Gdy wróciłem z emigracji, poczułem się w domu zbędny. Moje panie świetnie dawały sobie radę beze mnie, komunikowały się szybko i sprawnie, momentami gubiłem wątek ich rozmów. Arleta z każdą sprawą kierowała się do mamy, denerwowała się, gdy próbowałem dorzucić swoje trzy grosze. „Daj spokój, tato" – rzucała z lekceważącą nutą w głosie, z dnia na dzień coraz bardziej mnie odrzucając. A przecież nie tak układały się nasze relacje, zanim wyjechałem! Olga zawsze umiała znaleźć z nią wspólny język. Zupełnie inaczej niż ja...
Gdy skończyła 16 lat, tata stał się dla niej mało istotny, to jasne, ale chyba nie na tyle, żeby zupełnie mnie odciąć. Jednak właśnie takie miałem odczucia, z każdym dniem coraz bardziej tracąc wiarę, że uda mi się ponownie zbliżyć do mojej córki. Była dla mnie bardzo ważna, wychowywałem ją wspólnie z Olgą, a mimo to nie potrafiłem odtworzyć więzi, która kiedyś nas łączyła. Moje wysiłki przynosiły coraz gorsze rezultaty, im bardziej próbowałem, tym większą ponosiłem porażkę i tym bardziej czułem się jak głupek, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Czułem się jak intruz
Postanowiłem zagłębić się w lekturę na temat problemów dojrzewającej młodzieży, co skłoniło mnie do odbycia szczerej rozmowy z Arletą. Zapukawszy do drzwi jej pokoju (czego moja małżonka Olga zwykle nie czyniła), przekroczyłem próg, czując się niczym intruz. Córka obrzuciła mnie pytającym wzrokiem, lecz nie rzekła ani jednego słowa zachęty. Odchrząknąłem nerwowo.
– Ari, skarbie, wiesz jak fajnie nam się spędzało czas tylko we dwoje? Wariowaliśmy na huśtawkach na placu zabaw, wyruszaliśmy na przygody do parku, zbieraliśmy kasztany. Pamiętasz, jak stworzyliśmy z nich całą rodzinkę takich ludzików?
– Tato, to było wieki temu – Arleta nie kryła zaskoczenia. – Coś cię wzięło na wspomnienia?
– Nie, nie – zgubiłem gdzieś swoją myśl. – Chodzi mi o to, że powinniśmy częściej coś robić razem, no wiesz, odświeżyć naszą relację I nigdy nie zapomnij, że tatuś cię bardzo kocha.
Na jej twarzy malowało się zdziwienie, jakbym palnął jakąś gafę.
– Tato, coś się stało? Dopadła cię chandra? – moja spostrzegawcza pociecha od razu to wyłapała. – Chętnie bym się z tobą przeszła, ale teraz mam dużo nauki.
– To może jutro? – złapałem się ostatniej deski ratunku.
– Jutro jestem umówiona z koleżankami, więc w sumie mógłbyś mi rzucić jakąś stówkę – popatrzyła na mnie.
Chciałem iść na spacer, ale ona nie miała na to najmniejszej chęci. Znowu miałem wrażenie, że mną gardzi.
– Ok, to może następnym razem – wycofałem się z jej pokoju, który nagle wydał mi się taki obcy i daleki.
Żona mnie nie rozumiała
Kilkadziesiąt minut później wróciła Olga. Wkroczyła prosto do pokoju Arlety i od razu zaczęły gadać. Widać było, że dyskusja wciągnęła je obie, nie to, co moje nieudolne próby nawiązania dialogu. Sporo bym poświęcił, żeby tak swobodnie prowadzić z nią rozmowę… Pod wieczór, kiedy byłem pewien, że Arleta nie słyszy, postanowiłem zagaić do Olgi.
– Nie sądzisz, że nasza córka trzyma się ode mnie z daleka? Zdążyła się już odzwyczaić, nie robimy nic razem i wygląda na to, że wcale mnie nie potrzebuje. Ty wiesz o niej dosłownie wszystko, a ja kompletnie nic. Strasznie mi z tym ciężko.
– Jesteś przygnębiony? – żona zwróciła na to uwagę. – Arleta napomknęła, że coś cię dręczy i dopytywała nawet, czy aby na pewno dobrze się czujesz. Z tego, co mówiła, zupełnie ją zaskoczyłeś tymi zwierzeniami i opowieściami z lat dziecięcych. Jak stwierdziła, w taki sposób zachowują się osoby, które stoją nad grobem. Porządnie ją tym wystraszyłeś.
– Czemu nie spytała mnie prosto z mostu, co się ze mną dzieje, skoro tak się o mnie martwi? – poczułem irytację. – Ale gdzie tam, poleciała z tym do ciebie. I tu jest sedno sprawy, czuję się odsunięty na bok. Wypchnęła mnie na margines. Bliskość, która kiedyś nas łączyła, już jej nie czuję i boję się, że to się będzie tylko pogłębiać. Chciałem do niej dotrzeć, a widzisz, jak to się potoczyło. Rzecz w tym, że ja się na to nie piszę. Nie należę do facetów, którzy nie biorą udziału w wychowaniu własnego dzieciaka.
– Masz rację, nie należysz – przyznała Olga. – Jest w tym trochę prawdy. Gdy cię nie było, Arleta z dziecka wyrosła na nastolatkę. Mnie też nie do końca wtajemnicza w swoje sprawy.
– Patrzę na to z innej perspektywy. Gadacie ze sobą jak przyjaciółki od serca, zwierza ci się ze wszystkiego. – Tak ci się tylko wydaje. Ari już nigdy nie będzie tym przylepionym do maminej spódnicy brzdącem, który wpychał się na kolana i nie wyobrażał sobie życia bez rodziców. Powolutku staje się samodzielna, choć jeszcze będzie z nami długo.
– Uff, bo już się bałem, że uważasz ją za dorosłą osobę – zerknąłem podejrzliwie na moją drugą połówkę. – Arleta to wciąż jeszcze dziecko.
– Chciałbyś, tatusiu – Olga cmoknęła mnie pobłażliwie w czoło.
Odsunąłem się. W tym mieszkaniu zawsze byłem jak niepotrzebny grat.
Chciałem podpytać córkę
Pragnąc odzyskać zmarnowany czas, skupiłem się wyłącznie na Ari. To ja jako pierwszy zauważyłem, że dziewczyny, z którymi się umawia, zmieniły się w przystojnego bruneta. Nazywał się Jakub i już od pierwszego wejrzenia nie przypadł mi do gustu
Zazwyczaj moja intuicja co do innych jest trafna. Ten gówniarz nie był godzien zaufania, a już na pewno nie mojej córki. Wszedłem bez pukania, bo drzwi były uchylone.
– No to jak, idziemy na ten spacer? – zacząłem rozmowę.
– Tato, no weź... Akurat dzisiaj mi nie pasuje – westchnęła Ari.
– Idziesz na randkę z Kubą? - zapytałem, sięgając po jakieś książki i przyglądając mu się z uwagą.
Moja córka nagle zrobiła się bardzo podejrzliwa.
– No i co z tego? To mój kolega, jest fajny – rzuciła wyzywająco, jakby chciała pokazać, że nie pozwoli wtrącać się w swoje życie.
– W porządku – odparłem, odkładając lekturę na bok. – Tak naprawdę chodzi mi o coś innego. Gdyby kiedyś potrzebowała podwózki, masz śmiało dzwonić. Bez względu na godzinę czy miejsce, w jakim akurat będę i niezależnie od twojego stanu. Przyjadę, odwiozę do domu i ani słowem nie wspomnę nikomu. Twoje bezpieczeństwo to dla mnie priorytet. Wolałbym, żebyś nie wracała sama po zmroku, choćby od znajomej.
– Tato, co ty sugerujesz, niby w jakim stanie mam być? – Ari zareagowała podniesionym tonem.
– Mniejsza z tym – rzuciłem krótko. – W razie czego dzwoń. Po prostu to zrób, skarbie.
– Jasne, kapuję – Arleta nagle parsknęła śmiechem. – Jesteś super, tato, ale daj spokój. Mam towarzystwo na drogę powrotną i możesz mi dać kasę na taksówkę, ewentualnie.
W końcu się przydałem
No więc, od kiedy wróciłem do domu, to był pierwszy raz, kiedy gadałem z Arletą tak normalnie, szczerze. I myślę, że to, co jej powiedziałem, było ważne. Nie jestem już pierwszej młodości, ale przecież nie zapomniałem, jak to jest być młodym. Sytuacje bywają różne, więc lepiej dmuchać na zimne i mieć jakieś zabezpieczenie, tak na wszelki wypadek.
Pewnego późnego wieczoru zadzwoniła Ari. Bardzo się martwiliśmy, bo spóźniała się już godzinę. Wysłała wiadomość, że wszystko ok, ale telefonu nie odbierała. Bez wahania wskoczyłem w auto i popędziłem jej szukać. Stała na chodniku zupełnie sama, mimo że podobno była na randce z Jakubem. Otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Zgodnie z obietnicą, nie zadawałem żadnych pytań, ale przyszło mi to z niewyobrażalnym trudem. Nagle Arleta pociągnęła nosem raz i drugi. Nie wytrzymałem tej ciszy, więc zaparkowałem z boku i powiedziałem w przestrzeń:
– Chodzi o tego chłopaka?
Arleta potwierdziła skinieniem. Od razu zmieniłem kierunek, zamierzając dopaść szczeniaka, który zranił moje dziecko.
– Tato, co ty wyprawiasz? – Ari przejrzała mój plan i nagle parsknęła śmiechem, choć zabrzmiało to dość nerwowo. – Niczym mi nie zawinił. Po prostu… No wiesz, rozstaliśmy się. Nie trzeba go od razu karać.
Choć nie miałem powodów do radości, dołączyłem do jej śmiechu, by dać jej znać, że ją wspieram. Chichotaliśmy przez chwilę, po czym moja córeczka przetarła zapłakane oczy i zasmarkany nosek, by znów pogrążyć się w smutku utraconej miłości. Aż zabolało mnie w piersi, a jednocześnie poczułem dziwną ulgę. Ari znów była przy mnie, może nie do końca tak, jak to sobie wyobrażałem, ale i tak było super. Kto by pomyślał, że to zasługa Jakuba! Mimo wszystko nie radziłbym mu jednak wpaść na mnie. Potrafię być niewdzięczny jak diabli...
Tomasz, 45 lat
Czytaj także: „Okłamuję rodziców, że robię karierę w mieście. Wstydziliby się mnie, gdyby wiedzieli, skąd mam tyle kasy”
„Narzeczony razem z mamusią naciskali na intercyzę. Kpiłam z tego, bo Marcin przecież miał puste konto”
„Przez kolegów myślałem, że młoda żona jest ze mną tylko dla kasy. Zrobiłem coś głupiego, żeby to sprawdzić”