„Kiedyś byliśmy z rodzeństwem blisko, ale teraz to dla mnie obcy ludzie. Nie powiedziałam im nawet o swojej chorobie...”

kobieta, która straciła więź z rodzeństwem fot. Adobe Stock, fizkes
„Nie znoszę litości, nie będę o nic prosiła. I tak się kiedyś dowiedzą. W końcu wyląduję na wózku, a potem pewnie w zakładzie opiekuńczym. Wtedy zadecydują. Nie spodziewam się pomocy od Zośki czy Adama. Czy mogłabym tego wymagać? Opieka nad niedołężną siostrą to ogromne wyzwanie, nie każdy potrafi mu sprostać”.
/ 06.07.2022 17:15
kobieta, która straciła więź z rodzeństwem fot. Adobe Stock, fizkes

Ksiądz zakończył ceremonię pogrzebową. Trumna z ciałem naszej matki zjechała do rodzinnego grobu, pracownicy zakładu pogrzebowego przysłonili ją wieńcami. Później kamieniarz zasunie płytę. Postawimy na niej znicze, odmówimy modlitwę. A potem się rozejdziemy, każde w swoją stronę. Kto wie? Może dzisiaj widzieliśmy się ostatni raz?

Na cmentarnej alejce stało zaledwie kilka osób. Moja siostra i brat z żoną i dziećmi, daleka kuzynka, leciwy przyjaciel rodziny, który pragnął odprowadzić moją matkę, chociaż poruszał się wsparty o balkonik, no i ja. To była smutna ceremonia. Mama spędziła ostatnie lata w zakładzie opiekuńczym, nieświadoma tego, co się wokół niej dzieje. Wylew pozbawił ją wszystkiego. Nie mówiła, nie chodziła. O takich ludziach mówi się: warzywo, ale czy naprawdę wiemy, co oni czują?

Kiedy odwiedzałam mamę, zawsze traktowałam ją tak, jakby była zdrowa, tylko schowana za szybą. Opowiadałam jej o sobie i świecie, śpiewałam piosenki, czytałam książki. Nie spotkałam tam nigdy siostry ani brata. Oni też odwiedzali mamę, ale dbaliśmy o to, by się nie widywać. Tak było od lat.

Poróżniły nas drobne, niewarte wzmianki sprawy. Najwyraźniej więc skorzystaliśmy z pierwszej lepszej wymówki, by ujawnić wzajemną niechęć. Czy miłość w rodzinie jest obowiązkowa? Wszyscy muszą się kochać tylko dlatego, że w ich żyłach płynie ta sama krew? Jeśli tak, to jesteśmy niechlubnym wyjątkiem. Potrafimy ze sobą rozmawiać, ale nie chcemy utrzymywać kontaktów. Chyba nie czujemy takiej potrzeby.

Myślałam, że ta więź zostanie na zawsze

Po śmierci mamy wynikły różne sprawy, które wymagały wspólnego działania. Trzeba było zorganizować i opłacić pogrzeb i zastanowić się, co zrobić z jej niewielkim mieszkaniem. Zadzwoniłam do siostry. Ostatni raz widziałyśmy się chyba 10 lat temu. Rozmawiałyśmy rzeczowo, bez sentymentów. Udało nam się ustalić prawie wszystko, a Zośka zobowiązała się zawiadomić naszego brata, Adama. Ulżyło mi. Niech teraz ona się gimnastykuje i nawiązuje cieniutką nić porozumienia z braciszkiem. Ja już swoje zrobiłam.

Rozbiegliśmy się po świecie, każde z nas żyło swoim życiem. Pękły więzy dziecięcego przywiązania. Czasem zastanawiam się, jak do tego doszło. Byliśmy zżytym rodzeństwem, nie czuliśmy wobec siebie o zazdrości czy niechęci. Kiedy wkradła się obojętność? Znam pokłócone rodziny, które nie rozmawiają ze sobą latami. Ale tam przynajmniej są jakieś emocje. Między nami zaś nie ma nic. Uczuciowa pustka.

Stałam nad grobem matki w otoczeniu rodzeństwa, ale bardzo samotna. Kiedy umierają rodzice, przestajemy być dziećmi, obojętnie, ile mamy lat. Dobrze wtedy mieć kogoś, kto wesprze. Znałam Adama i Zośkę jak siebie samą. Wiedziałam, że czują to co ja. A jednak żadne z nas nie chciało fizycznego kontaktu. Żadnego trzymania się pod ręce, przytulania, obejmowania. Staliśmy po pół metra od siebie, i tylko dlatego tak blisko, że na cmentarnej alejce nie było dużo miejsca.

Zosia płakała. Twarz spuchła jej od łez, a pod oczami zrobiły się czerwone plamy. Zupełnie jak wtedy, kiedy przez pomyłkę wyrzuciłam kartki, na których zapisywała swoje wiersze. Poezja dwunastolatki poszła do śmietnika, a Zośka zapłakiwała się przez dwa dni. Wybaczyła mi po pewnym czasie i nadal byłyśmy dobrymi siostrami. Myślałam, że ta więź jest nierozerwalna. Myliłam się.

Adam. Nasz starszy brat. Włosy mu się przerzedziły i trochę przytył, ale nadal jest przystojny. Żona wpatruje się w niego jak w obraz. Synowie podobni do niego jak dwie krople wody. Kiedy patrzę na nich, serce mi się ściska. Adaś za młodu, jak żywy! Kiedy to było?! Teraz Adam krząta się koło grobu, stara się dopilnować wszystkiego. Wiem, że chce się czymś zająć, żeby nie myśleć. W przeciwieństwie do emocjonalnej Zośki zawsze był zrównoważony i solidny. Mogliśmy na nim polegać. Kiedy przed laty wyjechał do Niemiec, bardzo mi go brakowało. Często odwiedzał kraj, widywaliśmy się wtedy w domu mamy.

Kiedy ona żyła, wszystko było prostsze, również nasze relacje. Obecność mamy wiązała rodzinę. Kiedy zachorowała, pękła nić łącząca nas, jej dzieci. Naiwnie próbowałam to naprawić, ale natknęłam się na mur obojętności.

– Właściwie o co ci chodzi? – wzruszała ramionami Zośka. – Nie odzywam się, bo nie mam czasu. Praca, dom. Wiesz, jak to jest.

Wiedziałam. Ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że jeżeli potrzebujesz obecności siostry w swoim życiu, znajdziesz czas, choćby wokół się waliło i paliło. Zośka najwyraźniej nie odczuwała tej potrzeby. No cóż, nie, to nie. Dziś myślę, że popełniłam błąd. Zbyt łatwo przystałam na rozluźnienie więzi. Może gdybym nastawała, byłoby inaczej?

Nie będę ich prosić o pomoc

W życiu moim i Zośki poplątało się. Obie rozwiodłyśmy się z mężami, obie nie miałyśmy dzieci. Dwie samotne kobiety borykające się z życiem. Tylko rodzina Adama przetrwała. Czasem mu zazdrościłam. Nawet próbowałam zbliżyć się do nich, ogrzać trochę w cieple dobrze funkcjonującego domu, ale prędko dałam za wygraną. Brat też ciągle nie miał dla mnie czasu. Czułam, że niecierpliwią go moje wizyty. Rola piątego koła u wozu nigdy nie była moim marzeniem, dlatego prędko zrezygnowałam. Trzeba zachować chociaż odrobinę godności.

– Godność! I co ci z tego przyjdzie! Oni mają wobec ciebie obowiązki! – prychała Agata, koleżanka, której czasami się zwierzałam.

Nie chciałam być czyimś obowiązkiem, zależało mi na miłości rodzeństwa, a tej najwyraźniej między nami zabrakło. 

Przerzuciłam ciężar ciała na drugą nogę, łudząc się, że to coś pomoże. Zdrętwiałam od długiego stania na zimnie. Wzrok zatrzymałam na przyjacielu rodziny wspartym na balkoniku. Nie, jeszcze nie pora. Dam sobie radę. Muszę. Może będę miała trochę szczęścia?

– Stwardnienie rozsiane to choroba, której nie potrafimy skutecznie leczyć. Możemy tylko osłabić jej symptomy. Ale proszę być dobrej myśli. SM czasami zatrzymuje się na dłuższy czas, postępuje nieregularnie, z różnym natężeniem. Może i w pani przypadku tak będzie? Grunt, to nie tracić nadziei – tak powiedział lekarz.

Kiedy usłyszałam diagnozę, zachwiałam się.

– Czy ma pani rodzinę? Być może będzie pani potrzebowała opieki.

– Nie mam rodziny – powiedziałam.

Dlatego Agata była na mnie oburzona.

– Jak zwykle bierzesz wszystko na swoje barki. Zbyt łatwo im odpuszczasz. Zawiadom ich chociaż, niech wiedzą.

Tego akurat nie chciałam. Nie znosiłam litości, nie będę o nic prosiła. I tak się kiedyś dowiedzą. W końcu wyląduję na wózku, a potem pewnie w zakładzie opiekuńczym. Wtedy zadecydują. Nie spodziewałam się pomocy od Zośki czy Adama. Czy mogłabym tego wymagać? Opieka nad niedołężną siostrą to ogromne wyzwanie, nie każdy potrafi mu sprostać. Rozumiałam to.

Czy on też ma do mnie pretensje?

Ceremonia pogrzebowa dobiegła końca. Zapaliliśmy znicze. Nie miałam siły zmówić modlitwy za zmarłych. Potworny żal utrudniał mi oddychanie. Mamy już nie ma. Mnie też niedługo spotka ten los...

– Pójdziemy już, trzymaj się – rzucił Adam i zdawkowo cmoknął mnie w policzek.

Pożegnałam się z jego żoną i synami. Patrzyłam, jak odchodzą alejką w kierunku wyjścia. Odwróciłam się do zapłakanej Zośki. Tylko ona mi została. Podałam jej chusteczkę.

– A daj spokój, tak mnie jakoś rozłożyło na pogrzebie. Mamy już nie ma... Na cmentarzu zawsze myślę o rzeczach ostatecznych.

– Może spędzimy ten dzień razem, dawno się nie widziałyśmy… – zaproponowałam.

Zośka spojrzała na mnie zdumiona.

Zebrało ci się na sentymenty? O parę lat za późno, siostrzyczko. Gdzie byłaś, jak rzucił mnie mój były? Wiedziałaś, co się ze mną działo? Że chciałam odebrać sobie życie? Znajomi załatwili mi terapię, tylko dlatego teraz rozmawiamy.

– Nic nie mówiłaś – szepnęłam wstrząśnięta.

– Miałam wysłać faks? Gdybyś interesowała się rodziną, wiedziałabyś.

No tak. Zośka, najmłodsza z nas, zawsze uważała się za pępek świata. Otoczenie miało zgadywać, co ją gnębi.

– Adam wiedział o twoich... kłopotach? – spytałam ostrożnie.

– Ten człowiek sukcesu? – prychnęła Zośka. – On ma kalkulator zamiast serca.

Potknęłam się. Noga coraz częściej mi cierpła, ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa.

– Tylko się tu nie przewracaj – rzuciła siostra, ale nie próbowała mnie podtrzymać.

Nie czułam do niej żalu. Nie mogłam wymagać więcej, niż sama jej dałam. Nagle coś przyszło mi do głowy. Adam. Czy i on ma do mnie pretensje? Odsunęłam się, bo czułam się niechciana, może i on czuł się podobnie. Gdyby mama żyła... Łatwiej byłoby to wszystko rozwikłać. Gdyby...

Czytaj także:
„Uważałam, że babcia Klara jest za stara na konkurs piękności, ale ona wzięła w nim udział. Zmiotła ze sceny 20-latkę”
„Dziadek powiedział mi, że powinno się wybaczać zdrady. Każdemu może się powinąć noga, to przecież nic takiego”
„Oddałam mu wszystko, a on wykorzystał, zbałamucił i porzucił. Serce złamane przez młodzieńczą miłość, krwawi do dziś”

Redakcja poleca

REKLAMA