Dowiedziałem się, że w pracy kierownictwo szykuje redukcję zatrudnienia, a pani Halinka z kadr przyznała, że jestem na liście do zwolnienia. W domu – stagnacja. Kasia nic tylko powtarzała, że na nic nas nie stać, nigdzie nie pojedziemy, bo mało forsy, a Tomek ma w szkole wycieczkę, Zosia obóz sportowy w wakacje i trzeba oszczędzać. Strach pomyśleć, co będzie, jak mnie wywalą z roboty?
Dopadło mnie przygnębienie
Co to za życie? Od pięciu lat wciąż ten sam przeciętny samochód, mieszkanie w bloku, zrzędząca żona i niewdzięczne dzieci. Nikt się ze mną nie liczył.
Drogę do pracy zastąpiła mi kobieta z zaokrąglonym ciążowym brzuchem. Chciałem ją wyminąć, ale ta przyparła mnie do muru.
– Kup medalion na odmianę losu...
Spojrzałem na błyskotkę, którą podtykała mi pod nos i parsknąłem śmiechem.
– To chińskie badziewie? – na kawałku sznurka dyndała cienka blaszka z nierówno wytłoczonym jakimś pseudorunicznym znakiem. – Daj mi, kobieto, spokój – westchnąłem, starając się uwolnić.
– Wygląda na takiego, co mu zmiana potrzebna... – zauważyła.
– A nawet jeśli, to co?
– Ten medalionik – pomachała mi blaszką przed nosem – wygląda niepozornie, ale mogę tchnąć w niego wielką moc. Urodziłam się z taką siłą, że tamte staruchy – wskazała zbite w gromadkę kobiety. – boją się na mnie spojrzeć.
Rany, czego ja musiałem wysłuchiwać! Moc, tchnięcie, odmiana losu. Brzmiało to jak serial fantasy dla nastolatków. Czas mijał, a ja musiałem być zaraz w pracy. Może jak przestanę się spóźniać, zdejmą mnie z czarnej listy?
– No dobra, masz tu pięć złotych – wysupłałem monetę z portfela.
– Dwadzieścia! – przeszyła mnie roziskrzonym spojrzeniem. – Daj pan dwa papierki i ciesz się odmianą losu.
Nie wiem, dlaczego uległem. Wmawiałem sobie, że kierowała mną litość dla ciężarnej dziewczyny, ale prawda jest taka, że nigdy nie byłem asertywny. Oddałem jej równowartość swojego obiadu i jak niepyszny sięgnąłem po medalionik.
– Zaraz! – powstrzymała mnie, zaczerpnęła powietrza i mocno nań chuchnęła.
Nic się nie stało. Czające się nieopodal Romki zachichotały, a jakiś typek w korpogarniturze spojrzał na mnie z politowaniem.
– Tylko pamiętaj! – krzyknęła za mną, gdy upychając blaszkę w kieszeni spodni, ruszyłem jak niepyszny przed siebie – magia dobrze służy tylko dobrym ludziom! Zło rodzi większe zło!
Tratatata, nawet się nie obejrzałem.
Miałem dość tych jej bredni
Czułem się jak wydojony z pieniędzy frajer.
– Przygotowałeś prezentację dla szefa? – powitał mnie w firmie Rafał.
Spojrzałem na niego jak na kosmitę i po chwili sobie przypomniałem. O żesz... Rzeczywiście! Szef zlecił nam na jutro przygotowanie wprowadzenia do aplikacji, którą stworzył nasz zespół. Ale każdemu z osobna, zupełnie jakby to był jakiś test.
– Nie, nawet tego nie tknąłem – przyznałem, uświadamiając sobie, że jeśli Rafał mnie wyprzedził, to nic nie uratuje mnie przed utratą pracy.
– A ty?
– Ja też nie – przyznał.
– To co robimy?
– Może pójdziemy do szefa rano i razem poprosimy o przesunięcie terminu o kolejne dwa dni? – zaproponował.
To miało sens. Jeśli zachowamy się solidarnie i obaj przyznamy, że się nie wyrobiliśmy, żaden z nas nie podpadnie albo podpadniemy obaj, ale w tym samym stopniu.
– Dobra. Dziękuję! – uśmiechnąłem się do niego.
No proszę, Rafał wyglądał na biurowego cwaniaka, a okazał się w porządku facetem. Dzień mi minął szybko. Zacząłem się zbierać do wyjścia, gdy zobaczyłem, że Rafał wciąż siedzi przy swoim komputerze.
„Czyżby postanowił popracować przez noc i zrobić na jutro tę prezentację?” – dopadło mnie nieprzyjemne podejrzenie.
– Spokojnie – uśmiechnął się do mnie, widząc moją minę. – Sprawdzam ofertę biur podróży, bo wybieram się na urlop. Zaraz też wychodzę.
Uspokojony pożegnałem się z nim przyjacielskim uściskiem ręki i wreszcie wyszedłem z firmy.
Rano czekała mnie nieprzyjemna niespodzianka
– Prezentacja Rafała może i pozostawia nieco do życzenia, ale przynajmniej powstała – zaczął poranną odprawę szef. – A pan – tu skierował wzrok na mnie – nie ma nic, choć się umawialiśmy. Odbieram to jako skrajny przejaw braku szacunku dla przełożonych.
Wytoczyłem się z zebrania, czując się jak zbity pies. Po drodze do swego biurka zatrzymałem się jeszcze przy Rafale:
– Dlaczego to zrobiłeś?
Uśmiechnął się bez cienia zażenowania.
– Sorry, koleżko, dałeś się podejść jak dziecko – jeszcze mnie dobił.
Usiadłem na krześle pełen niewesołych myśli. Raczej nie trzeba wróżki, żeby mi wywróżyć, że wkrótce wylecę. A właśnie! Wróżka. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem medalionik. Podobno miał mi przynieść szczęście. Śmieszne! Potarłem go kciukiem, a potem wziąłem zamach, żeby wyrzucić go do kosza, gdy…
– Przygotowałeś już prezentację dla szefa? – usłyszałem głos Rafała.
Zdębiałem. Słyszałem te słowa wczoraj rano! Zamrugałem powiekami, rozejrzałem się i zdałem sobie sprawę, że stoję przy ekspresie do kawy w naszej kuchni, a na ściennym kalendarzu widnieje o dzień wcześniejsza data. To była dokładnie ta sama scena co wczoraj! Z tą różnicą, że ja już wiedziałem, co się dalej stanie.
– Nie, nawet tego nie tknąłem – odpowiedziałem ostrożnie, a w jego oczach dostrzegłem chytry błysk, który musiał umknąć mi wczoraj.
– Ja też nie – przyznał.
Umówiliśmy się więc, że nazajutrz poprosimy szefa o przesunięcie terminu. Tyle że ja już wiedziałem, co się święci. I prosto z kuchenki popędziłem do komputera, biorąc się do pracy.
– Szefie, zrobiłem tę prezentację dzień wcześniej – powiedziałem po południu, wparowując do gabinetu przełożonego. – Tym bardziej że... – trochę za głośno przełknąłem ślinę – Rafał nawet jeszcze nie zabrał się do pracy. Obawiam się, że to, co przygotuje na jutro rano, będzie się nadawało tylko do kosza.
Cholera! Medalion zadziałał! I to jak!
Nie wiem jak, ale potrafił mi dać drugą szansę, przenosząc w czasie! Dzięki temu zyskałem potężną broń! Miałem jednak dosyć rozsądku, by korzystać z niej w rozsądny sposób. Nie obstawiałem w Lotto od razu szóstki. Zamiast głównej wygranej zadowoliłem się kilkoma piątkami. To samo zrobiłem z zakładami piłkarskimi, internetową ruletką i pokerem. To spokojnie wystarczyło.
W ciągu kilku miesięcy obrosłem w piórka. Miałem nowy samochód, w pracy awansowałem, bo „przewidziałem”, jak będzie wyglądała aplikacja konkurencji, po czym zrobiłem identyczną, tylko wcześniej. Przygruchałem sobie kochankę, z którą specjalnie się nie kryłem. Przecież zawsze, kiedy nakrywała nas Kasia, mogłem to odkręcić za pomocą medalionu...
Jedna rzecz nie dawała mi tylko spokoju. Po każdym potarciu blaszki i cofnięciu się w czasie świat wyglądał nieco inaczej. Cienie stawały się głębsze i czaiło się w nich coś złego, wśród mijanych na ulicy twarzy co i rusz przemykała jakaś inna – szkaradna i złowroga, mierząca mnie nienawistnym spojrzeniem.
„Magia dobrze służy tylko dobrym ludziom” – brzmiały mi w pamięci słowa wróżki.
Ale kto przywiązywałby do nich wagę, skoro świat leżał mi u stóp? Pewnego wieczora Kasia tak mnie wkurzyła, że postanowiłem ją ukarać. Miałem dość jej ględzenia. Gderała, że mnie nie poznaje, że się zmieniłem, że nie szanuję ani jej, ani innych ludzi. Bez uprzedzenia chwyciłem ją za włosy i szarpnąłem. Upadła głową na kaloryfer. Uff, trochę mi ulżyło.
Oczywiście, nie jestem mordercą. Chciałem tylko rozładować emocje. Sięgnąłem do kieszeni po medalionik, żeby to odkręcić, ale .. palce natrafiły na pustkę. Wtedy z ciemnego kąta pokoju usłyszałem chichot, a potem szuranie. Cień drgnął, zgęstniał, zaczął pełznąć w moim kierunku jak żywe stworzenie. Krzyknąłem i uciekłem z mieszkania.
Złapali mnie jeszcze tego samego wieczora
Najpierw wsadzili do aresztu, ale po kilku dniach – kiedy szczerze i bez niedomówień opowiedziałem o medalionie prokuratorowi (musiałem go przekonać, że nie chciałem zabić żony!) – przenieśli mnie na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego. Lekarze są tu mili, pielęgniarze nie nadużywają przemocy, inni pacjenci trzymają się ode mnie z daleka.
Mógłbym tu zamieszkać na stałe, gdyby nie te ruchome cienie i chichoczące głosy chodzące za mną krok w krok. Wiem, że chcą mnie pochłonąć, dlatego błagam o spotkanie z wróżką nagabującą klientów pod metrem. Zapłacę jej każde pieniądze, byle tylko sprzedała mi drugi taki medalionik. Niestety, gdy tylko o niej wspominam, zaraz dostaję zastrzyk i zapinają mnie w kaftan.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”