Wiem, że to nie jest wytłumaczenie. Ale przez 27 lat małżeństwa miałem tylko jeden romans. Z Justyną. Ponad 20 lat temu. Trwał niecały miesiąc. Skończył się, gdy dowiedziała się, że mam żonę i syna. Z Anką byliśmy wtedy pięć lat po ślubie. Nasz synek Kubuś miał trzy lata. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zazwyczaj. Ale zdarzały nam się kłótnie. Takie, które wybuchały z jakiegoś błahego powodu, a przeradzały się w wojny o sprawy fundamentalne.
Po jednej z takich awantur poszedłem sam na imprezę do znajomych. Anka zamknęła się w sypialni, więc wściekły po prostu ją zostawiłem. Okłamałem Baśkę i Piotrka, że żonę dopadła grypa żołądkowa. Justyna przyszła na tę imprezę z koleżanką Baśki, Irminą. Nikogo nie znała. Zrobiło mi się jej żal, wiec zagadałem.
– Cześć. Może wina? Czy coś mocniejszego? – zaproponowałem.
– Białe, jeśli można.
Nalałem nam po kieliszku wina.
– Maciek. Kolega szkolny pana domu.
– Justyna. Która nie wie, co tu robi – dziewczyna się uśmiechnęła. – Miałam iść z Irminą do pubu, powiedziała, że musi tylko wpaść na chwilę na jakąś imprezę. Że się pokaże i zaraz spadamy. Ups, ale nie mów gospodarzowi, przyjacielu pana domu.
– Będę milczał jak grób. Ale moje milczenie ma cenę. Musisz ze mną zatańczyć. Uprzedzam, jestem fatalnym tancerzem.
Sam się wtedy zdziwiłem moim pomysłem
Bo tańczyć nie tylko nie umiałem, ale i nie lubiłem. Ale zanim się wycofałem, Justyna złapała mnie za rękę i zaciągnęła na parkiet. Leciała jakaś romantyczna ballada. Przyciągnąłem partnerkę do siebie i kołysaliśmy się powoli. Trochę już wypiłem. Do tego Justyna zabójczo pachniała. Zakręciło mi się w głowie. Zacząłem ją namiętnie całować po szyi. Nie wyrwała się. Przeciwnie, mocniej przylgnęła do mnie. Czułem każdą krągłość jej ciała. Przestałem racjonalne myśleć.
– Wychodzimy? – szepnąłem.
– Yhm – mruknęła. – Wyjdź pierwszy i zaczekaj.
Zmyłem się po angielsku, bez pożegnania. Na ulicy zimne powietrze trochę mnie otrzeźwiło. Zacząłem się zastanawiać, czy Justyna ze mnie nie zakpiła. Ale chwilę później była już obok mnie. Popchnąłem ją na ścianę i zacząłem namiętnie całować. W taksówce zapytała:
– Do mnie czy do ciebie?
– Do ciebie – odpowiedziałem.
Nie uznałem za stosowne wspomnieć, że u mnie w domu są żona i syn… Z łóżka Justyny wydostałem się o 4 nad ranem. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, że zostawiłem jej swój numer telefonu. Kiedy przypomniałem to sobie o 9 rano, gdy obudziłem się we własnym łóżku, koło Anki, aż zrobiło mi się gorąco. Co ja narobiłem? Po co zostawiłem jej swój telefon?
I nawet nie poprosiłem o dyskrecję, więc skąd pewność, że nie opowie o naszej nocy Irminie? A ta Baśce? I lada chwila o wszystkim dowie się Anka… Ale kiedy dwa dni później dostałem od Justyny esemesa, znowu pożądanie wzięło górę nad rozumem.
– Anka, muszę iść na jakiś nudny służbowy bankiet. Wrócę przed północą – okłamałem żonę.
Z Justyną umówiłem się w pubie, ale oboje uznaliśmy, że możemy sobie darować drinki. I pojechaliśmy do niej. Tym razem to ją okłamałem.
– Wiesz, mieszkam chwilowo z siostrą, dlatego nie mogę cię zaprosić.
Przed pierwszą w nocy bąknąłem, że przede mną ciężki dzień i muszę się wyspać. Anka już spała, nie miała pojęcia, o której wróciłem.
Między żoną a kochanką udało mi się lawirować niecały miesiąc. Anka nigdy się nie dowiedziała, gdzie znikam wieczorami. Za to prawdę o mnie poznała Justyna.
– Na pewno nie masz mi nic do powiedzenia? – spytała Justyna.
Stała oparta o parapet, z założonymi rękami i zadawała te dziwne pytania. Byłem już tak przekonany, że moja tajemnica się nie wyda, że zajęło mi dobrych kilka minut, zanim zorientowałem się, o co jej chodzi.
– Mówiłeś że mieszkasz z siostrą. Tak? A to w waszej rodzinie normalne, że się bierze z siostrą ślub? I że siostra rodzi ci dzieci? (te słowa Justyny przypomniały mi się ostatnio; ironia losu, co?).
Na szczęście mnie nie wydała…
Zacząłem wkładać kurtkę, bo zrozumiałem, że to koniec. Owszem, to był koniec naszego romansu, ale nie naszej rozmowy. Justyna zagrodziła mi drogę.
– Jak mogłeś mnie tak oszukać? Jak mogłeś tak oszukać swoją żonę, syna… Wiem, że powinnam się domyślić. Bo za bardzo kręciłeś. Ale wiesz, ja się zaczęłam w tobie zakochiwać. A to durne uczucie zaburza ludziom funkcję myślenia. I nawet nie zapytasz, jak się dowiedziałam? Nie martw się, twoi przyjaciele nie wiedzą o nas. Powiedziała mi Irmina, ale nie miała pojęcia, że ze mną sypiasz. Po prostu opowiadała, że jedziecie razem na kajaki… Baśka, Piotrek, ich dzieci i ty z żoną i synkiem. Zatkało mnie, ale nie dałam nic po sobie poznać. Twoja żona nic mi nie zrobiła. Pewnie powinna znać prawdę, ale ja nie mam sumienia niszczyć jej świata. A teraz zejdź mi z oczu.
Pół roku później Baśka i Piotrek wyjechali do Sydney. Razem z nimi z naszego życia zniknęła Irmina. O Justynie przez dwadzieścia lat nie miałem żadnych wiadomości. I szansa, że moja głupota (bo już po kilku miesiącach bardzo żałowałem tego romansu) nigdy się nie wyda. Z Anką przestaliśmy się kłócić. Dotarliśmy się. Nasz syn był już dorosły i mieliśmy dużo czasu dla siebie. Dużo razem podróżowaliśmy. W weekendy po Polsce, w wakacje po świecie.
Kuba wyrósł ma fajnego młodego faceta. Studiował biotechnologię. Okres buntu miał już za sobą i dobrze się dogadywaliśmy. Do tej pory poznaliśmy z Anką tylko jedną jego dziewczynę – Helę. Rzuciła go po studniówce i złamała mu serce. Baliśmy się z Anką, że przez nią zawali maturę, ale na szczęście się pozbierał. Od tamtej pory czasem coś słyszeliśmy, że idzie na imprezę z Karoliną czy Paulą, ale żadne z imion nie powtarzało się dwa razy. Ale dwa miesiące temu Kuba zaczął się dziwnie zachowywać. Ciągle do kogoś pisał, uśmiechając się przy tym. Kupił kilka nowych koszul i spodni. Rano gwizdał, parząc kawę. Znaliśmy te objawy.
– Oho, nasz syneczek chyba znowu się zakochał – powiedziała Anka.
Przytaknąłem, ale Kuba, choć siedzieliśmy przy jednym stole, ani nas nie słyszał, ani nie widział. Z dużym zaangażowaniem stukał coś w telefonie i podśpiewywał.
Mówiłem żonie, żeby dała mu spokój.
– Wszystko w swoim czasie, jak będzie gotowy, to nam ją przedstawi
Ale Anka długo nie wytrzymała.
– Kuba, nie trzymaj już starej matki w niepewności. No przyznaj się, zakochałeś się, prawda?
W końcu przyznał, że może jest taka jedna dziewczyna, ale to jeszcze nic pewnego.
– Hi hi, słyszałeś? Wiedziałam, Kubuś znowu jest zakochany! Super!
Też się wtedy ucieszyłem. Niedługo później przestało mi być do śmiechu. Kilka dni później poznaliśmy imię. Ada. Dowiedzieliśmy się też, że studiuje na tym samym wydziale co on, tylko dwa lata niżej
– No a teraz już się odczepcie, bo i tak więcej nie powiem – Kuba uśmiechnął się szelmowsko i sobie poszedł.
Tydzień później mój syn, co do niego zupełnie niepodobne, stroił się przed lustrem z godzinę. O nic nie zapytaliśmy, ale tym razem sam się wyrwał z wyjaśnieniami.
– Idziemy na imprezę. Ale umówiliśmy się, że po nią przyjdę, więc chyba dziś poznam jej mamę. Trochę się denerwuję, choć Ada mówi, że jej mama jest spoko.
Anka od razu zapytała, kiedy w takim razie my poznamy Adę, ale Kuba zawołał tylko „Kocham was” i już go nie było.
To jakiś blef, próba zemsty?
Dwie godziny później wszystko się skomplikowało. Dostałem esemesa z numeru, którego nie znałem. „Czy to ciągle numer Maćka, kolegi pana domu? Jeśli nie, bardzo przepraszam. Ale jeśli tak, to odpisz. Chodzi o nasze dzieci”.
Boże. Justyna. Ale co mój syn ma wspólnego z jej dzieckiem? Może to jakiś podstęp? Ale czemu przypomniałaby sobie o mnie właśnie teraz? O co chodzi?
Odpisałem ostrożnie:
„Tak, mam na imię Maciek. Coś się stało?”.
„Jeszcze chyba nic, ale może. MUSIMY pilnie porozmawiać. Serio”.
Nawet mi nie przyszło do głowy, żeby esemesy od Justyny połączyć z Kubą, Adą i jej mamą. Ale trochę się zaniepokoiłem. Kiedy zastanawiałem się, co odpisać, przyszedł kolejny esemes:
„OK. Napiszę wprost. Mam córkę. Ma na imię Ada. W listopadzie skończy 21 lat. Mam nadzieję, że umiesz liczyć. I rozumiesz, dlaczego musimy się spotkać”.
Ada. Ta Ada? No i co z tego, że ma 21 lat… Jezus Maria! Czy Justyna sugeruje to, co właśnie przyszło mi do głowy? To musi być jakiś blef, jakaś rozgrywka, próba zemsty… Przecież to niemożliwe. Takie zbiegi okoliczności nie zdarzają się w realnym świecie!
Umówiliśmy się następnego dnia
Justynę poznałem od razu. Mało się zmieniła. Podaliśmy sobie ręce. Nie patrzyłem jej w oczy. I nie miałem pojęcia, jak się zachować, jeśli ona zaraz powie mi to, co podejrzewałem.
– Nie mam pojęcia, jak zacząć, więc po prostu powiem, jak jest. Mam córkę Adę. I choć pewnie będziesz chciał zrobić testy, ja wiem, że to ty jesteś ojcem. O ciąży dowiedziałam się dwa tygodnie po naszym zerwaniu. Nie powiedziałam ci. Pozbawiłam Adę szansy na poznanie ojca… z powodu twojej żony… Mój tata wiódł podwójne życie. Po tym, gdy wszystko się wydało, mama już nigdy nie była sobą. Zabiła się, kiedy skończyłam 20 lat. Dobrze wiesz, że nie miałam pojęcia, że masz żonę. Więc nie powinnam czuć się winna. Ale jednak… No a wracając do teraźniejszości. Kuba jest do ciebie podobny, bardzo. I to nazwisko… Wczoraj, kiedy Ada mi go przedstawiła, nie miałam żadnych wątpliwości. Wpadłam w panikę. Zaczęłam udawać, że się źle czuję, próbowałam zatrzymać córkę w domu. Nie udało się. Ale może jeszcze nie jest za późno. Ada mówi mi o wszystkim. O TYM jeszcze mi nie powiedziała – Justyna w końcu przerwała.
A mnie się zagotował mózg. Tyle informacji, sprzecznych uczuć. Co ja mam teraz zrobić?!
– Justyna. Jezu. Po kolei…Co ja mam zrobić? Co powiedzieć? O rany boskie!
Na bardziej rzeczową wypowiedź nie było mnie stać. Napiłem się wody.
Odetchnąłem głęboko.
– No niezły pasztet. Mam córkę. Dorosłą. Która nie wie o moim istnieniu. Ale byłbym ostatnim draniem, gdybym nie chciał jej poznać. Tylko to zrani moją żonę. Pewnie zniszczy moją rodzinę. Ale to i tak nieuniknione, bo musimy powstrzymać mojego syna Kubę od pójścia do łóżka z moją córką Adą. Czyli musimy powiedzieć im prawdę. Więc i tak zranię żonę, a moja rodzina się rozpadnie. Chyba mniej więcej tak to wygląda?
Choć próbowałem być zabawny, nie było mi do śmiechu. Byłem przerażony i cały się trząsłem.
– Nie mam pojęcia, co dalej – ukryłem twarz w dłoniach i z trudem powstrzymałem się przed tym, żeby zacząć wyć.
Justyna dotknęła mojego ramienia
– No niestety. Tak to mniej więcej wygląda. I uwierz mi, szukałam sposobu. Kombinowałam, że zabiorę Adę za granicę. Ale ona jest dorosła i zakochana. Po prostu powie, że zostaje. Co jeszcze? Możemy uknuć jakąś hollywoodzką intrygę, przekonać Adę albo Kubę, że są zdradzani, doprowadzić do tego, żeby się znienawidzili… Ale Maciek, to jest życie, to się nie uda. Moglibyśmy też nic nie mówić. Oni są młodzi, zeszli się, rozejdą.. Nie jest powiedziane, że będą mieć dzieci… A jak się kiedyś dowiedzą prawdy? I tego, że wiedzieliśmy? Znienawidzą nas. Też nas znienawidzą. Na to samo wyjdzie. Maciek. Mamy przerąbane.
Ta diagnoza niewiele mi pomogła.
– Muszę iść. Muszę pomyśleć. Zadzwonię – powiedziałem i wyszedłem.
W nocy nie zmrużyłem oka. O 4 rano poddałem się i poszedłem na spacer. O 9 zadzwoniłem do Justyny.
– Musimy się wszyscy spotkać. I po prostu powiedzieć prawdę. Nie mamy innego wyjścia. Czy nasze dzieci nam wybaczą? Czy Anka mi wybaczy? Nie wiem. I jeszcze jedno. Jeśli tylko Ada kiedyś przestanie mnie nienawidzić, to bardzo chciałbym ją poznać. I być obecny w jej życiu.
Umówiliśmy się u nas na 17. Cały dzień zastanawiałem się, czy powiedzieć coś wcześniej Ance. Czy poczekać. Brakowało mi odwagi, ale uznałem, że jednak jestem jej winien, żeby prawdę poznała ode mnie. Anka była w kuchni, jadła owsiankę.
– Gdzie Kuba? – spytałem.
– Poszedł pobiegać.
– To dobrze. Bo muszę ci coś powiedzieć. A raczej nie coś. Dużo cosiów…
Powiedziałem wszystko. Nie wybielałem się. Przyznałem, że Justynie nigdy nie powiedziałem, że mam rodzinę. Że zostawiła mnie, gdy tylko się dowiedziała. I że nie powiedziała mi, że mamy dziecko, by nie ranić mojej żony. To wszystko była prawda, ale starałem się to podkreślić, bo Justyna naprawdę nie zasługiwała na wściekłość Anki. Ja zasługiwałem. Na wściekłość Anki, Kuby, Ady… To przeze mnie te wszystkie problemy. Anka siedziała z kamienną twarzą. Nie płakała, nie krzyczała. Nie patrzyła na mnie.
– Masz rację. Kuba i Ada muszą wiedzieć. To im złamie serca, ale są młodzi. Poradzą sobie… Co do całej reszty, nie wiem, co dalej. Nie wiem, co z nami. Nie pytaj. Bo naprawdę nie wiem. A teraz wychodzę. Wrócę na 17. Posprzątaj tu, może kup jakieś ciasto, wino… Chociaż to pewnie bez sensu. Może raczej wódkę. Przyda nam się. Cześć.
Czytaj także:
„Zakochałem się w podwładnej, była moim lekarstwem na rany po rozwodzie. Najchętniej nie wypuszczałbym jej z łóżka”
„Zakochałam się w zajętym mężczyźnie. Walczyłam o niego 10 lat, aż w końcu rozwiódł się i związał ze mną”
„Zakochałam się w mężu ciężarnej przyjaciółki. Chciałam go zdobyć za wszelką cenę, nawet kosztem życia tego dziecka”