Kobieta, która stanęła pewnego popołudnia w drzwiach kancelarii, była mi zupełnie obca, na pewno nie mieszkała w naszej parafii. Nie znałem jej, ale miałem wrażenie, że kogoś mi przypomina. Miała duże, ciemne oczy, ale to nie oczy były znajome, tylko spojrzenie.
– Zapraszam – podniosłem się z krzesła, kiedy kobieta nadal w milczeniu stała w drzwiach. – W czym mogę pani pomóc? – zapytałem i w tym samym momencie jakby mnie olśniło.
Ta kobieta patrzyła w taki sam sposób jak moja młodsza siostra Aldona. I w taki sam sposób przygryzała dolną wargę. Czyżby to była jakaś nasza daleka kuzynka, której nie znałem? Weszła do środka, powoli i bardzo dokładnie zamknęła za sobą drzwi i dopiero wtedy się odezwała.
– Mam na imię Karolina i… – zająknęła się, jakby lekko przybladła – …i jestem księdza córką – dokończyła szybko.
– Kim? – wykrztusiłem zdziwiony i opadłem na krzesło, z którego przed momentem wstałem.
Przez chwilę milczeliśmy oboje
– Co to ma znaczyć? – nie wytrzymałem w końcu. – Kim pani jest? Dziennikarką, która chce mnie wkręcić w jakąś aferę?
Miałem prawo tak myśleć. W ostatnim czasie było tyle przeróżnych afer z udziałem księży, tych prawdziwych i tych nieprawdziwych, że szok.
– Nie jestem żadną dziennikarką – usłyszałem w odpowiedzi. – Naprawdę jestem księdza córką.
– Proszę stąd natychmiast wyjść! Ja nigdy nie miałem żadnej córki!
– Dobrze, jak sobie ksiądz życzy. Już wychodzę. Ja nic nie chcę. Chciałam tylko księdza… tatę… poznać.
Podeszła do drzwi, położyła rękę na klamce i jeszcze raz odwróciła się w moją stronę.
– Moja mama miała na imię Ania i chodziła z księdzem do jednej klasy w liceum. Proszę pomyśleć, nie pamięta jej ksiądz?
Zanim zdążyłem ochłonąć, już zamknęła za sobą drzwi. Przez moment miałem wrażenie, że wszystko mi się przyśniło. Dopiero po dłuższej chwili zobaczyłem małą wizytówkę, którą kobieta niepostrzeżenie położyła na moim biurku. Więc jednak to nie był sen. Odruchowo schowałem wizytówkę do szuflady. Co to ma znaczyć? Kim była ta kobieta? Czyżby została przez kogoś przysłana? Przecież nigdy nie miałem żadnej córki!
Musiałem iść odprawić mszę. Dopiero wieczorem znalazłem chwilę, żeby spokojnie się zastanowić, pomyśleć. Jak ona powiedziała? „Moja mama miała na imię Ania”? Tak, tak właśnie powiedziała.
Natychmiast obwołano nas parą
Ania była drobną, prawie filigranową blondynką, nosiła króciutko obcięte włosy i miała wielkie, niebieskie oczy. Mimo że przez wiele lat o niej nie myślałem, pamiętałem to jak dziś. Kobieta, która podała się za jej córkę, w niczym jej nie przypominała. Ale miała spojrzenie Aldony – przypomniałem sobie zaraz.
Ania podobała się wszystkim chłopakom w klasie, a nawet w całej szkole. Jednak ona nie szukała męskiego towarzystwa, wręcz go unikała. Pamiętam, że były nawet jakieś plotki, że niby Anka woli dziewczyny, ale to były bzdury. Sam się o tym przecież przekonałem… Zaprosiła mnie na studniówkę, zupełnie niespodziewanie.
– Chyba oboje nie mamy z kim iść, to może poszlibyśmy razem – zaproponowała.
Było to raczej niekonwencjonalne zaproszenie, ale prawda wyglądała tak, że ja również nie miałem dziewczyny. Nie miałem jej, bo już wtedy myślałem o tym, że zostanę księdzem. Na studniówkę jednak z kimś trzeba było pójść. Łatwiej było iść z Anką, niż szukać sobie partnerki.
Cała klasa natychmiast ogłosiła nas parą. Ance to najwyraźniej odpowiadało, a i ja nie protestowałem. Właściwie to, co było między nami, trudno nazwać związkiem. Z mojej strony była to tylko przyjaźń, Ania natomiast dążyła do czegoś więcej.
I tak mniej więcej przed samą maturą stało się to coś więcej. Anka bardzo chciała, żebym został jej chłopakiem, nie ukrywała tego. A ja? Dzisiaj uważam, że to, co wtedy robiłem, było podłe z mojej strony. Nie kochałem Anki, ale pomyślałem, że co mi tam. Jeśli mam być księdzem, najpierw zobaczę, jak to jest z dziewczyną.
Może się rozmyślę, może mi się odmieni. Nie odmieniło się jednak. Kiedy kilka tygodni po wynikach naszych matur Anka zadzwoniła do mnie, mówiąc, że musimy porozmawiać, podjąłem decyzję. Postanowiłem, że skończę to raz na zawsze, powiem jej prawdę.
– Muszę ci coś powiedzieć, Piotrek – oznajmiła mi Ania. Była blada i zdenerwowana, gwałtownie skubała pasek torebki.
– Ja pierwszy – przerwałem jej. Też się denerwowałem, chciałem już to z siebie wyrzucić. – Nic między nami nie będzie, Anka – ciągnąłem, bo on milczała.
Patrzyła na mnie, a w oczach miała zaskoczenie, przerażenie, łzy.
– Ale? – wykrztusiła.
– To koniec, Aniu. Chcę zostać księdzem. Idę do seminarium.
Oczy Anki robiły się coraz większe, policzki coraz bledsze.
– Już dawno powinienem był ci to powiedzieć – dodałem.
– Już dawno powinieneś był mi powiedzieć? – wyszeptała. – To znaczy, że już dawno miałeś taki zamiar?
– Przepraszam cię, że tak wyszło.
– Nienawidzę cię! – krzyknęła i zerwała się z ławeczki, na której siedzieliśmy. – Nienawidzę! Oszukałeś mnie!
– Ania! – zawołałem za nią, bo już odchodziła, ale nawet się nie obejrzała. – Ania, miałaś mi coś ważnego powiedzieć!
– Już nie chcę! – krzyknęła, nie odwracając głowy.
Nie czułem się, jakbym ją oszukał
To ona sama wymyśliła sobie, że będziemy razem. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Nie utrzymywałem również kontaktów ze znajomymi z klasy, nigdy nie byłem z nikim szczególnie blisko. Poszedłem do seminarium, zostałem księdzem, potem przerzucano mnie z parafii na parafię, jak to młodego.
Kiedyś nawet dostałem zaproszenie na jakiś klasowy zjazd, ale nie miałem ani ochoty, ani czasu tam jechać. A teraz nagle po tylu latach w moich drzwiach staje obca kobieta i twierdzi, że jest moją córką. Czyżby wtedy w tamtym parku Ania chciała mi powiedzieć, że jest w ciąży, że będziemy mieli dziecko?
Kiedy tak siedziałem w pokoju, patrząc w ciemność za oknem, zrozumiałem, że mogło tak właśnie być. Zrozumiałem też, że w ogóle się wtedy nad tym nie zastanawiałem. Chciała mi coś powiedzieć, ale nie powiedziała. Nie, to nie, pewnie się rozmyśliła, ja robiłem swoje.
„A gdyby ci wtedy jednak powiedziała? – przebiegło mi przez myśl. – Co byś zrobił? Zmieniłbyś swoje plany? Zamiast do seminarium poszedłbyś do ślubu z Anką? Zamiast księdzem zostałbyś mężem i ojcem? Wspólnie wychowywalibyście córkę?”.
Nie miałem pojęcia, jak bym się zachował. Chyba za późno na zadawanie sobie tego typu pytań, bo dziś już nie ma na nie odpowiedzi. A czy ta kobieta naprawdę była moją córką?
Może to tylko jedno wielkie kłamstwo. Mogła nią być. Ale wcale nie musiała. Długo obracałem w palcach jej wizytówkę. Wynikało z niej, że była lekarzem. Dlaczego przyszła do mnie dopiero teraz, po tylu latach? A dlaczego powiedziała, że mama miała na imię Ania? Czyżby Anka już nie żyła? Nie dowiem się tego, jeśli z nią nie porozmawiam.
Kilka dni biłem się z myślami, szukałem dobrego rozwiązania. Nie znalazłem odpowiedzi na żadne z zadawanych samemu sobie pytań. Raz myślałem, że lepiej zostawić wszystko tak, jak jest, wyrzucić z pamięci, udać, że nic się nie wydarzyło. A za chwilę przychodziło mi do głowy, że nigdy sobie nie daruję, jeśli nie dowiem się prawdy. Wiele razy wyjmowałem wizytówkę pani doktor Karoliny, kładłem ją przed sobą na stole i zaczynałem wybierać numer.
Potem rezygnowałem, odkładałem telefon i chowałem kartonik z numerem. Aż w końcu pewnego wieczoru powiedziałem sobie: „Zrób to, musisz to zrobić”, i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
Pozwoliłem jej żyć złudzeniami
Gdzie ksiądz może spotkać się z kobietą, żeby ludzie wokół nie przyglądali im się podejrzliwie, żeby nie przysłuchiwali się, o czym rozmawiają, żeby natychmiast nie pojawiły się przeróżne plotki? Ja zaprosiłem Karolinę na plebanię. Kancelaria jest tym miejscem, gdzie można spokojnie porozmawiać. Im dłużej przyglądałem się siedzącej naprzeciwko mnie kobiecie, tym bardziej upewniałem się, że może ona być moją córką.
– Twoja matka nigdy mi nie powiedziała, że jest w ciąży – oznajmiłem, jakbym próbował się bronić.
– Wiem – przytaknęła. – Mama mi wszystko opowiedziała przed śmiercią.
– Ania nie żyje? – zapytałem cicho.
Karolina pokiwała głową.
– Chorowała na serce. Ona właściwie po śmierci taty nie potrafiła już żyć.
– Dlaczego mi nie powiedziała?
– Najpierw miała do ciebie żal, że ją oszukałeś, że ją zwodziłeś, udawałeś.
– Ja wcale nie udawałem, to raczej ona sobie coś wmówiła.
– Ale nie sprostowałeś. Pozwoliłeś, żeby żyła złudzeniami. Było ci z tym wygodnie, prawda?
– Masz rację – przyznałem się. – Było mi wygodnie.
– A potem – ciągnęła Karolina – zostałeś już księdzem.
– Przecież nie od razu – przerwałem jej.
– No, nie od razu – przyznała. – Tak naprawdę nie wiem, dlaczego ci nie powiedziała. Może nie chciała niszczyć ci planów, może uniosła się honorem, naprawdę nie wiem. Potem poznała tatę, wyszła za niego za mąż, a on dał mi swoje nazwisko. Miałam kochającego ojca, wspaniałą rodzinę. Oni, to znaczy moi rodzice, bardzo się kochali – powiedziała to z naciskiem, jakby chciała mi udowodnić, że Anka była szczęśliwa, że mnie nie potrzebowała. – Tata zginął w wypadku, a mama po jego śmierci zachorowała na serce. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Przed śmiercią powiedziała mi wszystko, pokazała twoje zdjęcie, podała nazwisko. Mówiła też, że gdyby ojciec żył, nigdy nie dowiedziałabym się prawdy, ale skoro jego nie ma, uznała, że mam prawo wiedzieć.
– Masz żal? – zapytałem.
– Nie – wzruszyła ramionami. – Może trochę o to, że mi powiedziała. Chyba wolałabym nie wiedzieć. Moim ojcem był mąż mojej mamy. Tylko on.
– Więc dlaczego do mnie przyjechałaś?
– Chciałam cię poznać. Zobaczyć, kogo moja mama kochała jako młodziutka dziewczyna, ale dzisiaj myślę, że to nie miało sensu.
– Dlaczego?
– Dlatego, że tego chłopca, którego kochała Ania, już nie ma. Nigdy go nie poznam. Ty jesteś kimś zupełnie innym.
Nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć
– Masz męża? – zapytałem.
– Mam. Męża i dwie córki. Moja mama też miała same córki – roześmiała się.
Z tego, co mówiła, wynikało, że miałem dwie wnuczki, ale Karolina właściwie całkowicie pominęła ten fakt. Rozmowa nam się rwała. Patrzyliśmy na siebie i co chwilę zapadało między nami milczenie. Byliśmy dwojgiem obcych ludzi. Chyba pomimo wielkich chęci nie dało się tego naprawić.
– Oni o niczym nie wiedzą – oznajmiła nagle Karolina.
– Kto? – spojrzałem zdziwiony. – O czym nie wiedzą? – błądziłem myślami gdzieś w moim dawnym życiu i nie wiedziałem, o czym mówi.
– Mój mąż i córki – wyjaśniła. – Nie wiedzą o tobie. I nigdy im nie powiem. Dziewczynki miały jednego dziadka.
Odniosłem wrażenie, że Karolina mówi to, żeby sprawić mi przykrość, żeby mnie dotknąć i zranić.
– Chcesz zrobić testy? – zapytałem.
– Jakie testy? – spojrzała zdziwiona.
– Sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś moją córką – wyjaśniłem.
Wzruszyła ramionami.
– Mnie to nie jest potrzebne. Ja wierzę swojej matce. Chociaż wolałabym nie – dodała po chwili.
Teraz naprawdę zrobiło mi się przykro, bo siedząca przede mną kobieta wolałaby nie być moją córką. A przecież niczemu nie zawiniłem, nie miałem pojęcia, że ona w ogóle istnieje.
– Nie wiń mnie, proszę – powiedziałem. – Przecież ja o niczym nie wiedziałem.
– A gdyby ci wtedy powiedziała, to co? – Karolina spojrzała na mnie zaczepnie. Ożeniłbyś się z nią? Czy może powiedziałbyś, że przecież czujesz powołanie, i poleciałbyś do tego swojego seminarium? – patrzyła na mnie z kpiną w oczach.
Żałuję, że jej nie znałem
– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Być może bym się ożenił, ale nie wiem. Jednak na pewno wiedziałbym, że mam córkę.
– To może lepiej, że nie wiedziałeś – powiedziała, wstając. – Pójdę już.
– Czy mogę czasem do ciebie zadzwonić? – zapytałem.
– Po co?
– Choćby po to, by zapytać, jak ci się wiedzie, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebujesz pomocy.
– A nie będziesz się wstydził, że masz córkę? – spytała.
Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Ksiądz nie powinien mieć córki, to jasne, ale ja miałem. A skoro już miałem, chciałbym móc czasem zapytać, co u niej słychać. Chociaż tyle. Właściwie byłem zadowolony ze swojego życia, usatysfakcjonowany swoimi wyborami. Tak było, dopóki nie pojawiła się Karolina.
Zacząłem się zastanawiać, czy byłoby ono inne, gdyby przed laty Anka powiedziała mi o ciąży. Byłoby – odpowiedziałem sam sobie. Nie wiem, czy lepsze, ale inne. Najprawdopodobniej nie zostałbym księdzem, najprawdopodobniej miałbym żonę i przynajmniej jedno dziecko, córkę. Żałuję, że jej nie znałem, nie wychowywałem, żałuję, że nie widziałem, jak rośnie, żałuję, że nigdy nie poznam moich wnuczek.
Czytaj także:
„Po 20 latach dowiedziałem się, że mam córkę z romansu. Najgorsze, że zakochał się w niej mój syn”
„Mam romans z kochankiem szefowej. Muszę godzić się na ich związek, bo inaczej zostanę zwolniona”
„Mąż zostawił mnie, bo zaszłam w ciążę. Powiedział, że to mój problem i mam coś z tym zrobić. On się na bachora nie pisał”