał odkurzacza ani pralki, unikał sprzątania, ale woził dzieci na dodatkowe zajęcia, chodził na wywiadówki i pilnował, żeby uczyły się sumiennie. A teraz chciał zostawić mnie samą.

– Jestem przekonany, że sobie poradzisz – twierdził, kiedy po raz ostatni próbowałam go zatrzymać. – Będziemy codziennie ze sobą rozmawiać i spotykać się dwa razy w miesiącu. Zobaczysz, te cztery lata szybko miną.

Kiwnęłam głową na znak, że się z nim zgadzam, ale już następnego ranka po jego wyjeździe wpadłam w panikę. Tej nocy śniło mi się, że bus Błażeja miał wypadek, więc ze stresu omal nie spaliłam domu wraz z bluzką Natalki. Szefowa, widząc, w jakim jestem stanie wysłała mnie wcześniej do domu.

– Oswoisz się, nie jesteś jedyna, która żyje w ten sposób – pocieszała.
– Dziecko, musisz przestać się mazać i narzekać Błażejowi, bo jemu jest tam znacznie gorzej niż tobie tutaj. Pomyśl, on zdany jest tylko na siebie, nawet nie zna dobrze języka… – moja mama postanowiła przywołać mnie do porządku. – Zachowujesz się jak rozkapryszona, mała dziewczynka! Pora, żebyś się wreszcie otrząsnęła! Nie jesteś sama. Masz mnie, ojca, rodzinę, tylko naucz się prosić nas o pomoc.

Radziłam sobie bez męża nadspodziewanie dobrze

Jej słowa dały mi do myślenia. Trochę trwało, zanim wzięłam się w garść, ale jakoś dałam radę. Musiałam nauczyć się najbardziej podstawowych rzeczy, jak płacenie na czas rachunków, zawiadywanie domowym budżetem, pilnowanie szkolnych spraw dzieci, a przede wszystkim bycia dla nich matką i ojcem, zwłaszcza dla synka, który wkrótce miał iść do szkoły.

Nieraz zmęczona całodzienną gonitwą miałam ochotę wieczorem wślizgnąć się do łóżka i zapomnieć o całym świecie, ale zawsze znajdowałam w sobie siłę, żeby porozmawiać z Błażejem. Pamiętałam słowa mamy o samotności męża, więc wypytywałam go o nową pracę, ludzi i miejsce, w którym przyszło mu żyć. Już nie rozpaczałam nad swoim losem, ale dzieliłam się radościami i smutkami, radziłam się męża, a przede wszystkim nie przestawałam go chwalić. O dziwo, tych kilka minut rozmowy z mężem dawało mi potężny zastrzyk energii.

– Kochanie, nie przestajesz mnie zaskakiwać. Wiesz, że jesteś dla mnie podporą? – podkreślał często Błażej.

Po takich wyznaniach czułam, jak puchnę z dumy, że po dziesięciu latach małżeństwa potrafię jeszcze zaskoczyć czymś mojego męża. Zdawałam sobie sprawę, że on także stara się być dzielny w nowej sytuacji, więc mój szczery podziw jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył, jakbyśmy odkryli się na nowo. Każda wizyta Błażeja w domu przypominała miesiąc miodowy, w głębi duszy musiałam jednak przyznać, że ta sielanka także grała mi na nerwach. Im dłużej trwała nasza rozłąka i pewniej czułam się w nowej roli, tym częściej denerwowało mnie podejście męża do dzieci.

Ja wprowadzałam zasady, a on burzył je, ledwie przekroczywszy próg mieszkania, uznając moje reguły za niegroźną fanaberię. Oszołomione dzieci natychmiast tworzyły z ojcem wspólny front przeciwko mnie. Początkowo ignorowałam ich zachowanie, ciesząc się przede wszystkim wzajemną bliskością, ale z czasem coraz trudniej przychodziło mi ukryć irytację. Po jego wyjeździe zawsze musiało minąć trochę czasu, nim na nowo udawało mi się zapanować nad chaosem i przywołać dzieci do porządku.

Po trzech mniej więcej latach takiego traktowania nie wytrzymałam i wyrzuciłam mężowi podczas zwykłej wymiany zdań o nóż do krojenia chleba cały swój żal. Od słowa do słowa, rozpętała się karczemna awantura. Wyrzucałam mu wszystko, czego nie mówiłam przez te wszystkie lata, często myląc wątki i gubiąc się w szczegółach.

– Jestem taki zły? – wściekł się Błażej. – Szkoda, że nie powiedziałaś mi wcześniej, jaki ze mnie cham. Może zamiast wyjeżdżać powinniśmy się rozwieść? – wypalił.

Zamarłam. Przecież nie o to mi chodziło

Skąd w ogóle Błażejowi przyszedł do głowy taki pomysł? Przerażona samym brzmieniem słowa „rozwód” zaczęłam go nerwowo przepraszać. Do wieczora wyjaśniliśmy sobie wszystko, przynajmniej tak mi się wydawało, i zasnęliśmy pogodzeni, ale w nocy przyśnił mi się dziwny sen. Obudziłam się z dziwnym przeczuciem, że tracę Błażeja. „W każdym śnie kryje się źdźbło prawdy” – przypomniałam sobie słowa babci i aż zadrżałam na myśl, co może oznaczać ten sen.

– Ty kogoś masz, prawda? Nie mówiłbyś o rozwodzie, gdybyś o nim nie myślał! – obudziłam Błażeja.
– Co ty opowiadasz? – jęknął, wyraźnie starając się oprzytomnieć. – Znowu chcesz się kłócić? Jaki rozwód?
– Sam o nim wspomniałeś. Powiedz prawdę, masz kobietę? Prowadzisz podwójne życie? Chcesz nas zostawić? – choć starałam się panować nad sobą, znów zaczęłam krzyczeć.

Nie ma sensu przedłużać tej rozłąki Błażej próbował mnie uspokoić, ale na nic zdały się argumenty, że o szóstej rano w niedzielę mogę postawić na nogi cały dom. Oprzytomniałam dopiero, gdy usłyszałam szloch córki; jak oparzona wyskoczyłam z łóżka.

– Znowu się kłócicie? Rozstaniecie się jak rodzice Ali? – zapytała córka.
– Nie rozstaniemy się nigdy, tata kocha was nad życie i nie wyobraża sobie mieszkać gdzie indziej – nagle za moimi plecami wyrósł mąż.
– Ale przecież mieszkasz – do rozmowy wtrącił się syn. – Nawet mnie nie znasz, tato! Nie jestem już maluchem. Zaraz pójdę do drugiej klasy, a ty rozmawiasz ze mną jak z przedszkolakiem, nawet zabawki przywozisz mi takie jak małemu dziecku – dodał tonem dojrzałego faceta.

Popatrzyłam na synka. W kilku prostych zdaniach streścił to, czego mnie nie udało się powiedzieć spokojnie. O to chodziło w naszych kłótniach, o to, że bardzo się wszyscy zmieniliśmy przez te trzy lata rozłąki. Wydorośleliśmy, nabyliśmy nowych umiejętności, które Błażej ignorował. Antoś był już poważnym uczniem, Natalka nastolatką, ja samodzielną, odpowiedzialną kobietą, a mąż nauczył się gotować, sprzątać i prać, o czym zapominał natychmiast po powrocie do Polski. Od nas także wymagał, byśmy grali dawne role i we wszystkim zdawali się na niego.

– Chyba musimy spokojnie porozmawiać – uśmiechnęłam się do synka. – Wszyscy, ale najpierw my z tatą. Obiecuję wam, że nie będziemy się kłócić.
– I na pewno się nie rozwiedziemy – dodał Błażej.

Mimo wszystko poczułam, że kamień spadł mi z serca. Dopiero w trakcie spokojnej rozmowy mąż wyjaśnił mi, że większość jego angielskich kumpli zdążyła rozwieść się z żonami, o ile nie wrócili na czas do Polski albo nie ściągnęli rodzin do siebie. Dlatego zaczął krzyczeć o rozwodzie.

– Chyba powinienem wrócić i nauczyć się żyć w tej mojej nowej rodzinie – stwierdził nad wyraz rozsądnie. 

Czytaj także:
Babcia to nie darmowa agencja usługowa, nie prywatna niania i otwarta jadłodajnia
11-letni syn nie chce wyjechać z nami za granicę. Woli zostać z babcią
Teściowie zmuszają mnie do podpisania intercyzy. Zażądałam, żeby płacili mi za sprzątanie

Redakcja poleca

REKLAMA